Aktualizacja strony została wstrzymana

Rząd USA „przez pomyłkę” zablokował tysiące stron

W ramach projektu „Operation Protect Our Children” rząd USA zablokował tysiące domen, a ich właściciele i odwiedzający zostali przywitani komunikatem oświadczającym, że reklamowanie, dystrybucja, transport i odbiór dziecięcej pornografii jest przestępstwem federalnym, za które grozi do 30 lat więzienia oraz 250 tysięcy dolarów grzywny.

Jak się jednak okazało, 84 tysięce stron, na których wyświetlono tego typu komunikat, w rzeczywistości niczym nie zawiniło. Amerykański rząd zablokował je w wyniku trudnej do wytłumaczenia pomyłki. Wszystkie zablokowane witryny znajdowały się w domenie mooo.com, należącej do dostawcy FreeDNS, który niedługo po całym zamieszaniu kategorycznie odciął się od podejrzeń o utrzymywanie na swoich serwerach stron z tego typu treściami.

Zdaniem serwisu TorrentFreak, w pamięci jednej z wyszukiwarek wciąż zachowały się dowody na niewinność właścicieli witryn, którzy zwykle umieszczali na nich informacje na temat swoich firm. Okazuje się zatem, że kontrolowanie internetu, nawet pod pretekstem walki z treściami nieodpowiednimi dla dzieci, może mieć realne konsekwencje także dla właścicieli stron nienaruszających prawa.

O podobnej sprawie pisaliśmy pod koniec listopada ubiegłego roku. Wtedy to rząd USA bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zablokował kilkadziesiąt witryn.

Kill switch w Polsce?

„Polski internet będzie monitorowany za pomocą programu komputerowego pod kątem wrogości wobec mniejszości etnicznych, seksualnych i religijnych” – napisała wczoraj „Gazeta Wyborcza”. Dziś ta sama gazeta informuje, że Waszyngton chce finansować programy umożliwiające obchodzenie cenzury internetu w krajach takich jak Chiny, Iran czy Kuba. Ogłosiła to szefowa amerykańskiej dyplomacji Hillary Clinton. Apeluję do Pani Clinton, by do tego spisu krajów w takim razie dołożyła i Polskę.

Działanie programu, który zainteresował Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, polega na każdorazowym informowaniu administratora portalu, gdy zawarta na nim treść zostanie rozpoznana jako „mowa nienawiści”. Skrajne przypadki będą zgłaszane do prokuratury. Tymczasem podczas wtorkowego wykładu „Internet dobry i zły” na Uniwersytecie George’a Washingtona, Clinton wymieniła reżimy, które tłumią wolność internetu. Wśród tych krajów wymieniła Iran, Chiny, Birmę, Syrię, Wietnam i Kubę. „Departament Stanu przeznaczył już na ten program od 2008 r. 50 mln dol., ale chce go rozwijać i w tym roku dorzuci jeszcze ekstra 25 mln. Za te pieniądze uruchomiono m.in. serwisy Twittera w językach arabskim i perskim, wkrótce dojdą po chińsku, rosyjsku i w hindi. W planach jest szkolenie dysydentów, jak usuwać z telefonów komórkowych dane w razie aresztowania, czy wynajęcie ekspertów, którzy będą chodzić po birmańskich kawiarenkach internetowych oraz uczyć ludzi zakładania bezpiecznych kont mailowych i tego, jak obejść blokadę stron” – czytamy w „GW”. Ostatnie rewolucje w krajach arabskich zostały zorganizowane na Facebooku, więc można zrozumieć, dlaczego totalitaryści nie chcą jego wolności. Oczywiście sami Amerykanie kłócą się o senacką ustawę przezwaną przez krytyków „kill switch”, czyli „zabójczy wyłącznik”, która daje prezydentowi prawo wyłączenia internetu w USA w wypadku np. cyberataku. Jankesi więc sami również przygotowali się na za duże rozpasanie społeczeństwa w sieci. Lewicowe rządy USA przecież wiedzą, że jak na Facebooku skrzykną się przeciwnicy zabijania dzieci nienarodzonych albo zwolennicy posiadania broni palnej, to może być groźnie. Po co więc pozbywać się „niezbywalnych praw” do zamordyzmu?

Czy jednak w Polsce niebawem „kill switch” nie pojawi się w rękach różowych totalitarystów? Taki przycisk byłby idealnym prezentem dla wszelakiej maści postępowców, którzy mogliby dzięki niemu urealniać inżynierię społeczną, która od czasów odrzucenia Boga przez jakobinów objawia nam się w różnych lewicowych postaciach. „Mowa nienawiści” jest nową formą kagańca narzucanego na pyski wolnych ludzi. Od lat wykorzystywana jest na Zachodzie jako słowo-pałka do walenia po łbach heretyków nowej świeckiej religii. Jeżeli takie prawo wejdzie do Polski to nasz portal zobaczy zapewne taki kaganiec w ciągu 48 godzin od czasu opublikowania porannego newsa. Czy słowo homoś, homo-lobby czy może aborcjonista nie jest „mową nienawiści”? Na to pytanie niech odpowie ks. Gancarczyk, Tomek Terlikowski czy Asia Najfeld.

Również w nowym wydaniu wybitnej powieści Marka Twaina „Przygody Hucka Finna” „mowa nienawiści” została wytropiona przez różowych totalitarystów. I tak słowo „Injun”, zwyczajowa nazwa tubylczych mieszkańców Ameryki, zostało zastąpione słowem „Indian” czyli Indianin. Słowo „half-breed”, czyli mieszaniec, zostało zastąpione słowem „half-blood” czyli półkrwi. Oczywiście z powieści wyleciały takie określenia jak Murzyn czy Metys. Nie mówiąc już o „czarnuchu”, używanym w książce wcale nie w normalnym sensie. Skoro „mowa nienawiści” została wytropiona u Twaina, to co z białasem Tarantino, którego „Pulp Fiction” czy „Jackie Brown” zawiera słowo „czarnuch” w co drugiej scenie. A, już wiem… Spike Lee w końcu kazał Eastwoodowi umieścić w „Sztandarze Chwały” czarnych żołnierzy, mimo tego, że na Iwo Jimie tacy nie walczyli.

Może będziemy musieli prosić niedługo „trockistkę” Hillary Clinton o interwencję w nasze wewnętrzne sprawy i apelować, by wpłynęła na władzę, aby ta nie cenzurowała nam internetu. Jak mniemam taki apel nic nie da, bo przecież cenzura będzie służyć tym, którzy są konstruktorami reżimu poprawności politycznej. A Pani Clinton jest ideologicznie bardzo bliska z najróżniejszymi odłamami lewicy, która walczy o prawo do zabijania dzieci przed ich narodzeniem czy rozwalenie normalnej rodziny. Kto by się zresztą przejmował, że prokuratura zamyka portal traktujący kobiety jak inkubator katoli, którzy w celu stłumienia swojego kryptogejowstwa publikują homofobiczne teksty.

Łukasz Adamski

Za: Fronda.pl

Za: Autonom.pl | http://autonom.pl/index.php/news/informacje/974-rzad-usa-przez-pomylke-zablokowal-tysiace-stron

Skip to content