Aktualizacja strony została wstrzymana

Przemysł rozrywkowy w służbie bezpieczeństwa – Stanisław Michalkiewicz

Przemysł rozrywkowy stara się wychodzić naprzeciw rosnącym oczekiwaniom publiczności. Nie jest to łatwe tym bardziej, ze regułom przemysłu rozrywkowego podporządkowane są właściwie już wszystkie dziedziny życia, a Francuzi wymowni już dawno zauważyli, że apetyt wzrasta w miarę jedzenia. Alfred Hitchcock, słynny reżyser filmów grozy, które w przemyśle rozrywkowym zajmują czołowe miejsce, wyrażał tę myśl po swojemu – że najpierw powinna wybuchnąć bomba atomowa, no a potem napięcie powinno już tylko wzrastać.

Dlatego też, kiedy prezydent Barack Obama zakomunikował swoją niezłomną wolę ponownego kandydowania na prezydenta Stanów Zjednoczonych, wiadomo było, że napięcie musi wzrastać. No i rzeczywiście – wkrótce okazało się, ze akt urodzenia prezydenta, którego przez ostatnie kilka lat nie można było nigdzie odnaleźć, nagle się odnalazł i to w postaci oryginału. Wprawdzie wiadomość o tym wydarzeniu była nieco podobna do deklaracji prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju Lecha Wałęsy, który w swoim czasie, to znaczy – w okresie kiedy jeszcze niezawisły sąd lustracyjny nie oczyścił go z zarzutu lustracyjnego kłamstwa – przechwalał się, że kupił sobie „same oryginały”, ale podobieństwo – podobieństwem, a radość z cudownego odnalezienia oryginału aktu urodzenia – swoja drogą. Inna rzecz, że gdyby tak prezydent Obama zechciał przedtem pomodlić się o wstawiennictwo Jana Pawła II w sprawie odnalezienia oryginału aktu urodzenia, to mielibyśmy drugi przypadek cudu, konieczny – jak się okazuje – do przeprowadzenia kanonizacji. Niestety prezydent Obama nie wpadł na ten pomysł, bo w ogóle w stosunku do naszego mniej wartościowego narodu specjalnie wylewny to on nie jest. Właśnie przyjeżdża do naszego nieszczęśliwego kraju, żeby przed rozpoczęciem owocnej kampanii wyborczej pokazać starszym i mądrzejszym, jak energicznie naciska na tubylców, żeby roszczenia organizacji przemysłu holokaustu uregulowali co do ostatniego srebrnika – ale z punktu widzenia potrzeb przemysłu rozrywkowego to żaden interes. Dlatego też, żeby już nikomu nie przychodziło do głowy domaganie się weryfikacji cudownie odnalezionego oryginału, trzeba było wykombinować coś lepszego.

Dlatego też w Pakistanie zabity został strzałem w głowę jakiś mężczyzna, w którym amerykańscy agenci już na pierwszy rzut oka rozpoznali straszliwego Osamę bin Ladena, za którym cały miłujący pokój świat bezskutecznie uganiał się od niemal dziesięciu lat. Co prawda w tym czasie Osama Bin Laden był zabijany już co najmniej kilkakrotnie, co z punktu widzenia potrzeb przemysłu rozrywkowego jest nie do pogardzenia. Doceniał to nawet Jan Himilsbach. Kiedy w dobrym chmielu, przez pomyłkę odwiedził przyjaciela który od dobrego roku już nie żył, trochę skonfundowany zapytał matkę nieboszczyka: „a Janek to cały czas tak nie żyje?” Tym razem jednak zabity został i to naprawdę na śmierć, prawdziwy Osama bin Laden. Skąd to wiemy? Ano po pierwsze stąd, że cóż lepszego amerykańscy tajniacy mogli podarować prezydentowi Obamie na szczęśliwe rozpoczęcie owocnej kampanii wyborczej, żeby przez następne lata uszczęśliwiał świat swymi zbawiennymi rządami, a po drugie – że ściśle przestrzegając islamskich przepisów religijnych, nakazujących pochowanie nieboszczyka w ciągu 24 godzin, natychmiast wrzucili nieboszczyka do morza. Dzięki temu żadna Schwein nie będzie mogła domagać się jego identyfikacji za pomocą badań DNA i na tej podstawie zaprzeczać oficjalnej tożsamości denata. W ten sposób doświadczenia zdobyte podczas katastrofy smoleńskiej zostały upowszechnione również w krajach o przodującej demokracji. Okazuje się, że wbrew początkowym opiniom, islam, a zwłaszcza rygorystyczne przepisy tej religii dotyczące pogrzebów, są dobre na wszystko. Kto by pomyślał, że fundamentalizm religijny też ma swoje dobre strony?

Najciekawsze jednak jest to, że śmierć Osamy bin Laden stała się przyczyną gwałtownego wzrostu zagrożenia świata terroryzmem. Okazuje się, że nie ma rzeczy doskonałych. Dopóki Osama bin Laden żył – chociaż, jak pamiętamy, w tym okresie bywał już kilkakrotnie zabijany – zagrożenie terroryzmem cały czas wprawdzie istniało, ale było jakby mniejsze niż obecnie, kiedy Osama bin Laden został właśnie, już bez żadnych wątpliwości, zabity na śmierć. Wygląda na to, że śmierć Osamy bin Ladena wychodzi naprzeciw nie tylko potrzebom przemysłu rozrywkowego, którego regułom podporządkowane zostało życie polityczne w demokracji, ale również – a może przede wszystkim – potrzebom amerykańskiej razwiedki, która pod przewodnictwem tamtejszego wcielenia Wawrzyńca Berii, czyli pana Chertoffa, potrzebuje wziąć za łeb również miłujący wolność naród amerykański. Już teraz każdy, kto pragnie wejść na Statuę Wolności w Nowym Jorku, musiał rozebrać się aż dwukrotnie, żeby na własnej skórze przekonał się, że z wolnością nie ma żartów – i to w okresie przed ostateczną i nieodwracalna śmiercią Osamy bin Ladena, która zagrożenie terroryzmem skokowo zwiększyła. Co będzie teraz? Teraz może być tak, jak ze zmianą koszul przez Najjaśniejszego Pana. Kiedy uczeń w małomiasteczkowym chederze pytał mełameda, jak często zmienia koszulę miejscowy bankier, mełamed po namyśle odpowiedział, że na pewno co tydzień. – No a Rotszyld? – A Rotszyld – ooo, on to pewnie codziennie. – No a Najjaśniejszy Pan? – A Najjaśniejszy Pan to wkłada koszulę i zaraz ją zdejmuje, wkłada i zaraz zdejmuje… Oczywiście Najjaśniejszy Pan robił to ze względu na hygienę , podczas gdy my wszyscy – w służbie bezpieczeństwa.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   tygodnik „Nasza Polska”   10 maja 2011

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2034

Skip to content