Aktualizacja strony została wstrzymana

Dialog to nie przykrywka dla hipokryzji – Rozmowa z ks. prof. Waldemarem Chrostowskim

Włoska rada rabinacka ogłosiła, że strona żydowska nie weźmie udziału w obchodach najbliższego Dnia Judaizmu, który przypada 17 stycznia przyszłego roku. Decyzja ta związana jest z niezadowoleniem Żydów z treści zmienionego na początku lutego br. przez Ojca Świętego Benedykta XVI tekstu jednego z wezwań Modlitwy wiernych, będącej elementem liturgii wielkopiątkowej zawartej w Mszale Rzymskim z 1962 roku. W nowym brzmieniu modlitwy zamiast słów: „o nawrócenie Żydów” (pro conversione Iudaeorum) znalazło się ogólne sformułowanie: „za Żydów” (pro Iudeis). W modlitwie tej Kościół prosi Boga o oświecenie ich serc, „by uznali w Jezusie Chrystusie Zbawiciela wszystkich ludzi” oraz aby „cały Izrael został zbawiony, kiedy wszystkie narody wejdą do Twego Kościoła”

Z ks. prof. Waldemarem Chrostowskim z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie i Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu rozmawia Sławomir Jagodziński

Czy bojkot Dnia Judaizmu przez Żydów we Włoszech wpłynie na jego obchody w Kościele katolickim?
– Cała sprawa ma związek z genezą i naturą inicjatywy, która jak dotąd istnieje jedynie w dwóch krajach Europy, a mianowicie we Włoszech i w Polsce. Zwracam uwagę na jej właściwą i pełną nazwę, bo to bardzo ważne: Dzień Judaizmu w Kościele katolickim. Nazwa wskazuje, że chodzi o wydarzenie, które ma charakter i wymiar specyficznie kościelny. Chodzi o przemyślenie naszego stosunku wobec religii żydowskiej i wobec Żydów, podjęte w nawiązaniu do deklaracji II Soboru Watykańskiego „Nostra aetate” ogłoszonej 28 października 1965 roku. W 4. punkcie tej deklaracji czytamy: „Zgłębiając tajemnicę Kościoła, święty Sobór obecny pamięta o więzi, którą lud Nowego Testamentu zespolony jest duchowo z plemieniem Abrahama”. To nauczanie podjął i rozwinął Jan Paweł II w przemówieniu wygłoszonym 13 kwietnia 1986 r. w synagodze rzymskiej: „Religia żydowska nie jest dla naszej religii „zewnętrzna”, lecz w pewien sposób „wewnętrzna”. Mamy zatem z nią relacje, jakich nie mamy z żadną inną religią”. Skoro nasze więzi z religią żydowską są „wewnętrzne”, trzeba poznawać, dlaczego tak jest i co to znaczy. Ta refleksja może się odbywać we współpracy z wyznawcami judaizmu, dzięki czemu zyskuje ona wymiar dialogowy, ale nie jest to niezbędne, ponieważ ustalenie i przemyślenie tych więzi jest zadaniem wewnątrzkościelnym. Jan Paweł II nauczał: „Kto spotyka Jezusa Chrystusa, spotyka judaizm”. Każdej refleksji i każdemu spotkaniu chrześcijanina z judaizmem winno towarzyszyć pragnienie owocnego spotkania i przeżywania Chrystusa, ponieważ to On jest u początku tej refleksji i spotkań. Dzień Judaizmu ma wydźwięk i cele specyficznie chrześcijańskie, wybitnie religijne i teologiczne.

Jednak Dzień Judaizmu zaczął być bardziej przeżywany także w Polsce jako dzień dialogu…
– Pierwotny zamysł Dnia Judaizmu w Kościele katolickim był taki, aby ta okoliczność stała się ważną okazją do głębszego wyjaśniania, na czym polegają więzi między chrześcijaństwem a judaizmem. W praktyce oznacza to również potrzebę wypracowywania pogłębionej i zdrowej chrześcijańskiej, a z naszej perspektywy – katolickiej, teologii judaizmu. Tymczasem bardzo szybko okazało się, że w Kościele istnieje i daje o sobie znać głośne i dość wpływowe lobby prożydowskie, które od początku próbowało tę bezprecedensową inicjatywę religijną i teologiczną przenieść na poziom ideologii i polityki. Podczas obchodów Dnia Judaizmu w Kościele katolickim zaczęto odchodzić od wnikliwego przemyślenia więzi z judaizmem i naszych relacji z jego wyznawcami, zaś w to miejsce mnożyć obecność przedstawicieli strony żydowskiej i umizgi wobec nich. Co więcej, nie zawsze chodziło o ludzi religijnych, zdarzały się bowiem spotkania z osobami, które z religią nie mają nic wspólnego, a nawet z politykami, którzy nakłaniali wiernych do przyjmowania żydowskiego punktu widzenia w sprawach, które wcale religii nie dotyczą. Obustronne kontakty w wymiarze religijnym i teologicznym są pożyteczne i mogą służyć lepszemu przemyśleniu naszych relacji. Ale ich celem nie może być dialogomania ani dialogolatria, polegająca na instrumentalizacji dobrej woli katolików dla doraźnych potrzeb politycznych. Jeżeli postulat spotkań zaczyna dominować i tylko to się liczy, cała inicjatywa Dnia Judaizmu przenosi się wyłącznie na płaszczyznę źle pojmowanego dialogowania, o którym od kilku lat wiadomo, że osiadło na mieliźnie. Prawdziwy dialog wymaga wzajemności, inaczej obustronne kontakty przeobrażają się w głuche monologi albo oznaczają spolegliwość części chrześcijan wobec żydów, z czego nigdy nie wynika nic naprawdę dobrego. I tu zaczynają się problemy…

Czy objawem tych problemów jest właśnie to demonstracyjne wycofanie się Żydów z przyszłorocznych obchodów Dnia Judaizmu we Włoszech?
– Ci po stronie katolickiej, którzy zdecydowali się postawić wyłącznie na spotkania i mnożyć kontakty z okazji Dnia Judaizmu, stali się w pewnym sensie zakładnikami strony żydowskiej, bez której tak pomyślane przedsięwzięcia po prostu nie mogą się powieść. Szybko okazało się, że strona żydowska chce dyktować swoje warunki, nie okazując żadnych względów wobec wrażliwości chrześcijańskiej i katolickiej. Na skutek tego mamy bardzo często do czynienia z jednostronnym dyktatem, który – jak i w tym przypadku – jest nagłaśniany. Ostatecznie okazuje się, że inicjatywa, która miała promować poznawanie judaizmu i zbliżenie z nim, staje się polem minowym, na którym dialog Kościoła z Żydami i judaizmem jest kolejny raz wystawiony na ciężką próbę. Dzień Judaizmu, odchodząc od pierwotnej koncepcji, staje się mieszanką wybuchową, która zamiast przynosić dobre owoce, wywołuje nowe napięcia i konflikty.

Zatem ostatecznie może się okazać, że bojkot ogłoszony przez Żydów może uratować istotę Dnia Judaizmu w Kościele katolickim.
– To, co wydarzyło się we Włoszech, jest jeszcze jednym sygnałem, by na nowo przemyśleć, czym jest i czym być powinien Dzień Judaizmu w Kościele katolickim oraz powrócić do jego soborowych korzeni i pierwotnej koncepcji. Powtarzam tę godną pochwały inicjatywę, którą ożywiała myśl, że będzie to wydarzenie specyficznie wewnątrzkościelne, co przesądziło o umiejscowieniu jej w kontekście Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan. Właśnie dlatego Dzień Judaizmu jest obchodzony w Polsce 17 stycznia, a nazajutrz rozpoczyna się Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Dopiero na tym tle należy spojrzeć na wiadomości napływające z Włoch. Kościół katolicki w tym kraju dołożył mnóstwa starań, żeby na poziomie diecezjalnym i parafialnym, tak samo jak to ma miejsce w Polsce, promować modlitwę i wydarzenia służące głębszemu poznawaniu, zrozumieniu i przeżywaniu przez katolików więzi z religią żydowską. Został wykonany naprawdę ogromny wysiłek! Niestety, nie zabrakło osób i kręgów, które w imię pojmowanej po swojemu chęci przypodobania się Żydom przesunęły punkt ciężkości na spotkania z ich przedstawicielami, ryzykując lub nawet poświęcając i wypaczając refleksję wewnątrzkościelną i wewnątrzkatolicką na rzecz prawienia komplementów i przyjmowania na siebie ryzykownych oraz niepotrzebnych zadań i zobowiązań. W tych warunkach modlitwa, refleksja teologiczna i głębokie przemyślenie tego, czym jest judaizm i na czym polegają więzi z nim, zeszły na daleki plan albo w ogóle są pomijane milczeniem. To wielki błąd! Takie postępowanie sprowadza dialog na bezdroża i czyni go bezwartościowym.

Jak odnieść się do tych konkretnych zastrzeżeń Żydów związanych z tekstem wezwania wielkopiątkowej Modlitwy wiernych?
– Ojciec Święty ogłosił nowy tekst modlitwy w Mszale Rzymskim już w lutym tego roku. Od tamtej pory upłynęło wiele miesięcy. Tekst nie podobał się Żydom, ale jest to tekst modlitwy odmawianej przez Kościół. Nie możemy pozwolić, żeby jakakolwiek inna wspólnota religijna układała nam modlitwy, podobnie jak nie rościmy sobie pretensji, żeby układać modlitwy wyznawcom judaizmu czy komukolwiek innemu. Przecież również my moglibyśmy zgłosić pod adresem modlitewnika żydowskiego rozmaite zastrzeżenia i postulaty, bo z całą pewnością byłoby w tym temacie o czym dyskutować. Religijni Żydzi codziennie dziękują Bogu, że nie są „gojami” i dla nas nie jest to wcale komplement. Równie ważna jest inna sprawa. Wezwanie do modlitwy za Żydów, które zostało przyjęte decyzją Benedykta XVI, brzmi: „Aby Bóg i Pan nasz oświecił ich serca, by uznali w Jezusie Chrystusie Zbawiciela wszystkich ludzi”. Te słowa są zakorzenione w Nowym Testamencie, przede wszystkim w Liście św. Pawła do Rzymian i w Drugim Liście do Koryntian. Nowy Testament ma dla nas charakter kanoniczny i normatywny, a więc nikt nie może nam mieć za złe, że zachowujemy wierność zawartemu w nim Słowu Bożemu. Nie ulega wątpliwości, że dla chrześcijanina pragnienie, by wszyscy ludzie poznali, uznali i przylgnęli do Jezusa Chrystusa, jest czymś naturalnym. Gdybyśmy mówili, że są ludzie, którzy Chrystusa potrzebują, oraz że są tacy, którzy Go nie potrzebują, a byliby to Żydzi, podawalibyśmy wtedy okaleczoną czy wręcz wypaczoną i chorą wersję chrześcijaństwa, która mija się z prawdą. Niestety, to się zdarza, również w Polsce. Gdy podczas sympozjum zorganizowanego kilkanaście miesięcy temu na Wydziale Teologicznym „Bobolanum” w Warszawie postawiono pytanie, czy chrześcijanin ma prawo modlić się, by Żyd rozpoznał w Jezusie Mesjasza i Zbawiciela, katoliccy rzecznicy „dialogu” uciekali od jednoznacznej odpowiedzi, by nie naruszyć zasad politycznej poprawności forsowanej coraz mocniej na obszarze wiary i teologii katolickiej. Ale przecież nie może być tak, że w tym, co dotyczy wyznania wiary w Jezusa Chrystusa, rację mają zarówno chrześcijanie, jak i wyznawcy judaizmu. Tu nie może być żadnych niedomówień ani niejasności, bo gdy one się pojawiają, podmywają wiarę chrześcijańską i w nią godzą. Jezus Chrystus zbawił wszystkich ludzi bez wyjątku albo nie zbawił nikogo! To przekonanie, oparte na pewności płynącej z wiary w Chrystusa, wcale nie oznacza prozelityzmu pojmowanego jako przymuszanie innych do przyjmowania naszej wiary. Nie oznacza jednak także, że rzekomo jest nam obojętne, czy ktoś jest chrześcijaninem, czy nie. Dialog i otwarcie na innych nie polega na tym, że będziemy nauczali, iż wszystkie religie są jednakowo prawdziwe, bo to oznaczałoby, że wszystkie są jednakowo nieprawdziwe. Przyjęcie przez nas postawy relatywizmu i subiektywizmu religijnego oznaczałoby zatracenie misyjnego i ewangelizacyjnego charakteru wiary w Jezusa Chrystusa, czyli sprzeniewierzenie się samej istocie i naturze chrześcijaństwa oraz posłannictwu Kościoła.

Bo przecież Kościół ze swej natury jest misyjny.
– Bez oszukiwania się oraz bez szukania zasłon i parawanów w tej sytuacji trzeba powiedzieć jasno: rabin, który kontestuje Dzień Judaizmu, zaczekał do późnej jesieni, a kiedy przygotowania wkroczyły w Kościele w ostatnią fazę, ogłosił, że nie weźmie w nim udziału. Choć na pierwszy rzut oka brzmi to groźnie, w gruncie rzeczy nie powinno niczego zmieniać w przeżywaniu tej kościelnej inicjatywy. Zasadniczy postulat, czyli refleksja nad judaizmem i przemyślenie więzi z religią żydowską – zarówno z religią biblijnego Izraela, jak i z judaizmem rabinicznym, który istnieje do dziś – pozostaje aktualny. Jeżeli niektórzy wyznawcy judaizmu, a zawsze byli to bardzo nieliczni jego przedstawiciele, zechcą się włączyć w spotkania z nami, będzie to bardzo cenne. Natomiast jeżeli nie zechcą, stawiając warunki, których przyjąć nie możemy, to raz jeszcze stanie się widoczny prawdziwy stan relacji między Kościołem a Żydami i judaizmem. By naprawdę wyjść naprzeciw postulatowi pogłębiania świadomości wewnętrznych więzi chrześcijaństwa z religią żydowską, nie musimy mnożyć spotkań, lecz modlić się w naszych wspólnotach i uprawiać solidną teologię, mocno ugruntowaną w wielowiekowej tradycji Kościoła. Szukając pewnej analogii: żeby mówić wzniośle o małżeństwie i pomagać innym je przeżywać, nie trzeba wyjść za mąż ani się ożenić. Zdrowa chrześcijańska teologia judaizmu powstaje nie podczas uroczystych kolacji ani za konferencyjnymi stołami, przy których są odczytywane gratulacyjne depesze, ale jako owoc żarliwej wiary w Jezusa Chrystusa i ufnej modlitwy do Niego.

Jednak dialog katolicko-żydowski, jak to Ksiądz Profesor się wyraził, osiadł na mieliźnie?
– Dialog, a widać to również w odniesieniu do sytuacji w Polsce, od kilku lat osiadł na mieliźnie. Powód tego stanowi zasadnicza asymetria w relacjach katolicko-żydowskich, polegająca na tym, że o ile ze strony Kościoła katolickiego dialog ma charakter urzędowy, oficjalny, czyli rozwija się, poczynając od Papieża, a przez biskupów i kapłanów jest przenoszony do wiernych, o tyle po stronie żydowskiej nie ma nikogo, kto reprezentowałby cały judaizm, gdyż jest on zjawiskiem wielopostaciowym i nie ma struktury hierarchicznej. Każdy jest tam papieżem, biskupem i kapłanem dla siebie, zaś autorytet rabinów ma zupełnie inny charakter i skutki niż autorytet Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. Zatem, często w imieniu Kościoła, prowadzimy dialog z jednym czy drugim Żydem, podczas gdy innych Żydów w ogóle to nie obchodzi. Dla odmiany nauczanie Kościoła ma dla katolickich wiernych charakter normatywny. Trzeba dodać, że po stronie żydowskiej nie brakuje bardzo silnych sprzeciwów wobec jakichkolwiek kontaktów z chrześcijanami i chrześcijaństwem. Te sprzeciwy są na tyle głośne i wpływowe, że większość Żydów traktuje te kontakty jako coś egzotycznego i podejrzanego, a nie jako dialog dwóch wspólnot religijnych.

Kościół uczynił bardzo wiele, aby dialog mógł być kontynuowany…
– Tak, Kościół katolicki uczynił bardzo wiele i najwyższy czas na roztropne posumowanie przebytej drogi. Dialog z Żydami i judaizmem został na dobre zapoczątkowany za pontyfikatu Pawła VI (1963-1978) i Jana Pawła II (1978-2005). Jego owocem jest wiele oficjalnych dokumentów, które mają pomóc w pogłębieniu katolickiego rozumienia judaizmu. W tym czasie miało miejsce wiele przemówień i wypowiedzi, które zawierają cenne wskazania, jak prostować i pogłębiać różne kwestie związane ze spojrzeniem na Żydów i ich religię. W nurt tych wysiłków wpisuje się też inicjatywa dorocznych obchodów Dnia Judaizmu. Jednak dialog istnieje prawdziwie tylko wtedy, gdy odbywa się na zasadzie wzajemności. Nie jest on przecież jedynie rezultatem łagodnego usposobienia ani tym bardziej przejawem sprytnie opracowanej ideologii i strategii, zwłaszcza politycznej. Dobrze pojmowany dialog religijny i teologiczny powinien być owocem miłości i karmionej nią dobroci, a więc owocem życzliwego nastawienia wobec innych ludzi. Sprzyja temu wzajemność i dlatego pytanie o stan dialogu to w gruncie rzeczy pytanie o stan wzajemności.

A z tym chyba nie jest dobrze?
– Niestety, mamy wiele przykładów, które wskazują, że właśnie wzajemność stanowi najbardziej obolały i najtrudniejszy punkt kontaktów z Żydami i judaizmem. Wciąż są wzniecane – niestety przy niemałym udziale i spolegliwości niektórych katolików – problemy i spory, które nawet jeśli już zostały rozwiązane, na nowo mają zaognić wzajemne relacje. Przykładem może być niedawna wiadomość o próbach odgrzewania żądania, by usunąć krzyż papieski z oświęcimskiego Źwirowiska położonego w pobliżu murów dawnego niemieckiego obozu zagłady Auschwitz I w Oświęcimiu. Przecież ta sprawa została już definitywnie rozstrzygnięta: krzyż na Źwirowisku stoi i będzie stał! Upamiętnia martyrologię i śmierć Polaków rozstrzelanych w tym miejscu przez Niemców oraz stanowi znak nadziei zbawienia dla wszystkich ofiar narodowego socjalizmu. Mimo to części Żydów najwyraźniej zależy na tym, aby posiłkując się uległymi im partnerami po stronie chrześcijańskiej i polskiej, raz jeszcze wzniecić dawny konflikt, by w kontekście zaognionej sytuacji być może znowu upiec jakąś pieczeń. Lazard Perez, autor tej prowokacji, twierdzi, że propozycję przeniesienia krzyża przedstawił mu na początku listopada Piotr Cywiński, dyrektor Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau. Dyrektor zaprzecza, że zaangażował się w sprawę przeniesienia krzyża, ale przyznaje, że były jakieś rozmowy na ten temat. Dla niego i dla wszystkich osób nawiązujących tego typu kontakty musi to być kolejny mocny sygnał, że każda taka rozmowa powinna odbywać się przy świadkach i być skrupulatnie protokołowana. Dodam, że żaden dyrektor muzeum nie ma prawa składać żadnych obietnic dotyczących tego krzyża! Drugi przykład: w tych dniach na łamach niemieckiego „Die Welt” ukazała się irytująca i kłamliwa wzmianka o „polskich obozach koncentracyjnych”. W doniesieniach na ten temat zabrakło informacji, że autorką artykułu jest Miriam Hollstein, w czym widać nieukrywane obawy przed oskarżeniami o antysemityzm. Czy Niemka żydowskiego pochodzenia naprawdę nie wie, kto dokonał ludobójstwa na jej rodakach? Pojawiają się głosy, że chodzi o zwyczajne przekłamanie, bo obozy znajdowały się w Polsce. A przecież w określeniu „polskie obozy koncentracyjne” jest tyle samo prawdy, ile w określeniu „żydowskie obozy koncentracyjne”, uzasadnianym tym, że cierpieli i ginęli w nich Żydzi. Jednak taka zbitka językowa nikomu nie przychodzi do głowy, a gdyby przyszła, musiałby się liczyć z konsekwencjami, których nie udźwignie. Dlaczego zatem „pomyłki” zdarzają się tylko w jedną stronę? Nie chodzi więc o brak wiedzy historycznej, ale o świadome i celowe jątrzenie, które autorom takich skandali przysparza pieniędzy i rozgłosu. Czas temu procederowi położyć kres, w czym wielką rolę mają do odegrania nasze władze, a także społeczność Żydów polskich. Dodam, że w tym względzie uczestnicy dialogu katolicko-żydowskiego też chowają głowy w piasek. Jeżeli my, Polacy, mówiąc o przyczynach, przebiegu i skutkach II wojny światowej, nie chcemy w niczym urazić Niemców ani Żydów, powielając ich kalki myślowe i stereotypy, wystawiamy na szwank swoją godność oraz wyprzedajemy swój honor i historię! To samo dotyczy perspektywy religijnej. Największym zagrożeniem dla dialogu religijnego i teologicznego jest spychanie go w sferę polityki, a właśnie z tym mamy bez przerwy do czynienia. O tym zagrożeniu trzeba mówić otwarcie i odważnie, bo w przeciwnym wypadku to samo hasło dialogu staje się przykrywką dla hipokryzji i fałszu, które gdy wejdą na teren kościelny i teologiczny, przynoszą bardzo opłakane i niedobre rezultaty.

Sytuacja z oprotestowaniem przez Żydów nowego brzemienia wielkopiątkowej modlitwy potwierdza odczucie, że cokolwiek by się nie zrobiło, jakkolwiek nie wyszłoby się naprzeciw stronie żydowskiej, to i tak będzie źle, to i tak nie będzie się podobać, będzie zawsze za mało…
– Myślę, że w pewnym sensie sytuacja jest jeszcze gorsza. Odnosi się nieodparte wrażenie, że mamy do czynienia z paradoksem: gdy między nami jest dobrze, to dla wielu jest źle, natomiast gdy jest źle, to dla wielu jest dobrze. Są środowiska, którym zbliżenie katolicko-żydowskie jest wyraźnie nie na rękę. Wolą trwać w atmosferze konfrontacji i napięć oraz wzajemnych antagonizmów i oskarżania się, bo najwidoczniej chcą, by taka sytuacja pozostała normą. Nie wyobrażają sobie, że może i powinno być inaczej, a jeżeli to widzą, traktują dobro jako potencjalne zagrożenie dla siebie. To dlatego różne wysiłki zmierzające do tego, aby obie wspólnoty religijne zbliżyć do siebie, są blokowane i torpedowane. Nie jest prawdą, że postulat i rzeczywistość dialogu mają samych przyjaciół. W moim przekonaniu, po stronie żydowskiej postulat dialogu i zbliżenia w ogóle nie przenika do powszechnej świadomości. Judaizm jest zjawiskiem bardzo zróżnicowanym: ortodoksyjny i ultraortodoksyjny, konserwatywny, reformowany oraz liberalny. Ci, z którymi mamy do czynienia, to Żydzi liberalni i reformowani, ale to nie oni, lecz Żydzi ortodoksyjni i ultraortodoksyjni stanowią trzon życia żydowskiego i nadają mu rzeczywisty kierunek. Tymczasem chrześcijanie nie mają z nimi żadnych liczących się kontaktów, a te, które istnieją, zobrazowane przez przypadek jednego czy drugiego rabina, to jedynie listek figowy dla zjawiska, którego rzetelne opisanie boleśnie pokazuje, jak naprawdę wygląda nastawienie Żydów i judaizmu wobec chrześcijan i Kościoła. Podczas spotkania z naczelnymi rabinami Izraela, które odbyło się 23 marca 2000 r., Jan Paweł II powiedział: „Musimy razem pracować, aby zbudować przyszłość, w której nie będzie już antyjudaizmu między chrześcijanami ani postaw antychrześcijańskich wśród Żydów”. To jest właściwy klucz do przyszłości. Bez rzetelnej i wytrwałej pracy postulaty dialogu mogą być niczym więcej niż grą pozorów i przykrywką dla hipokryzji.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Czwartek, 4 grudnia 2008, Nr 283 (3300)

Skip to content