Aktualizacja strony została wstrzymana

Polnisches KZ Auschwitz w szkołach

Na stronach internetowych gimnazjum w miejscowości Kirchheim informuje o uroczystym spotkaniu w jednej z auli szkoły uczniów dziewiątej klasy z Abbą Naorem, który najpierw – jak czytamy na stronach www.gymnasium-kirchheim.de – został w 1942 roku osadzony w getcie na Litwie, a później jako 16-letni chłopiec znalazł się w „polskim obozie koncentracyjnym Stutthof”, gdzie zamordowano jego brata i matkę.

Dodatkowym skandalem w tym przypadku jest to, że gimnazjum, dla którego niemiecki obóz koncentracyjny KZ-Stutthof założony przez Niemców niedaleko wsi Stutthof, w obrębie Wolnego Miasta Gdańska jest „polskim obozem koncentracyjnym”, szczyci się historycznym profilem nauczania. Ale na tym nie koniec. „Maerkische Algemeine Zeitung” informuje o wyprawie uczniów 10. i 11. klasy ze szkoły w Werder, którzy m.in. – co wybija w czołówce gazeta – w Polsce odwiedzili „polski obóz koncentracyjny” („polnisches KZ Auschwitz”). W tym wypadku także pada dodatkowa informacja, że byli to uczniowie uczęszczający do klas o profilu historycznym. Dziesiątki fałszywych i obraźliwych dla Polski określeń „polski obóz zagłady” lub „polski obóz koncentracyjny” pojawiły się w tych dniach w niemieckich mediach w związku z premierą filmu „Die Verlorene Zeit” („Stracony czas”), który wszedł na niemieckie ekrany 24 listopada (grają w nim także polscy aktorzy, m.in. Mateusz Damięcki). Z podanych na dziesiątkach portali filmowych informacji wynika, że główna bohaterka Hannah Silberstein z Berlina wraz z rodziną została w 1944 r. osadzona w „polskim obozie koncentracyjnym”, gdzie poznała polskiego więźnia. Komentując ten film, także publiczna stacja telewizyjna NDR na swoich stronach pisze o „polskim obozie koncentracyjnym”.

Halina Morhofer-Wójcik, która jest członkiem Związku Kombatantów Polskich w Niemczech w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” przyznaje, że Polacy w RFN są bezradni wobec takiej narracji. Podobnego zdania jest szefowa Powiernictwa Polskiego Dorota Arciszewska-Mielewczyk. – Jeżeli przyjrzymy się bliżej, w jaki sposób polski rząd podpisywał przedłużanie traktatu o współpracy i przyjaźni polsko-niemieckiej, w którym bojąc się Berlina, nie umieścił żadnych trudnych spraw, jakie ujawniły się podczas dwudziestu lat jego obowiązywania, mam tu na myśli kwestie własności, status mniejszości polskiej w Niemczech, to nie może dziwić, że w kwestii ciągłego stosowania przez niemiecką stronę obraźliwych dla Polski fałszywych nazw „polski obóz koncentracyjny lub zagłady”, ta sama władza nie wykazuje żadnej determinacji – mówi.

Jej zdaniem, dobór tego typu siatki pojęciowej nie jest przypadkowy. To rozpisany na długi czas proces stopniowego oswajania opinii publicznej ze sformułowaniem typu „polski obóz śmierci” i próba relatywizacji niemieckich zbrodni. – Jedynym skutecznym sposobem na zatrzymanie procederu bezkarnego używania takich słów, jest natychmiastowe wytaczanie za takie określenia procesów – uważa Arciszewska-Mielewczyk.

Waldemar Maszewski
Hamburg

Za: Nasz Dziennik, Poniedziałek, 12 grudnia 2011, Nr 288 (4219) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20111212&typ=sw&id=sw11.txt

Skip to content