Aktualizacja strony została wstrzymana

Wokół wizyty ad limina – Stanisław Michalkiewicz

Związek Radziecki bierze od nas węgiel, a w zamian my posyłamy mu żywność. Takie dowcipy opowiadano sobie w Polsce za pierwszej komuny. Kto wie, czy nie zyskają one na aktualności w związku z wizytą ad limina, jaką 23 lutego rozpoczął premier Donald Tusk na czele 55-osobowej delegacji w Izraelu. Ponieważ jeszcze nie wiadomo, czy na skutek wolnościowego zrywu, jaki ogarnął kraje arabskie, pozycja bezcennego Izraela w regionie wzmocniła się czy osłabła, izraelski rząd wiele się po polskim przewodnictwie w Unii Europejskiej spodziewa. Tak w każdym razie twierdzi Władysław Bartoszewski, ale nie ma oczywiście najmniejszego powodu, by te opowieści traktować serio. O tym jak wiele Polska ma w Unii Europejskiej do powiedzenia najlepiej świadczy sprawa umowy zawartej przez wicepremiera Pawlaka z ruskim Gazpromem na dostawy gazu do Polski. Umowa ta nie weszła w życie, bo unijny komisarz do spraw energii, Guntram Oettinger odmówił jej zatwierdzenia. Skoro tedy bez zatwierdzenia unijnych komisarzy nie możemy nawet kupić sobie gazu na zimę, to opowieści o tym czego to nie będziemy robić podczas naszego przewodnictwa w UE dowodzą tylko postępującej utraty kontaktu z rzeczywistością, co osobom w starszym wieku często się przytrafia.

Znacznie ważniejsze wydają się – po pierwsze – ustalenia zapadłe podczas „nieformalnego” szczytu w Deauville 18 października ub. roku z udziałem francuskiego prezydenta Mikołaja Sarkozy’ego, Naszej Złotej Pani Anieli i rosyjskiego prezydenta Dymitra Miedwiediewa, który ponad rok wcześniej odbył ważne spotkanie z izraelskim prezydentem Szymonem Peresem w Soczi. Po drugie – ustalenia „szczytu” NATO w Lizbonie, na którym zapadła m.in. decyzja o strategicznym partnerstwie NATO-Rosja, w którym Polsce wypada zapewne – bo jakże by inaczej – zadanie „pojednania” z Rosją oraz – po trzecie – uzgodnienia, jakie musiały zapaść podczas wspólnego posiedzenia izraelskiego i niemieckiego rządu z Naszą Złotą Panią Anielą, jakie odbyło się kilka tygodni wcześniej.

Uczestnictwo w rządowej delegacji minister Katarzyny Hall, która w rządzie premiera Tuska zajmuje się organizowaniem indoktrynowania dzieci i młodzieży, musi napawać niepokojem, zwłaszcza w kontekście informacji, jaką 18 lutego podała izraelska gazeta „Haarec”. Doniosła ona mianowicie, że izraelski rząd wespół z Agencją Żydowską podjął decyzję o rozpoczęciu realizacji programu odzyskiwania tzw. mienia żydowskiego w Europie Środkowej, a zwłaszcza – w Polsce. Program rozłożony jest na etapy; w pierwszym etapie specjalnie powołany zespół pierwszorzędnych fachowców, którzy już niejeden kraj w ten sposób zoperowali, dokona zewidencjonowania mienia, a w drugim – jego odzyskania. Jak potwierdził niedawno były ambasador Izraela w Warszawie Szewach Weiss, roszczenia majątkowe względem Polski szacowane są na 65 miliardów dolarów. Mimo znacznego zobojętnienia polskiego społeczeństwa na sprawy publiczne, ta sprawa nadal budzi zainteresowanie tym bardziej, że istnieją poważne podstawy by podejrzewać, iż rewindykacje majątkowe są elementem szerszego planu, obejmującego zarówno załatwienie niemieckich remanentów wojennych i rosyjskiego pragnienia przywrócenia Polsce statusu „bliskiej zagranicy”.

Jest rzeczą oczywistą, że rząd polski zostanie zapoznany z harmonogramem tych rewindykacyjnych przedsięwzięć rządu izraelskiego, zaś przedmiotem uzgodnień może być zainicjowanie z jednej strony intensywnych działań indoktrynacyjnych w szkołach, mediach i innych instytucjach opiniotwórczych, a z drugiej – zaostrzenie kontroli dyskursu publicznego i represji wobec wszystkich, którzy ośmielą się przedsięwzięciom rządu izraelskiego na terenie Polski przeciwstawiać. Słowem – za status największego przyjaciela Izraela w Unii Europejskiej Polska będzie musiała zapłacić 65 miliardów dolarów. Dopiero na tym tle możemy zrozumieć głęboki sens francuskiego przysłowia, ilustrującego zalety rozłąki, a przynajmniej – znacznego oddalenia: „lepiej tęsknić, niż nie tęsknić wcale”.

Tymczasem właśnie okazało się, że przewodniczący SLD Grzegorz Napieralski wysunął się na drugie miejsce – po prezydencie Komorowskim, a przed premiera Tuska pod względem zaufania, jakim naród obdarza swoich Umiłowanych Przywódców. Zarówno ten komunikat, jak i coraz bardziej bezceremonialny dla rządu ton mediów skłonił premiera Tuska do stwierdzenia, że „ktoś przestawił wajchę”. Najwyraźniej już nawet on uświadomił sobie, że najbardziej wpływowa część rządzącego Polską dyrektoriatu tajnych służb postanowiła stopniowo odejmować Platformie Obywatelskiej atuty, w jakie uzbroiła ją w roku 2005, kiedy SLD po zamęcie spowodowanym aferą Rywina nie nadawał się do użytku. Dzisiaj oczywiście sytuacja jest zupełnie inna; SLD pomyślnie odbył kwarantannę, czego najlepszym dowodem są spekulację związane z powrotem do polityki nawet Leszka Millera i Józefa Oleksego. W rezultacie jeśli nawet Platforma Obywatelska siłą inercji uzyska dobry wynik w wyborach, będzie musiała podzielić się zewnętrznymi znamionami władzy z SLD, który w ten sposób stanie się de facto politycznym kierownikiem koalicji.

W tej sytuacji ofertę pomocnej dłoni przedstawił Platformie prezes Jarosław Kaczyński oświadczając, że wprawdzie w sytuacji, gdy PO nadal realizuje program „anihilacji” Prawa i Sprawiedliwości o żadnej koalicji mowy być nie może – ale gdyby Platforma uznała swój błąd, to wtedy – co innego, chociaż oczywiście „różnice programowe” są „bardzo, ale to bardzo duże”. W tej sytuacji izraelska pielgrzymka premiera Tuska może mieć na celu przekonanie premiera Netaniahu, że nikt tak nie wyjdzie naprzeciw izraelskim oczekiwaniom majątkowym wobec Polski, jak właśnie on – i w ten sposób poprawić swoją pozycję wobec Sił Wyższych, zwłaszcza tej ich części, która z całą pewnością musi być subordynowana zarówno wobec Izraela, jak i Stanów Zjednoczonych, traktujących obecnie Polskę już tylko jako skarbonkę żydowskich organizacji wiadomego przemysłu. Z kolei Sojusz Lewicy Demokratycznej może najlepiej wykonać zadanie „pojednania z Rosją”, które dla Polski zatwierdził listopadowy szczyt NATO w Lizbonie. W tej sytuacji rezultat jesiennych wyborów wydaje się już przesądzony, przynajmniej jeśli chodzi o kształt i zadania koalicji tworzącej tubylczy rząd – bo oczywiście sprawa kolejności na listach wyborczych pozostaje nadal otwarta, budząc coraz większe emocje dworzan zainteresowanych bezpośrednio i pośrednio.

Stanisław Michalkiewicz

Komentarz   tygodnik „Goniec” (Toronto)   27 lutego 2011

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1949

Skip to content