Aktualizacja strony została wstrzymana

Widmo antify krąży nad Europą

Kim są niemieccy „antyfaszyści”, urządzający rajdy z pałami w dłoni, żeby w Polsce wytępić „faszyzm”? Jaka tradycja ukształtowała poglądy młodych bandytów, którzy przyjechali do Warszawy 11 listopada, żeby złoić skórę „nazistom”?

Ideologię odziedziczyli po terrorystach ze słynnej w latach 70. Frakcji Armii Czerwonej (RAF), po opłacanych przez Moskwę „towarzyszach” Andreasie Baaderze i Ulrike Meinhof, którzy bombami wskazali im drogę do walki przeciwko „nazistowskiemu kapitalizmowi” oraz „faszyzmowi”. Bliskie im jest wszystko, co czerwone, ze szczególnym uwzględnieniem Armii Czerwonej, „wyzwolicielki Europy od faszyzmu” – jak można przeczytać na portalu internetowym niemieckiej „Antify”.

„Polscy naziści”

Spadkobiercy RAF wezwali 14 września tego roku ma swoim portalu do rozprawienia się z polskimi „brunatnymi siłami”: Kościołem i uległym mu społeczeństwem. „Prawicowo-konserwatywny rząd i kościół katolicki tworzą od lat w Polsce klimat rasistowski, antysemicki i homofoniczny – napisali w apelu. – Na tej pożywce rozwija się środowisko prawicowe – mieszanka konserwatywnych nacjonalistów, chuliganów i klasycznych neonazistów. […] Cała ta brunatna mieszanina maszeruje co roku 11 listopada z okazji »święta narodowego«. Ochraniana przez policję i tolerowana przez społeczeństwo. Do tej pory antyfaszystowski opór nie przynosił rezultatów – aż do zeszłego roku. Zainspirowani blokadami w Dreźnie polscy antyfaszyści/polskie antyfaszystki poszli/-ły w ślady niemieckich. Dzięki pomysłowi zorganizowania blokad udało się 11 listopada 2010 roku przechytrzyć policję. Już we wczesnych godzinach porannych 3500 ludzi znajdowało się w centrum Warszawy. Dokonali tego, czego nie potrafili zrobić w poprzednich latach: przemarsz 1500 nazistów został po raz pierwszy zatrzymany i nie mógł przejść przez środek miasta. Wielu nazistom nie udało się nawet dotrzeć na miejsce zbiórki. Polska policja nie tylko torowała siłą drogę nazistom, ale wykorzystywała każdą okazję, by atakować antyfaszystowskich demonstrantów/-tki.

[…] Przemoc wobec ludzi innego koloru skóry i obcego pochodzenia, przeciwko Schwule [w jęz. niem.: homoseksualiści płci męskiej] i lesbijkom, przeciwko wszystkim myślącym inaczej, jest w Polsce na porządku dziennym. […] Nawołujemy do udzielenia pomocy polskim towarzyszom 11 listopada 201 roku w Warszawie!” – kończą swoje wezwanie, napisane dogmatycznie poprawnym politycznie językiem.

Komuny wróciły

Poniżej zamieszczono datę, godzinę i miejsce spotkania organizacyjnego. Nazwa miejsca brzmi K9 – swoim czytelnikom Antifa nie musi tłumaczyć, co to jest. Dla niewtajemniczonych: w Berlinie przy ulicy Kinzigstrasse pod numerem 9 mieści się jedna z licznych niemieckich lewackich inicjatyw: przedsięwzięcie nazywane „Hauskollektiv” lub – nowocześniej – „Hausprojekt”. „K9 jest dzieckiem wielkiego ruchu. W 1990 roku kilka tysięcy ludzi było aktywnych przy urządzaniu domu. I jeszcze więcej uczestniczyło w jego obronie w kolejnych latach – piszą organizatorzy „Kolektywu Dom”. – Jest to próba stworzenia wspólnego życia poza społeczną presją przystosowania się. […] Chcemy aktywnie przeciwdziałać komercjalizacji, atomizacji społeczeństwa i nacjonalizmowi. W domu mieszka 35 dorosłych i 7 dzieci. Kto chce się tutaj wprowadzić, nie może przynieść ze sobą żadnego majątku. Chociaż nie jesteśmy komuną, wszystkie drzwi od mieszkań są otwarte. Ale każdy/a, może zamknąć się w swoim pokoju. Co trzy lata przeprowadzamy rotację, żeby nikt nie musiał mieszkać do końca życia w najmniejszym pokoju i aby starzy mieszkańcy nie traktowali pomieszczeń jak swojej własności. Pozostajemy dzięki temu w ciągłym ruchu. Ten/Ta, który/a stoi, rdzewieje”.

Część „Domu” składa się z „pomieszczeń używanych publicznie”. „Udostępniamy je bezpłatne różnym niezależnym inicjatywom. Tu odbywają się spotkania informacyjne i dyskusyjne, a we wszystkie weekendy – party solidarności. Czynimy to, bo jesteśmy zaangażowani politycznie. »Dom« to przygoda naszych czasów, czasów odchodzenia na margines lewicy zorganizowanej w partie” – informują twórcy „projektu K9”.

Czciciele Armii Czrwonej

Na portalu Antify apel o udział w „walce przeciwko polskiemu nazizmowi” sąsiaduje z artykułem z 20 czerwca 2011 roku, zatytułowanym „70 lat temu wybuchła wojna przeciwko Związkowi Sowieckiemu” oraz tekstem „czerwonoarmisty i komunisty” Moritza Mebela. Rocznicowy tekst o niemieckim ataku na ZSSR przedstawia historię zgodnie z wykładnią obowiązującą kiedyś w Związku Sowieckim, a dzisiaj w Rosji: II wojna światowa zaczęła się wraz z uderzeniem w ZSSR. „»Żydowsko-bolszewickie« państwo mało zostać zniszczone – piszą autorzy. – Zginęły 22 miliony obywateli sowieckich, a podczas samej blokady Leningradu prawie milion”. I przytaczają słowa napisu z pomnika czerwonoarmistów w Wiedniu, stojącego do dzisiaj na mocy traktatu państwowego między Austrią i Sowietami z maja 1955 roku: „Wieczna sława bohaterom Czerwonej Armii, poległym w walce z niemiecko-faszystowskim napastnikiem za wolność i niepodległość narodów Europy”. Próżno szukać na portalu bodaj wzmianki o napaści Trzeciej Rzeszy w sojuszu ze Stalinem na Polskę we wrześniu 1939 r., nie mówiąc już o pakcie Ribbentrop-Mołotow, który przewidywał rozbiór suwerennych państw: Polski, Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii i Rumunii przez ZSSR i III Rzeszę.

W tę narzuconą przez moskiewską propagandę wizję historii wpisują się opowieści Moritza Mebela, syna niemieckich komunistów, którzy w 1932 roku wyjechali do Sowietów. Mebel przeszedł z Armią Czerwoną przez pół Europy, koniec wojny zastał go pod słowackim Brnem. Wrócił do Moskwy, żeby skończyć studia medyczne, a od 1958 roku mieszkał i pracował jako dyrektor kliniki transplantologii w NRD. Na portalu Antify zaznaczono, że publikowany artykuł Mebela jest zapisem jego wystąpienia na konferencji Komunistycznej Platformy partii Die Linke, będącej – dodajmy – bezpośrednią kontynuatorką wschodnioniemieckiej partii komunistycznej Waltera Ulbricha i Ericha Honeckera. Mebel nie reprezentuje marginesu, nie można traktować go w kategoriach politycznego folkloru – przemawia przecież na konferencji partyjnej ugrupowania, którego przedstawiciele zasiadają w Bundestagu. Platforma Komunistyczna działa legalnie w ramach postenerdowskiej Die Linke, za cel stawiając sobie, rzecz jasna, „walkę z faszyzmem i rasizmem”.

„W drodze na Berlin czerwonoarmiści – a między nimi i ja – musieli oglądać zniszczone przez nazistowskiego okupanta miasta i wioski na Ukrainie i Białorusi – mówi Mebel. – Na wyzwalanych przez nas terenach widzieliśmy kobiety zmuszane do niewolniczej pracy, rozstrzelanych cywilów, obozy zagłady. […] Rocznice są okazją do poznawania historii. Dziś możemy zrozumieć historyczną rolę Związku Sowieckiego w zniszczeniu hitlerowskiego faszyzmu i wyzwoleniu od niego narodów Europy. Tymczasem rewizjoniści i antykomuniści chcą odebrać Związkowi Sowieckiemu te wielkie zasługi”. Wszelka dyskusja z wywodami pana doktora jest zbędna, bo zwycięski przemarsz Armii Czerwonej zapisał się w pamięci „wyzwalanych” narodów na długo.

W obronier „towarzyszy” terrorystów

W marcu tego roku Antifa apelowała o wsparcie dla „prześladowanych” członków RAF w związku z procesem Vereny Becker, podejrzanej o udział w zamordowaniu wspólnie z Ulrike Meinhof w 1977 roku prokuratora generalnego RFN Siegfrieda Bubacka. Frakcja Armii Czerwonej (RAF), zwana też od nazwisk swoich przywódców Grupą Baader-Meinhof, była lewicową organizacją terrorystyczną, działającą od początku lat 70. do 1998 roku, kiedy ogłosiła swoje samorozwiązanie. Peerelowskie tłumaczenie nazwy „Frakcja Czerwona Armia” miało, jak się wydaje, zapobiec zbyt oczywistym skojarzeniom. Przeszkoleni w NRD i Palestynie, a także w PRL zawodowi mordercy podkładali przez dwadzieścia lat bomby w miejscach publicznych, żeby destabilizować życie w krajach Zachodu, a także dokonywali porwań i zamachów na prominentnych przedstawicieli demokratycznych instytucji. Lista ich ofiar jest długa: politycy, biznesmeni, strażnicy więzienni, policjanci, prokuratorzy, dyplomaci, przypadkowi przechodnie, których nazwisk nikt już dziś nie pamięta.

Verena Becker, członkini RAF, uczestniczyła w 1972 roku w zamachu na brytyjski Yacht Club w Berlinie Zachodnim, po którym została aresztowana. W lutym 1975 Frakcja Armii Czerwonej porwała Petera Lorenza, wówczas przewodniczącego partii chrześcijańskich demokratów CDU w Berlinie Zachodnim i członka zarządu CDU w RFN, żądając w zamian uwolnienia Becker oraz innych uwięzionych terrorystów. Rząd zachodnioniemiecki ustąpił, nauczony bolesnymi doświadczeniami wcześniejszych porwań, i wypuścił Verenę Becker z innymi członkami RAF na wolność. Zaraz potem terrorystka wyjechała do NRD – azylu wszystkich ugrupowań terrorystycznych z Europy Zachodniej. Po kolejnym aresztowaniu 3 maja 1977 roku została skazana na dożywocie, doczekała jednak ułaskawienia przez prezydenta Richarda von Weizsäckera w 1989 roku.

Historia rewolucyjnej lewicy

Ponieważ wiosną tego roku wymiar sprawiedliwości postanowił znów postawić ją przed sądem, Antifa zorganizowała głośną akcję obrony „więźniarki politycznej”.

„Musimy rozumieć historię RAF jako ważną i elementarną część naszej historii – historii rewolucyjnej lewicy. I musimy tej historii bronić. Jak zachowa się dziesięciu byłych członków Rote Armee Fraktion, których zmuszono do składania zeznań?” – pytają twórcy portalu. Mowa o wezwanych na świadków byłych terrorystach, którym prokuratorzy zamierzali zadać pytania o słynne w latach 70. zabójstwa, nie tylko Bubacka, ale także prezesa Dresdner Bank Jürgena Ponto – „bankiera oraz doradcy kanclerza”, jak piszą aktywiści Antify, uzasadniając w ten sposób konieczność jego zgładzenia, oraz prezydenta Niemieckiego Związku Pracodawców Hansa-Martina Scheleyera – „byłego nazisty”. „Celem tamtych działań było uwolnienie aresztowanych członków RAF – czytamy. – Czterech z nich: Andreas Baader, Gudrun Ensslin, Jan-Carl Raspe i Ingrid Schubert nie przeżyli więzienia. Wiemy, że wezwani/-ne przed sąd nie powiedzą nic. W swoim oświadczeniu napisali/ły, że media i sąd oczekują od nich »pokajania się i denuncjacji«, że władze chcą przeinaczać historię i ukazać tamte wydarzenia z punktu widzenia rządzących. Dlatego apelujemy, by do sądu podczas przesłuchań świadków – byłych członków/członkiń RAF – przyszli wszyscy. Musimy wesprzeć naszych towarzyszy /nasze towarzyszki. Każdy/-a, kto miał do czynienia z kapitalistycznym systemem sprawiedliwości, wie, jak bardzo potrzebna jest solidarność współtowarzyszy/-ek. Niech żyje solidarność z dziesięcioma byłymi członkami RAF!”

* * *

W dzisiejszych Niemczech działają dziesiątki powiązanych ze sobą lewackich inicjatyw, tworzą sieć pokrywającą cały kraj. Głównym wyznacznikiem ideologicznym tego ruchu jest odmieniany przez wszystkie przypadki „antyfaszyzm”, a idolami są m.in. „bohaterowie RAF”, czerwonoarmiści i Che Guevara. Nie dziecięca już, lecz dojrzała choroba lewactwa roznosi się po kontynencie.

Anna Zechenter

Za: Portal Arkana (14-11-2011) http://www.portal.arcana.pl/Widmo-antify-krazy-nad-europa,1793.html

Skip to content