Aktualizacja strony została wstrzymana

Paranoja znaków towarowych

W 1999 r. Amazon opatentował „wynalazek” one click purchase – zakupu przy użyciu jednego kliknięcia. To możliwe tylko w Ameryce? Niestety nie. Moda na czerpanie korzyści finansowych z coraz to dziwniejszych form własności intelektualnej dociera już nad Wisłę. Przy okazji władze mogą kneblować usta niepopularnym twórcom. Mowa tu o zastrzeganiu znaków towarowych przez instytucje publiczne.

W grudniu 2012 Wydawnictwo Zysk i S-ka zostało oskarżone przez zarząd warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki o nielegalne wykorzystanie znaku towarowego. Tym znakiem miało być… zdjęcie Pałacu Kultury umieszczone na okładce dwóch książek wydawnictwa: „Wieży komunistów” dziennikarza i poety, Witolda Gadowskiego oraz „Zgreda” Rafała Ziemkiewicza. – Pałac Kultury i Nauki to znak towarowy, zastrzeżony w urzędzie patentowym – powiedział Ireneusz Źukowski z działu prawnego PKiN. – Każdy, kto w komercyjnych celach chce wykorzystać wizerunek budynku, musi mieć zgodę zarządu spółki – dodał Źukowski. Dopuszczalne jest jedynie fotografowanie pałacu w celach prywatnych, niekomercyjnych. Wydawnictwo zdecydowało się zatem zmienić okładkę drugiego wydania książki Ziemkiewicza. Trwają negocjacje w sprawie opłaty, którą Zysk i S-ka będzie musiał uiścić na rzecz PKiN. Sprawa wydaje się kuriozalna – trudno uznać zdjęcie Pałacu Kultury za znak towarowy analogiczny do logo Coca-Coli. Jest to budynek obciążony dziedzictwem historycznym, symbol. Przedstawianie go w formie grafiki czy zdjęcia jest konieczne, jeśli chcemy poruszać tematy historyczne. Ograniczenie tego prawa to jawne, ale i absurdalne gwałcenie wolności wypowiedzi.

Z takiego założenia wyszli też przedstawiciele PiS, którzy wzięli w obronę wydawnictwo Zysk i S-ka oraz autorów książek. Ich zdaniem sprawa ma wydźwięk polityczny, gdyż obydwaj autorzy prezentują poglądy politycznie niepoprawne. Książka Gadowskiego, która miała być „miną podłożoną pod system”, mogła rozzłościć zwolenników III RP. Być może zatem polityczna niepoprawność była powodem zdecydowanej reakcji zarządu PKiN. 

Przeciwnikiem zakazu jest też poseł Artur Górski (PiS). – Dla mnie sytuacja jest absurdalna. Pałac Kultury to symbol komunizmu, to czerwone, niechlubne, ale jednak dziedzictwo – powiedział PCh24.pl polityk.  – Czym innym jest ochrona prawna obiektu, jako zabytku, jeszcze czym innych jest ochrona prawna obiektu jako swoistego znaku towarowego, a jeszcze czym innym możliwość fotografowania obiektu publicznego – a takim jest Pałac Kultury i wykorzystywanie tych zdjęć do celów wydawniczych.  Jeśli nawet jest możliwy taki absurd, jak zastrzeżenie wizerunku budynku, to nie powinno dotyczyć to obiektów publicznych, historycznych, a tym bardziej nie może obejmować zdjęć historycznych, wykonanych wiele lat temu – dodaje poseł.

Co gorsza, Pałac Kultury nie jest bynajmniej wyjątkiem. Także przedstawiciele innych instytucji publicznych aktywnie działają na polu zastrzegania znaków towarowych. Przykładem jest Muzeum w Wilanowie. Zastrzeżonym przez Muzeum znakiem towarowym są w tym przypadku… słowa. Chodzi tu o takie wyrażenia jak: „Pałac Królewski w Wilanowie”, „Rezydencja Królewska Morysin” czy „Folwark Królewski”. Jak podał 12 grudnia 2012 r. portal prawo.rp.pl, kolejnym takim znakiem miało być określenie Villa Nuova. Jednak urząd patentowy odmówił rejestracji. Tym razem szybsza była restauratorka, która nazwała tak restaurację znajdującą się w pobliżu Muzeum. Z kolei Zarząd Terenów Publicznych planuje zastrzeżenie wizerunku takich obiektów jak Syrenka Warszawska, otoczenie Grobu Nieznanego Źołnierza i sam Grób, pomnik Mickiewicza, a także Kolumna Zygmunta! (sic!).  

Moda na zastrzeganie znaków towarowych dotarła też na Wawel. Nie zezwolono tam na zrobienie zdjęcia do Wikipedii. Na ten „genialny” pomysł dyrekcja zamku wpadła już w 2007 r. – Dyrekcja ma prawo dysponować wizerunkiem Zamku Królewskiego na Wawelu. Pewne składniki owego wizerunku są nawet objęte ochroną, jako znaki towarowe. To jest własność i możemy nią dysponować tak, aby nie zarabiał ktoś nieupoważniony – tłumaczył cytowany przez portal prawo.vagla.pl wicedyrektor ds. muzealnych Wawelu, Jerzy Petrus. Innymi słowy: regulacje są potrzebne, by zapobiec „nieuczciwemu” pozyskiwaniu dochodu.

Restrykcyjne przepisy dotyczące możliwości robienia zdjęć na Wawelu spotkały się ze sprzeciwem Stowarzyszenia Wikimedia Polska. Zdaniem przedstawicieli Stowarzyszenia zakaz fotografowania dzieł, do których prawa autorskie już wygasły jest absurdalny. Utrudnia to dostęp do dóbr kultury, który bez tych ograniczeń byłby w epoce cyfrowej wyjątkowo łatwy. Hamuje się przez to również rozwój nauki. W efekcie, jak zauważają przedstawiciele Wikimedii, symbolem polskiej kultury stają się wątpliwej próby muzycy rockowi, a nie historyczne dzieła sztuki. I choć członkowie Stowarzyszenia próbowali polemizować z zakazem fotografowania oraz wysyłali w tej sprawie pisma do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, odpowiedzi jakie otrzymywali miały charakter wymijający.

Jak powiedział PCh24.pl Tomasz Zienowicz z Biura Prasowego Stowarzyszenia Wikimedia Polska, uniemożliwianie fotografowania zbiorów muzealnych jest sprzeczne ze zdefiniowanymi zadaniami muzeów, wymienionymi w ustawie z 29.6.2007r. – Każda inna działalność, a w szczególności odwrotna niż ta zapisana w ustawie to samowola urzędnicza. Niestety jest ona obecnie nie tylko tolerowana, ale nawet pochwalana przez MKiDN – twierdzi Zienowicz. Na szczęście są jeszcze w Polsce instytucje prowadzące bardziej liberalną politykę. Przykładem jest tu Archiwum Główne Akt Dawnych, które udostępnia swe zbiory wikipedystom. Dzięki temu instytucja jest postrzegana jako nowoczesna, a ludzie mają łatwiejszy dostęp do dóbr kultury. – Specjalista, naukowiec czy archiwista i tak będzie potrzebował dostępu do oryginału, a gimnazjalista czy licealista z odległej miejscowości raczej nie pojedzie do Warszawy żeby zobaczyć, jak wyglądał pokój oliwski kończący potop szwedzki – dodaje Zienowicz.

Zarówno „warszawskie” jak i „krakowskie” przypadki łączy jedno: utrudnianie dostępu do dóbr będących elementem narodowego dziedzictwa. Problem zastrzegania znaków towarowych i wynikłego z niego ograniczania wolności nie jest oczywiście problemem wyłącznie polskim. Własność znaków handlowych, to, jak twierdzi prawnik,  Stephan Kinsella cytowany przez mises.pl, jedna z czterech głównych form własności intelektualnej. Ich ochrona jest we współczesnym prawodawstwie równie istotna, co ochrona praw autorskich (dotyczących dzieł takich jak książki, filmy etc.), patentów (dotyczących wynalazków mających zastosowanie praktyczne), tajemnic handlowych (np. tajnych przepisów produktów, takich jak Coca-Cola). Jak pisze Kinsella „Znak handlowy to: słowo, wyrażenie, symbol lub projekt graficzny służący rozpoznaniu źródła sprzedawanych dóbr i usług oraz odróżnieniu ich od konkurencji, np. znak rozpoznawczy Coca-Cola® na puszkach napojów produkowanych przez tą firmę pozwalający jej na odznaczanie się na tle konkurencji”. Oficjalnym celem ustawy o znakach handlowych jest ochrona oryginalnych produktów przed „podrobieniem” przed konkurencję. W polskim prawie nie mówi się o znakach handlowych, jednak pojęcie to jest zastąpione przez termin „znaki towarowe”. Dotyczy ono wszystkich dających się przedstawić w formie graficznej odznaczeń, odróżniających jeden towar od innego. Mogą to być więc zarówno słowa, jak i „formy przestrzenne”. W Polsce, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, ochrona znaku towarowego obowiązuje przez 10 lat, z możliwością jej przedłużenia.

Celem istnienia znaków towarowych jest zatem takie oznaczanie towarów i usług, aby konsumenci rozpoznawali ich pochodzenie. Zakaz komercyjnego wykorzystywania zdjęć PKiNu wykracza poza to zastosowanie. Dlaczego zatem wydawnictwo ugięło się przed roszczeniami zarządu Pałacu Kultury? – Mamy tu, moim zdaniem, doskonały przykład tzw. „chilling effectu”; jakaś organizacja poprzez szerokie zastosowanie praw własności intelektualnej powoduje, że część całkiem legalnych działań nie ma miejsca w obawie przez narażeniem się na kosztowne procesy prawne – mówi PCh24.pl Maciej Miąsik informatyk i twórca znanego bloga poświęconego kwestii własności intelektualnej. – Ludzie teraz zastanawiają się, czy mają prawo do skorzystania ze swojego prawa autorskiego, np. poprzez wykonanie zdjęcia czy grafiki Pałacu, na których będą chcieli sobie zarobić, bo przecież ktoś twierdzi, że już „posiada” wizerunek Pałacu. Dochodzi do swoistej autocenzury, bo tak naprawdę sytuacja jest na tyle niejasna, że lepiej powstrzymać się od pewnych działań niż narażać się na niepotrzebne koszty, nawet, gdy podejmuje się działania zgodne z prawem – dodaje Miąsik.

Wszystko wskazuje na to, że restrykcje dotyczące fotografowania są pozbawione racjonalnego uzasadnienia. Nie jest nim na pewno konieczność ochrony danego wizerunku przed podróbką. W przypadku dóbr o charakterze historycznym trudno też uzasadnić dążenie do obrony znaków towarowych prawami twórców. Twórcy Zamku Królewskiego, Wilanowa czy Wawelu nie żyją od setek lat. Kto w takim razie, oprócz członków zarządów państwowych instytucji, miałby stracić dochód w wyniku zrobienia zdjęcia?  Kto miałby poczuć się skrzywdzony w wyniku zrobienia zdjęcia Pałacu Kultury czy eksponatu sprzed kilku wieków znajdującego się na Wawelu? Chyba jedynie zarząd tych instytucji, a nie autorzy dzieł czy konstruktorzy budynków. A przecież całe te zarządy są rzekomo reprezentacjami narodu! Liczące dziesiątki, a nawet setki lat dobra kultury są zawłaszczane przez bandę urzędników. Trudno nie pokusić się o refleksję, że urzędnicy ci, sami utrzymywani z pieniędzy podatników zajmują się głównie utrudnianiem im życia.

Marcin Jendrzejczak

Za: Polonia Christiana - pch24.pl (2013-01-14) | http://www.pch24.pl/paranoja-znakow-towarowych,11580,i.html

Skip to content