Aktualizacja strony została wstrzymana

Dzień z życia Polaka

Od Marka, sąsiada z którym znam się „od piaskownicy”, dostałem przy okazji składania życzeń świątecznych pewien tekst wzięty z internetu.

Zatytułowany jest znamiennie – „Dzień z życia Polaka” i cieszy się w sieci dość dużą popularnością.

Spójrzmy więc, cóż robi nasz rodak?
„Wstaje rano, włącza japońskie radyjko, zakłada amerykańskie spodnie, wietnamski podkoszulek i chińskie tenisówki, po czym z holenderskiej lodówki wyciąga niemieckie piwo. Siada przed koreańskim komputerem i w… amerykańskim banku zleca przelewy za internetowe zakupy w Anglii, po czym wsiada do czeskiego samochodu i jedzie do francuskiego hipermarketu na zakupy. Po uzupełnieniu żarcia w hiszpańskie owoce, belgijski ser i greckie wino wraca do domu. Gotuje obiad na rosyjskim gazie. Na koniec siada na włoskiej kanapie i… szuka pracy w polskiej gazecie – znowu nie ma! Zastanawia się, dlaczego w Polsce nie ma pracy???”

Przekoloryzowane? Ależ skąd. Scenariusz ten można uzupełnić i o inne segmenty. Ot, np. o taki passus: „Bierze kredyt na mieszkania, po czym codziennie z coraz większym niepokojem spogląda na kursy walut, zmiany stóp procentowych i przelicza na kalkulatorze ile więcej będzie musiał zapłacić bankowi za przyjemność posiadania własnego „M”. Gdy dostaje rachunki za prąd, czy gaz, patrzy i oczom nie wierzy. Zużył gazu za 1200 zł, a musi zapłacić ponad dwa tysiące. Nie potrafi zrozumieć bandytyzmu jakim są te różnego typu opłaty pośrednie, podwyższające rachunki nawet dwukrotnie, czy rachunki prognozowane. Wlewając do baku samochodu paliwo zastanawia się dlaczego jest takie drogie, choć jak wyliczają specjaliści mogłoby stanieć nawet o 40 procent.”

Tę ponurą wyliczankę można długo ciągnąć i w różnych konfiguracjach państwowych. Hipermarket może być niemiecki, czy portugalski. Samochód, odpowiednio, niemiecki, amerykański, japoński, koreański. Owoce i warzywa – chińskie (tak jak truskawkami i czosnek), czy meksykańskie. Komputer, mimo że amerykański, w rzeczywistości też „made in china”.

No i polskich gazet, poza kilkoma wyjątkami o, z reguły dość niszowym charakterze, też nad Wisłą nie uświadczysz.

Wszystko to sprowadza się do jednego. Polska to ziemia spalona. Przestały istnieć sztandarowe gałęzie przemysłu. Takie stocznie zaorane, więc padł i przemysł kooperujący. Zbrojeniówka, z której wyrobów słynęliśmy też ledwo dyszy, a rodzime projekty są likwidowane przez rząd. Miasta z produkcją wojskową (ale nie tylko), takie jak Pionki, czy Radom, jeszcze nie tak dawno dawały ludziom zatrudnienie, a dziś bezrobocie. W Pionkach straszą oczodoły okien dawnego „Pronitu”, produkującego kiedyś m.in. amunicję. Radom to z kolei „Łucznik” przy ul. Rewolucji 1905 r. Ulica Rewolucji 1905 r. przy której znajdowały się i inne zakłady w mieście, to symbol polskiej transformacji. Zwana jest dziś przez mieszkańców ul. Upadłości.
 
Państwo nie może być silne jeśli nie posiada własnego przemysłu narodowego, czy sektora finansowego. Jeśli tego nie ma, jeśli obowiązującą doktryną jest „prywatyzacja dla prywatyzacji przez likwidację” to efektem są coraz większe obciążenia fiskalne dla ludzi, wspólny mianownik reform spinających nazwiska Balcerowicza i Rostowskiego, Mazowieckiego i Tuska.

Resort finansów podał niedawno, że według unijnych wyliczeń nasz dług publiczny wyniósł w 2011 r. aż 56,4 proc. PKB. Już słyszę te tłumaczenia o kryzysie panującym w Europie. Skoro jest kryzys, to i musi być dług i bieda. Tylko, że bieda biedzie nierówna. Według najnowszych badań Eurostatu dotyka ona 15,6 proc. Niemców, czyli ok. 13 milionów osób, zmuszonych żyć za mniej niż 940 euro miesięcznie.
Jednocześnie według Eurostatu średnia pensja w Polsce w ubiegłym roku wyniosła 800 euro. W całej Unii było to 2177 euro. Pomnóżmy owe 940 euro przez 4,16 zł. Wychodzi 3904 zł. Pytanie: jaki procent Polaków, biorąc pod uwagę różnicę w zarobkach,zgodnie z tym wyliczeniem klepie biedę, żyjąc za mniej niż 3904 zł miesięcznie?

Mój sąsiad pracuje w prywatnej firmie. Zarabia mniej niż „średnia niemieckiej biedy”. Ledwo wiąże koniec z końcem. Jego szef mówi, że nie ma pieniędzy, mimo że zakład już kilkakrotnie zmieniał siedzibę. By obniżyć koszty zatrudnia emerytów, którzy pracują za tyle, ile da im pracodawca. Dorabiają sobie i „etatowcom” śmieją się w nos.

Kiedyś firma zajmowała się produkcją polską. Teraz jest pośrednikiem dla producentów francuskich, czy niemieckich.

Piotr Jakucki

Za: Stefczyk.info (06.04.2012) | http://www.stefczyk.info/blogi/miedzy-polska-a-swiatem/dzien-z-zycia-polaka

Skip to content