Aktualizacja strony została wstrzymana

Sodomia polityczna – Stanisław Michalkiewicz

Antoni Słonimski w swoim „Alfabecie wspomnień” pisze, że kiedy we Francji zmarł tamtejszy polityk Arystydes Briand, warszawski fryzjer zareagował na tę wiadomość gwałtowna irytacją: „nakradł się, nakradł i umarł!” Ta historia dowodzi, że nie zawsze prosty lud szanuje swoich Umiłowanych Przywódców – a Arystydes Briand był politykiem socjalistycznym, w typie podobnym do Janusza Palikota, przynajmniej jeśli chodzi o wrogość do chrześcijaństwa, co zarówno wtedy i dzisiaj nazywało się i nazywa rozdziałem Kościoła od państwa. Briand bardzo popierał ten rozdział, co w praktyce polegało między innymi na rabunku przedmiotów kultu, które we Francji, mimo spustoszeń w czasie rewolucji, często jeszcze przedstawiały znaczną wartość materialną. Ówcześni socjaliści bywali przeto ludźmi zamożnymi, przy czym nie zawsze potrafiliby wyjaśnić, w jaki właściwie sposób się wzbogacili – toteż bardzo usilnie pracowali nad skierowaniem zarówno ciekawości w tym względzie, jak i frustracji ludzi prostych przeciwko Kościołowi, co nawet miało swoją nazwę: „gryźć proboszcza”.

Oczywiście w partii rozwijała się także robota ideologiczna; na pewnym zebraniu bardzo krytykowano towarzysza, który posłał dziecko do Pierwszej Komunii. W złożonej samokrytyce (to wcale nie był wynalazek Józefa Stalina, tylko takich dobroczyńców ludzkości jak m.in. Arystydes Briand) atakowany wyjaśniał, że dopuścił się tego czynu pod wpływem żony. – Ja bym udusił taką żonę! – krzyknął jakiś towarzysz. – O, tak, tak, towarzyszu – żywo zareagował Briand – a potem moglibyście urządzić jej pogrzeb cywilny! Ciekawe, czy w podobny sposób przebiegają zebrania partyjne Ruchu Palikota lub SLD – czy też nie bawią się tam w żadne ideologiczne dyrdymały, tylko wymieniają się doświadczeniami, z czego by tu jeszcze można wydostać szmal i gdzie najlepiej go schować? Pod tym względem Arystydes Briand był szalenie tolerancyjny dla tak zwanych ludzkich słabości i kiedy jakiś cnotliwiec wzdragał się przed podpisaniem jakiegoś świństwa twierdząc, że jego ojciec przewróci się w grobie, Briand dobrotliwie go namawiał: niech pan podpisze – a ja już jakoś dogadam się z pańskim ojcem.

Więc trudno aż tak bardzo dziwić się warszawskiemu fryzjerowi, że na wiadomość o śmierci Brianda zareagował taka irytacją. Coś tam musiał o nim wiedzieć – być może zresztą, że zły był na Brianda za Locarno – traktaty zawarte z niemieckim ministrem spraw zagranicznych Gustawem Stresemanem, w których Niemcy potwierdzały granicę z Francją i Belgią – natomiast odmówiły uznania granicy z Polską i Czechosłowacją. Za to Briand dostał pokojową Nagrodę Nobla. Wspominam o tym, bo nasz straszny dziadunio Władysław Bartoszewski, w 1996 roku wziął skwapliwie od Niemców złoty medal imienia ostentacyjnego wroga Polski Gustawa Stresemana. Za co mu Niemcy go dali, podobnie jak wiele innych nagród – to już oni sami wiedzą najlepiej.

Ale cokolwiek byśmy nie powiedzieli o Arystydesie Briandzie, to warto zwrócić uwagę, że wprawdzie „nakradł się, nakradł” – ale jednak taktownie umarł. Niestety nie można tego powiedzieć ani o pośle Januszu Palikocie, ani o Leszku Millerze. Ani jeden, ani drugi nie ma zamiaru umierać. Przeciwnie – właśnie się namawiają, żeby 1 maja przyszłego roku „korygować kapitalizm” – oczywiście w interesie „ludzi pracy”, jakże by inaczej! W jaki sposób skorygują ten kapitalizm – tego jeszcze nie wiemy, ale wszystko wskazuje, że będzie to sposób socjalistyczny. Wszystko – to znaczy nie tylko Piotr Ikonowicz, który posłu Palikotu doradza, ale przede wszystkim – generał Marek Dukaczewski, który posłu Palikotu też będzie doradzał. No i Leszek Miller – który z posłem Palikotem będzie współpracował.

Na akuszera tej politycznej sodomii kreuje się były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Aleksander Kwaśniewski, ale warto zwrócić uwagę na wyznanie uczynione przez posła Rozenka w rozmowie z Robertem Mazurkiem. Poseł Rozenek pochwalił się, że razem z Leszkiem Millerem i redaktorem Adamem Michnikiem aż 9 dni gościli w willi Włodzimierza Putina. Więc może akuszerów tej sodomii jest trochę więcej, zgodnie z zasadą głoszącą, że sukces ma wielu ojców, a klęska jest sierotą? Skwapliwa zgoda generała Dukaczewskiego na doradzanie posłu Palikotu wskazuje, że akuszerstwo Włodzimierza Putina nie tylko nie jest wykluczone, ale nawet bardziej prawdopodobne, niż cokolwiek innego – zaś obecność pana red. Michnika w willi Włodzimierza Putina wskazuje z kolei, że na tym etapie uczucia michnikowszczyny zaczną ewoluować od Platformy Obywatelskiej do projektowanego Centrolewu – ze wszystkimi tego konsekwencjami dla premiera Tuska i jego komandy.

Ale cóż; takie są konsekwencje nieubłaganych procesów, zachodzących pod powierzchnią naszego nieszczęśliwego kraju, których odkrywką było zatrzymanie „generała Gromosława Cz”. W tej sytuacji w interesie premiera Tuska byłoby wygaszenie wojny z PiS-em – i niewykluczone, że on też tak właśnie myśli – to znaczy – nie on, tylko dyrygujące nim Siły Wyższe – bo właśnie na to wskazywałaby obecność od niedawna w rządzie premiera Tuska związanego z PiS-em wiceministra środowiska Piotra Woźniaka. Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem – więc jeśli tak, to wkrótce się okaże, że Platformę Obywatelską i PiS więcej jednak łączy, niż dzieli, podobnie jak i Platformę Obywatelską z PSL-em, który ze swego stanu posiadania w tej sytuacji nie ustąpi premieru Tusku nawet na milimetr.

No dobrze – ale co to ma wspólnego z obroną interesów ludzi pracy – bo przecież w tym właśnie celu zawiązała się ta polityczna sodomia? Z obroną interesów ludzi pracy to nie ma nic wspólnego – chyba, że za „ludzi pracy” uznamy tajniaków ze wszystkich okupujących nasz nieszczęśliwy kraj bezpieczniackich watah. Na czym polega bowiem interes ludzi pracy? Po pierwsze na tym, żeby mieli pracę – to znaczy – żeby ktoś ich zatrudnił za wynagrodzeniem i po drugie – żeby za zarobione w ten sposób pieniądze mogli sobie kupić to, czego potrzebują. Tymczasem teraz maja problem zarówno z jednym, jak i z drugim. A dlaczego? Ano dlatego, że w 1989 roku razwiedka z lewicą laicką, to znaczy – michnikowszczyną ustanowiła w Magdalence, czy innej spelunce ekonomiczny model państwa w postaci kapitalizmu kompradorskiego, w którym główny nurt gospodarki z sektorem finansowym na czele, został zarezerwowany dla okupujących Polskę bezpieczniackich watah. Rozdzieliły one między sobie poszczególne żerowiska, spychając całą resztę na obrzeża, gdzie mogą tam sobie dłubać, wegetować i opłacać haracz. Wskutek tego narodowy potencjał ekonomiczny wykorzystany jest w niewielkim stopniu, bo w przeciwnym razie przywilej dla bezpieczniaków straciłby wszelki ekonomiczny sens. I po to razwiedka wystruguje z banana raz jednych, a raz drugich Umiłowanych Przywódców, po to reżyseruje spektakle na „politycznej scenie”, żeby ci wystrugani z banana Umiłowani Przywódcy pilnowali jej interesu, a niezależne media – żeby „ludziom pracy” robiły wodę z mózgu, opowiadały im bajki o „korporacjach” i szczuły na Kościół katolicki, jako na rzekomego sprawcę wszystkich tych patologii. Tym razem wystrugany z banana został poseł Janusz Palikot ze swoją trzódką spod ciemnej gwiazdy, zaś razwiedka najwyraźniej postanowiła wszystkie pozostałości po Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej podgarnąć wokół niego na kupkę i w ten sposób powrócić do swojej pierwszej miłości.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl)    29 grudnia 2011

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2336

Skip to content