Aktualizacja strony została wstrzymana

Caveant (vice)consules! – Stanisław Michalkiewicz

Z okazji uroczystego pogrzebu generała Sławomira Petelickiego, który zginął w następstwie postrzału z broni palnej, pojawiły się informacje, ze nieboszczyk wstąpił do Służby Bezpieczeństwa w roku 1969, a w roku 1975 – już jako „oficer wywiadu PRL” – został mianowany wicekonsulem w Nowym Jorku do spraw Polonii. Ponieważ akurat peregrynuję po Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, odwiedzając skupiska polonijne i informując o sytuacji w naszym nieszczęśliwym kraju, informacja ta wzbudziła moje szczególne zainteresowanie. Wprawdzie nominacja na wicekonsula do spraw Polonii, jaką Sławomir Petelicki uzyskał w Nowym Jorku, miała miejsce 37 lat temu, ale skądinąd wiemy, że w PRL, zwłaszcza w latach 70-tych, zapoczątkowanych zostało wiele nowych świeckich tradycji. Czy do tych tradycji należy również i ta, iż wicekonsulami do spraw Polonii również i dzisiaj są oficerowie „wywiadu PRL” – to dobre pytanie.

Kiedy przyjechałem do USA i Kanady po raz pierwszy, uderzył mnie kontrast między ekonomicznym potencjałem Polonii, widocznym zwłaszcza w takich ośrodkach jak Chicago, czy Toronto, a potencjałem politycznym. Na skutek wzajemnych niechęci i konfliktów, ten ekonomiczny potencjał nie przekładał się w najmniejszym stopniu na polityczne wpływy. Jeszcze większym zaskoczeniem było dla mnie to, że w 18 roku transformacji ustrojowej można było odnieść wrażenie, iż stosunek placówek dyplomatycznych naszego nieszczęśliwego kraju do Polonii Amerykańskiej jest taki sam, jak za komuny. Za komuny było to tylko bardziej zrozumiałe, bo Polonia Amerykańska, mimo sentymentów dla Starego Kraju, była nastawiona antykomunistycznie i w związku z tym – traktowana przez krajowych komuchów, w tym również, a może nawet zwłaszcza przez „wywiad PRL” kolaborujący z Sowieciarzami nad utrwaleniem zależności Polski od Związku Radzieckiego – jako środowisko wrogie, w którym trzeba blokować i rozbijać każdą próbę politycznej integracji.

O ile za komuny było to zrozumiałe, o tyle w 18 roku transformacji ustrojowej, kiedy Polska została członkiem NATO – co najmniej dziwne. A jednak na tym świecie dzieją się rzeczy, które nie śniły się filozofom – o czym każdy mógł się przekonać na widok kampanii dyskredytującej na gruncie amerykańskim ówczesnego prezesa KPA Edwarda Moskala. Edward Moskal pod petycją w sprawie przyjęcia Polski do NATO zebrał ok. 9 mln podpisów, udowadniając w ten sposób nie tylko, że przynajmniej wokół niektórych spraw można Polonię politycznie zintegrować, ale również – że możliwe jest dzięki temu powstanie polskiego lobby w USA. Jednak z inicjatywy MSZ w Warszawie natychmiast rozpoczęła się kampania dyskredytowania Edwarda Moskala jako „antysemity”. W kampanii tej brały udział również niektóre osobistości polonijne, bliżej związane z placówkami dyplomatycznymi naszego nieszczęśliwego kraju.

Nietrudno było domyślić się celu tej kampanii. Po co w USA lobby polskie, kiedy jest już tam bardzo silne lobby żydowskie? Obecność lobby polskiego byłaby z punktu widzenia lobby żydowskiego niekorzystna, zwłaszcza w przypadku konfliktu interesów. A taki konflikt ma miejsce w postaci tak zwanych „roszczeń”, jakie żydowskie organizacje wiadomego przemysłu wysuwają pod adresem Polski, w ramach polityki przerzucania odpowiedzialności za II wojnę światową z Niemiec na winowajcę zastępczego, na którego została wytypowana Polska. W takiej sytuacji żadne polskie lobby w USA nie jest potrzebne i w związku z tym polityka blokowania i rozbijania każdej próby integracji środowisk polonijnych jest kontynuowana. Na tym tle lepiej rozumiemy zarówno uspokajające wyjaśnienia jednej z krajowych gazet, że mimo objęcia stanowiska ministra spraw zagranicznych przez Radosława Sikorskiego, ministerstwem po staremu kieruje ekipa skompletowana przez Bronisława Geremka – jak i ostatnie udelektowanie szefa Mosadu honorowym obywatelstwem Polski. To na pewno nie jest ostatnie słowo i jeśli sprawy nadal będą szły w tym kierunku, to nie jest wykluczone, iż pewnego dnia doczekamy się, że szef Mosadu zostanie nie tylko „honorowym”, ale nawet Pierwszym Obywatelem Rzeczypospolitej.

W takiej sytuacji trudno się dziwić, że i placówki dyplomatyczne naszego nieszczęśliwego kraju bywają obciążane odpowiednimi zadaniami, przyjmującymi m.in. postać różnych „czarnych list”, których oczywiście „nie ma” – ale tak samo „nie ma” na przykład Wojskowych Służb Informacyjnych, co to transformację ustrojową przeszły w szyku zwartym, bo nie tylko ją przygotowały, ale również – przeprowadziły, nadzorując jej zaprojektowany przebieg aż do dnia dzisiejszego. Dlatego nie można wykluczyć, że zapoczątkowana w okresie PRL nowa świecka tradycja, by wicekonsulami do spraw Polonii mianować osobistości związane z razwiedką, jest kontynuowana również i dzisiaj. Skoro jakieś metody okazały się skuteczne kiedyś, to niby dlaczego rezygnować z nich dzisiaj? Nie ma żadnego, a w każdym razie – nie ma ważnego powodu. Więc wprawdzie na skutek różnych zagadkowych okoliczności generał Sławomir Petelicki rozstał się z życiem na skutek postrzału w głowę, ale dzięki niedyskrecjom, jakie wypłynęły przy okazji jego uroczystego pogrzebu, również na stosunki Starego Nieszczęśliwego Kraju z amerykańską Polonią rzucony został snop światła.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    4 lipca 2012

Za: michalkiewicz.pl |

Skip to content