Aktualizacja strony została wstrzymana

Prześladowanie dzieci – Stanisław Michalkiewicz

Szanowni Państwo!

Może to, co powiem, zabrzmi niewiarygodnie, ale nie da się ukryć, że najbardziej prześladowaną grupą społeczną w III Rzeczypospolitej są dzieci. Na drugim miejscu – kierowcy, a na trzecim – prywatni przedsiębiorcy. Przypominam o tym akurat dzisiaj, kiedy to reżym, dla lepszego zamaskowania swoich nieprawości, organizuje rozmaite uroczystości z okazji Dnia Dziecka.

Pozornie jest odwrotnie, pozornie dzieci otoczone są przez naszych Umiłowanych Przywódców opieką – ale niech te pozory nas nie zmylą. Zacznijmy od rzeczy mniejszej wagi, by stopniowo przejść do występków największego kalibru. Zacznijmy tedy od działań na szkodę dzieci żyjących. Jak wiadomo, obowiązuje u nas prawo pozwalające urzędnikowi odebrać dziecko rodzicom i powierzyć je opiece urzędowej. Ani dziecko, ani nawet rodzice nie mają dostatecznych środków obrony przed tą samowolą, której intencje stosunkowo łatwo odczytać. Chodzi o zniszczenie tradycyjnej rodziny, która nie tylko należy do znienawidzonego przez postępactwo porządku spontanicznego, ale również – poprzez rodzicielską władzę – uważana jest za niebezpiecznego konkurenta dla władzy państwowej. Dlatego właśnie wspomniane ustawodawstwo dąży do zniszczenia władzy rodzicielskiej. Dzieci w coraz większym stopniu stają się państwowe, to znaczy – poddane władzy urzędników, przy czym na rodzicach, którzy mają coraz mniejszy wpływ na wychowanie własnych dzieci – ciąży tylko obowiązek dostarczania im środków utrzymania.

Nietrudno się domyślić, że tego rodzaju prawo ma na celu zniechęcanie ludzi do posiadania dzieci. Celem dalekosiężnym zaś jest inżynieria społeczna, zaprezentowana nie tylko w sporządzonym na polecenie Heinricha Himmlera w roku 1941 tzw. Generalplan Ost i przewidująca ograniczenie liczebności Polaków do 4-5 milionów – ale również w sporządzonym w roku 1972 dla Klubu Rzymskiego opracowaniu pod tytułem „Granice wzrostu”. Ten dokument jest dla naszego narodu trochę łaskawszy, bo przewiduje redukcję jego liczebności do 15 milionów. Taka liczba Polaków, według autora tego opracowania, „gwarantowałaby równowagę”.

I rzeczywiście. Wprawdzie na przestrzeni ostatnich 20 lat liczba ludności Polski nie uległa jakimś dramatycznym zmianom, ale inne objawy skłaniają do niepokoju. W roku 1990 Polska liczyła 38 milionów 183 tysiące obywateli, a w roku 2010 – 38 milionów 204 tysiące. Ale w tym samym czasie udział dzieci i młodzieży spadł z 29 procent w roku 1990 do 19 procent w roku 2010. Spadek liczby dzieci i młodzieży aż o 10 procent w ciągu zaledwie 20 lat świadczy o postępującym starzeniu się naszego społeczeństwa. Podobnie wygląda udział dzieci poniżej 15 lat. O ile w roku 1990 dzieci takie stanowiły 25 procent społeczeństwa, to obecnie – zaledwie 16,5 procenta. Nic dziwnego, że prognoza demograficzna przewiduje, że do roku 2035 liczba Polaków zmniejszy się do 35 milionów.

A przecież dotychczas mówiliśmy tylko o dzieciach już urodzonych, które znajdują się w stosunkowo najlepszej sytuacji prawnej. Wprawdzie zostały objęte programem nacjonalizacji, ale w zasadzie korzystają z pełnej ochrony prawnej. Na tym tle znacznie gorzej przedstawia się sytuacja prawna dzieci jeszcze nie urodzonych, które korzystają tylko z częściowej ochrony prawnej – mniej więcej na takiej samej zasadzie, jak niemieccy Żydzi po ogłoszeniu tzw. ustaw norymberskich. Dzieci jeszcze nie urodzone nie uważane są bowiem za ludzi, tylko za rodzaj podludzi, na których określenie używana jest specjalna nazwa: płód. Płód w rozumieniu prawa nie jest człowiekiem i dlatego nie przysługuje mu pełna ochrona prawna. Nie jest też całkiem wyjęty spod prawa, jak na przykład Żydzi w Generalnym Gubernatorstwie pod dekrecie Hansa Franka z 15 października 1941 roku – ale, powiedzmy sobie szczerze – nie jest to różnica duża, zwłaszcza gdy widzimy nieustającą presję postępactwa, by skalę prześladowań dzieci jeszcze nie urodzonych rozszerzyć aż do całkowitego wyjęcia ich spod ochrony prawnej.

Niezależnie od tego, nasi Umiłowani Przywódcy uruchomili i rozwijają mechanizm rabunku dzieci, zarówno tych już urodzonych, jak i tych, które jeszcze nie zdążyły się urodzić. Mam na myśli oczywiście dług publiczny, który powiększa się już z szybkością dochodzącą do 6 tysięcy złotych na sekundę. Dług publiczny oznacza, że rząd wydaje pieniądze na rachunek przyszłych pokoleń, a więc – właśnie dzieci, zarówno tych, już żyjących, jak i tych, które jeszcze się nie urodziły. Ponieważ statystyki mówią, że dzieci jest coraz mniej, a w przyszłości ich liczba będzie jeszcze bardziej zredukowana to znaczy, że obciążenie każdego z nich długiem zaciągniętym teraz będzie jeszcze większe, niż nasze dzisiejsze obciążenia podatkowe. Tego wyrafinowanego okrucieństwa wobec przyszłych pokoleń Polaków nie można niczym usprawiedliwić. Trzeba zatem, najlepiej właśnie w dzisiejszym dniu, uświadomić sobie jego rozmiary, by albo położyć mu kres, albo przynajmniej je ograniczyć.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Myśląc Ojczyzna” jest emitowany w Radiu Maryja w każdą środę o godz. 20.50 i powtarzany w czwartek. Komentarze nie są emitowane podczas przerwy wakacyjnej w lipcu i sierpniu.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2068

Skip to content