Aktualizacja strony została wstrzymana

Elegia na dzień niepodległości – Stanisław Michalkiewicz

Gdy wielki wielkiego dusi, my duśmy mniejszych – każdy swego” – nawoływał szlachtę Klucznik Gerwazy w „Panu Tadeuszu”. Jeszcze nie ucichły echa „burzy mózgów”, jaka z udziałem francuskiego prezydenta Mikołaja Sarkozy’ego, Naszej Złotej Pani Anieli i rosyjskiego prezydenta Dymitra Miedwiediewa odbyła się w Deauville, a już telegraf bez drutu przyniósł wieść skrzydlatą, że NATO ustami pierwszego sekretarza Rasmussena złożyło Rosji propozycję wejścia do Afganistanu. Najwyraźniej przywracanie tam demokracji napotykać musi poważne trudności, skoro takie tęgie demokracje, jak USA, Wlk. Brytania, czy Niemcy, nie mówiąc już o naszym nieszczęśliwym kraju, który w demokracji nie da się przecież nikomu prześcignąć, nie mogą sobie poradzić bez Rosji. Wprawdzie Rosja, zwłaszcza po rozpędzeniu przez zimnego czekistę Putina bandy żydowskich grandziarzy nie ma najlepszej reputacji demokratycznej, ale wiadomo, że cel uświęca środki i gdy w grę wchodzi przywrócenie demokracji, nie można cofnąć się przed niczym. A skoro bez udziału Rosji nie da się wprowadzić w Afganistanie prawdziwej demokracji, to jest oczywiste, że i w naszym nieszczęśliwym kraju proces pojednania będzie nabierał coraz żywszych rumieńców. Świadczy o tym nie tylko zbiorowa petycja ochotników, ale i podwyższona aktywność realistów, którzy nie tylko, niczym chłop krowie, wykładają tubylcom nieubłagane, dziejowe konieczności rzucenia się w ramiona Putina, ale gotowi są nawet symulować orgazm podczas tej sodomii. Najwyraźniej musiały pojawić się jakieś impulsy, bo ex nihilo nihil fit – zatem tylko patrzeć, jak obok rozkwitającego stronnictwa pruskiego, za sprawą niezawodnych narodowców, co to jeszcze terminowali u generała Sierowa, zacznie odżywać, rosnąć i rozkwitać stronnictwo ruskie – bo symetria musi być, podobnie jak porządek.

Ale nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej, toteż 28 października na uniwersytecie Princeton odbył się sympozjon poświęcony holokaustowi w okupowanej Polsce, a w szczególności – „nowy odkryciom i nowym interpretacjom” – z udziałem – jakże by inaczej! – „światowej sławy historyka” Jana Tomasza Grossa, rozmaitych cudzoziemców oraz grona obywateli naszego nieszczęśliwego kraju: Barbary Engelking-Boni, zajmującej się historią warszawskiego getta, „antropologa kultury” Agnieszki Haskiej, Aliny Skibińskiej z Centrum Badań nad Zagładą Żydów, Krzysztofa Persaka z IPN, Joanny Tokarskiej-Bakir – również „antropologa kultury” i członka rady naukowej Żydowskiego Instytutu Historycznego oraz Andrzeja Źbikowskiego – również z tegoż żydowskiego Instytutu. Co tam odkryli nowego – mniejsza z tym, bo każdy rozumie, że odkrycia – odkryciami, ale najważniejsze są „interpretacje”, zwłaszcza „nowe”. A jaka jest najnowsza? Ano, jakaż by, jeśli nie taka, że tubylczych polskich Irokezów nie można zostawić samopas, bo ZNOWU zrobią coś okropnego. Toteż kiedy na dalekim uniwersytecie Princeton, miedzy przerwami na kawę formułowane są „nowe interpretacje”, w naszym nieszczęśliwym kraju redaktor Blumsztajn nawołuje wszystkich ludzi dobrej woli by 11 listopada „wygwizdali” marsz „faszystów”, którym zamaniło się maszerować akurat w święto wspominania utraconej niepodległości. Red. Blumsztajn zapowiada nawet rozdawnictwo darmowych gwizdków, gwoli głośniejszego wygwizdywania. Taka gratka na pewno przyciągnie sporo „młodych, wykształconych”, zwłaszcza absolwentów „antropologii kultury” – cokolwiek by to miało znaczyć, ale nie da się ukryć, że gdyby red. Blumsztajn obiecał darmowe piwo, to przeciwników faszyzmu przybyłoby jeszcze więcej. Cóż dopiero, gdyby w charakterze zakąski do piwa podawane były wyborcze kiełbaski, niechby nawet koszerne? Zresztą wszystko jest możliwe; ani red. Blumsztajn nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, no a poza tym 11 listopada „młodzi wykształceni” będą przecież mieli dodatkowy powód do świętowania. Nie chodzi, ma się rozumieć, o żadną „niepodległość”, która „młodym, wykształconym” potrzebna jest jak psu piąta noga. Przeciwnie – czyż nie lepiej komuś podlegać? Można liczyć na nagrodę za samo podleganie, nie mówiąc już o premii za symulowanie orgazmu. Okazją do świętowania będzie oczywiście dekoracja Orderem Orła Białego redaktora Adama Michnika, której dokona prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Bronisław Komorowski. Jak widzimy, pomyślano o najdrobniejszych szczegółach, a przecież to jeszcze nie wszystko, bo obrazu dopełnia nowa wersja litanii do wszystkich świętych, jakiej wysłuchałem podczas nabożeństwa odprawionego 1 listopada na cmentarzu w Bełżycach w Archidiecezji Lubelskiej, kierowanej przez JE abpa Józefa Źycińskiego. Między wezwaniami dotychczasowych świętych pojawiły się inwokacje do „świętego Abrahama” i „świętego Mojżesza” – żeby „modlili się za nami”. Jestem pewien, że puszczą te gojowskie supliki mimo uszu, ale nie o to w tej chwili chodzi. Jak pamiętamy, od pewnego czasu wpływowi cadykowie sztorcowali papieży za kanonizowanie niewłaściwych świętych. Sztorcowanie okazało się skuteczne, przynajmniej w przypadku Piusa XII, którego proces beatyfikacyjny został, jak wiadomo, wstrzymany przez Benedykta XVI w obawie przed odwetem ze strony nie tyle może wpływowych cadyków, co podjudzonych przez nich finansowych grandziarzy. Jak dotąd papież potwierdził tylko „heroiczność cnót” Piusa XII, ale o wyniesieniu na ołtarze – cyt. Skoro jednak Abraham z Mojżeszem pojawili się w litanii do wszystkich świętych, to może oznaczać, że tylko patrzeć, jak przedsiębiorczy cadykowie nie tylko sprokurują katolikom na poczekaniu cały panteon, niczym Wincenty Kadłubek prehistorycznym Słowianom, ale w izraelskich drukarniach będą drukowali i sprzedawali Irokezom obrazki kanonizowanych w ten sposób świątków. To właśnie jest owo sławne „judeochrześcijaństwo”, do którego Jego Ekscelencja tresuje nas na odcinku religijnym, podobnie jak red. Blumsztajn próbuje tresury przy pomocy gwizdków na odcinku politycznym, zaś „światowej sławy historyk” z naukowcami drobniejszego płazu – na odcinku naukowym. Nie tylko zresztą on. Tak się akurat złożyło, że w tym samym czasie w Bydgoszczy odbywała się konferencja poświęcona walce z plagiatami i blagierstwem w nauce, ale, ma się rozumieć, nie dotyczyła ona ani starych doktoratów i habilitacji z wyższości ustroju socjalistycznego na zamówienie SB, ani też – „nowych interpretacji” z Princeton – pewnie również dlatego, że przewodniczącym zespołu etyki przy Ministrze Nauki został prof. Jan Hartman, zarazem członek-założyciel polskiej jaczejki Zakonu Synów Przymierza, czyli loży B’nai B’rith. Jak widzimy, zarówno strategiczni partnerzy, jak i starsi i mądrzejsi pomyśleli o wszystkim, dzięki czemu nasz nieszczęśliwy kraj i jego tubylczy incolae, zostali obstawieni z każdej strony.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   tygodnik „Najwyższy Czas!”   12 listopada 2010

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Skip to content