Wydarzenia opisane w tej teczce z IPN idealnie wpasowują się w nadchodzące obchody Walentynek: uczucie od pierwszego wejrzenia, spotkania w Paryżu, zachwyt demonstrowany najbliższym i nadzieja na długotrwały związek…
Mieczysław Antonio Sędzimir Halik był mistrzem w robieniu pierwszego wrażenia i w 1972 r. oczarował urzędnika wizowego Ambasady PRL w Paryżu, ale Halik sam nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji tego „flirtu”. Pierwszym pracodawcą urzędnika był wywiad Służby Bezpieczeństwa, a MSZ dopiero drugim. Oczarowany oficer rezydentury kryptonim „Cami” wysłał do warszawskiej centrali meldunek o odkryciu wspólnych pasji – łowieckiej i podróżniczej. Przywiązywał znaczenie do majątku Halika, ale największe do niesamowitych znajomości korespondenta NBC w Meksyku. Wywiadowca został zaproszony na domowy pokaz filmów Halika i przymierzał się do werbunku, którego podstawą miał być „niekłamany patriotyzm”. W centrali na spokojnie, bez entuzjazmu zlecono dalsze rozpoznanie Halika oficerowi rezydentury w Meksyku kryptonim „Dąbrowski”.
SB-ek zazdrosny o kochankę, drugi nie gustował w casual
Dwa tygodnie później centrala otrzymała z Meksyku życiorys Halika: podchorąży polskiego lotnictwa walczy w Królewskich Siłach Powietrznych (RAF), po wojnie osobisty pilot Perona. Jako dziennikarz pokazywał PRL w korzystnym świetle. Meksykański rezydent „Grzegorz” sugeruje w szyfrogramie wykorzystanie Halika do inspirowania masowych środków przekazu. Trzy tygodnie zajęło w centrali (ppłk. Marianowi Wolnemu) zebranie dalszych danych: o zawodzie żony, synu i zwolnieniu Halika z obywatelstwa polskiego w 1950 r. [przyjął obywatelstwo argentyńskie]. Wolny podał także w raporcie, że Halik jest wrogo nastawiony do ustroju socjalistycznego, a w 1968 r. odmówiono mu wizy za służbę w Wehrmachcie (informacja pochodziła z MSZ). Okazało się także, że stołeczny kontrwywiad (Wydział II w Pałacu Mostowskich) sprawdza Halika pod kątem zbierania informacji gospodarczych i polityczno-społecznych – sprawa kryptonim „Mendoza”. W tym samym czasie Halik pojechał na Mazury, więc ppłk Stefan Kwiatkowski ruszył za nim wypytywać o dzieje od urodzenia i o żonę, którą Halik widuje raz w roku. Ten opowiedział SB-ekowi o zamiarze osiedlenia się w Polsce nad Dunajcem albo w Bieszczadach i że zarabia 800 $ miesięcznie. Nie oczarował Kwiatkowskiego, ponieważ urlop spędzał z kochanką. Zazdrosny Kwiatkowski napisał o Haliku, że ma skłonności homoseksualne: przebiera się, używa pudru i szminki (więc nie wiedział, że w Walentynki mężczyźni robią gorsze rzeczy niż pudrowanie się). Kwiatkowski uważał, że Halik może być również materialnie zainteresowany współpracą z SB, a jeśli nie: „zaszantażować go spekulacją dolarami. Ponieważ jest tchórzliwy powinien pójść na współpracę”. Chociaż Kwiatkowski dowiedział się o znajomościach Halika m.”‹in. z prezydentem Meksyku, wskazał korzyść z jego werbunku dla operacji tzw. „nielegałów”: „Wydaje mnie się, iż można by załatwiać przez niego kupowanie paszportów z terenów Południowej Ameryki”. Pomysły Kwiatkowskiego nie zostały wzięte pod uwagę – Wolny realizował plan pozyskania Halika w oparciu o postawę patriotyczną, którą dziennikarz wykazywał nawet w pracy – wszystkie swoje materiały filmowe konsultował z polskim MSZ. Wolny pod pretekstem rozmowy o obywatelstwie przydybał Halika podczas załatwiania formalności wyjazdowych w Wydziale Kontroli Ruchu Granicznego. Dziennikarz po raz kolejny opowiadał życiorys m.”‹in., że zaczynał od pchania wózka z kamerą, nie znał hiszpańskiego, ale żonie zależało na wyjeździe do Argentyny. Według Wolnego Halik nie miał możliwości inspirowania zachodnich mediów, bo unika tematyki polityczno-ekonomicznej; nie ubiera się jak przyjęto w interesujących wywiad środowiskach [dyplomatycznych]. Wolny wykluczył możliwość, że Halik pracuje dla CIA, bo w Polsce zajmował się sprzedażą praw do książki i filmów telewizji. Te dwie relacje przesądziły, że sprawę odłożono na trzy lata.
FBI i „Jarek”
Jesienią 1975 r. do sprawy wrócił były rezydent wywiadu SB w Meksyku. Według jego notatki do znajomych Halika należeli główni decydenci państwa z prezydentem państwa Echeveriją na czele, ministrowie, dyplomaci, w tym większość dyplomatów amerykańskich. Za równie istotną dla rozwoju dalszych wypadków należy uznać wiadomość rezydenta, że Halik miał kłopoty z załatwieniem prawa pobytu i zakupem mieszkania. Nowym rozgrywającym został ppor. A. Wójcicki, który cały plan werbunku oparł na trudnościach urzędowych Halika. Mimochodem ujawnił jeszcze jedną wersję przeszłości Halika z dokumentów kontrwywiadu: przed wojną korespondent prasy meksykańskiej, podczas wojny wymieniony przez Niemców z Hiszpanami, w latach pięćdziesiątych radca handlowy w Polsce. Na umówioną rozmowę pod przykrywką spraw paszportowych udali się we dwóch Wójcicki i ppłk Janusz Mazurek. Na początku życiorys: Halik pilotował samoloty Perona, ale nie jego osobiście; jego tylko filmował i dlatego musiał zmienić obywatelstwo na argentyńskie; rzeczywiście zna dobrze pracowników ambasady USA w Meksyku. Pod naciskiem wymienił nazwiska pracowników FBI w ambasadzie. W sposób zawoalowany SB-ecy zaproponowali mu prawo pobytu za „pomoc”, która nie zaszkodzi Meksykowi. Halik nie tylko zgodził się dalej rozmawiać, ale sam poprosił o numer telefonu. W teczce zachowała się rozległa charakterystyka Halika „pióra” tajnego współpracownika stołecznego kontrwywiadu pseudonim „Jarek”, który doniósł o mieszkaniowej inwestycji, o planach osiedlenia i planach matrymonialnych Halika. Chwalił go za umiejętności filmowe, wyczucie niezwykłych sytuacji. Zdaniem „Jarka” Halik namówił w Meksyku innych dziennikarzy do demaskowania wszystkich poczynań CIA w Latynoameryce i uważał CIA za inicjatora „czarnych kompanii” w Wenezueli. ”‹Otrzymał za to kilka anonimów z wyrokami śmierci. Przyjmujący donos kpt. W. Zieliński zapisał, że „Jarek” i Halik pracowali razem w ekipie NBC podczas realizacji filmów telewizyjnych na terenie Polski przez kilka miesięcy w 1972 r. W styczniu 1976 r. doszło do nieporozumienia: zmieniony skład rezydentury nadał centrali sprawę Halika jako nową. Przy wyjaśnianiu podano, że Halik przy składaniu wymaganych na osiedlenie dokumentów, wygadał się o rozmowie z SB (Wójcickim i Mazurkiem). Dla Halika sprawa osiedlenia była tak ważna, że namawiał ambasadora PRL do ominięcia przepisów w jego sprawie. Chyba skutecznie, skoro MSZ pytał ambasadę, dlaczego wydaje Halikowi wizy mocą decyzji własnej.
„Sędzimir” zostaje obywatelem PRL
Po przyjeździe Halika do kraju w drugiej połowie lutego 1976 r. Mazurek i Wójcicki zwerbowali Mieczysława Halika do współpracy z wywiadem SB: „Zgodził się na udzielanie pomocy ale zastrzegł, że będą to informacje polityczno-ekonomiczne, a nie wojskowe. /…/ Stwierdził, że będzie pomagał z pobudek patriotycznych, a kwestie finansowe nie wchodzą w grę”. Dziennikarz sam wybrał sobie pseudonim „Sędzimir”. Główny problem widział w zapewnieniu tajemnicy przed pracodawcą – NBC. Funkcjonariusze wymyślili mu mnóstwo zadań, aby się wdrożył: odwiedziny w bońskim MSZ-ecie, opis polityki amerykańskiej i chińskiej w Meksyku, i w Ameryce Łacińskiej, stosunek Meksyku do PRL. O ograniczonym zaufaniu SB świadczy, że Halik miał składać raporty w kraju raz na 3-6 miesięcy, a nie w Meksyku, co zapewniało bezpieczeństwo pracowników rezydentury na wypadek podstawienia Halika przez CIA. Dziennikarz zapewniał o swoim patriotyzmie mimo niezgody na panujący ustrój. W zamian miał otrzymać pomoc w osiedleniu się w Polsce. Do teczki włączono notatkę z informacji Halika o przyczynach ustąpienia meksykańskiego Ministra Spraw Zagranicznych, o kandydacie wielkiego kapitału na urząd prezydencki, o zbliżeniu Meksyku do państw socjalistycznych i o chińskiej polityce zawierania niekorzystnych umów handlowych dla zapewnienia wpływów politycznych. Z formalnego punktu widzenia dokonano przekwalifikowania Segregatora Materiałów Wstępnych na Sprawę Operacyjnego Rozpracowania. Przygotowano także zapotrzebowanie na następne informacje: najbliżsi współpracownicy Portillo; meksykańscy politycy zorientowani na USA; politycy proniemieccy; czy Chiny żądają od Meksyku rozluźnienia współpracy z krajami socjalistycznymi. Funkcjonariusze wywiązali się ze swojej części umowy – w teczce jest depesza MSZ o decyzji o zezwoleniu na zmianę obywatelstwa z 18.06.1976 r. oraz poświadczenie obywatelstwa polskiego.
Kłopotliwy wywiad z KOR
Do następnego spotkania doszło w styczniu 1977 r., na którym „Sędzimir” skarżył się brak karty stałego pobytu i kilka razy wracał do sprawy meldunku [warszawskiego]. Nie odpowiedział Wójcickiemu ani jego przełożonemu płk. Wiesławowi Bednarczukowi na żadne pytanie o kolegów dziennikarzy. Tylko pod naciskiem powiedział, że zdaniem pracowników amerykańskiej ambasady w Meksyku katastrofa kubańskiego samolotu to dzieło CIA. Poważny kłopot miał „Sędzimir” w grudniu 1977 r. Jego macierzysta stacja NBC kilka razy monitowała go o wywiad z Kuroniem i Michnikiem z okazji nadchodzącej wizyty Cartera w PRL. „Sędzimir” nie chciał się narażać i zwlekał z jego realizacją. Według Wójcickiego liczył na jego akceptację wywiadu, bo jak nie on to wywiad zrobi dziennikarz z biura londyńskiego. Wójcicki rekomendował propozycję „Sędzimira” przełożonym, bo będą mieli możliwość rozpoznania stacji, a jak nie to „Sędzimir” będzie tylko tłumaczem. Osobą, która przestraszyła SB-eka był John Dancy – autor „antypolskiej” audycji o prawach człowieka. Kilka dni później w „służbowym biuletynie” wywiadu SB poinformowano, że NBC rezygnuje z wywiadu z KOR-em, a Dancy przygotuje reportaż o stosunkach państwo-Kościół. Według „biuletynu” do zmiany planów NBC przyczynił się dziennikarz „New Jork Timesa”, który wśród korespondentów amerykańskich wypowiedział się, że z opozycją nikt się nie liczy i nie jest warta poważniejszego zainteresowania. Po blisko rocznej przerwie na rozmowę przyszedł Bednarczuk w zastępstwie Wójcickiego. „Sędzimir” opowiadał o oczekiwaniu na pokaźną emeryturę i uznaniu zawodowym za reportaż o Karolu Wojtyle zrealizowanym jeszcze przed konklawe. Zadeklarował, że „pragnie wywiązać się z podjętych zobowiązań”, bo tylko Służba Bezpieczeństwa mu pomogła. W tym celu otworzy biuro prasowe we wskazanym przez SB kraju i zatrudni wskazanego człowieka. Jednak zasygnalizował, że woli kontakty towarzyskie. Bednarczuk omawiając spotkanie podał, że trzeba z nim spotykać się częściej.
Przyjaciel Urbana czy kurier „Solidarności” podziemnej
Po pół roku „Sędzimir” nie chciał już otwierać biura prasowego i woli spotkać się z Bednarczukiem. Zlecanie zadań przez Wójcickiego skwitował, że teraz będzie odpoczywał przez sześć miesięcy. Zagadywał go opinią o meksykańskiej dyplomacji: ambasador Meksyku w PRL naprawiał prezydentowi samochód i dlatego trafił na placówkę, ale kraje socjalistyczne uważane są za najmniej atrakcyjne. Wójcicki zameldował przełożonym, że „Sędzimir” już się nie boi SB i chce spotykać się towarzysko razem z żonami. Jego życzenia spełniono w połowie. Na początku 1980 r. spotkali się z Bednarczukiem, ale bez żon. „Sędzimir” obiecał, że przygotuje raport o stosunkach USA-Polska podczas wizyty w nowojorskich siedzibach NBC i CBS. W 1981 r. pojawił się następny prowadzący ppor. Dariusz Iżyniec i miał problem: z „Sędzimirem” nie ustalono łączności bezosobowej, a Bednarczuk i Wójcicki wyjechali za granicę [do rezydentur]. Do nawiązania łączności najpierw posłużono się funkcjonariuszem, którego „Sędzimir” poznał w Meksyku, ale tylko w roli dyplomaty. „Dyplomata” zapowiedział „Sędzimirowi” spotkanie z funkcjonariuszem, który powoła się na Bednarczuka. Omawiając spotkanie „dyplomata” podpowiedział, że następny prowadzący musi być na poziomie, a byle kto sobie nie poradzi. Do zadania przymierzał się funkcjonariusz Janusz Bieganowski, ale zrezygnował. O rezygnacji nie przesądziła analiza sprawy, ale opinia kontrwywiadowcy J. Strzeszewskiego z Wydziału XV Departamentu II MSW. Według niego „Sędzimir” nachalnie załatwia swoje sprawy, zadaje niewygodne pytania na konferencjach prasowych, materiałów wysyłanych nie poddaje cenzurze, a przesyłki pieczętuje. Jeszcze gorsze wiadomości przyszły z Bydgoszczy. Według ustaleń tamtejszej SB w Sprawie Operacyjnego Rozpracowania przeciwko Ogólnopolskiemu Komitetowi Oporu „Solidarności” Region Bydgoszcz, Halik podarował tej nielegalnej organizacji 80 kaset magnetofonowych i powielacz. Ponadto służy jej jako kurier na Zachód. W tej poważnej sytuacji do rozmowy wyznaczono ppłk. S. Krauzego wyeliminowanego „z zawodu” przez długotrwałą chorobę serca. Jednak w potrzebie operacyjnej lekarz Departamentu I MSW zezwolił na rozmowę ostrzegawczo-sondażową po wglądzie w karty chorobowe Krauzego. Na początku 1983 r. Krauze wykorzystał wizytę „Sędzimira” w Wydziale Paszportów i przekazał życzenia noworoczne od Bednarczuka. Dziennikarz wspominał Bednarczuka z przyjemnością i pierwsze lody mieli przełamane. Chwalił się przyjaźnią z Urbanem, a w sytuacji ognia pytań o bydgoską „Solidarność” jeszcze na znajomość z Górnickim. Krauze sprawdził przechwałki Halika: Wałęsa nie udzielił mu wywiadu na wyłączność, a Urban i Górnicki uważają go za niezrównoważonego. Opiniował, że tylko dowody na udział w nielegalnej organizacji w Bydgoszczy pozwolą na przełamanie niechęci do współpracy.
Dwie butelki, pięć informacji
Sprawę zakończono w lipcu 1984 r. rozliczając operacyjnie uzasadnione koszty: opłaty związane z prowadzeniem 3405 zł; koszty spotkań 861 zł; koszty upominków 6,60 $ i 16,38 DM. Chociaż dokumenty o Haliku sfilmowano bez teczki pracy, opinię o jego współpracy można wyrobić sobie na podstawie dwóch zachowanych dokumentów. Pierwszy podpisany przez naczelnika Wydziału XVII Dep. I MSW ppłk. B. Źuławnika z 27.05.1981 r. stwierdza, że udzielił pięć w większości dobrych informacji wszystkie o wizycie w Polsce Cartera w 1977 r. Drugi to analiza sprawy ppor. Iżyńca z 17.07.1981 r. – kilkanaście spotkań nie przyniosło spodziewanych korzyści, otrzymał dwukrotnie podarunki alkoholowe, a pomoc jest wyłącznie deklaratywna.
Teczka Halika zawiera także mnóstwo dokumentów o Elżbiecie Dzikowskiej, ale omówię je w osobnym artykule. Za tydzień zapraszam na biwak nie całkiem harcerski z Barbarą Wachowicz.
Marek Mądrzak