Aktualizacja strony została wstrzymana

To nie jest ciało Anny Walentynowicz – mówi rodzina

W trumnie, w której miała być pochowana śp. Anna Walentynowicz, znajdowało się ciało innej osoby – dowiedział się jako portal Niezalezna.pl. 

Publikujemy oświadczenia bliskich śp. Anny Walentynowicz

Ciało, które zostało wyjęte z grobu, a które znajduje się na stole sekcyjnym, nie jest ciałem mojej mamy, śp. Anny Walentynowicz, które rozpoznałem w Moskwie
Janusz Walentynowicz

Nie rozpoznałem, aby to było ciało mojej babci.
Piotr Walentynowicz


Joanna i Andrzej Gwiazda, przyjaciele śp. Anny Walentynowicz, od reportera Niezależnej.pl dowiedzieli się, że w grobie na gdańskim cmentarzu pochowane było ciało innej osoby.

Nic, co powiedziano ze strony rządowej na temat zamachu smoleńskiego, nie okazało się prawdą – mówi nam Andrzej Gwiazda, który z żoną bywał na cmentarzu Srebrzysko i składał kwiaty. Jak się okazuje, na grobie kogoś innego. – To nie jest największym problemem, bo Pan Bóg wiedział, dla kogo zapalamy znicze. Skandalem jest jednak, jak traktowani są Polacy. Nadal jesteśmy uznawani przez Rosjan jak prawiślański kraj, a polski rząd na to się godzi.

Pułkownik Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej, nie chciał komentować oświadczenia Janusza i Piotra Walentynowiczów. W rozmowie z Niezależną.pl przyznał tylko, że nadal będą prowadzone badania pozwalające ustalić kim były osoba, której ciało ekshumowano w Gdańsku.

– Ich wyniki powinny być znane w ciągu siedmiu dni – mówi nam płk Rzepa. Czy są szanse, aby stało się to jeszcze w tym tygodniu?

Na to pytanie teraz nie potrafię odpowiedzieć – dodał.

Na podstawie: niezalezna.pl (2012-09-19) – „To nie jest ciało Anny Walentynowicz”

Zrobili tak, jak chcieli Rosjanie

Prokuratura Wojskowa po ponad dwóch latach zdecydowała się zarządzić kolejne ekshumacje  ofiar tragedii 10 kwietnia, gdyż zachodzi podejrzenie, że doszło  „zamiany ciał”. Stało się to po wielu miesiącach prawdziwych walk poszczególnych rodzin, które żądały wydawałoby się rzeczy najbardziej naturalnej na świecie: chciały wiedzieć kto jest pochowany w grobach opisanych nazwiskiem ich bliskich oraz chciały poznać przyczynę tragicznych, absolutnie niewytłumaczalnych pomyłek w dokumentach medycznych.

Zważywszy na fakt skandalicznych kłamstw ze strony urzędników państwowych, którzy zapewniali majestatem swojego urzędu, że wszystko było robione lege artis oraz na fakt, że wiele rodzin w ogóle nie dopuszczono do identyfikacji w Moskwie (rodziny pilotów), zaś inne musiały czekać ponad dwa lata na komplet dokumentacji medycznej, roszczenia rodzin były i są w pełni zasadne. Polscy prokuratorzy będący na miejscu Smoleńsku mieli obowiązek dopilnować, aby względem ich rodaków zostały dopełnione wszystkie, niezbędne procedury, tak aby nie było żadnych wątpliwości, co do tożsamości ofiar oraz przyczyn ich śmierci. Z niezrozumiałych powodów nie wykonali ciążących na nich obowiązków, co zresztą znajduje potwierdzenie w oficjalnym komunikacie NPW zamieszczonym na stronie internetowej:

„W pierwszych dniach po katastrofie przebywający na miejscu zdarzenia polscy prokuratorzy wojskowi nie prowadzili samodzielnie żadnych czynności procesowych […]. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie, w pierwszym wniosku o pomoc prawną z dnia 10 kwietnia 2010 r., skierowanym do prokuratury Federacji Rosyjskiej, postulowała m.in. o dopuszczenie do udziału w czynnościach procesowych na miejscu zdarzenia przedstawicieli polskich jednostek organizacyjnych prokuratury wojskowej. Należy jednakże podkreślić, iż wniosek ten dotarł do Strony Rosyjskiej faxem w dniu 11 kwietnia 2010 r.”

Przez kilkanaście miesięcy zapewniano rodziny  ofiar  oraz wszystkich Polaków, że nie ma powodów do niepokoju, a wszelkie żądania otwarcia trumien kwitowano wręcz pukaniem się w głowę, pomimo iż jak się okazało, wbrew słowom pani Kopacz, przy sekcjach w Moskwie nie było polskich lekarzy, a prokuratorzy nie zdążyli na sekcje, gdyż jak stwierdził dzisiaj pułkownik Szeląg, nie mieli zdolności bilokacji:

Poinformowano nas, że część sekcji już się odbyła, część trwa w tej chwili, a część będzie wykonana w najbliższym czasie. I zapewniano nas, że będzie wykonana ze wszystkimi międzynarodowymi standardami, a dokumentacja niezwłocznie zostanie przekazana stronie polskiej”.

Przedstawiciele polskiego wymiaru sprawiedliwości, w sytuacji  zagadkowej katastrofy na terenie obcego i tradycyjnie wrogiego Polsce państwa, w której zginął nie tylko Prezydent, ale też elita społeczno-polityczno-wojskowa ulegli tajemniczemu urokowi rosyjskich kolegów i uwierzyli na słowo ich zapewnieniom, lekceważąc całkowicie swoje obowiązki.  Na pytania o zakaz otwierania trumien po powrocie do kraju reagowali dość zdumiewająco, głosząc, iż  zostały objęte  rosyjską jurysdykcją, czyli de facto Rosja decydowała o pośmiertnych losach polskich obywateli.  Po gdańskim przypadku  aż ciśnie się na usta pytanie, czy i wówczas grzały się linie telefoniczne?

Prokurator Szeląg przyznał dzisiaj, że poddali się atmosferze, jaka wtedy w Polsce panowała,  która nakazywała jak najszybszy pochówek, nawet bez wymaganych prawem dokumentów.  Poza tym nic nie wzbudzało podejrzeń u panów prokuratorów, aż do teraz, kiedy otrzymali  komplet dokumentów z Rosji. Oczywiście nie zdziwiło ich to, że dokumentacja sekcyjna posła Wassermanna zgadzała się ze stanem faktycznym zaledwie w 3%,  podobnie jak posła Gosiewskiego. Dla panów prokuratorów to  był zapewne drobiazg , grunt, że Rosjanie byli zadowoleni, a wraz z nimi władze w Warszawie.  Zresztą  nawet dzisiaj prokurator Szeląg wzdraga się przed oskarżeniem o błędy kogokolwiek ze strony rosyjskiej, gdyż, jak twierdzi z właściwą sobie tajemniczością:

„Sformułowanie „zawinienie” powoduje określone konotacje”.

Czy zatem jesteśmy już w takim momencie dziejowym, że polski oficer boi się wskazać palcem na Rosjan, jako winnych całej sytuacji? Być może dlatego, że on sam w tej sprawie zawinił, a to istotnie powoduje określone konotacje.

Nie wiem jak to możliwe, że prokuratorzy nabrali podejrzeń dopiero teraz, podczas gdy już nawet pobieżna lektura „Uwag RP do raportu MAK”opublikowanych w grudniu 2010 roku, powinna w wielu mądrych, prawniczych głowach zapalić przynajmniej pomarańczową lampkę. Co tam można znaleźć?

A choćby liczne „braki” wymienione na pierwszych stronach dokumentu, gdzie można przeczytać min. na str. 25:

„Protokoły prowadzonych czynności i badań identyfikacyjnych ofiar katastrofy – NIE OTRZYMANO

Raporty, oświadczenia opisujące przebieg i działanie służb poszukiwawczo-ratowniczych w trakcie wykonywania czynności związanych z katastrofą samolotu TU 154 M – NIE OTRZYMANO”.

Również nie przekazano informacji dotyczącej dokumentacji  ewakuacji ofiar z miejsca zdarzenia, zaś wszelkie informacje dotyczące badań i ekspertyz dotyczących ciał ofiar polska komisja czerpała wyłącznie z raportu MAK, który nie podał źródeł swojej wiedzy.

Czy po tej lekturze prokuratorzy nie nabrali wątpliwości?

W jednym z wywiadów Magdalena Merta przywołała słowa prokuratora, wypowiedziane do rodzin po decyzji rosyjskich śledczych unieważniających zeznania kontrolerów lotu:

„Będziemy robili tak, jak chcą Rosjanie”.

I to chyba jest najlepszy komentarz do ostatnich wydarzeń.

Martynka

Za: ’Podczas kryzysów strzeżcie się agentur!’ – Martynka blog (18.09.2012)

Skip to content