Aktualizacja strony została wstrzymana

Kiedy z Piotrowskiego zrobią gwiazdę TVP

Jechała autobusem, miała na sobie starą znoszoną marynarkę, zmęczona, postawiła w przejściu dużą torbę wyładowaną „miastowymi dobrami”. Autobus przejeżdżał właśnie obok nowego kościoła na ulicy Kobierzyńskiej – kobieta odruchowo przeżegnała się i dotknęła małego różańca na serdecznym palcu.

– Mocherówa, patrzcie k…a jaka święta – młoda grubawa dziewczyna z wielkimi kolczykami w uszach zaczęła głośno chichotać.

– Przez takie c..y nigdy nie wyjdziemy z tej ciemnoty- zawtórowała jej jaskrawo umalowana elegantka w różowym płaszczyku, pod pachą miała najnowszą książkę Katarzyny Grocholi, którą ta napisała wraz ze swoją córką.

Kobieta wtuliła głowę w ramiona i udawała, że nie słyszy narastającego nad nią gwaru.

– Rzeczywiście wstydziłaby się pani, tak ostentacyjnie obnosić się ze swoją religijnością – starszy pan siedzący naprzeciw wyglądał na zamożnego, dobry garnitur, parasol z drewnianą rączką, nowe wyglansowane buty.

Kobieta rozejrzała się wokoło, ludzie odwracali wzrok, jakiś młody chłopak nagle pilnie zaczął słuchać muzyki z przenośnego odtwarzacza, słuchawki odcięły go od niepokojącej sceny.

– Całe życie jak przechodzę obok krzyża, to się żegnam i odmawiam „zdrowaśkę”, przecie nic złego nie robię.

– Ciemnota – huknęła jej nad uchem wykolczykowana panna.

– Spokojnie młoda damo, bez obrażania, przecież to da się kulturalnie wytłumaczyć – wtrącił starszy mężczyzna i starannie złożył czytaną jeszcze przed momentem gazetę.

Przeciskałem się przez obojętny tłumek. Dwóch chłopców ironicznie się uśmiechało, jeden znacząco pokazał kółko na czole.

– Otóż widzi pani… – zaczął starszy pan. – Religia jest dobra w kościele, w domu, ale państwo mamy świeckie, co byłoby gdyby jechał z nami ktoś wyznania mojżeszowego?

– Mnie to wcale nie przeszkadza – wtrącił się niski mężczyzna z jarmułką na czole.

–  No to muzułmanin – starszy pan nie dawał za wygraną.

Muzułmanina w autobusie nie było, ale byłem ja…

Zapytałem: – Odkąd to w Polsce zakazane jest czynienie znaku Krzyża Świętego w środkach komunikacji miejskiej?

Odpowiedziała mi cisza, jedynie dwie rozjuszone dziewoje spojrzały na mnie z politowaniem. Kobiecina łypnęła na mnie z lekką przyganą w oczach, tak jakby chciała powiedzieć: „daj pan spokój”. Postanowiłem nie dawać i spojrzałem starszemu panu prosto w oczy.

– Czy ta kobieta zrobiła panu krzywdę? – natarłem.

– To nie pańska sprawa, nikt z panem nie dyskutował.

– No właaaśnie – chórkiem dopowiedziały dziewoje.

– Wtrąca się niepotrzebnie.

Miałem ochotę demonstracyjnie się przeżegnać, jednak w ostatniej chwili kobiecina pogłaskała mnie delikatnie po dłoni.

Wysiedliśmy na najbliższym przystanku, jechała do podkrakowskich Liszek, właśnie odwiedziły ją wnuki z miasta i przyjechała, aby kupić im jakieś prezenty.

Rzecz miała miejsce w Krakowie, mieście setki kościołów, tłumów zakonnic i kardynała Dziwisza. Nie jestem jeszcze stary, ale nigdy nie przypuszczałem, że będę uczestnikiem takiej sceny.
– Ja obrońca chrześcijaństwa i krzyża, dobre sobie…

Epizod w autobusie uświadomił mi jednak, że od kilkunastu miesięcy coś w Polsce narasta, jakieś szydło zaczyna wyłazić z worka.

Od starcia o krzyż na warszawskim Krakowskim Przedmieściu narastają takie, niby niewinne, pouczenia, złośliwe docinki, gesty.
To chyba właśnie na Krakowskim Przedmieściu ludzie tacy jak Dominik Taras czy kandydujący z Ruchu Palikota Robert Leszczyński z „Gazety Wyborczej” przełamali trwające od wieków tabu. Pokazali, że ludzi modlących się można w Polsce publicznie wyśmiać i jeszcze posypią się za to cukierki rzucane przez treserów z TVN i „Gazety Wyborczej”.
Obudziliśmy się w innej Polsce – pokolenie naszych dzieci wychowała szkoła, która wpoiła im, że chrześcijaństwo to obciach, zjawisko passe…

Teraz wystarczy tylko iskra i okaże się, że gwałtownie należy „skończyć wreszcie z rządami kleru w Polsce”, że teraz już wreszcie można przewartościować czyn Grzegorza Piotrowskiego, który już w latach osiemdziesiątych bronił Polskę przed ciemnogrodem.

Przesadzam? Czymże zatem jest nadanie statusu gwiazdy gogusiowi o scenicznym pseudonimie Nergal?
Czy za chwilę prowadzącym program „Najważniejsza chwila w życiu” nie stanie się Grzegorz Piotrowski właśnie? Inteligentny, bezkompromisowy, doświadczony – idealny materiał na gwiazdę! Przecież dawno już odzyskał pełnię praw obywatelskich,
a medialnie na pewno jest ciekawszy niż „katolicka klika Pospieszalskiego”.

Przyglądam się dwóm zdarzeniom. Oto jakiś czas temu sąd w imieniu Rzeczypospolitej skazał sztabowców PiS-u za podarcie na konferencji prasowej jakichś tam propagandowych folderów konkurencji, wcześniej sąd ukarał Jarosława Marka Rymkiewicza za wypowiedzenie kilku opinii pod adresem Adama Michnika i jego gazety.

Kiedy jednak pan Darski, znany jako Nergal, były konkubent pani Dody, publicznie podarł Pismo Święte, okraszając ten gest stekiem karczemnych wyzwisk pod adresem chrześcijan, sąd w imieniu Rzeczypospolitej orzekł, że był to akt artystyczny i jako taki penalizacji nie podlega.

Kiedy pani Nieznalska przybija na krzyżu baranie przyrodzenie, to jest to akt tak wyrafinowanej sztuki, że przestępstwem jest z zachwytu nie cmoknąć. Cmoka więc cały nadwiślański salon, błogosławiony zacną dłonią bezkoloratkowego księdza (nowa odmiana, zakon reformistów) o szlachetnie brzmiącym, ptasim nazwisku.

Gdybyśmy się na moment przy owym duchownym zatrzymali, to dojrzymy jego niezwykle wprawną rękę menedżera – na rozkładzie ma już diecezjalne Radio Mariackie, Sieć Radia Plus, a nawet zdawałoby się niezatapialny kanał TVN Religia.
Znam ci ja owego duchownego od lat wielu (zachodził do nas jeszcze w czasach gdy wydawaliśmy „Czas Krakowski”, z pisaniem było nietęgo, ale twarz szczera i sympatyczna.) Dziś ponoć duchowny ów uchodzi za mężczyznę wykształconego, owianego legendą sukcesów wszelakich i przystojnego tak magnetycznie, że od płci niewieściej opędzić się nie może. Kto nie wierzy niech sobie zerknie na „Śniadanie u Mellera”, gdzie obok wielebnego zasiada powabna jak Audrey Hepburn (na TVN-owską miarę) Czubaszek Maria.

Cóż tak czepiłem się biednego medialnego księżulka? Wyobraziłem go sobie jadącego w tym autokarze (na co dzień niemożliwe, nasz dobrodziej porusza się bowiem jedynie wypasioną, własną limuzynką). A więc, kompletnie abstrakcyjnie, wyobraziłem sobie naszego księdza obok jadącej do Liszek starowinki. Na pewno własną piersią zasłoniłby ją przed ciosami „opinii publicznej”, prawda? Mógłby do pomocy wezwać jeszcze cały obecny zespół redakcyjny „Tygodnika Powszechnego” (tak, istnieje jeszcze takie pismo – nie wiedzieliście?). Ależ babinę by wybronili, mogłaby nawet, bez poważnego uszczerbku, opuścić autobus na najbliższym przystanku.
A potem w autobusie rozlegałoby się zgodne zdrowe rechotanie, jakże bowiem nie rechotać nad tymi ciemnymi babami, które łażą ze świętym obrazem ze wsi do wsi, nad tymi, wstyd powiedzieć, wierzącymi tłumami słuchającymi wstecznych kazań na Jasnej Górze, lub – o zgrozo – uczestniczącymi w pielgrzymkach organizowanych przez najgorsze radio od Władywostoku po Odrę.

Jakoś dziwnie ostatnio cicho o postępowych religiach, które miały wreszcie przedmuchać stęchłą atmosferę. Barbara Labuda nie epatuje już noworeligijnymi eksperymentami?
Lech Wałęsa nie wybiera się wraz z panem Cimoszewiczem na kolejny festyn sekty Moona?
Tomasz Lipiński (ten od „Nie wierzę politykom PiS” i „Wierzę politykom PO”) nie upaja się buddyjskimi kadzidełkami?
Jerzy Owsiak nie paraduje w harekriszniańskich szmatkach?
Została jedynie Magdalena Środa załamująca ręce nad polską dewocją, wiarą w bajki o jakimś Jezusie, pod rękę z najprzystojniejszym „Tęczowym Ryszardem”, paradująca w marszach miłości odmiennie skierowanej.

W Polsce na zrozumienie liczyć mogą sodomici, nekrofile, komuniści, feministki i floryści, nie ma jednak tolerancji dla „katoli” – tej wściekłej sekty, która od tysiąca lat wypacza umysły od Bałtyku po Tatry. Skoro statystyczna większość Polaków jest katolikami, to śmiało można wysnuć z tego wniosek, że większość tych, którzy dziś płacą abonament RTV także jest katolikami.

Tymczasem drugi program TVP, za pieniądze tychże katolików, kreuje na gwiazdę chłoptasia, którego największą zasługą jest to, że potargał „Biblię” i katolików lży za ich pieniądze. Co bardziej krewcy komentatorzy zastanawiają się co byłoby, gdyby chłopczyna podarł „Koran”? lub gdyby naubliżał ortodoksyjnym Żydom? Wolę nie rozwijać wizji przyszłości tego człeka, bo jawiłaby się raczej jednoznacznie.

Pan Nergal, całkowicie świadomie, ze znakomitym wyczuciem koniunktury, robi to, co nie tylko że niczym mu nie grozi, ale za co jeszcze dostanie oklaski salonu. Nawiasem mówiąc ta sytuacja przypomina mizerną szopkę rozgrywającą się wokół przeciętnego chuderlawego gówniarza po czterdziestce (tak, tak, chodzi o specjalistę od wsadzania polskiej flagi w psie odchody), który miał zbyt mało talentu, aby zostać muzykiem, za to wystarczającą ilość sprytu i wyrachowania, aby wygodnie umościć się na fotelu „dyżurnego, satyrycznego puplizysty” – „młota na czarownice” (spokojne starowiny, takie jak ta z mojego autobusu).

Szczerze mówiąc nie mam zamiaru nigdzie emigrować, a skoro tak, to nie mam też zamiaru pozwolić, aby w moim kraju bezkarnie lżono mnie, moją rodzinę i wartości, za które moi przodkowie oddawali życie.

Skoro mojemu pokoleniu wypadło już być karłem na karku olbrzyma (poprzednich pokoleń), to niech wiedzą, że karzeł też może zaleźć za skórę. Dziś za to nie zamykają do więzień, nie eksterminują, niech więc wystarczy ta odrobina odwagi, aby nie milczeć w autobusie, nie puszczać płazem Nergala, nie godzić się z księżmi – wydmuszkami.

Czas, aby w Polsce żywą działalność rozpoczęła Polish Catholic Anti-Defamation League, być może wtedy wchodzący właśnie do budynku TVP pan Grzegorz Piotrowski czegoś się przelęknie i nie starczy mu odwagi, aby stanąć w świetle telewizyjnych reflektorów, jako jeden z pionierów walki z polskim zacofanym katolstwem. Czuj Duch.

Witold Gadowski

Reporter, autor filmów dokumentalnych, miłośnik kawy i Bałkanów. Badacz afer i terrorystów. Wraz z Przemysławem Wojciechowskim
wydał książkę „Tragarze śmierci” ujawniającą nieznane ślady znanych terrorystów („Carlosa”, Abu Dauda, RAF)

 

 

Za: Czas Stefczyka, Nr 76, październik 2011 | http://www.stefczyk.info/~/media/Pliki%20serwisow/Dokumenty/czas76.ashx?download=1

Skip to content