Aktualizacja strony została wstrzymana

Polska suwerenność niechciana – prof. Mieczysław Ryba

Orzeczenie polskiego Trybunału Konstytucyjnego w sprawie Traktatu lizbońskiego zostało puszczone mimo uszu przez kreatorów polskiej opinii publicznej. Jakby nic się nie stało, jakby wszystko było oczywiste. A jeszcze rok temu przekonywano nas, że akcja pod tytułem „ratyfikujemy traktat, ale Trybunał Konstytucyjny ochroni swoimi postanowieniami naszą suwerenność” była istotną treścią debaty publicznej. Politycy prawicy z PiS przekonywali elektorat narodowy mniej więcej tymi właśnie słowy. Tymczasem dziś ci sami politycy zajmują się (poniekąd słusznie) katastrofą smoleńską, ale jakby na uboczu pozostawili fundamentalne dla naszej suwerenności rozstrzygnięcia. Rodzi się pytanie, czy wcześniejsze zapewnienia nie były li tylko medialną grą, aby zamydlić oczy ludziom o narodowych poglądach? Warto dziś o tym pisać, gdyż niedopuszczalne jest takie traktowanie ludzi, którzy z olbrzymim oddaniem głosują w wyborach i angażują się społeczne. Wreszcie na prawdę w tej kwestii zasługuje po prostu Polska. Jeśli sprawę pozostawi się bez należytej oceny, gdy przyjdą kolejne traktaty (wszak nie należy się spodziewać, że Niemcy i Francuzi zakończyli budowę superpaństwa w Europie) znowu rzuci się parę emocjonalnopatriotycznych frazesów w telewizji w przekonaniu, że wyborcy konserwatywni są na tyle naiwni, że zadowolą się byle czym, a nasza suwerenność zostanie po raz kolejny wystawiona na europejskim targowisku.

A musimy wiedzieć, że sprawa jest niezwykle poważna. Polski Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że Traktat lizboński nie zagraża w niczym naszej suwerenności. Co ciekawe Federalny Trybunał Konstytucyjny w Niemczech ponad rok temu stwierdził wręcz coś przeciwnego. Wprawdzie wyraził on zgodę na ratyfikację, ale pod warunkiem obwarowań ustawowych gwarantujących wyższość prawa niemieckiego nad unijnym, wyższość parlamentu niemieckiego nad europejskim itp. Wszystkie rozstrzygnięcia ustawowe, które zapadną w UE będą musiały otrzymać ratyfikację w Niemczech. Dlaczego trybunał niemiecki tak mocno zareagował? Odpowiedź jest prosta – zauważył potężne zagrożenia dla suwerenności państwa narodowego. Oczywiście dzisiaj Niemcy są krajem dominującym w Unii, ale sędziowie Trybunału Federalnego zabezpieczyli ten kraj na wypadek, gdyby ta sytuacja z biegiem czasu uległa zmianie. Nikt w Europie nie może liczyć na to, że za pomocą Brukseli będzie mógł zewnętrznie mieć wpływ decyzyjny na losy Niemiec, na ich prawo i ich politykę. Tymczasem my w ogóle nie zabezpieczyliśmy się w ten sposób. Polski Trybunał Konstytucyjny nie odważył się pójść tropem niemieckim, polskim politykom nawet do głowy nie przyszło, aby uchwalić ustawy analogiczne do tych, na które zdecydowali się nasi zachodni sąsiedzi. Wszystko to jednoznacznie mówi o braku suwerenności naszych elit. Jak pisał Władysław Konopczyński, „suwerenność buduje się od wewnątrz, a ochrania od zewnątrz”. My po prostu, wydaje się, od wewnątrz przede wszystkim nie jesteśmy suwerenni, dlatego nikomu do głowy nie przychodzi, by bronić suwerenności przed zagrożeniem zewnętrznym. Nieco jak zachowanie Rejtana brzmiały słowa jednej z osób, które krzyknęły po orzeczeniu trybunału: „Hańba! Pieczętujecie rozbiór Polski!”.

Oceniając powyższe zdarzenia stwierdzić musimy, że najbardziej bolesne jest, że w polskiej debacie publicznej sprawy międzynarodowe nie są dyskutowane na sposób poważny. Jesteśmy w stanie godzinami debatować nad drugorzędnym w gruncie rzeczy tematem, że potrzebne jest nam zniesienie wiz do USA, a kiedy toczy się batalia na temat stworzenia superrządu gospodarczego w Europie (najnowszy pomysł Niemiec) nikt nawet się nie zająknął podczas ostatniej kampanii prezydenckiej. Polski prezydent jest w stanie zaprosić na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego generała Wojciecha Jaruzelskiego, wywołując potężny skandal, nie jest w stanie zaś nawet pomyśleć, by sprzeciwić się planom sojuszu niemiecko-rosyjskiego w Europie. Jesteśmy w stanie spierać się o to, że za mało jest Polaków w dyplomacji europejskiej, nikt prawie nie zastanawia się, po co nam ta europejska dyplomacja, europejski prezydent, europejski parlament itp. Jakby Polakom wystarczyło dać porcję tanich emocji, a merytorycznej debaty po prostu można wówczas zaniechać.

Powyższy opis zaistniałej sytuacji doskonale również obrazuje, czym różni się nasza pozycja w Unii od pozycji Niemiec. Niemieckie najwyższe władze, przede wszystkim sądownicze, są w stanie dmuchać na zimno, nasze nie chcą widzieć żadnych zagrożeń. Pamiętajmy wszak, że można było po prostu pójść tropem niemieckim, wszak zapisy o suwerenności państwowej są analogiczne w polskiej i niemieckiej konstytucji. Nikt w Europie nie mógłby nam nic zarzucić, skoro czerpiemy wzory od głównym propagatorów rozwiązań zawartych w Traktacie lizbońskim. Źeby jednak móc wykonywać takie ruchy musielibyśmy mieć silne i wpływowe narodowe media, zmuszające polityków do dbania o interes narodowy. Ich brak powoduje, że cała scena polityczna angażowana jest w dysputy na tematy zastępcze, a tymczasem w Europie dzieją się rzeczy wielkie, a niekiedy po prostu przerażające.

prof. Mieczysław Ryba

Za: Realitas.pl | http://www.realitas.pl/RealnaPolska/MR20101127.html

Skip to content