Aktualizacja strony została wstrzymana

Bezpłatne autostrady czyli jak Hitler drukował pieniądze – Jarosław Ruszkiewicz

Przywłaszczył sobie nietykalny mechanizm falsyfikacji i zaprzągł go do pracy dla dobra państwa.

Przywoływanie doświadczeń III Rzeszy wydaje się z pewnością rzeczą wysoce niestosowną i takie wrażenie, zwłaszcza w Polsce, jest z całą pewnością zrozumiałe i uzasadnione. Gehenna Narodu Polskiego w czasie II Wojny Światowej jest jeszcze otwartą, niezabliźnioną raną.
Uważam jednak, że w poszukiwaniu rozwiązań naszej tragicznej sytuacji w jakiej znaleźliśmy się w wyniku niemieckiej agresji i następującej po niej bolszewickiej okupacji, która tak naprawdę trwa do dziś, należy zejść nawet do piekła i diabła spytać o radę.

Jak ogólnie wiadomo, historię piszą zawsze zwycięzcy. Tak jest także w tym przypadku. Dużo wiemy o przebiegu samej wojny, trochę o zaprowadzaniu porządku powojennego ale prawie nic o przyczynach.

To co nas powinno szczególnie zainteresować a co było jedną z najważniejszych przyczyn wybuchu wojny, była polityka ekonomiczna III Rzeszy.

Gdy Hitler doszedł do władzy, dzięki poparciu finansowemu wielkiego kapitału i finansjery międzynarodowej, kraj był kompletnie zniszczony. Traktat Wersalski narzucił Niemcom drakońskie warunki spłaty reparacji wojennych. W praktyce, Niemcy miały zwrócić wszelkie koszty związane z prowadzeniem wojny wszystkim uczestniczącym w konflikcie państwom. Tym zwycięskim oczywiście.
Całkowita wysokość tych odszkodowań ocenia się na trzykrotność wszystkich istniejących w Niemczech własności.

Spekulacja na marce spowodowała jej upadek doprowadzając do inflacji jakiej świat przedtem nie znał. Taczka banknotów o wartości 100 miliardów marek starczała na bochenek chleba. Kasa państwa była pusta, niezliczone ilości domów, mieszkań, gospodarstw została zajętych przez banki i przeszły w ręce spekulantów. Warunki życia stały się opłakane. Nic podobnego nie wydarzyło się tam nigdy. Zniszczenie pieniądza pozbawiło ludność wszelkich oszczędności, spowodowało upadek jakiejkolwiek działalności gospodarczej i gospodarki jako całości.
Sytuację pogarszał dodatkowo Wielki Kryzys, który z Wall Street rozlał się na cały kapitalistyczny świat. Tak mniej więcej wyglądała sytuacja. Niemcom nie pozostawało więc nic innego jak umrzeć z głodu albo zerwać się z pęt finansowych oprawców.

Naziści po dojściu do władzy przeciwstawili się kartelowi banków międzynarodowych zaczynając „drukować” własny pieniądz. Za wzór posłużył tutaj Abraham Lincoln, który sfinansował wojnę drukowanymi przez rząd dolarami zwanymi „Greenbacks”. Wydać się to może paradoksalne ale niemiecki bank centralny, który z definicji był uprawniony do emisji pieniądza był tak jak inne banki „narodowe” w rzeczywistości instytucją prywatną. Coś takiego ma miejsce także dziś, starczy spojrzeć na największego drukarza dolarów – FED.

Hitler rozpoczął swój program kredytu narodowego opracowując plan robót publicznych.  Projekty, które miały być finansowane z tego źródła obejmowały budowę infrastruktury przeciwpowodziowej, remonty budynków użyteczności publicznej, budowę nowych domów, dróg, mostów, kanałów i infrastruktury portowej. Słowem wszystko co miało służyć dobru wspólnemu i było warunkiem rozwoju kraju znalazło się w orbicie zainteresowań programu.

(Mam nieodparte wrażenie, że nasz kraj znajduje się obecnie w podobnej sytuacji…)

Koszt tych projektów został ustalony na miliard jednostek waluty narodowej. Miliard banknotów nie podlegających inflacji zwanych Certyfikatami Pracowniczymi Skarbu. Ten pieniądz, emitowany bezpośrednio przez rząd nie miał pokrycia w złocie lecz jego parytetem było wszystko co posiadało konkretną wartość. W praktyce certyfikat był pokwitowaniem wystawionym za roboty wykonane dla rządu.
Hitler mówił: „Za każdą wydrukowaną markę żądaliśmy równowartość jednej marki w postaci wykonanej pracy lub wyprodukowanego towaru.” Pracownicy wydawali potem te certyfikaty nabywając inne towary i usługi, tworząc w ten sposób miejsca pracy dla innych.

W praktyce naziści znacjonalizowali system bankowy odzyskując suwerenność monetarną. Odebrali prywatnym bankierom przywilej tworzenia pieniądza. Emisja pieniądza pozbawionego już na starcie obciążenia długiem, który służył finansowaniu robót publicznych, tworzył miejsca pracy, popyt i podaż na produkowane towary zapobiegała skutecznie powstawaniu długu publicznego.

Oznaką głupoty i ekonomicznej ignorancji jest mówienie, że nie można wybudować np. drogi bo nie ma pieniędzy. To obecny, lichwiarski system każe nam wierzyć, że gdzieś tam jest jakiś Marcin Golden, który posiadając szkatułę ze złotem jako jedyny ma prawo drukować pieniądze, które następnie pożyczy nam na duży procent.
Pieniądze są jedynie jednostką miary wartości. W momencie gdy ktoś posiada materiały i możliwości do przetworzenia to już można emitować pieniądze będące ekwiwalentem wykonanej pracy. Hitler połączył pieniądz z pracą uruchamiając w ten sposób samo nakręcający się mechanizm prosperity i rozwoju ekonomicznego.

Dzisiejszy system lichwy sam wymusza i projektuje cykle ekonomiczne. Zawsze jednak na swoją korzyść. Efektem tych radosnych działań jest coraz większe zadłużanie się państw i poszczególnych obywateli. Emisja pieniądza, który nie jest już oparty na żadnym praktycznie parytecie a powstaje jako dług jednym kliknięciem myszki pozostawiona jest w rękach prywatnych. Konsekwencją tego jest praktyczna prywatyzacja polityki, gdzie kukiełki wystawione na widok publiczny przez posiadaczy drukarek do pieniędzy udają, że strasznie się o nas, obywateli martwią.

W ciągu zaledwie dwóch lat problem bezrobocia w Niemczech został zlikwidowany i kraj stanął na nogach. Posiadał własny pieniądz, solidny, stabilny i nie obciążony długiem, zero inflacji.  Ceny stabilne, płace adekwatne do pracy, brak długów czyli brak zależności od bankierów.  I to w momencie gdy miliony osób w USA i innych państwach opanowanych przez system Wielkiej Lichwy było bez pracy i żyło z zasiłków. Był to jednym słowem system zbyt niebezpieczny dla prywatnych twórców pieniądza z powietrza bo gdyby rozprzestrzenił się na inne kraje oznaczałby nieuchronna zagładę Marcinów Goldenów.
(Znowu jakoś dziwnie przychodzi mi na myśl nasz kraj, gdzie eksport złotej, szlacheckiej wolności był zagrożeniem dla zamordystycznych monarchii otaczających Rzeczpospolitą).

Niemcom udało się odbudować wymianę z zagranicą mimo odmowy kredytowania przez banki międzynarodowe. W marcu 1933 roku, a więc zanim ruszył jeszcze nazistowski program naprawy finansów, żydostwo światowe wypowiedziało otwartą wojnę ekonomiczna z Niemcami. Biorąc pod uwagę wpływy Żydów na finanse i bankowość łatwo zrozumieć trudności jakie napotykał handel zagraniczny.
Niemcy obeszli to jednak tworząc system wymiany barterowej towarów i usług omijając w ten sposób wrogie instytucje finansowe. System miał ponadto tę zaletę, że nie tworzył deficytu handlowego i zadłużenia.
Jednym z pomników tego eksperymentu gospodarczego jest istniejąca do dziś sieć bezpłatnych autostrad.

Na stalinowskim procesie w 1938 roku jeden z oskarżonych, C.G. Rakowski, bliski współpracownik Lwa Dawidowicza Bronstaina (vel Trocki), powiedział:

„Hitler przywłaszczył sobie przywilej produkowania pieniędzy, nie tylko tego fizycznego ale także tego finansowego. Przywłaszczył sobie nietykalny mechanizm falsyfikacji i zaprzągł go do pracy dla dobra państwa… Jeśli ta sytuacja rozprzestrzeniłaby się i zainfekowała także inne państwa to możecie sobie wyobrazić kontrrewolucyjne konsekwencje”

Istnienie Wielkiej Lichwy zależy od emisji pieniądza pożyczanego państwom potrzebującym kapitału. Polityka Hitlera oznaczała ich zgubę.

Myślę, że można znaleźć wiele analogii między sytuacją dzisiejszą naszego kraju a Niemcami z 1933 roku. Pytanie tylko, czy znajdzie się w końcu w Polsce polityk umiejący zliczyć do trzech, który będzie potrafił wyciągnąć wnioski i wprowadzić je w życie.

Obecny rząd ani przyszły, najprawdopodobniej pisowski, nie gwarantuje absolutnie żadnych zmian. Dlatego wszelkie walki toczone o dostęp do konfitur są jedynie podrygami zaślepionych rządzą władzy kukiełek. Z interesem narodowym nie mają nic, absolutnie nic wspólnego.

Jarosław Ruszkiewicz
(SpiritoLibero)

KOMENTARZ BIBUŁY: 1. Z tym pytaniem diabła o radę, to rozumiemy oczywiście jako przenośnię literacką.

2. Tak jak pisaliśmy wcześniej, powoływanie się dzisiaj do powrotu do waluty mającej pokrycie w złocie, jako panaceum na bolączki współczesności, jest już niestety nierealny. Jak bowiem wskazują poważni znawcy zagadnienia, wielka część globalnych zasobów złota jest już pod kontrolą grup żydowskich, czyli odejście od fiat money, prędzej czy później zawróciłoby nas do punktu wyjścia, czyli do kontroli i manipulacji pieniądzem, tym razem w postaci kontroli zasobami, rynkiem i wartością złota.

3. Tak jak widział to świat w początku XX wieku (nie tylko Hitler, choć on zdecydował się na radykalne kroki), tak i dzisiaj mamy podobną systuację z kontrolą rynku finansowego przez grupę etniczno-religijną, która stawia mamonę ponad Boga, a właściwie widzi tylko to pierwsze, odrzuciwszy Boga 2 tysiące lat temu. Czego skutki doświadczał świat przez stulecia, a teraz z wielokrotnością siły.

4. Problem współczesnego świata polega na tym, że w przeciwieństwie do całej historii, kiedy to istniała silna instytucja Kościoła z niezmiennym Magisterium, co było najstabilniejszym punktem ludzkości, jej latarnią i drogowskazem, po raz pierwszy mamy do czynienia z dryfowaniem nie tyle hierarchii – bo to zdarzało się wielokrotnie – ile z odcinaniem się od przeszłości, Tradycji, odwiecznego nauczania Kościoła. Od Soboru Watykańskiego II ludzkość straciła busolę, a siły Zła wykorzystują to ze zdwojoną energią. Co to ma wspólnego z kryzysem ekonomicznym, ktoś naiwnie zapyta? Ano ma, i to wiele.  Ta apostazja najwyższych czynników Kościoła ma swoje przełożenie na los narodów, na ekonomię. Czy słychać dziś gromkie i stanowcze „nie!” wobec np. lichwy – raka ludzkości, raka ekonomii? Czy słychać potępienie każdego kto przyzwala na destabilizację rynku finansowego poprzez wspieranie polityki drukowania pustego pieniądza, kreowania go poprzez widzimisię wąskich grup zawiadujących życiem finansowo-gospodarczym, czyli de facto życiem społecznym? Czy słychać o konieczności powrotu do jasno wyłożonej nauki o pieniądzu św. Tomasza z Akwinu, do tego, że pieniądzem nie wolno manipulować, lecz że należy dążyć do jego jak największej stabilności? A stabilność pieniądza mającego być miarą może być rozumiana w odniesieniu do innych wzorców. Wyobraźmy sobie, że dajemy komuś prawo do dowolnego wpływania na wartość długości np. wzorcem metra. Czy tak trudno jest przewidzieć w takiej sytuacji totalny chaos na świecie? A właśnie taki chaos zapanował na rynku finansowym, gdyż grupa ludzi – na dodatek o nieczystych, a najczęściej złych intencjach – uzurpuje sobie prawo do sterowania wartością pieniądza. Niestety, wielu ekonomistów wydaje się tego nie rozumieć, vide np. dzisiejsze wydanie Naszego Dziennika, w którym prof. Jerzy Źyżyński ostrzega pisząc:

Dla profesjonalnych ekonomistów i polityków bezrobocie jest najważniejszym miernikiem jakości polityki gospodarczej i kompetencji rządzących. Znamienne jest, że cytowani wybitni amerykańscy ekonomiści (którzy suchej nitki nie zostawiają na tzw. nowej ekonomii, czyli liberalizmie) podkreślają, iż w okresie minionych 25 lat USA prowadziły dość rozsądną politykę, zachowującą racjonalną równowagę między dwoma powiązanymi z sobą celami: stabilnością cen i pełnym zatrudnieniem, bezrobocie w USA było zatem stosunkowo niskie. Podkreślają jednak, że mocno obawiają się ideologów, którzy mogą wpłynąć na przyszłe decyzje Rady Rezerwy Federalnej (odpowiednik naszej Rady Polityki Pieniężnej) i skłonić ją, by za najważniejszy swój cel uznała stabilność cen i zerową inflację, bagatelizując wysokie koszty związane z osiągnięciem tego celu. Jak mówią, wystarczałaby zaledwie garstka zwolenników tej teorii, by doprowadzić do „Wielkiej Zapaści Amerykańskiej”.

Czyli, dla wielu ekonomistów droga do stabilności cen i zerowa inflacja staje się zmorą i nieporozumieniem na drodze wyimaginowanego „rozwoju gospodarczego”, nie pojmując, że gospodarka nie może się wiecznie rozwijać, że nie można budować stabilności stawiając na tenże „rozwój”, który w istocie ma polegać na zaciąganiu kolejnych kredytów, kredytów niemożliwych w skali globalnej nigdy do spłacenia, co zawsze doprowadza do inflacji, do spadku płacy realnej, do ciągłego szukania taniej siły roboczej, do pauperyzacji ludności, lecz również pośrednio do wspierania zgubnych ideologii, np. ideologii feministycznej z „wyzwoleniem” kobiet (tańsza siła robocza), itp.

No i na koniec przypomnienie o jakie to wąskie grupy chodzi. Dla ciekawości można powołać się na przykład amerykańskiego FED-u. Otóż, z grupy pięciu członków Zarządu FED-u, trzech stanowią Żydzi, czyli 60 procent. Z grupy 12 regionalnych prezydentów, mamy dzisiaj 6 zadeklarowanych Żydów, czyli 50 procent.  W sumie, na 17 najważniejszych stanowiskach zasiada 9 Żydów (dotychczas było ich 12), choć cały czas nie wiemy czy wobec reszty nie chodzi o zakonspirowanych Marranos, bo zupełnie nie znamy ich życiorysów, poza tym jaką szkołę skończyli i gdzie pracowali. Wobec 2% populacji Żydów w USA, zjawisko to oznacza ponad 25-krotną nadreprezentację Żydów w zarządzie głównym i oddziałach Banku Federalnego (dotychczas była to nadreprezetacja ponad 35-krotna). Podobna sytuacja jest Departamencie Skarbu (U.S. Treasury Department), gdzie na 11 najważniejszych stanowiskach, w pięciu zasiadają zadeklarowani Żydzi.

Pisząc zatem o przyczynach, przebiegu kryzysów i proponując środki zaradcze, nie wolno zapominać o tych faktach.

Za: SpiritoLibero blog | http://spiritolibero.blog.interia.pl/?id=2041937

Skip to content