Aktualizacja strony została wstrzymana

Jesteśmy na etapie ześlizgu – rozmowa ze Stanisławem Michalkiewiczem

Goniec: Ludzie mówią, że wspaniale się Pana słucha, mówi Pan rzeczy, które pozwalają ubrać w słowa to, co każdy dostrzega, i faktycznie tak jest, jak Pan mówi. Jednak brakuje odpowiedzi na „leninowskie pytanie” – „co robić?” – co w obecnej sytuacji można zrobić? Jak w tej anegdocie z tą żabą optymistką, którą Pan przytaczał na spotkaniu, która nie poddaje się w kadzi śmietany i ratuje, ubijając ją na masło. Jak ubić to masło w naszych czasach?

Stanisław Michalkiewicz: Dziękuję na wstępie za tę pochwalną recenzję, którą pan był łaskaw podać, ale wracając do tej anegdoty, żaba optymistka nie wiedziała właściwie, co robić, zachowywała się instynktownie. A to, że rano siedziała na osełce masła, to było rzeczą przez nią niewykalkulowaną, tylko rzeczą, która się wydarzyła mimo woli żaby.

Ja, gdybym wiedział, co w takiej sytuacji robić, tobym tego nie ukrywał. Nie dlatego tego nie mówię, że jestem jakąś osobą perfidną, tylko sam tą wiedzą nie dysponuję. Moim zdaniem, tak jak przedstawiam sytuację Polski w tej chwili, to koniunktury międzynarodowe – bo od tego dużo zależy – sprawy wewnętrzne i moralna, polityczna kondycja tego społeczeństwa to jest jedna sprawa, ale bardzo dużo zależy od okoliczności międzynarodowych, okoliczności zewnętrznych, a te akurat układają się dla nas niekorzystnie w tym momencie.

Co nie znaczy, że tak będzie zawsze. Natomiast warto, w moim przekonaniu, nawet jak to jest przygnębiające, a zdaję sobie sprawę, że jest, przedstawić diagnozę sytuacji.

Po pierwsze, co jest przyczyną paroksyzmów i tego, że nasze państwo nie jest w stanie w żadnym segmencie swego funkcjonowania stworzyć siły?

Nie może to być bez przyczyny, musi być jakaś przyczyna tego i tę przyczynę musimy poznać, bo jeśli jej nie poznamy, to nawet jeśli się okoliczności wewnętrzne i zewnętrzne nagle zmienią na korzyść, to nie będziemy potrafili jej usunąć, bo nawet nie będziemy wiedzieli, gdzie ona jest.

W związku z tym diagnoza jest rzeczą szalenie ważną, ale problemem naszego społeczeństwa jest to, że gdyby nawet sytuacja nagle się zmieniła na jakąś olśniewająco korzystną, to wcale byśmy nie wiedzieli, od czego zacząć, w jakim kierunku…

– Podobnie było w czasach opozycji lat 80., nikt nie był przygotowany; nikt nie miał wizji programowej niepodległości Polski czy niepodległego państwa.

– Myślę, że tak. To znaczy środowiska niepodległościowe, ja mogę mówić za siebie, bo byłem jednym z uczestników Ruchu Obrony Praw Człowieka, który nawiązywał do II Rzeczpospolitej, do Armii Krajowej, do tej tradycji niepodległościowej.

Mnie się na przykład na początku zdawało, że jeśli tylko niepodległość uda się uzyskać, to wszystkie problemy jak gdyby zostaną załatwione, ale nagle sobie uzmysłowiłem, że Chiny są niepodległe, że Związek Sowiecki jest niepodległy, ale że nie chciałbym tam mieszkać.

Niepodległość jest tylko etapem, jest środkiem koniecznym, który umożliwia zrobienie czegoś korzystnego dla własnego państwa, dla własnego narodu. Bowiem na czym polega brak niepodległości, co jest największą konsekwencją braku niepodległości; to że bogactwo, jakie naród wytwarza, przechwytuje kto inny i zwykle używa go przeciwko temu narodowi.

– Więc to jest najbardziej niebezpieczne.

Niepodległość pozwala użyć zasobów tego potencjału ekonomicznego narodu na jego korzyść, dla obrony jego interesów i dlatego jest rzeczą konieczną. Natomiast oczywiście nie załatwia wszystkich spraw, bo możemy te szanse zmarnować i utracić niepodległość w konsekwencji zmarnowania tych szans.

Warto się w tej sytuacji zastanowić, jak ewentualnie z wywalczonej niepodległości korzystać, i wobec pewnego ciśnienia czy powiedzmy nadmiernego zaufania do nurtu lewicy laickiej w opozycji demokratycznej, doszło do tego, że przy okrągłym stole właściwie góra urodziła mysz, właściwie nie było żadnego programu.

– Wszyscy powiedzieli „Balcerowicz”…

– Tak. A tak naprawdę to ta część opozycji, mówię o lewicy laickiej, udzieliła gwarancji komunistom zachowania pozycji społecznej w nowych warunkach ustrojowych i umowa okrągłego stołu w gruncie rzeczy na skutek tego nie była aktem zwrócenia suwerenności politycznej narodowi polskiemu, tylko umową o podziale władzy nad narodem polskim. Tak zostało do dzisiejszego dnia.

– Ale także zlikwidowano te formalne prerogatywy państwowe, bo mamy podpisany Traktat lizboński i z prawnego punktu widzenia trudno mówić o Polsce jako o państwie niepodległym według klasycznej definicji niepodległości. W związku z tym pytanie do Pana, czym jest teraz Polska, co to jest za forma administracyjna?

– Myślę, że jesteśmy w tej chwili na etapie ześlizgu po równi pochyłej ku utracie niepodległości, całkowitej utracie niepodległości, całkowitej utracie suwerenności politycznej. Traktat lizboński, który wszedł w życie 1 grudnia 2009 roku, ustanawia Unię Europejską jako nowy podmiot prawa międzynarodowego.

Wszyscy entuzjaści Unii Europejskiej przekonują nas, że Unia Europejska nie jest państwem, mimo że ma wszystkie atrybuty państwa, ma terytorium, bo terytorium Unii Europejskiej stanowią terytoria wszystkich państw członkowskich, Unia ma swoje granice zewnętrzne, które są widoczne, przecież na wschodniej granicy Polski ta granica jest wyraźnie zaznaczona, Unia Europejska ma ludność, ponieważ wszyscy od 1 grudnia jesteśmy obywatelami Unii Europejskiej, a dotychczas obywatelstwo kojarzyło się tylko z państwem, nie można być obywatelem ONZ-etu czy obywatelem UNICEF-u. Jest się obywatelem państwa, więc to jest dodatkowa poszlaka, że Unia państwem jest.

Wreszcie Unia Europejska ma władze, powszechnie znane, nie będę ich wymieniał, bo wszyscy to wiedzą. No i ma jeszcze inne atrybuty państwa, bank centralny, walutę, ma Europol, czyli policję, ma Eurojust, czyli prokuraturę, ma w zalążkowej postaci, niemniej jednak ma, siły zbrojne w postaci Unii Zachodnioeuropejskiej. Cóż jeszcze trzeba, żeby uznać taki twór za państwo?

Wiele państw uznanych za państwa takich rzeczy nie ma, a mimo to są traktowane jako państwa.

Myślę, że dlatego tak nas przekonują, że Unia państwem nie jest, bo wówczas trzeba by było odpowiedzieć na kłopotliwe pytanie, jaki jest status prawnomiędzynarodowy państw członkowskich.

Z Traktatu lizbońskiego wynika, że państwa członkowskie stanowią części składowe Unii Europejskiej. Do tej pory było tak, że żadna część składowa jakiegoś państwa nie było niepodległa. Przeciwnie, podlegała władzom tego państwa, jako jego część składowa, mogła mieć autonomię, natomiast nie miała niepodległości, ponieważ musiała władzom państwa, w którego skład wchodziła, podlegać. I to jedna kwestia. To jest taka kłopotliwa odpowiedź.

Od razu muszę powiedzieć, że to nie musi być coś złego – zrzeczenie się niepodległości, bo w 1569 roku Wielkie Księstwo Litewskie i Korona Polska wyrzekły się niepodległości, żeby stworzyć Rzeczpospolitą Obojga Narodów, i nic złego się nie stało. Przeciwnie, to taki impuls rozwojowy był niezwykły. Ale nie mówmy, że ten akt nie zachodzi, że zrzeczenie się niepodległości nie ma miejsca, bo ma.

Druga kwestia wynikająca z Traktatu lizbońskiego, to jest suwerenność polityczna, wynika z innych okoliczności, bo nie z samego Traktatu lizbońskiego, chociaż częściowo i z niego, że tylko Niemcy zachowują suwerenność polityczną w Unii Europejskiej, co je pretenduje do stanowiska kierownika politycznego, i w tej chwili rzeczywiście trochę więcej kryzysu i te intencje się objawiły.

Niemcy coraz głośniej mówią, że trzeba stworzyć rząd europejski, czytaj z Niemcami na czele, i wykorzystują do tego kryzys. Ja nawet, jako człowiek podejrzliwy, to zaczynam zupełnie serio podejrzewać, że od pewnego momentu kryzys jest, że tak powiem, napędzany, żeby ten cel osiągnąć, bo to w tej chwili jest już widoczne. Oczywiście, to nazywam tym ześlizgiem po równi pochyłej, bo jeśli nawet Unia Europejska na skutek kryzysu, na skutek jakichś innych zaszłości przestanie istnieć, no to nie wiemy, w jakiej kondycji będzie Polska, czy w ogóle będzie. Czy będzie miała granice, jakie, czy będzie miała siły zbrojne itd. itd. Tego nie wiemy, więc rzucamy się do basenu na oślep, nie patrząc nawet, czy tam jest woda. To się musi skończyć źle.

W tej chwili, zwłaszcza po deklaracji pana prezydenta Baracka Obamy z 17 września 2009 roku, kiedy on właściwie tą deklaracją dał do zrozumienia, że Stany Zjednoczone wycofują się z aktywnej polityki w Europie, to politykę europejską kształtują według swego uznania – i robią to bardzo szybko, bo chcą wykorzystać ten moment dziejowy sprzyjający – strategiczni partnerzy, czyli Niemcy i Rosja. A oni mają wobec nas swoje plany, które kolidują z naszymi ambicjami i z naszymi marzeniami, z naszym patriotyzmem itd. To są te trzy składniki tej bardzo przykrej sytuacji.

– Większość ludzi w Polsce nadal – jakby z rozbiegu – mówi o Polsce jako niepodległym państwie, bo widzi symbole państwowości polskiej, jest wojsko polskie, mundury, obchody rocznic itd. Jak odzyskać tę prawdziwą niepodległość w dzisiejszych czasach?

– W Polsce nie docenia się elementu siły w polityce i stąd to dobre samopoczucie, które się utrzymuje.

– A przecież endecja, która była dominującym składnikiem myśli politycznej w Polsce przed wojną…

– No tak, tylko że endecja w tej chwili składa się z epigonów tej myśli i w tej chwili głównym zmartwieniem endeków, zwłaszcza środowiska skupionego wokół Myśli Polskiej, jest taki lęk, czy przypadkiem Rosji jakaś krzywda się nie dzieje z naszej strony. Tylko to zostało z tej całej myśli i jest to więc bardzo niewiele i ja czasami pół żartem, ale i pół serio im zarzucam, że oni są narodowcami, ale pomyliły im się narody.

– Mówi Pan bardzo często – i to jest kategoria, która weszła dzięki Panu do publicystyki – razwiedka. Wiadomo, że ona jest różna, jedni się przewerbowali na prawo, inni na lewo, więc jest to środowisko podzielone, o którym niewiele możemy powiedzieć, ale zastanawiające jest to, czy polska razwiedka może być polska. To znaczy czy, tak jak w przypadku Rosji, która przez razwiedkę Putinową doznała odrodzenia po okresie załamania jelcynowego. Czy w Polsce możliwe jest, czy jest taka szansa, że taka grupa będzie myślała w kategoriach interesu państwowego?

– Szansa zawsze jest, chociaż ja bym specjalnie tam wagi wielkiej do tego nie przywiązywał. Chociaż właściwie byłoby to najprostsze, gdyby ci ludzie zaczęli myśleć kategoriami interesu państwowego.

Mówiąc tak między nami, na dłuższą metę i dla nich to byłoby opłacalne, problem w tym, że ja nie widzę, żeby oni tymi kategoriami myśleli. Też się zastanawiałem nad tym, dlaczego tak jest, dlaczego razwiedki innych państw, po swojemu, bo po swojemu, ale jakoś o swoje państwa dbają. Nie tylko Rosja, bo pan słusznie zauważył, że Putin, który nawet nie ukrywa, że to służby, on jest rzecznikiem służb rosyjskich, rzeczywiście wzmocnił Rosję, przezwyciężył ten okres smuty za Jelcyna panującej i można tam mieć zastrzeżenia do różnych jego posunięć, ale Rosja wygląda znacznie lepiej niż w połowie lat 90., kiedy rzeczywiście sprawiała wrażenie bliskiej rozpadu.

Nie tylko Rosja, ale również Francja. Jest taka książka, wywiad-rzeka, który przeprowadza pani Krystynę Ockrent z Aleksandrem de Marenches, byłym szefem wywiadu francuskiego. I w pewnym momencie pyta go, z jakich środowisk rekrutują się konfidenci razwiedki francuskiej? A on taki oburzony mówi, że konfidenci to są w policji, „u nas to są honorable correspondant”.

No to ona mówi, to z jakich środowisk ci honorable correspondant się rekrutują, na to on, już taki udobruchany, mówi, że z różnych. Może to być kierowca taksówki, duchowny, a nawet minister stanu.

Więc we Francji ministrowie stanu są honorable correspondant, czy bywają honorable correspondant, czyli i tam razwiedka poprzez ministrów stanu jakoś wpływa na sytuację.

Ja się zastanawiam, dlaczego francuska razwiedka dba o Francję, dlaczego rosyjska razwiedka dba o Rosję, a nasza nie. Doszedłem do takiego wniosku, że tajne służby w tamtych państwach zawsze służyły własnemu państwu, bez względu na jego ustrój itd. Natomiast nasze tajne służby od 1944 roku zawsze służyły komu innemu i one inaczej nie potrafią. Gdyby w jakimś momencie została przerwana ta fatalna ciągłość…

Janusz Szpotański kiedyś mówił, że w przeciwieństwie do PRL, Związek Sowiecki był państwem niepodległym.

– No tak, Związek Radziecki był państwem niepodległym, a nasi się orientują na Związek Radziecki, tylko Związek Radziecki zmienia położenie, raz jest na wschodzie, raz jest na zachodzie, a poza tym nic się nie zmieniło.

–  Mówił Pan o tajnych stowarzyszeniach, razwiedce, a co z masonerią, która w końcu jest jedną z sił w polityce światowej i w całym nurcie globalizacyjnym?

– Ja uważam, że masoneria spełnia dwojakie funkcje w dzisiejszym świecie. Oni się tam reklamują, że uprawiają sztukę królewską, ale co to za sztuka? Ona może w średniowieczu stanowiła wiedzę tajemną, ale teraz jest jawnie nauczana na wszystkich politechnikach świata, a więc to nie jest jakaś wiedza tajemna.

Natomiast sztuka królewska, którą masoneria uprawia, to jest skryte manipulowanie wielkimi masami ludzi za pomocą różnych socjotechnik. Edukacji, mediów, przemysłu rozrywkowego. I tu myślę, to jest jeden nurt.

Masoneria jest taką organizacją nepotystyczno-korupcyjną. Podam przykład włoskiej loży Propaganda Due. Jak była operacja we Włoszech „Czyste ręce”, to w każdym przypadku, gdzie tam się dobrali ci prokuratorzy i sędziowie śledczy, w każdym przypadku dogrzebywali się takiego robaczka w postaci loży Propaganda Due. Więc to potwierdza te poszlaki, że masoneria jest organizacją nepotystyczno-korupcyjną. Popierają się wzajemnie, ale działa poprzez korumpowanie ludzi. Drugim takim sposobem działania masonerii jest to, że – na przykładzie Wielkiego Wschodu Francji.

– O którym najmniej wiadomo…

– Trochę tam wiemy jednak. Mnie to zresztą pewien mason powiedział, taki zaprzyjaźniony, że pepinierą Wielkiego Wschodu Francji są dwie instytucje państwowe – drugi oddział Sztabu Generalnego, czyli wywiad, i Ministerstwo Spraw Zagranicznych.

Ponieważ Wielki Wschód Francji utajnia członkostwo, to w tej sytuacji loże masońskie mogą być znakomitą przykrywką do penetracji wywiadowczej, i to się wzajemnie przenika i to się wzajemnie uzupełnia. Być może, że jeszcze są masoni, którzy myślą, że to wszystko naprawdę, i wyciągają pierwiastek kwadratowy z wymiaru świątyni Salomona, myślą, że to jakieś otchłanne tajemnice się za tym kryją, ale to są tacy pożyteczni idioci.

– Ale myśli Pan, że centrum dyspozycyjne, centrum władzy jest jak gdyby poza masonerią, wykorzystuje masonerię do swoich celów, a nie masoneria wykorzystuje inne instytucje?

– Myślę, że to jest sprzężenie zwrotne, bo na przykład w republice masońskiej francuskiej z przełomu wieku była afera generała Andre, który jako minister obrony prowadził politykę kadrową w armii francuskiej według kryteriów masońskich. Sekował oficerów katolików, czy w ogóle chrześcijan, a faworyzował oficerów, którzy nie mieli, a w każdym razie wyrzekali się ostentacyjnie jakichś związków z chrześcijaństwem.

Więc to jest sprzężenie zwrotne, te wpływy się przenikają. Nie da się tego uniknąć oczywiście, i wyrazem tego przenikania wpływów jest ideologia marksizmu kulturowego, jak sądzę, dominująca, a właściwie obowiązująca już w Unii Europejskiej, która jest projektem inspirowanym, przynajmniej częściowo, przez masonerię, że wymienię dwóch takich wpływowych masonów: Ryszarda de Coudenhove-Kalergi, który przed wojną jeszcze napisał książkę „Europe, puissance mondiale” („Europa, mocarstwo światowe), w której przedstawił pewien projekt, i Józefa Hieronima Retingera, drugiego założyciela Klubu Bilderberg.

– Honorowego sekretarza generalnego Unii Europejskiej.

– Tak. I to są nieusuwalne ślady wpływu masońskiego na Unię Europejską. I teraz to wzajemne przenikanie owocuje sytuacją, że obowiązującą ideologią w Unii Europejskiej jest ideologia marksizmu kulturowego, czyli politycznej poprawności, ostentacyjnie wroga chrześcijaństwu.

– Polska jest najciekawsza dla nas, więc chciałem zapytać o możliwości polskiego odrodzenia. Jak Pan ocenia społeczeństwo polskie teraz, polską młodzież? Czy widać jakieś szanse na przebudzenie, na kontestację tego porządku? W końcu młodzi ludzie lubią się buntować, lubią kontestować zastany porządek.

– Szansa jest i nawet już się objawiła, w pewnym przynajmniej sensie czy w pewnym fragmencie. Jedyną w tej chwili taką masową grupą społeczną, która nie jest podatna na obowiązującą propagandę – uśmieje się pan – jest środowisko kibiców piłkarskich.

To ostatnia grupa społeczna, gdzie ostentacyjnie demonstrowany jest patriotyzm. Jak oni go tam rozumieją, to jest inna sprawa, ale przynajmniej się tego nie wstydzą, w odróżnieniu od takiego Kuby Wojewódzkiego, którego marzeniem jest, żeby wszyscy uważali go za cudzoziemca, żeby mniej obciachowo wyglądał, a tamci nie, tamci są dumni z polskości itd., a co więcej, ten ruch, taki na poły chuligański, zaczyna nabierać coraz większego zabarwienia politycznego między innymi na skutek nieostrożności Donalda Tuska, który zaczął z nimi wojować. Jak on zaczął z nimi wojować, to oni się poczuli stroną wojującą i zaczynają się politycznie uaktywniać. I stąd, myślę, takie osłabienie notowań Platformy w tej chwili. I te głupstwa, które Donald zaczął robić, zaczął ich politycznie sekować, to oczywiście tylko wzmogło ich poczucie zagrożenia i utrwaliło w tym środowisku pogląd, że rząd zdradził sprawę polskiego interesu państwowego. Mówię, nie przywiązuję przesadnej wagi do tego, ale ten przykład pokazuje, że szansa jest, nigdy nie wiadomo, gdzie ona się pojawi, właśnie nieoczekiwanie akurat tu.

– Ale kibole nie stanowią elity, a ta decyduje o przekazie medialnym, o programach nauczania, decyduje o rzeczach istotnych. Czy, Pana zdaniem, tym elitom, które są w Polsce, Polska jest jeszcze potrzebna? Czy nie jest tak, że te warianty rozbiorowe leżą w interesie „polskiej” elity, tego salonu i pozostaje tylko wybrać, komu się lepiej sprzedać, który wariant rozbiorowy jest najkorzystniejszy, czy może z Żydami, a może z Niemcami…?

– I w tym sensie Polska jest im potrzebna, tylko w tym.

– Elitom?

– Tak. Już w żadnym innym. Oni już taką psychiczną decyzję wewnętrzną podjęli, już Polskę zdradzili. Teraz tylko pozostaje, jak tę zdradę korzystnie skapitalizować. Tylko to ich interesuje. Rozglądają się na boki, kto im więcej zaoferuje. Nie mam co do tych elit złudzeń, być może są tam jacyś ludzie wyjątkowi, ale nie są one zorientowane na zbudowanie jakiegokolwiek zalążka siły państwa polskiego.

– Czy, Pana zdaniem, ewentualne zwycięstwo PiS-u poprawi sytuację Polski jako takiej, czy jest to mała szansa?

– Po pierwsze, chciałbym zwrócić uwagę – być może wielu ludziom to się nie spodoba, co powiem, ale powiem to – otóż, marzeniem Prawa i Sprawiedliwości, czyli Jarosława Kaczyńskiego, jest zmonopolizowanie patriotyzmu. Bez względu na to co robi, to na zasadzie, że „czysty typ nordycki bez mydła jest czysty”, cokolwiek PiS zrobi, to jest „patriotyczne”. Jeśli PiS popiera ratyfikację Traktatu lizbońskiego, to nie robi tego ze zdrady i zaprzaństwa jak Platforma, która też to popiera, tylko z czystego patriotyzmu to robi. Ja bym trochę tak w cudzysłowie…

Chociaż bardzo wielu zwolenników PiS-u szczerze myśli, że to jest jedyny zaród zbawienia. Posłużę się sondażem Homo Homini, według którego Prawo i Sprawiedliwość ma tylko o dwa procent mniejsze notowania niż Platforma Obywatelska, Platforma 30 procent, a ci 28. Następny w kolejce jest Sojusz Lewicy Demokratycznej z prawie 14 procentami i z niecałymi siedmioma PSL. Ruch Poparcia Palikota jest notowany poniżej progu tej klauzuli zaporowej. Więc mamy do czynienia właściwie z perspektywą wejścia do Sejmu czterech ugrupowań.

Jeżeli maksymalny wynik sondażowy jest 30-procentowy, to znaczy, że żadne z nich nie uzyska bezwzględnej większości, nie mówiąc już o większości konstytucyjnej, tzn. wystarczającej do zmiany konstytucji.

Wobec tego musi powstać rząd koalicyjny, bo innego wyjścia nie ma. Rząd mniejszościowy nie jest w stanie niczego skutecznego zrobić, nawet abstrahując od istnienia razwiedki, bo to niepotrzebnie by nam zaburzało obraz sytuacji.

Otóż wykluczona jest, wydaje mi się, ze względu na wzajemny antagonizm, koalicja Prawa i Sprawiedliwości z Platformą Obywatelską. Taka koalicja mogłaby dać nawet większość konstytucyjną, ale to jest niemożliwe. Myślę, że bardzo mało prawdopodobna jest koalicja Prawa i Sprawiedliwości z Sojuszem Lewicy Demokratycznej, bo wprawdzie dla Polski to możemy wszystko zrobić, ale wydaje mi się, że dla PiS-u byłoby to zwycięstwo pyrrusowe, dlatego że część wyborców PiS-u, nawet gdyby im kazano zacisnąć zęby i zamknąć oczy, jednak by tego nie wytrzymała. Koalicja PiS-u z PSL-em jest za słaba.

Myślę, że PSL, jako ugrupowanie bardzo interesowne, i nie mam tu na myśli interesu narodowego czy państwowego, tylko interes partyjny, będzie chciało przyłączyć się do koalicji silniejszej, więc najbardziej prawdopodobna koalicja to jest koalicja Platformy Obywatelskiej z Sojuszem Lewicy Demokratycznej i PSL-em na dodatek, bo PSL sam będzie chciał się przyłączyć do silniejszego, a ci też będą woleli, żeby on był pod ich kontrolą, a nie gdzieś tam hulał, nie wiadomo gdzie, nie wiadomo co tam robił, więc lepiej będzie, jak będzie pod kontrolą. A PSL lubi być takim uczestnikiem silnej koalicji, bo to daje tej partii bardzo wymierne korzyści materialne.

Zatem, jeśli taki jest najbardziej prawdopodobny skutek wyborów, taki rząd koalicyjny, no to PiS nadal pozostaje w nieprzejednanej opozycji, jest osaczony ze wszystkich stron i wielkich zmian nie można się w tej sytuacji spodziewać, bo niby skąd by miały te wielkie zmiany przyjść.

Przeciwnie, można się spodziewać przyspieszonego ześlizgu po równi pochyłej, dlatego że Sojusz Lewicy Demokratycznej, jako potencjalny kierownik polityczny – a widzimy już, że te atuty, które jeszcze w 2007 roku niepodzielnie otrzymała Platforma Obywatelska, są już przesuwane w stronę Sojuszu Lewicy Demokratycznej – więc pewna symetria będzie tu zachodziła, a któż lepiej wykona dwa zadania, które ma wykonać rząd wyłoniony po wyborach: pojednanie z Rosją i uregulowanie roszczeń żydowskich.

Któż lepiej to zrobi od Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Nie ma nikogo, kto by to lepiej zrobił.

– Mówiliśmy o tym, że razwiedka może być jakimś elementem państwowotwórczym, a co z polskimi przedsiębiorcami, w końcu w takich krajach jak Niemcy wielkie korporacje finansują tę ekspansję kulturową Niemiec. Czy w Polsce przez to, że działa jakiś kapitał polski, jakikolwiek słaby by był, czy ci ludzie myślą państwowotwórczo?

– Niektórzy myślą, ale…

– Czy jest ośrodek intelektualny, który popierają, który by formował te propozycje na przyszłość, patrzył, co można zrobić, żeby Polska była Polską?

– Jest kilka takich ośrodków, takich think-tanków, które mogłyby odegrać jakąś rolę, ale nie mogą odegrać żadnej ważnej roli, bo one odgrywają rolę marginalną, raczej taką edukacyjną niż polityczną, a dlatego, że ustanowiony przy okrągłym stole, właściwie w tej Magdalence nieszczęsnej, model gospodarczy państwa, model ekonomiczny państwa w postaci kapitalizmu kompradorskiego, sprawia, że tymi przedsiębiorcami największego kalibru są ludzie z kręgu razwiedki. Oni mają przywilej funkcjonowania w głównym nurcie życia gospodarczego, natomiast wszyscy inni, którzy do tego towarzystwa nie należą, są wyrzucani poza główny nurt. Mogą tam sobie coś dłubać na marginesie, ale to jest na marginesie, natomiast główny nurt życia gospodarczego kontrolują tajne służby. I to też niejednorodne, tylko zwerbowane raz do tego, raz do owego, do państw ościennych.

W związku z tym sytuacja w Polsce jest takim rezultatem kompromisu, chwiejnej równowagi między tymi, użyję sformułowania pana ministra Sikorskiego, między tymi watahami bezpieczniackimi.

– Wczoraj była dziesiąta rocznica zamachów na wieżowce w Nowym Jorku. Czy Pan dopuszcza taką ewentualność, że ludzie, którzy wierzą w teorię spiskową, mają rację, że było to coś na kształt podpalenia Reichstagu?

– Skutki by na to wskazywały, jak również pewne niewyjaśnione okoliczności samego wydarzenia sprawiają, że nie jesteśmy w stanie wierzyć bez reszty w to, co jest do wierzenia podawane.

Za dużo jest niewiadomych, za dużo jest wątpliwości. Być może że na tych wątpliwościach żerują ludzie tworzący najbardziej fantastyczne teorie spiskowe. Te najbardziej fantastyczne, jak sądzę, to są tworzone przez pierwszorzędnych fachowców, którzy mają za zadanie uszczelnienie tej wersji podanej do wierzenia i pozbawienie wiarygodności wersji innych właśnie poprzez nadawanie im fantastycznych kształtów, takich jakichś niesamowitych. Więc to oczywiście widać, że to na pewno jakieś służby maczają w tym palce, a jeżeli maczają, to znaczy, że jest coś do ukrycia. Nie wiem co, ale są bardzo różne hipotezy na ten temat i wiele z nich bardzo jest dobrze uzasadnionych. Tak że ja bym tak całkiem ich nie odrzucał, natomiast jak jest naprawdę, to oczywiście nie wiem.

– Śp. prezydent Lech Kaczyński doprowadził do dużego zbliżenia polsko-izraelskiego, np. w dziedzinie współpracy wojskowej, czynił też różne gesty. Czy, Pana zdaniem, można twierdzić, że prezydent Kaczyński liczył na swego rodzaju protekcję Izraela dla interesów polskich?

– Jeśli liczył, to byłby to dowód wielkiej lekkomyślności.

– Dlaczego zatem to robił?

– Myślę, że robił to dlatego, że postawił wszystko na Stany Zjednoczone i być może, że takie były uwarunkowania partnerstwa Polski ze Stanami Zjednoczonymi. Ja oczywiście nie wiem, czy takie były, ale z uwagi na pozycję Izraela w polityce amerykańskiej całkiem śmiało mogę przypuszczać, zakładać, że takie uwarunkowania były.

Moim zdaniem, to właśnie, że pan prezydent Kaczyński nie zabezpieczył dostatecznie polskiego interesu państwowego, było dowodem jego naiwności, bo prezydent Kwaśniewski robił takie same rzeczy, z takim samym efektem może, ale on to robił z nikczemności, podczas kiedy prezydentowi Kaczyńskiemu nie mogę takich pobudek przypisać. Mogę mu przypisać naiwność, albo nawet pewne safandulstwo.

– Kiedyś widziałem Pana w Zamku Królewskim podczas imprezy reklamującej książkę o biskupie Lefebrze. Czy tradycja katolicka jest dla Pana lepszą formą religijności niż katolicyzm posoborowy?

– Wiara jest sprawą prywatną, taką którą człowiek przeżywa w swoim sercu, natomiast zupełnie inną rzeczą są formy manifestowania religijności i bym raczej w tych kategoriach oceniał ten nurt tradycyjny w Kościele.

– Nie ma tutaj przeciwieństwa?

– Nie, przynajmniej nic o tym nie wiem. Ani środowisko tradycjonalistyczne nie tworzy żadnych dogmatów, raczej chodzi im o rozkładanie akcentów i pewne formy liturgiczne, zewnętrzne, formy oddawania czci Bogu. Są to wprawdzie formy, ale wyrażają one pewną treść. I zdaniem tradycjonalistów – nie jestem jakimś ekspertem – zaniedbanie pewnych form liturgicznych świadczy o zaniedbaniu pewnych treści, które one wyrażały. Chyba coś w tym jest. Myślę, że jeśli chodzi o sam Kościół, który jest podzielony choćby w taki sposób – nawiążę do tego, co mówiłem na spotkaniu, że ludzie nie oczekują od Kościoła, że będzie im dostarczał rozterek, ludzie mają rozterek dosyć i bez Kościoła. Jeśli Kościół zacznie im dostarczać rozterek, jeśli Kościół sam zacznie być poszukujący, jak to się mówi, to ludzie nie będą mieli żadnego powodu, żeby się do Kościoła garnąć. Ludzie się garną do Kościoła dlatego, że myślą, że Kościół im będzie dostarczał pewności. Jeśli Kościół przestanie im dostarczać pewności, no to oczywiście że oni się do Kościoła przestaną garnąć. I myślę, że ten nurt tradycjonalistyczny dostarcza całkiem sporo pewności. Może nawet aż za dużo.

– Brał Pan udział w zjeździe USPAŁ-u. Jak Pan ocenia możliwość jakiejkolwiek pomocy w poprawieniu położenia narodu polskiego przez emigrację?

– Myślę, że w związku z rozwojem sytuacji w Polsce, emigracja może odegrać bardzo dużą rolę. Nawet się obawiam, czy będzie w stanie sprostać odegraniu tej roli, dlatego że rozwój sytuacji w Polsce może doprowadzić do tego, że obszar Polski, naród polski, ten trzon narodu polskiego, może zostać zdominowany przez elementy narodowo obce.
Wydaje mi się, że już teraz trzeba zacząć myśleć o jakimś wyjściu naprzeciw temu zagrożeniu i myśleć nad stworzeniem takiego ośrodka dyspozycji politycznej polskiej poza Polską. Na zjeździe USOPAŁ-u mecenas Ryszard Parulski wysunął ideę rozpoczęcia tego procesu od utworzenia skarbu narodowego wzorem Ligi Polskiej w wieku XIX, co rzeczywiście do wielu rzeczy się przyczyniło i bardzo pozytywną rolę odegrało. Więc myślę, że dobrze by było, by ta idea wśród patriotycznie nastawionych – a wiem, że to są bardzo liczne środowiska polonijne tutaj – jakoś znalazła prawo obywatelstwa.

– Nie sądzi Pan, że te środowiska też są przez razwiedkę rozpracowane?

– Myślę, że tak, ale myślę też, że wokół konkretnej sprawy można dokonać politycznej integracji, jeśli nie wszystkich, to w każdym razie większości środowisk. Dowodem na to jest sukces Edwarda Moskala, który pod petycją do Kongresu Stanów Zjednoczonych w sprawie przyjęcia Polski do NATO zgromadził 9 milionów podpisów.

– Ale wówczas razwiedka temu nie przeszkadzała.

– To może nie 9 milionów, ale 8, w każdym razie to już by było lobby polskie na terenie amerykańskim, które mogłoby bardzo wiele dobrego dla Polski zrobić, dla polskiego interesu państwowego. Tak że myślę, że warto tę ideę upowszechnić.

– Dziękuję bardzo za rozmowę.

Rozmawiał: Andrzej Kumor

 

Za: Goniec – Toronto – 23 wrzesnia 2011 / Wirtualna Polonia, 2011-09-23 | http://www.goniec.net/teksty.html#6 | Jesteśmy na etapie ześlizgu. Ze Stanisławem Michalkiewiczem rozmawia Andrzej Kumor

Skip to content