Aktualizacja strony została wstrzymana

Przyczynek do teorii konwergencji – Stanisław Michalkiewicz

A to się narobiło! Jeszcze niedawno nie mogliśmy się nachwalić jaśminowej rewolucji, co to obaliła północnoafrykańskich tyranów i zdjęła tamtejszym narodom z nóg kajdany – co prawda, razem z butami, ale to jest nieuchronny koszt każdej rewolucji, że rewolucjoniści konfiskują buty, żeby potem, kiedy już każdy się wyfika, wyzwolony lud ubrać w kamasze – a tu się okazało, że zamiast francuskiego imperium kieszonkowego w postaci Unii Śródziemnomorskiej, którą za łaskawą zgodą Naszej Złotej Pani Anieli wykombinował sobie Mikołaj Sarkozy, otwarta została puszka Pandory. Inna rzecz, że nietrudno było przewidzieć, iż z chwilą usunięcia tyrana w osobie prezydenta Hosni Mubaraka, uciskane dotąd Bractwo Muzułmańskie natychmiast podniesie głowę i sięgnie po władzę, podporządkowując sobie armię, albo w najlepszym razie – układając się z nią.

No i stało się; po szturmie nieznanych sprawców na ambasadę Izraela w Kairze, Bractwo Muzułmańskie wydało oświadczenie, że nie będzie dłużej tolerowało arogancji Izraela. W dodatku owocną dotychczas współpracę z Izraelem zerwała również Turcja. Co tu ukrywać; dobrze to nie wygląda, więc tylko patrzeć, jak po wyborach – bo przed wyborami Izrael chyba nie zechce nas płoszyć – nasilą się naciski na naszych Umiłowanych Przywódców, by bezcennemu Izraelowi w tej czy innej formie przekazali 60, a może nawet 65 miliardów dolarów w ramach „odzyskiwania mienia żydowskiego” w Europie Środkowej – dzięki czemu bezcenny Izrael uzyska tak zwane stanowisko zapasowe, obok dotychczasowego stanowiska głównego na Bliskim Wschodzie.

Jak pamiętamy, po lutowej wizycie rządu premiera Tuska ad limina w Izraelu, zamiast zwyczajowego komunikatu, ukazał się tylko wywiad Władysława Bartoszewskiego, w którym stwierdził on m.in., że wszystkie ugrupowania parlamentarne są niezmiennie przyjaźnie usposobione do Izraela. W przełożeniu na język ludzki oznacza to, że bez względu na to, kto „wygra” nadchodzące wybory i jaki rząd razwiedka utworzy sobie w ich następstwie, izraelski program „odzyskiwania mienia” nie jest zagrożony. Krótko mówiąc, nie jest wykluczone, że za jaśminową rewolucję w Afryce Północnej nasz mniej wartościowy naród będzie musiał zapłacić krwawymi łzami. Taki widać los wypadł nam.

Śledzę te wszystkie wypadki z Kanady, gdzie też pojawiły się różne ciekawe nowalijki, świadczące o coraz większej aktualności teorii konwergencji. Jak wiadomo, pojawiła się ona jeszcze w latach 60-tych za sprawą prof. Zbigniewa Brzezińskiego, który przenikliwie zauważył, że antagonistyczne mocarstwa: Związek Radziecki i Stany Zjednoczone, trwając w śmiertelnym uścisku, jednocześnie coraz bardziej się do siebie upodabniają. I rzeczywiście. Oto w piękny, słoneczny dzień pojechaliśmy nad wodospad Niagara. Wokół tego wodospadu rozwinął się przemysł rozrywkowy, świadczący, iż raz wyzwolony duch przedsiębiorczości nie zna żadnych granic ni kordonów. Najwyraźniej postanowił wykorzystać to Wielki Brat i pod pretekstem nowego wynalazku ułatwić sobie inwigilację obywateli. Kiedy bowiem wraz z innymi ruszyliśmy ku tunelom, którymi można przedostać się do podnóża wodospadu, w pewnym miejscu natrafiliśmy na osobliwą bramkę. W ciasnym przejściu usadowiła się panienka z komputerem, lampą błyskową i aparatem fotograficznym i władczym ruchem wskazywała każdej grupce, albo i pojedynczym turystom miejsce pod przeciwległą ścianą obitą zielonym płótnem, by stanąwszy tam, zrobili sobie zdjęcie. Nikt nie ośmielił się panience sprzeciwić i wszyscy z ponurymi minami ustawiali się pod ścianką, zapewne w przekonaniu, że oto pozują do zdjęcia policyjnego. Okazało się jednak, że przynajmniej formalnie, z policją nie ma to nic wspólnego i w ogóle – ta fotografia wcale nie jest obowiązkowa. Ale okazało się to dopiero, kiedy wdaliśmy się z personelem w dyskusję. Skoro tak, to odmówiliśmy ustawienia się pod ścianą i ścigani spojrzeniami tych, którzy nie znaleźli w sobie odwagi, by odmówić poddania się tej operacji, poszliśmy w dalszą drogę.

Następnego dnia, kiedy w centrum Toronto weszliśmy do wieży telewizyjnej, by wjechać na platformę widokową, skąd rozciąga się przepiękny widok na jezioro Ontario, Toronto i Mississaugę, natknęliśmy się na identyczną bramkę, ścianę obitą zielonym płótnem i namalowaną pod nią ramką, w której każdy powinien stanąć do zdjęcia. Młody człowiek już skierował nas ku niej, kiedy zapytaliśmy, czy ta procedura służy bezpieczeństwu i czy jest obowiązkowa. Trochę zmieszany odpowiedział, że ani jedno, ani drugie, więc oświadczyliśmy mu, że w takim razie fotografować się nie chcemy i ścigani niechętnymi spojrzeniami fotografujących, którzy uczynili jakąś adnotację w komputerze, przeszliśmy dalej, podczas gdy inni fotografowali się bez najmniejszych oznak sprzeciwu.

Wprawdzie działalność ta miała charakter komercyjny, ale była najwyraźniej upozowana na procedurę bezpieczniacką, co było pomyślane, jako podstawa sukcesu finansowego. Nie tyle może sama procedura, ile pewność, że wytresowani przez demokratycznych bezpieczniaków ludzie nie ośmielą się odmówić poddania się usłudze, za którą potem w dodatku zapłacą. Jednak upozowanie tego wszystkiego na procedurę bezpieczniacką skłania do podejrzeń, czy te fotografie rzeczywiście miały charakter wyłącznie komercyjny. Wielki Brat bowiem nie przepuszcza najmniejszej okazji, by zdobyć informacje o swoich niewolnikach i dzięki nim roztoczyć nad nimi jeszcze ściślejszą kontrolę. Któż zatem może wiedzieć na pewno, czy te niewinne bramki fotograficzne nie są przy okazji bezpieczniackimi posterunkami? Podobne wątpliwości można było mieć w Związku Radzieckim, gdzie każda ekspedientka i każdy dozorca był jednocześnie przedstawicielem władzy i prawie zawsze dawał to odczuć. W Kanadzie takiej ostentacji jeszcze nie ma, ale po pierwsze – nie jest ona wcale potrzebna, bo wszyscy się tej fingowanej procedurze karnie podporządkowują, a po drugie – na tym etapie jeszcze nie pora ostentację okazywać. Wszystko dopiero przed nami.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl)    15 września 2011

Za: michalkiewicz.pl () | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2195

Skip to content