Aktualizacja strony została wstrzymana

Co wiedzą służby? – Aleksander Ścios

Służba Kontrwywiadu Wojskowego informuje, że już w kwietniu 2010 r., w ramach współpracy z jedną ze służb partnerskich NATO, otrzymała materiały niejawne pochodzące z rozpoznania satelitarnego związane z katastrofą samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem. Materiały zostały niezwłocznie przekazane Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Warszawie” – napisano w komunikacie departamentu prasowo-informacyjnego SKW wydanym 14 czerwca 2011 roku.

Rozpoznanie satelitarne to oczywiście zdjęcia satelitarne okolic smoleńskiego lotniska, wykonane przez amerykańskie satelity wywiadowcze. Nie ulega wątpliwości, że w pierwszych dniach kwietnia,  teren Smoleńska musiał znajdować się w polu obserwacji służb USA i NATO. 7 kwietnia doszło tam przecież do spotkania premiera Polski z Władymirem Putinem, zaś 10 kwietnia na smoleńskim lotnisku miał wylądować polski prezydent. Dla służb wywiadowczych, tego rodzaju sytuacje stwarzają doskonałe pole do obserwacji zachowań służb przeciwnika, pozwalają poznać niektóre procedury zabezpieczeń, śledzić zmiany w lokalizacji poszczególnych formacji i jednostek.

Zdjęcia ze Smoleńska, wykonane przez satelity wywiadowcze stanowiłyby jeden z najważniejszych dowodów w sprawie tragedii i znacząco poszerzały naszą wiedzę o przyczynach katastrofy. Nie chodzi przy tym tylko o weryfikację danych dotyczących pogody. Jeśli satelity obserwowały ten obszar rankiem 10 kwietnia, mogły dostrzec ruchy rosyjskich służb wokół Smoleńska, przeloty innych samolotów (w tym misję rosyjskiego  Ił-76 MD) a nawet zarejestrować sam moment katastrofy.

To właśnie wydaje się głównym powodem, dla którego do dziś nie ujawniono amerykańskich zdjęć, a wokół sprawy ich przekazania zaciągnięto szczelną zasłonę „tajności”. To najdogodniejsze wytłumaczenie służby specjalne stosują wówczas, gdy chcą ukryć fakty niewygodne dla siebie lub swoich mocodawców.

Kalendarium tej sprawy wyraźnie dowodzi, że dla władz III RP zdjęcia ze Smoleńska są tak gorącym materiałem, iż dla ich ukrycia nie cofnięto się przed publicznym, ordynarnym kłamstwem.

 29 kwietnia 2010 r. Donald Tusk odpowiadając w Sejmie na pytania posłów opozycji powiedział, że polski rząd wystąpi do USA o wydanie zdjęć satelitarnych z okolic Smoleńska. Niespełna godzinę po tej wypowiedzi premiera, sekretarz rządowego Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacek Cichocki oświadczył, że Polska otrzymała już od Stanów Zjednoczonych zdjęcia satelitarne przedstawiające miejsce katastrofy. Kilka dni później minister Cichocki powtórzył tę informację w rozmowie z dziennikarzem RMF FM, mówiąc, iż  „fotografie te zostały przekazane stronie polskiej, są w dyspozycji”.

O amerykańskie materiały z 10 kwietnia miano się zwrócić zaraz po tragedii, gdy tylko zebrało się Centrum Antyterrorystyczne ABW, a jego analitycy uzyskali informacje, że nad lotniskiem znajdował się satelita wykonujący zdjęcia.

Z cytowanego na wstępie oświadczenia SKW można sądzić, że fotografie udostępniono natychmiast i zostały one przekazane prokuraturze. Warto też zwrócić uwagę, że komunikat SKW mówi wyraźnie o „materiałach niejawnych pochodzących z rozpoznania satelitarnego” – a zatem można przypuszczać, że chodzi tu o zdjęcia pochodzące z satelity wywiadowczego.

Tymczasem w sierpniu 2010 roku rzecznik Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, płk Zbigniew Rzepa oświadczył, że „Prokuratura badająca katastrofę prezydenckiego samolotu nie ma fotografii satelitarnych zrobionych tego dnia nad Smoleńskiem”. Zdaniem Rzepy,  prokuratura wojskowa dysponuje fotografiami satelitarnymi z 5 i 12 kwietnia, nie ma jednak zdjęć z dnia katastrofy.

Na konferencji prasowej w tym dniu płk. Rzepa poinformował, iż „prokuratura uzyskała zdjęcia satelitarne z 5 i 12 kwietnia obszaru 40 km kw., dotyczącego ściśle lotniska Siewiernyj pod Smoleńskiem, jak również jego przyległości. […] Rozdzielczość tych zdjęć pozwoli biegłym rozróżnić elementy o wielkości 50 cm. […] Wśród szeregu istotnych pytań, na które oczekujemy odpowiedzi, są oczywiście te dotyczące technicznego wyposażenia lotniska, jak też potencjalnych zmian w jego infrastrukturze między 5, 7, 10 kwietnia.”

O jakich zdjęciach mówił rzecznik prokuratury? Wydaje się, że mogło chodzić o zdjęcia satelitarne wykonane przez firmę amerykańską firmę DigitalGlobe. Zdjęcia te trafiły do Polski tuż po tragedii smoleńskiej.

29 kwietnia 2010 roku do ministra Jacka Cichockiego dotarło pismo jednego z szefów tej firmy. Napisano w nim m.in.:

Niezwłocznie po powzięciu informacji o tragicznym wypadku rządowego samolotu zwróciłem się z prośbą do moich przełożonych o sfotografowanie lotniska w Smoleńsku. Moja prośba została natychmiast spełniona i jednocześnie zostałem upoważniony do nieodpłatnego przekazania pozyskanych zobrazowań (zdjęcia wykonały dwa z naszych trzech satelitów) wszystkim zainteresowanym służbom. Wykonane zdjęcia w ciągu ok. 4 godzin po ich wykonaniu przekazałem tworzącemu się Centrum Operacyjnemu MSZ, a później także oficerowi Zarządu Analiz Wywiadowczych i Rozpoznawczych P-2 Sztabu Generalnego oraz Centrum Badań Kosmicznych. Poprzez pocztę elektroniczną poinformowałem o rejestracji Rządowe Centrum Bezpieczeństwa.

Zdjęcia wykonane przez DigitalGlobe są do dyspozycji Pana Ministra oraz podległych służb. Zbiegiem okoliczności nasze satelity zarejestrowały także obszar Smoleńska w dniu 5 kwietnia br., i to zdjęcie może ewentualnie posłużyć do wykonania analizy zmian (tj. określić czy w okresie tych kilku dni nastąpiły zmiany na danym obszarze i jaki miały one charakter).”

Prywatna firma Digital Globe z Kolorado w USA jest wykonawcą i sprzedawcą zdjęć satelitarnych pochodzących z kilku satelitów krążących na orbicie okołoziemskiej  i wprawdzie współpracuje ze służbami amerykańskimi, nie może jednak samodzielnie dysponować zdjęciami z satelitów wojskowych bądź wywiadowczych.

Materiał przekazany do Polski przez Digital Globe mógł zatem zawierać tylko zdjęcia ogólnodostępne. Informacja o rozdzielczości zdjęć zawarta w oświadczeniu płk. Rzepy wyraźnie sugeruje, że chodzi o materiał Digital Globe. Prawo amerykańskie ogranicza bowiem rozdzielczość zdjęć dostępnych komercyjnie do 50 cm, zatem do Polski musiały trafić wyłącznie fotografie tego rodzaju.

W połowie 2010 roku amerykańska Narodowa Agencja Wywiadu Geoprzestrzennego (NGA) zawarła z Digital Globe umowę na realizację usług wywiadowczych na następne 10 lat. Na podstawie tej umowy, firma otrzymała 3,55 mld. USD z przeznaczeniem na koszty budowy nowych satelitów, infrastruktury oraz prac badawczo-rozwojowych. DigitalGlobe zapowiedziała natychmiastowe przystąpienie do prac nad satelitą WorldView-3, który miałby zostać wyniesiony na orbitę w 2014 roku. Ma on umożliwiać uzyskanie zdjęć o rozdzielczości poniżej 40 cm/pixel. Zgodnie z umową z NGA, firma planowała również we wrześniu 2011 roku obniżenie orbity satelity WorldView-2, aby otrzymać zdjęcia o rozdzielczości 41 cm (wobec dotychczasowych 46 cm). Zdjęcia z tych obiektów mają być dostępne tylko dla rządu USA.

Ale nawet tak dobra rozdzielczość nie dosięga możliwości technicznych satelitów wywiadowczych. Przykładowo zatem – rozdzielczość zdjęć amerykańskich satelitów z serii KH11 wynosi 15 cm/piksel. Przeszkody nie stanowią warstwy chmur czy złe warunki pogodowe. Nadto satelity i samoloty zwiadowcze są w stanie wykryć również ślady substancji chemicznych oraz precyzyjnie identyfikować obiekty w budynkach czy podziemnych bunkrach.

Dane dotyczące najnowszych osiągnięć są oczywiście utajnione, ale informacja o uzyskiwaniu rozdzielczości zdjęć wywiadowczych poniżej 10 cm/piksel z pewnością nie byłaby fałszywa. Warto też wiedzieć, że odtajnienie zdjęć pochodzących z tych satelitów, wymaga każdorazowo zgody prezydenta USA.

Jeśli w oświadczeniu Służby Kontrwywiadu Wojskowego mówi się o „materiałach niejawnych pochodzących z rozpoznania satelitarnego” oznacza to, że może chodzić o zdjęcia niekomercyjne, przekazane polskim służbom przez amerykański wywiad wojskowy.

Ponieważ wypowiedzi ministra Cichockiego i płk Rzepy dotyczą prawdopodobnie zdjęć otrzymanych od Digital Globe – do dziś nie wiemy: czy SKW uznała fotografie amerykańskiej firmy za pochodzące z rozpoznania satelitarnego, czy też mowa jest o materiałach udostępnionych służbom III RP przez amerykański wywiad?

29 września 2010 r. minister MSWiA, Jerzy Miller, odpowiadając na zapytanie poselskie Jolanty Szczypińskiej z PiS „w sprawie zdjęć satelitarnych miejsca katastrofy samolotu Tu-154M wykonanych w dniu 10 kwietnia 2010 r.”, odpisał do marszałka Sejmu: „W nawiązaniu do pisma z dnia 18 sierpnia 2010 r. (sygn. SPS-024-7697/10) dotyczącego zapytania posła na Sejm RP pani Jolanty Szczypińskiej w sprawie zdjęć satelitarnych miejsca katastrofy samolotu Tu-154M wykonanych w dniu 10 kwietnia 2010 r., z upoważnienia prezesa Rady Ministrów, w porozumieniu z sekretarzem Kolegium do Spraw Służb Specjalnych, uprzejmie informuję, że przedmiotowe zdjęcia zostały przekazane Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Warszawie”.

W sumie otrzymaliśmy zatem trzy, wykluczające się oświadczenia; ze strony władz III RP, służb specjalnych oraz prokuratury wojskowej.

Sprawę komplikuje jeszcze fakt, że 11 stycznia 2011 r. Amerykanie, odpowiadając na zapytanie prokuratury wojskowej w sprawie pomocy oświadczyli, że przekazali już rządowi polskiemu wszystkie materiały dotyczące katastrofy w Smoleńsku.

Na ponowne zapytanie w tej sprawie, USA odpowiedziały prokuraturze 17 marca 2011 r. Amerykanie oświadczyli, że „Stany Zjednoczone przekazały agendom rządu polskiego już w początkowym okresie śledztwa wszelkie materiały dotyczące katastrofy smoleńskiej, jakimi dysponowały, i w tej chwili władze USA nie posiadają żadnych innych informacji w tym zakresie”.

Odpowiedź ta posłużyła prokuraturze wojskowej do sformułowania następującej konkluzji: „Wobec powyższych informacji, Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie uznała sprawę pomocy prawnej Stanów Zjednoczonych Ameryki za zakończoną” – podsumował płk. Rzepa.

Jednocześnie Wojskowa Prokuratura Okręgowa zwróciła się do organów i instytucji państwowych, w tym również do Tomasza Arabskiego, szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, o przekazanie wszelkich materiałów uzyskanych od organów bądź agend Stanów Zjednoczonych Ameryki związanych z okolicznościami katastrofy.

W wypowiedzi dla „Rzeczpospolitej” Tomasz Arabski oświadczył: „Po przeprowadzeniu kwerendy, która wykazała, że w Kancelarii Premiera nie ma dokumentów od Amerykanów, wysłałem monit do kilku ministerstw oraz służb zajmujących się wywiadem”. Jak się później okazało wśród służb do których skierowano monit nie było ABW, co minister tłumaczył tym, że  „nie przyszło do głowy, że takie dowody mogły tam trafić”.

Z dalszych oświadczeń prokuratury wojskowej wynika, że materiały satelitarne odnalazły się w „jednej z instytucji państwowych”  i do prokuratury trafił „pakiet dokumentów niejawnych”. Dołączono je natychmiast do akt wydzielonych śledztwa – czyli najtajniejszych akt tego postępowania, co w praktyce oznacza, że utajniono je w sposób tak skuteczny, by wiedza o treści materiałów nie przedostała się do opinii publicznej.

Nie wiemy nawet, która ze służb przekazała materiały ani co one zawierały. To okoliczność niezwykle ważna, bo służba, która przetrzymywała zdjęcia satelitarne dopuściła się w istocie ukrywania dowodów śledztwa, a jej kierownictwo winno ponieść konsekwencje karne.

15 czerwca 2011, a zatem następnego dnia po wydaniu oświadczenia przez kontrwywiad wojskowy, podobny komunikat opublikowała ABW, zapewniając w nim, że bezzwłocznie przekazała Wojskowej Prokuraturze Okręgowej materiały dotyczące katastrofy smoleńskiej, które otrzymała od swoich zagranicznych partnerów „zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa”. Ponieważ nie podano daty „bezzwłocznego” przekazania materiałów, z zapytaniem w tej kwestii do rzecznika Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie zwrócili się dziennikarze „Gazety Polskiej”:

Kiedy i czy Wojskowa Prokuratura Okręgowa otrzymała ww. materiały od jednej ze służb specjalnych (Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Służba Kontrwywiadu Wojskowego), które zgodnie twierdzą, że przekazały je wojskowym śledczym? 5 sierpnia 2010 r. na nasze pytanie, czy wojskowi prokuratorzy dysponują takimi zdjęciami, odpowiedział Pan bowiem, że „polska prokuratura oczekuje na realizację swojego wniosku o pomoc prawną skierowanego do Prokuratora Generalnego Stanów Zjednoczonych, po otrzymaniu którego, mam nadzieję, będzie możliwe udzielenie Panu stosownych informacji. Jeśli ww. materiały zostały przekazane, to od której z polskich służb?

Odpowiedź płk Zbigniewa Rzepy brzmiała: „Z uwagi na fakt, iż kontakty Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prowadzącej śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej, ze służbami specjalnymi oraz uzyskiwane od tych służb w sposób procesowy materiały dowodowe mają charakter niejawny, wszystko, co WPO w Warszawie miała do powiedzenia w tej sprawie, zawarte zostało w komunikatach Naczelnej Prokuratury Wojskowej, dostępnych na stronie internetowej NPW.”

To świadczenie doskonale ilustruje taktykę działania prokuratury. Zastosowanie klauzuli tajności w zakresie informacji, które w żaden sposób nie naruszają bezpieczeństwa państwa, mają natomiast znaczenie dla określenia odpowiedzialności funkcjonariuszy służb specjalnych, jest wygodnym i skutecznym środkiem na ukrycie prawdy.

Nadużywanie tej klauzuli jest dziś stałą praktyką, nie tylko prokuratury ale przede wszystkim służb specjalnych i w sprawie śledztwa smoleńskiego powinno budzić uzasadnione zastrzeżenia. Wydaje się oczywiste, że obowiązkiem służb ochrony państwa powinno być udostępnienie wszystkich informacji, które mogą pomóc w wyjaśnieniu okoliczności tragedii. Gdy szefowie tych formacji ukrywają taką wiedzę za klauzulą-straszakiem lub przetrzymują zdjęcia satelitarne ze Smoleńska, wywołuje to podejrzenia co do intencji i roli służb specjalnych.

Aleksander Ścios

Powyższy tekst pochodzi z mojej książki „Smoleńsk. Pułapka tajnych służb?” i jest fragmentem rozdziału 6 zatytułowanego „Co wiedzą służby”.

Za: Aleksander Ścios - Bez Dekretu (17 października 2012) | http://bezdekretu.blogspot.com/2012/10/co-wiedza-suzby.html

Skip to content