Aktualizacja strony została wstrzymana

Lista kompromitacji ABW

„Nasza Polska” przyjrzała się działaniom ABW pod rządami PO-PSL

„ABW inwigilowała Stanisława Michalkiewicza” – taka informacja wyciekła niedawno do mediów. Agencja miała wziąć pod lupę stałego felietonistę „Naszej Polski” pod pretekstem  „zabezpieczenia operacyjnego obchodów powstania w getcie żydowskim”. Kilka dni wcześniej agenci największej w Polsce służby specjalnej wtargnęli do licealistów związanych z organizatorami Marszu Niepodległości. Szukali u nich materiałów wybuchowych i powiązań z „polskim Breivikiem”, czyli Brunonem K., którego zatrzymała ABW  i z pomocą mediów przedstawiła jako prawicowego ekstremistę, który był o krok od wysadzenia w powietrze prezydenta, premiera i parlamentarzystów. Zanim odpalono news z Brunonem K., ludzie Krzysztofa Bondaryka, człowieka związanego z Platformą Obywatelską, dopadli „groźnego bandytę” Roberta Frycza, twórcę internetowej strony satyrycznej Antykomor.pl, na którą dziennie wchodziło zaledwie kilkadziesiąt osób… Dużo poważniejsze za to wydają się inne działania „Abwehry”, które pokazują skalę inwigilacji Polaków, instrumentalne wykorzystywanie służb przez ekipę Donalda Tuska i ekstremalny brak profesjonalizmu. Dlatego oddajemy w ręce Czytelnika listę wpadek Agencji pod rządami PO.

2007 rok

Agenci z SB i PZPR

Krysztof Bondaryk, szef ABW, po przyjściu do „firmy” przygarnął Andrzeja Barcikowskiego, w latach 80. wiceszefa Wydziału Ideologicznego KC PZPR, później szefa doradców premiera Cimoszewicza i działacza SLD. Postawił także na Zdzisława Skorżę, który pierwsze szlify w tajnych służbach zdobywał jeszcze w latach 80. Wówczas w Radomiu był pracownikiem kontrwywiadu SB. Później został zastępcą szefa ABW Krzysztofa Bondaryka. Inny eks-esbek, Janusz Fryłow, zajął się w ABW kierowaniem kontrwywiadem tej służby. Głośne były także inne postacie z otoczenia Bondaryka. Po działaniach Centralnego Biura Antykorupcyjnego prasa informowała, że „Szef wywiadu skarbowego Andrzej P., bliski znajomy szefa ABW Krzysztofa Bondaryka, usłyszy prokuratorskie zarzuty. Za wywieranie nacisków na dyrektora krakowskiego Urzędu Kontroli Skarbowej. W konsekwencji podjęto decyzję kosztującą Skarb Państwa 900 milionów złotych”.

„Apolityczną” ABW dowodzi polityk PO

W dalszym ciągu jak mantrę powtarza się twierdzenie, że Centralne Biuro Antykorupcyjne pod kierownictwem Mariusza Kamińskiego i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego kierowana przez Bogdana Święczkowskiego były „służbami partyjnymi”. A więc popatrzmy na ABW Krzysztofa Bondaryka i biografię tego pana, który był wiceszefem MSWiA w rządzie Buzka, a potem aktywnym działaczem PO, w której władzach zasiadał i z ramienia której kandydował do Sejmu. Bondaryk to jedyny partyjny działacz, który w III RP otrzymał stopień generalski (w 2010 r. z rąk prezydenta Komorowskiego). W dodatku jest praktycznie „nie do ruszenia”. Od lat kieruje największą służbą specjalną, liczącą ok. 5,5 tys. funkcjonariuszy. I nic nie wskazuje na to, by szybko miał stracić stanowisko, skoro nie zaszkodziły mu skandale związane z okresem, gdy pracował w Polskiej Telefonii Cyfrowej: gigantyczna odprawa i ukrywanie dochodów, zakup samochodu po zaniżonej cenie, podejrzenie o nielegalne kopiowanie i wynoszenie danych.

2008 rok

Kompromitujące zatrzymanie

W 2007 r. cała Polska pastwiła się nad ABW i PiS za śmierć Blidy i nieprzeszukanie łazienki, w której posłanka trzymała rewolwer. Rok później, pod rządami PO cała Polska milczała, bo nie wiedziała o podobnej sytuacji, która miała miejsce za rządów Tuska. Wówczas takich wpadek Agencji już nie nagłaśniano… Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego w październiku 2008 r. także próbowała przemilczeć swoją nieudolność po tym, jak zatrzymany na północy Polski przemytnik w czasie przesłuchania… poderżnął sobie gardło. Agenci nie zwrócili uwagi, że przestępca ma nóż i zdjęli mu kajdanki. Gdyby wbił nóż o centymetr głębiej, przeciąłby sobie tętnicę i nie został odratowany. Co mogło się stać, gdyby miał broń? Nietrudno odpowiedzieć na to pytanie.

Inwigilacja dziennikarzy

ABW nagrywała dziennikarzy w 2008 roku w związku z głośną próbą samobójczą dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego. Rejestrowała też prywatne rozmowy Gmyza i Rymanowskiego z Sumlińskim. Jak się okazuje – niezgodnie z przepisami – nie zniszczyła stenogramów niezwiązanych ze sprawą. Co więcej, zostały odtajnione i udostępnione pełnomocnikowi prawnemu Jacka Mąki, wiceszefa ABW, do wykorzystania w zupełnie innym procesie między nim a „Rzeczpospolitą”. Premier Tusk uznał jednak, że nie doszło do żadnych nieprawidłowości czy naruszenia procedur i pozostawił wiceszefa ABW na stanowisku…

ABW kryje Komorowskiego?

13 maja 2008 r. funkcjonariusze ABW zatrzymali dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego w związku z oskarżeniem o korupcję przy weryfikacji oficerów WSI. Sąd nie zdecydował się na areszt, orzekając kaucję i zakaz opuszczania kraju. Prokuratura zaskarżyła tę decyzję i pod koniec lipca 2008 r. Sąd Okręgowy zmienił decyzję. Wówczas dziennikarz próbował popełnić samobójstwo, po czym trafił do szpitala, a areszt zamieniono na dozór. U początków całej sprawy znalazł się ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, który po rozmowach z oficerami WSI powiadomił szefów ABW i kontrwywiadu wojskowego o rzekomej korupcji w Komisji Weryfikacyjnej. Sumliński do dzisiaj nie otrzymał zarekwirowanych przez ABW dokumentów kompromitujących czołowych polskich polityków. Został za to zdyskredytowany w oczach społeczeństwa i swojej własnej rodziny (co opisał we wstrząsającej książce „Z mocy bezprawia”). Obecnie zarzuty wobec dziennikarza upadają jeden po drugim, ale media już o tym nie informują.

2009 rok

Zatrzymanie na życzenie Tuska?

8 września 2009 r. funkcjonariusze ABW wkroczyli do gabinetu prezesa ZUS Sylwestra Rypińskiego i zatrzymali go pod zarzutem korupcji. Dzięki temu premier Tusk mógł szybko odwołać związanego z PSL Rypińskiego i zastąpić go swoim ministrem Zbigniewem Derdziukiem.

2010 rok

Inwigilacja prezydenta Kaczyńskiego

Według części dziennikarzy i polityków opozycji, do 10 kwietnia 2010 r. prezydent Lech Kaczyński był inwigilowany przez podległą premierowi Tuskowi ABW. Pierwsza o sprawie poinformowała „Rzeczpospolita”. I chociaż Agencja dementuje doniesienia o szpiegowaniu prezydenta, to fakt rejestracji Kaczyńskiego w bazie osób mogących zostać poddanych inwigilacji potwierdzają skany dokumentów, które z ABW wyciekły do mediów.

2011 rok

ABW gnębi twórcę Antykomora

Agenci ABW zapukali do studenta, który był autorem satyrycznej strony Antykomor.pl – strony nikomu nieznanej, na którą wchodziło kilkadziesiąt osób dziennie. A więc ruch był minimalny, „domowy”, jak mówią specjaliści z branży internetowej. Na witrynie znajdowały się dowcipy o prezydencie i infantylne gry satyryczne. W jednej z prymitywnych gier ubranych w satyryczną grafikę można było strzelić do prezydenta, jednak opis informował, że to tylko zabawa… To nie powstrzymało siedmiu uzbrojonych funkcjonariuszy ABW, którzy dokonali przeszukania, zabrali Fryczowi zabawki, a finał akcji był taki, że twórca satyrycznej strony o prezydencie Komorowskim został oskarżony o znieważenie głowy państwa. Rok później został uznany za winnego i skazany na karę roku i trzech miesięcy ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania 40 godzin prac społecznych miesięcznie. Warto pamiętać, że chłopcy z ABW jakoś nie ruszyli się dotąd  ze swoich licznych delegatur, żeby pozamykać dziesiątki stron obrażających śp. Lecha Kaczyńskiego… Widać, nie było rozkazu.

Nałogowi podsłuchiwacze

W 2009 r. w Polsce pobierano od teleoperatorów milion informacji o operacjach telefonicznych. W 2010 już 1,4 miliona. W 2011 r. policja i służby ponad 1 mln 856 tys. razy sięgnęły po dane, do kogo i skąd dzwoniliśmy, wysyłaliśmy SMS-y i kiedy wchodziliśmy do Internetu! Agenci poprzez dane ze zwykłego telefonu komórkowego mogą ustalić nawet, z kim się spotykaliśmy. Służby specjalne bronią się, mówiąc, że w ten sposób walczą z przestępczością, a największą z polskich służb jest właśnie ABW. Dla porównania w Niemczech po takie dane sięgają ok. 35 razy rzadziej (w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców). A przecież nie do końca znamy inwigilacyjne działania pewnej specsłużby w specsłużbie… Mowa o „przybudówce ABW”, czyli wywiadzie skarbowym, jedynej wszechwładnej służbie specjalnej, która nie podlega sejmowej komisji ds. służb specjalnych. Wywiad skarbowy także zajmuje się podsłuchami, choć nie prowadzi samodzielnie śledztw, a poza tym jest jedną z najbardziej tajemniczych służb specjalnych w III RP.

2012 rok

Hackerzy ośmieszają Agencję

W styczniu tego roku hackerzy, robiąc szum wokół ACTA, zaczęli blokować strony rządowe. Sprawą zajęła się policja i ABW, ale strona tej drugiej padła jako jedna z pierwszych… Hakerzy zablokowali stronę internetową Agencji i zrobili to bez ingerencji w kod witryny (jak np. w przypadku strony KPRM). Do rozłożenia na łopatki strony ABW wystarczyła najprostsza metoda DDoS (atak z wielu komputerów, który czyni atakowaną stronę niedostępną z powodu ogromnego, ale sztucznego ruchu). Niemniej jednak to właśnie Agencja stoi na straży rządowych serwerów i bezpieczeństwa cybernetycznego. Mało tego, najważniejsze witryny rządowe są pod ochroną systemu bezpieczeństwa teleinformatycznego ARAKIS-GOV, za który Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (wraz z NASK) otrzymała w 2010 r. nagrodę „Teraz Polska”.

Michalkiewicz, Łysiak, Nowak na celowniku ABW

Jak poinformował tygodnik „Najwyższy CZAS!”, ABW w kwietniu 2012 r. rozpoczęła tajną informację o kryptonimie „Menora”, której oficjalnym celem było rozpracowanie osób podejrzanych o poglądy antysemickie. Oficjalnym powodem tych działań było „zabezpieczenie operacyjne obchodów powstania w getcie żydowskim”. Według informacji „NCz!” inwigilacją objęto m.in. Stanisława Michalkiewicza, Jerzego Roberta Nowaka oraz Waldemara Łysiaka, a więc publicystów, którzy nie zostawiają suchej nitki na rządzącej Platformie Obywatelskiej.

Brunon K. z Allegro

ABW schwytała „polskiego Breivika” (już drugiego w ciągu kilku miesięcy), czyli 45-letniego chemika Brunona K., pracownika naukowego Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. Na konferencji prasowej pokazano na telebimie jakieś gigantyczne wybuchy, opowiadano o prawicowych i antysemickich poglądach terrorysty; o tym, że werbował grupę i miał wysadzić Sejm, a przy okazji premiera i prezydenta. „Grupę terrorystyczną” zwolniono bez stawiania zarzutów, a u Brunona zarekwirowano gadżety, które są ogólnie dostępne na… Allegro. Jednak najgroźniejszy wydawał się news, że Brunon K. posiadał ponad cztery tony trotylu. Jednak ze zdawkowych informacji wynika, że to nie trotyl, ale zwykła saletra amonowa wykorzystywana masowo w rolnictwie do nawożenia pól. Do tego prawdopodobnie agenci ABW mogli przekroczyć swoje uprawnienia i podżegać Brunona do realizacji swoich chorych pomysłów (co bierze pod uwagę nawet przychylna władzy „Gazeta Wyborcza”). Poza tym akcja tropienia terrorysty numer 1 w Polsce wykonana przez ABW i obwieszczona jako wielki sukces, to nic innego jak ujęcie faceta, który znany był pod swoim nazwiskiem od ponad roku w Internecie. Tam otwarcie pisał o wszystkim i tam szukał osób o podobnych poglądach. Praca operacyjna mająca na celu lokalizację zagrożenia mogła polegać w dużej mierze na zwykłym białym wywiadzie. Za to Brunon K. przydał się koalicyjnym politykom do ataków na Młodzież Wszechpolską, PiS i posłużył jako pretekst do nowelizacji kodeksu karnego i wprowadzenia szerszej penalizacji „mowy nienawiści” (czytaj eliminacji krytyków rządu PO-PSL).

ABW robi kipisz przed Marszem Niepodległości

Agenci ABW wraz z policją wtargnęli do domów młodych organizatorów Marszu Niepodległości. Zarekwirowali im komputery, telefony, nośniki pamięci i inne przedmioty. Przypomnijmy, że funkcjonariusze wcześniej nękali uczestników i organizatorów Marszu w obronie Telewizji Trwam, który przeszedł ulicami stolicy 29 września br. Tym razem dopadli „groźnych” nastolatków. Czterech funkcjonariuszy ABW, jak się później okazało, przeszło przez ogrodzenia mojego domu, a następnie weszli do środka przez drzwi, które nie były zamknięte na zamek. Następnie weszli na pierwsze piętro do mojego pokoju i obudzili mnie w łóżku słowami: „Dzień dobry, pan wstanie”, nie pokazując żadnej legitymacji, a jedynie uzasadnienie i nakaz – relacjonował Tomasz Kozyra, jeden ze współorganizatorów z ramienia Stowarzyszenia „Marsz Niepodległości”. A jak uzasadniali kipisz agenci? Sprawdzaniem powiązań przyszłych uczestników Marszu Niepodległości ze sprawą dyrektora lubelskiego Teatru NN. A chodzi o to, że rozwieszone zostały plakaty z wizerunkiem dyrektora teatru, w tle znalazła się Brama Grodzka z powiewającą nad nią flagą Izraela i podpisem „Ministerstwo Prawdy”. Czy to był prawdziwy powód zaangażowania Agenci mającej dbać o bezpieczeństwo wewnętrzne kraju i walczyć z terroryzmem, czy może ABW chciała skompromitować lub wystraszyć organizatorów Marszu Niepodległości? Odpowiedź nasuwa się sama.

ABW dręczy licealistów

Policjanci, ABW i Straż Graniczna zabrała się za straszenie sześciu licealistów z Krakowa. Funkcjonariusze ABW przy pomocy Straży Granicznej interweniowali nawet w szkole, do której chodzą chłopcy, i przeszukali mieszkania ich rodziców. Licealiści mają po 17 i 18 lat. Akcja rozkręciła się po anonimowym donosie, w którym ktoś oskarżył ich, że mają związki z Brunonem K. Oskarżono nas w tym e-mailu o posiadanie materiałów wybuchowych, broni i planu wysadzenia w powietrze Dworca PKS w Krakowie – relacjonował w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” jeden z zatrzymanych licealistów. Michał Cieślawski, założyciel grupy Młodzi Narodowych Sił Zbrojnych i jej lider, zapewnia, że żadnego Brunona K. nie zna i nie ma zamiaru zawierać z nim znajomości. ABW po całej akcji stwierdziła, że jej tam nie było… ale zaprzeczają temu licealiści, ich rodzice, świadkowie a obecności Agencji nie chce zdementować nawet policja państwowa. Według licealistów podczas przesłuchań na policji padały takie pytania jak to, czy ich organizacja jest związana z „faszystowską organizacją Młodzież Wszechpolska”. Funkcjonariusze mieli sugerować, że prowadzona przez nich działalność „ma wszelkie znamiona działalności terrorystycznej”, za co grozi nawet do 8 lat więzienia.

Pułkownik ABW i Polska.pl

W maju tego roku „Nasza Polska” informowała o aferze domenowej z pułkownikiem ABW w roli głównej. Wyceniane na miliony złotych serwisy internetowe Polska.pl i Poland.pl zostały wydzierżawione firmie Agora SA, wydawcy „Gazety Wyborczej”. Stało się to za zgodą byłego pułkownika ABW, Michała Chrzanowskiego. Państwowy instytut NASK, właściciel obu domen, nie ogłosił publicznego przetargu na dzierżawę adresów, informację wysłał tylko kilku sobie znanym podmiotom, a warunki oraz umowa wynikająca z tej transakcji do dzisiaj pozostają tajemnicą. Polska.pl i Poland.pl to główne domeny będące podstawowym źródłem wiedzy w Internecie o naszym kraju. I o ile czymś naturalnym jest, że domena Deutschland.de należy do Auswärtiges Amt, czyli do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Niemiec, to w sumie nie powinno dziwić, że Polska.pl i Poland.pl dzierżawione są przez Agorę… To odzwierciedla nawet pewną rzeczywistość.

Robert Wit Wzrostkiewicz

Artykuł ukazał się w najnowszym numerze tygodnika „Nasza Polska” Nr 50(893) z 11 grudnia 2012 r.

Za: Nasza Polska | http://www.naszapolska.pl/index.php/component/content/article/42-gowne/3508-lista-kompromitacji-abw

Skip to content