Aktualizacja strony została wstrzymana

Ustawki rewolucyjne – Stanisław Michalkiewicz

Obyczaje, czyli – jak mawiali starożytni Rzymianie – „mores”, jak wiadomo, się zmieniają. Kiedyś na przykład było nie do pomyślenia, żeby jakiś młody człowiek uważał naród za „pseudowartość” – podczas gdy dzisiaj wyedukowani na redaktorze Michniku i jego „maleńkich uczonych” młodzi wykształceni z wielkich miast, właśnie tak uważają. Mogła się o tym przekonać cała Polska, kiedy 11 listopada funkcjonariusze TVN przesłuchali takiego jednego przed kamerą. Tym razem jednak nie dobrali alfonsa ze złotym łańcuchem z tombaku na byczym karczychu – jacy w swoim czasie zapewniali dopływ „świeżego powietrza” na Krakowskie Przemieście przed Pałac Namiestnikowski i namawiali starsze panie do pokazywania „cycków” – tylko elokwentnego, młodzieńca. Stojąc za transparentem z napisem, że „faszyzm nie przejdzie”, elokwentny młodzieniec wyraził nadzieję, że „takie pseudowartości, jak naród, krew czy rasa” nie będą już więcej miały znaczenia.

Mimo elokwencji i widocznego obycia musiał być jednak nieco zdenerwowany, bo najwyraźniej nie zastanowił się, że chociaż naród jest „pseudowartością” – to przecież nie każdy. Czyżby „pseudowartością” był na przykład taki naród żydowski? Polski to co innego; naród polski, jak wiadomo, jako mniej wartościowy, może, a nawet powinien służyć narodowi żydowskiemu za tak zwany „nawóz historii” – co nie tak dawno expressis verbis potwierdził wpływowy rabin Owadia Josef – no ale z tego a contrario wynika, że naród żydowski nie tylko nie jest żadną „pseudowartością”, ale będzie nabierał coraz większego znaczenia, coraz większego ciężaru gatunkowego, być może nawet trudnego do udźwignięcia – zwłaszcza w stosunkach z mniej wartościowymi narodami tubylczymi. Podobnie krew – no i oczywiście – rasa. Czyżby elokwentny nie słyszał, że w Izraelu właśnie na podstawie pokrewieństwa ustala się przynależność do narodu, a tym samym – i rasy? Skoro zatem naród żydowski jest wartością, być może nawet absolutną, to zarówno krew, jak i rasa nie mogą być w tej sytuacji pozbawione znaczenia. Do takiego wniosku skłania nas logika, ale elokwentny, być może z powodu tremy spowodowanej obecnością kamery w towarzystwie funkcjonariuszy TVN, a być może również z powodu nieznajomości zasad logicznego rozumowania, wygłaszał tak lekceważące opinie.

Właśnie z tego rodzaju osobnikami wiąże swoje nadzieje redaktor Seweryn Blumsztajn, któremu najwyraźniej na starość zachciało się zostać sławnym rewolucjonistą, takim jak Włodzimierz Eljaszewicz Ulianow „Lenin”, a przynajmniej Lejba Bronstein, pseudonim „Trocki”. Tamci do rewolucyjnej jatki ekscytowali małogramotnych chliebopaszców i miejskich lumpów, ale teraz mores się zmieniły, więc podstawową siłą napędową rewolucyjnych jatek mogą stać się „młodzi wykształceni”. Oczywiście jeszcze nie teraz, ale już wkrótce, kiedy podstawowym składnikiem intelektualnego bagażu „młodego wykształconego” będzie wiedza o seksualnych orientacjach. Przedsmak tego, z czym już niedługo przyjdzie nam się zetknąć, dała rozmowa, jaką z okazji 11 listopada przeprowadzono z uczennicą sławnego liceum przy ul. Bednarskiej w Warszawie. Zapytana o znaczenie daty 11 listopada w historii Polski odparła, że to bardzo ważny dzień, ponieważ właśnie wtedy w naszym kraju ustało prześladowanie homoseksualistów. Oczywiście nie miała racji, bo dekryminalizacja sodomii nastąpiła w Polsce dopiero w roku 1932, co zostało odnotowane nawet w literaturze w postaci fraszki, że „cieszył się podex, że nowy kodex” – ale to pokazuje, że obawy, iż w szkołach uczy Marcin Marcina nie są tak całkiem bezpodstawne. Źeby tedy nie dopuścić do najgorszego, to znaczy – do całkowitego odmóżdżenia następnych pokoleń naszego mniej wartościowego narodu, trzeba wyrwać je z rąk naszego niepoważnego państwa, a ściślej – jego urzędników zajmujących się edukacją. Pamiętając o przestrodze poety, że „wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie” lepiej rozumiemy zgubne następstwa sytuacji, kiedy wariat nie tylko jest na swobodzie, ale piastuje stanowisko, dajmy na to, ministra edukacji.

Wracając zaś do starczych snów redaktora Seweryna Blumsztajna o szpadzie, a właściwie nie tyle o szpadzie, co kastecie i nożu, jako bardziej przydatnych w ulicznych debatach o niepodległości, niepodobna nie zauważyć, że jego rewolucyjna teoria musiała zrodzić się z inspiracji tak zwanymi „ustawkami”, jakie co pewien czas urządzają sobie kibice antagonistycznych klubów. Umawiają się na bójki w ustalonych z góry miejscach i na ustalonych z góry warunkach, po czym się biją i albo rozstają w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, albo zostają rozdzieleni przez policję. Oczywiście ustawki to dla rewolucyjnej teorii tylko inspiracja, bo rewolucyjna praktyka nieco się od ustawek różni. Chodzi o to, że przy ustawkach kibice biją się osobiście, podczas gdy rewolucyjna praktyka polega na wyprowadzeniu na ulicę kilkunastoletnich panienek i młodzieńców, którzy z powodu wcześniejszego nasrania im w głowach przez żydowską gazetę dla Polaków, myślą, że to wszystko naprawdę i że biorą udział w jakichści wielkich czynach – podczas gdy to tylko ustawka urządzona w ramach testowania podatności mniej wartościowego narodu tubylczego na odegranie przeznaczonej mu roli nawozu historii.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   tygodnik „Nasza Polska”   23 listopada 2010

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1838

Skip to content