Aktualizacja strony została wstrzymana

Wigilie wielkich Polaków

Kiedym z gwiazdą nadziei – leciał, świecąc Judei Hymn narodzenia śpiewali anieli, Mędrcy nas nie widzieli, królowie nie słyszeli Pastuszkowie postrzegli i do Betlejem biegli, Pierwsi wieczną mądrość witali, wieczną władzę uznali: Biedni, prości i mali… To słowa Adama Mickiewicza z III części „Dziadów”. O tym, jak wigilijną gwiazdę nadziei witali Wielcy Polacy – opowiemy.

Kolęda – kołysanka

Mróz był siarczysty, śnieg skrzypiał pod płozami, janczary grały kapelą srebrzystą. W dzień Wigilii Bożego Narodzenia – 24 grudnia 1798 roku, pani Barbara z Majewskich i Mikołaj Rymwid Mickiewiczowie jechali na Wigilię z Nowogródka do Zaosia. Pani Barbara spodziewała się dziecka. I oto w przydrożnej karczemce, w drodze na Wigilię, urodziła swego drugiego syna, który miał przynieść sobie wigilijne imię – Adam. Karczemka była tak uboga, że nie było stołu, na którym można położyć niemowlątko, by je spowić w pieluszki. Ojciec Mikołaj wydobył tedy z podróżnych sepetów księgę – tom poezji ks. bp. Ignacego Krasickiego z ową frazą z hymnu Rycerskiej Szkoły kadetów: „Święta miłości kochanej Ojczyzny”. I na tejże księdze spowito małego Mickiewicza w pieluszki. Tyle piękna legenda, której prawdziwość potwierdzają relacje braci. Największy poeta polski rodzi się tak jak Boże Dziecię – w ubóstwie i pierwszą jego kołysanką jest kolęda. To właśnie on w przyszłości, wracając tęskną myślą do nadniemeńskich Wigilii dzieciństwa, powie z katedry College de France o kolędach polskich: „Nie wiem, czy jaki inny kraj może się poszczycić zbiorem podobnym do tego, który posiada Polska… Uczucia w nich wypowiedziane, uczucia macierzyńskie, gorliwej czci Najświętszej Panny dla Boskiego Dzieciątka, są tak delikatne i tak święte, że trudno by znaleźć w jakiejkolwiek innej poezji wyrażenia tak czyste, o takiej słodyczy i takiej delikatności”. W nowogródzkiej farze, przed wizerunkiem Madonny (której powierzy pani Barbara Mickiewiczowa swego synka, gdy niesforny trzylatek wyleci przez okno) śpiewano w wigilijny czas przepiękne kolędy: „Gdy śliczna Panna Syna kołysała”, „Lulajże Jezuniu”, „Jezus malusieńki”. A potem był powrót do dworku przez uliczki zasypane śniegiem, pod rozgwieżdżonym niebem. W domu czekała Wigilia – sianko pod obrusem, samotne krzesło dla oczekiwanego wędrowca, opłatek z konterfektem „Tej, co w Ostrej świeci Bramie”. Dzielenie się opłatkiem, tym okruszkiem „Bożego chleba”. Do końca życia będzie Adam Mickiewicz wspominał te lata sielskie-anielskie, mówiąc: „Nigdzie na ziemi tak wesołego życia, jak w litewskich wioskach i zaściankach. Tyle tam radości, miłości, szczęścia… Może już Bóg nie da użyć tego życia, ale musimy coś zrobić, aby zachować to drogie narodowe ziarno…”. Zachował je w „Panu Tadeuszu”.

Promieniste Adamowe

Dwudzieste urodziny i imieniny Adama Mickiewicza obchodzili uroczyście jego przyjaciele – Filomaci zwani Promienistymi. Towarzystwo Filomatów – miłośników cnoty i nauki, działało tajnie na Uniwersytecie Wileńskim od roku 1817. Hucznie i wesoło obchodzono podwójne święto – imieniny założycieli: Tomasza Zana (21 grudnia – „Na świętego Toma, Gody już doma”) i Mickiewicza, czyli „Tomaszowe i Adamowe”. Na dwudzieste urodziny i imieniny w roku 1818 powitały solenizanta misterne okrzyki Promienistych: O ty, wielki Adamie! O! Adamie wielki! Tyś jest jak rzeka! Nie! jak wzniosła góra! Nie! – jak gwiazda jasna! Nie!… Lepiej jak chmura! Adamie, nasze kochanie! Bo w twych wierszach wszystko gra, kocha się i płynie… Niech przez twój wiersz pół Polski na cały świat słynie! Janko Czeczot, Franciszek Malewski, Józef Jeżowski, Tomasz Zan – to adresaci dedykacji Mickiewicza na „Balladach i romansach”: „Przyjaciołom moim, na pamiątkę szczęśliwych chwil młodości, które z nimi przeżyłem”. Dla nich pisał też swą wspaniałą „Odę do młodości” z wołaniem: „Razem, młodzi przyjaciele/ w szczęściu wszystkiego są wszystkich cele”. Zaiste orla była ich młodości potęga. Niestety – jej skrzydła zostaną złamane. Druga dedykacja poświęcona Promienistym przyjaciołom widniejąca na karcie dedykacyjnej III części „Dziadów” zamyka ich krótkie i dramatyczne życiorysy: „Spół uczniom, spół-więźniom, spół wygnańcom za miłość ku Ojczyźnie prześladowanym, z tęsknoty ku Ojczyźnie zmarłym”. Wigilię roku 1823 spędzili Promieniści już w więzieniu. Akt oskarżenia sformułowany przez Moskali przynosi tym młodym zaszczyt. Byli oskarżeni o to, iż „łączyli siły, ażeby odbudować Polskę w dawnym Jej blasku”. Z reporterską wiernością odtworzy Adam Mickiewicz więzienną Wigilię Filomatów w III części „Dziadów”. Ignacy Domeyko – jeden z najmłodszych uwięzionych, pisze w swym pamiętniku: „Północami – przekupiwszy szyldwachów zbieraliśmy się w celi Adama. Za oknem była zima i grożący nam wszystkim Sybir… W więzieniu panowała wiosna i nadzieja na przyszłość choć dalekiej – Polski… Cela Adama przytykała do muru kościoła Ostrobramskiego: …Z jutrzni w noc Bożego Narodzenia dochodziła nas przy wtórowaniu dalekiego organu przytłumiona pieśń 'Przybieżeli pastuszkowie’ – która przenosiła nas w progi domowe, gdzie po nas matki i siostry płakały…”. W tej celi Mickiewicza, gdzie umarł Gustaw – kochanek Maryli, a narodził się Konrad – kochanek Ojczyzny, opowie przyjaciołom Janek Sobolewski scenę wywożenia na Sybir najmłodszych skazanych i powtórzą wszyscy słowa przysięgi: „Jeśli zapomnę o nich – Ty, Boże na niebie – zapomnij o mnie!”. W grudniu roku 1830 Mickiewicz napisze: „Któżby przewidział wszystkie burze, które nam grożą?”. Taką burzą było Powstanie Listopadowe, w którym bohatersko walczył brat Adama – porucznik 13. Pułku Ułanów, Franciszek Mickiewicz. W miejscowości Łukowo, nieopodal Obornik w województwie wielkopolskim, przetrwał przepiękny modrzewiowy kościółek, w którym bracia Mickiewiczowie przeżyli ostatnią Pasterkę w Ojczyźnie. Mamy z owej wielkopolskiej Wigilii roku 1831 bardzo cenną i interesującą relację pióra kapitana napoleońskich szwoleżerów Adama Turno. Zachowujemy osobliwości ortografii starego wiarusa: „Przyjechaliśmy do Łukowa, tu poznałem naszego sławnego Poety Mickiewicza; brunet, oczy ciemnozielone, włosy czarne, nos piękny (…) często zamyślony, a rzadko wesoły (…) bardzo jest skromny, lubi zwyczaje narodowe aż do przesady – uważał aby w czasie wigiliji Bożego Narodzenia jedzono na sianie, aby słoma w końcie stała – żeby gwiazdka na włosie wisiała (…) jest nabożny, żegna się siadając i wstając od stołu; bywa na Nabożeństwach”. Franciszek Mickiewicz pozostanie w Wielkopolsce na zawsze i tam spocznie w miejscowości Rożnowo. Piękna szkoła w tej wsi przyjęła jego imię w roku Mickiewiczowskim 1998. Wybitni historycy literatury jak profesor Teofil Syga stwierdzają: „24-31 grudnia 1831 – w Łukowie, w Poznańskiem, narodziła się myśl 'Pana Tadeusza’. Jest w poemacie piękne westchnienie jak to 'panowie bracia w Wielko Polszcze było/ co za duch, co za zgoda, aż przypomnieć miło'”.

„Przyjdź! Rozjaśnij dolę mą”

A potem już były tylko Wigilie wygnańcze, paryskie. Przywołując je, najstarsza z sześciorga dzieci poety, Maria, Misią zwana, pisze: „Rano szliśmy wszyscy razem ojcu winszować, składać nasze życzenia i podarki. (…) Wieczorem, na stole sianem zasłanym, ukazywała się kucja, na nitce spuszczonej u sufitu wisiała gwiazdka z opłatka i kolebka, które Ojciec sam przygotowywał, i przesuwały się, z wielką nieraz trudnością pod dozorem mamy przyrządzone tradycyjne potrawy. W ostatnich latach, z wielką satysfakcją Ojca, znalazła się nawet Żydówka polska, która przychodziła ugotować szczupaka po żydowsku”. Dzielono się opłatkiem. „Dawała się nagle słyszeć za drzwiami kolęda 'W żłobie leży, któż pobieży’, której Ojciec z rozrzewnieniem słuchał, półgłosem wtórując ulubionej pieśni”… To szli do Mickiewicza wierni przyjaciele – wygnańcy. „Ojciec otwierał im drzwi i sam ich śpiewowi przewodniczył”. W Wigilię 1854 roku Misia zapłakała: „Na imieniny Ojca już nie mogła mama zasiąść z nami do stołu i do jej łóżka poszliśmy się dzielić opłatkiem, którego na ziemi już ani Ojciec ani Mama przełamać z nami więcej nie mieli”. W konkursie „Gość Wigilijny”, który towarzyszy naszemu spektaklowi „Wigilie polskie”, wystawianemu od wielu lat na scenach Teatrów Wielkich w Łodzi, Warszawie i Poznaniu – Adam Mickiewicz zajmuje pierwsze miejsce wśród poetów. To z nim Polacy chcieliby jeszcze dziś przełamać się opłatkiem. Motywując swój wybór tak, jak dwudziestoletnia Oleńka Wołoszyk z Gdyni: „On cały czas jest w sercu moim. Wierności i przywiązania uczy do przyjaciół i najdroższej Polski. Radość i optymizm w moje serce wlewa. Będzie zawsze gościł na każdej mojej wigilii”. Pani Anna Kasprzak z miejscowości Sulęcinek napisała: „To z Jego poezji można pić jak w Soplicowie – przywiązanie do Polski”. A Marek Jarczyński, student Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, tak uzasadnił swój wybór: „On kochał naród, On kochał wielu, On kochał wiele – powtarzam słowa Archanioła z 'Dziadów’. Jak brak nam dziś tej miłości. Idźmy po nią do Mickiewicza!”. Ale najbardziej wzruszający list dotarł do nas ze wsi Glinik Dolny na Rzeszowszczyźnie. Jego autorka, pani Jadwiga Rec, pisała: „Jestem starą i chorą kobietą, mój mąż stracił zdrowie na wojnie, robiłam wszystko, aby moje dzieci były mądrzejsze ode mnie. Ja mam tylko cztery klasy szkoły podstawowej. Bardzo kocham Ojczyznę, modlę się za nią… Piszę swoimi prostymi słowami: Zapraszam Panie Adamie/ Przyjdź rozjaśnij dolę mą pięknym wierszem lub kolędą/ Rozwesel mój smutny dom/ Ja zawsze Ciebie czytałam/ Od najmłodszych moich lat/ Całe życie Cię kochałam/ Źyjesz pośród chłopskich chat…”.

Msza za Polskę

„Dzień pierwszy Bożego Narodzenia przepędziłem smutno. (…) Zostałem sam w domu – ale nie sam zupełnie, bo właśnie w tym dniu odebrałem do poprawy pierwszy arkusz druku nowego poematu, który wydaję na świat. (…) Wyjście na świat tego poematu będzie dla mnie bardzo ważną epoką…”. Dla literatury polskiej także. Bo ten poemat to „Kordian”. Wigilia Bożego Narodzenia Juliusza Słowackiego w Genewie, rok 1833: „Dzisiaj najpiękniejsze świeci słońce – pisze Juliusz matce – w ogrodzie uzbierałem bukiet fiołków”. Ale tęsknota ubiera kraj młodości w tęczowe barwy i patrząc na srebrzyste Alpy i perłowe wody Lemanu Słowacki pisze: „O, gdybyście wiedzieli, jak mi się nasz kraj pięknym wydaje! Szczególnie Litwa – do niej kiedyś świętą zrobię pielgrzymkę”. Rok później Juliusz pisze z miłością: „Mamo moja, jaki byłbym szczęśliwy, gdybym mógł (…) gwarzyć z Tobą, kochana Mamo – i opowiadać Ci z zapałem plany moje poetyczne plany, tak jak niegdyś bywało. Tu jestem tak samotny. (…) Upadł śnieg – cieszyłem się jak dziecko. (…) Różne wspomnienia cisnęły mi się do głowy, a nade wszystko wspomnienia ostatnich świąt Bożego Narodzenia. (…) Chciałbym, żeby mi tu kto mógł zaśpiewać kolędę taką, jaką słyszałem ostatniego roku będąc w Krzemieńcu. (…) O gdybym raz usłyszał jeszcze Dziadunia mego śpiewającego prostą kolędę w dzień Bożego Narodzenia razem ze służącymi domu, zdaje mi się, że bym do dziecinnej wiary mojej powrócił…”. I w swej twórczości wspominał będzie owe Wigilie, gdy „w jasnej piekarni kolęda płakała w rymy ubrana najlichsze”. W poemacie „Horsztyński” Juliusz napisze: „Znalazłem opłatek. (…) Czuję te drżące listki chleba w moich dłoniach. Jak ja lubiłem niegdyś Boże Narodzenie! (…) Kleiłem z opłatków różnokolorowe słońca, kołyski – jakaś świętość i wesele napełniały moje dziecinne serce…”. A świętą pielgrzymkę zrobił nie na Litwę, lecz do Ziemi Świętej i 24 grudnia 1837 roku znalazł się na pustyni przy „maleńkim miasteczku El-Arish”. Wśród palm, przy szumie Śródziemnego Morza „zastała nas wigilia Bożego Narodzenia… Wieczorem towarzysz mój dobywszy zapomnianego czakana, zagrał mi wiejską kolędę, której słuchałem z rozczuleniem”. W „Dzienniku podróży na wschód” Słowacki notuje: „Wigilia B. Narodzenia – kolęda – noc okropna, burza i pioruny. (…) Smutny dzień Bożego Narodzenia”. Wigilię Bożego Narodzenia przeżytą na pustyni opisze w poemacie „Anhelli”: „W Wigilię Bożego Narodzenia, kiedy z tej spokojnej pustyni myśli moje odbiegły aż do dalekiej Ojczyzny mojej i ku owym dniom, które dawniej spędzałem na ucztach w gronie rodzinnym, okropna burza, przewiewana wichrem z Morza Czerwonego na Śródziemne, gruchnęła w nocy i polała się deszczem piorunów na mój namiot”. Wkrótce potem autor „Kordiana” będzie miał szansę przeżyć niezwykłe chwile w Jerozolimie. „Noc u Grobu Chrystusa przepędzona zostawiła mi mocne wrażenie na zawsze – opisze matce. – O drugiej w nocy ksiądz rodak wyszedł ze mszą na intencję mojej kuzynki, a ja klęcząc na tym miejscu, gdzie anioł biały powiedział Magdalenie 'Nie ma go tu, zmartwychwstał!’ słuchałem całej mszy z głębokim uczuciem”. Pani Salomea Słowacka, nie dowierzając domyślności rodaków, na wszelki wypadek napisała na tym liście, za jaką „kuzynkę” modlił się jej genialny syn u Grobu Pańskiego: „Na intencję Kuzynki (Ojczyzny)”, a Juliusz rzucił w notatniku: „Msza za Polskę”. Był także w miejscu narodzin Chrystusa. „Jeździłem do Morza Martwego, do Betleem, gdzie także na Źłobku Chrystusa słuchałem odprawionej mszy. Wszystkie te okolice Jerozolimy napełniają serce jakąś prostotą i świętością. Miło być w prostej grocie, gdzie anieli zwiastowali pasterzom narodzenie się Pana”.

„Nasza Panna Gwiazdka”

„Była Wigilia i piękny (wyraźnie wiosenny) czas… Sam jeden o 12 wolnym krokiem udałem się do ś-tego Szczepana. (…) Cicho było – (…) czułem więcej niżeli kiedy osierociałość moją”. To pierwsza samotna Wigilia dwudziestoletniego Fryderyka Chopina. Jest w Wiedniu. Już wie o wybuchu Powstania w Polsce. Do przyjaciela Jana Matuszyńskiego w Warszawie pisze, datując: „Wiedeń. Dzień Bożego Narodzenia. Niedziela rano. Przeszłego roku o tym czasie byłem u Bernardynów. Dzisiaj w szlafroku sam jeden siedzę, pierścionek gryzę i piszę… Śniło mi się o Tobie, o Was, o nich, moich dzieciach kochanych…”. Mianem dzieci Fryderyk określał swoją ukochaną rodzinę. W dzienniku zapisze: „Wszystko, com dotychczas widział za granicą, zdaje mi się stare, nieznośne i tylko mi wzdychać każe do domu, do tych błogich godzin, których cenić nie umiałem”. Te błogie godziny to cudowne Wigilie z rodzicami i siostrami, których wspomnienie powracać będzie do końca życia. W Wiedniu powstaje pierwsze scherzo Chopina. Scherzo h-moll. Scherzo znaczy żart – a jest w tej kompozycji wszystko poza nim – burza, zwątpienie, żal. I ten przejmujący kontrast między uderzeniem akordów, a cytatem jasnym i świetlistym z przepięknej polskiej kolędy „Lulajże Jezuniu”. Będzie zawsze pamiętał, by z Paryża wysłać na Gwiazdkę do Polski dary swoim ukochanym. Na Wigilię 1834 roku pani Justyna Chopinowa (czyli jak napisze jego siostra Ludwika – Pani Matula) otrzyma od ukochanego syna pierścień. Ludwika opisze go: „Pierścionek Mamy śliczny, wytłumaczony, że brylant to Ty, a my dwie po boku”. Ojciec – pan Mikołaj Chopin, pisze po Wigilii 1840 roku: „Mój drogi Fryderyku, Twój ostatni list dotarł do nas w Wilię Świąt Bożego Narodzenia, w dniu, kiedy zebraliśmy się wszyscy, by zgodnie z obyczajem, który zapewne pamiętasz, zasiąść do kolacji, a i po to żeby ofiarować gwiazdkę dzieciom Twojej siostry. Cóż za radość dla Tych uroczych, małych istot oglądać tyle drobiazgów przeznaczonych dla nich!”. Rok później siostra Ludwika pisze bratu, że na Wigilii był z nimi pierwszy nauczyciel muzyki Fryderyka „poczciwy, stary” Wojciech Źywny. I ona – szczęśliwa matka (a swemu synowi dała imię Fryderyk), pisze: „Nie masz idei, co to tu u nas teraz za festyn dla dzieci ta gwiazdka, a jak Wujaszek i Ciotka bębny psują, co cacek, kajetów, książek! A Babcia, A Dziadzia! A to, a owo! Dzieci do tego stopnia uszczęśliwione, że mały Frycek, aż na nogi powstał dnia tego, aby co prędzej dotuptać do założonego rozmaitościami stołu. Frycek Ciebie nam przypominał i myślą byliśmy razem i łamaliśmy się opłatkiem z Tobą, ale ja tylko pragnę, aby choć raz w życiu nim umrę, było naprawdę”. Nie było. 24 grudnia 1845 roku Chopin pisze do „najukochańszych” z Paryża: „Dziś tutaj wszyscy w domu zakatarzeni. Źe ja kaszlę nieznośnie, to nic dziwnego, ale Pani Domu tak zakatarzona i gardło ją boli, że musi ze swego pokoju nie wychodzić, co ją mocno niecierpliwi. (…) Cały Paryż w tym tygodniu kaszle. (…) Dziś Wigilia Bożego Narodzenia nasza panna gwiazdka. Tutaj tego nie znają. (…) Smutna wigilia (…). Ściskam Was najserdeczniej. Nigdy się o mnie nie turbujcie. Pan Bóg na mnie łaskaw. Kocham Was”. Na Boże Narodzenie roku 1847 Chopin napisze: „Ludwice, jeden ze starych, zaczętych, niespalonych listów. Paryż, Boże Narodzenie, 26 grudnia 1847”, tytułując „Najukochańsze Dzieci”. Ale list jest pełen żalu wobec George Sand – czyli Pani Domu, i nie wspomina, jak Chopin spędził tę Wigilię, on sam pisze tylko: „Grypy dużo, ale ja mam swojej chrząkaniny zwyczajnej dosyć i grypy się nie boję… Wącham czasem homeopatyczne flakony moje, dużo lekcji daję w domu i jak mogę, tak się trzymam”.

„W dzień Bożego Narodzenia – radość wszelkiego stworzenia”

„A w twierdzy przy stołach, okrytych sianem, oblężeni łamali się opłatkami. Cicha radość płonęła na wszystkich twarzach, bo każdy miał przeczucie, pewność prawie, że czas niedoli minął już rychło”. To Wigilia w twierdzy Jasnogórskiej opisana przez Sienkiewicza w „Potopie”. W roku 1890 autor „Trylogii” wyruszył do Afryki. W grudniu, odpływając z Neapolu na tę niezwykłą wyprawę, napisał: „A dziś wigilia. Dziwna wigilia i święta – na morzu (…) Siedząc na Piazza Umberto – myślałem, że Neapol jest cudem świata – ale rozmyślałem o lesie Zakopiańskim, o radosnych okrzykach dzieci na widok choinki – i myślałem sobie, że tego nic nie zastąpi – żaden cud świata – nawet przepyszny pióropusz Wezuwiusza błyskając purpurą na niebie… Nic nie zastąpi wigilii wśród bliskich sercu – w rodzinnym domu…”. O takich wigiliach w rodzinnym domu będzie marzył Stefan Źeromski. Napisze w „Dziennikach”: „Zapominam się i marzę, że pojadę na święta do domu. Budzę się, tam nie ma nikogo”. Tak wcześnie utracił swój rodzinny dom u stóp Gór Świętokrzyskich. Będzie za nim tęsknił do końca swoich dni. „Wigilia… Obrus rozciągnięty na stole okrytym sianem, choinka (…) przy tym drzewku, przy tym sianie, łączą się rodziny, topnieją serca, tylko dla mnie nie ma gościnnego miejsca przy żadnym sercu. Zawsze mi smutno, zawsze mi w taki dzień tęskno – za matką, za tym 'żem nie znał prawie rodzinnego domu'” – taką frazą ze Słowackiego zamknął Źeromski dzień Wigilii roku 1888. Kiedy żegnał się ze swoim domem – tym białym dworkiem usytuowanym w miejscu, które nazwano po latach Źeromszczyzną, napisał: „Siedziałem na Górze Radostowej, skąd widać było zapadłe kącisko, niegdyś nasze. Nie mogłem pojąć, nie mogłem zrozumieć tego faktu, że w tym starym, opuszczonym, ze sczerniałym dachem dworze mieszka kto inny… Tamta wieś to mojej duszy cząstka do tej chwili”. Wigilijną nocą roku 1889 jechał przez „las osypany śniegiem, we mgłę owinięty” las mojej wsi rodzinnej na Podlasiu. Napisze w „Dziennikach” dramatycznie: „Noc czarna, wicher dmie… Dokąd ja dojadę? Sam jeden w tym polu, chory, umierający, bez nikogo na kuli ziemskiej… Ot – Łosice. Migają daleko światełka: wszędzie wigilia, każdy chłop u swego domowego ogniska. Ja tylko jeden, wyklęty. Pustka w duszy, nędza, stek chorób śmiercią grożących i jednego, nie już serca, ale ręki pomocnej. (…) Gdzie moja marzona sława?”. 23 października 2010 roku na Źeromszczyznę powrócił, dzięki wspaniałym ludziom Gór Świętokrzyskich – Dwór Źeromskich. Będzie służył swą modrzewiową urodą i pięknym wyposażeniem, które obiecały Muzeum-Zamek w Łańcucie i Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie – „tym ludziom ubogim, braciom moim” – jak napisał o mieszkańcach swych umiłowanych „gór domowych” Stefan Źeromski. A w pamiętniczku, napisanym do mej książki, zatytułowanej frazą miłości do ziemi rodzinnej z „Dzienników” Źeromskiego „Ciebie jedną kocham”, dziewczynka z Ciekot, owej wsi, którą nazwał cząstką jego duszy, zapisała: „Dziś wigilia. Nakryłam stół siankiem, a jedno krzesełko nakryłam białym prześcieradełkiem. Mamusia zawsze każe tak robić, bo mówi, że może jest ktoś samotny tego dnia… I była radość, wielka radość, w każdym domu tego wieczora, nawet tak biednym jak nasz”. Napisał Stanisław Wyspiański: Bożego Narodzenia ta noc jest dla nas święta. Niech idą w zapomnienie niewoli gnuśne pęta. Daj nam poczucie siły i Polskę daj nam żywą, By słowa się spełniły nad ziemią tą szczęśliwą.

Barbara Wachowicz

Aktualizacja #1: 2010-12-25 1:49 am

Za: Nasz Dziennik, Boże Narodzenie, 24-26 grudnia 2010, Nr 300 (3926) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101224&typ=my&id=my10.txt

Skip to content