Aktualizacja strony została wstrzymana

Kłuszyńska potrzeba – ks. dr hab. Stanisław Koczwara

Można na Kłuszyn spojrzeć wąsko, jako na wynik awantury politycznej mającej miejsce w państwie moskiewskim na przełomie XVI i XVII wieku, a dotyczącej głównie obsady tronu carskiego, po zamordowaniu na rozkaz Borysa Godunowa, jednego z synów Iwana Groźnego carewicza Dymitra. Niedługo po jego śmierci pojawiać się zaczęli samozwańcy, którzy znaleźli poparcie u niektórych magnatów polskich i litewskich, chociaż ci doskonale wiedzieli, że są to zwykli szalbierze. Z czasem w tę awanturę wciągnięty został sam król Zygmunt III Waza, a poniekąd cała Rzeczpospolita.

My natomiast w tej audycji umieścimy Kłuszyn w obszernej niszy historycznej spiętej dziejową klamrą  dwustuletniego szeroko pojętego oddziaływania kultury polskiej w Europie środkowo-wschodniej; mianowicie od pokonania Krzyżaków pod Grunwaldem w 1410 roku aż do wiktorii nad Moskalami właśnie pod Kłuszynem w 1610 roku.

Dlaczego w takim duchu chcemy poprowadzić tę audycję?  Dlatego, że dzisiaj, gdy usiłuje się ze wszystkich sił pomniejszyć naszą kulturę, wyśmiać ją, wyrzec się jej, by w końcu o niej zapomnieć, to my, jako świadomi jej spadkobiercy wiemy, że mogą burzyciele świata zagubiać narody, zabierać i niszczyć księgi, w których zapisane są szczęścia i klęski ludzkości, ale nie zdołają oni stłumić w ustach naszych słów tej prawdy historycznej, którą przypominamy pokoleniom obecnym i następnym, że mieliśmy Ojczyznę wielką, podług Bożych przeznaczeń.

Chcemy pokazać, że polska kultura jest naprawdę antemurale christianitatis wobec każdej cywilizacji nie uznającej prymatu człowieka.

Oczywiście ze względu na czas ograniczymy się tylko do jej fundamentu, jakim jest właśnie prymat człowieka.

Tak Bóg umiłował świat ześrodkowany w człowieku, którego stworzył na swój obraz i podobieństwo, że Syna swego dał, aby człowiek stał się wolnym dzieckiem Bożym i jak mówi Norwid, na ziemi, sąsiadem Boga, który go wzywa do uczestnictwa w swym boskim życiu w niebie. Tak pojęty Człowiek stoi w centrum kultury polskiej.  Ona wyrasta z tej bosko-ludzkiej prawdy jak z ewangelicznego ziarna, skupia się cała na nim i tym samym naznaczona jest zasadniczym rysem człowieczeństwa –  wolnością.

Człowiek jeśli chce być sobą w pełni winien ten rys decydujący o jego godności wolnego dziecka Bożego zachować w sobie wszędzie, w każdym systemie ekonomiczno-politycznym, społecznym, bo dzięki tej godności staje się Osobą-Drogą, którą winien kroczyć Kościół, naród, państwo. Tak samo jest z kulturą, jeśli chce ona być autentycznie w pełni ludzka, winna być na miarę godności człowieka, powtarzam po raz kolejny, wolnego dziecka Bożego!

I oto po raz kolejny w naszej audycji musimy przywołać postać św. Stanisława, który u zarania podstaw naszej kultury okazuje się być współtwórcą i zarazem obrońcą ładu moralnego wyrosłego z prawa do życia jako wolne dziecko Boże. Raz jeszcze winny zabrzmieć słowa, które telewidzowie i radiosłuchacze winni zapamiętać, bo są kluczem do zrozumienia naszej polskiej kultury, tak diametralnie różnej od bizantyjsko-stepowej (moskiewskiej), o której powiemy za chwilę:

W osobie św. Stanisława rozegrał się ów konieczny dramat dziejowy, mający ścisły związek z ofiarą Krzyża, decydujący na wieki o wewnętrznych prawidłach rozwoju ojczyzny. Chodziło o rząd dusz: czy ma pójść drogą samowoli władzy nie liczącej się z poszanowaniem godności osoby ludzkiej, czy też drogą wolności, której gwarantem jest Chrystus z Krzyża„.

Ileż z tych snów wysnuć możemy wniosków o fundamentalnym znaczeniu dla tożsamości narodu:

1. Wniesiona została w życie publiczne rodaków praworządność, czyli ochrona praw i wolności człowieka,

2. Kolejne pokolenia będą ciągle wzywane do kształtowania swego serca, umysłu i charakteru podług tej najwyższej sztuki jaką jest bycie człowiekiem, w czym mistrzem okazał się św. Stanisław i to do tego stopnia, że na nim widzimy spełnienie się słów proroka Jeremiasza: „”…dam wam pasterzy według serca mego, co paść będą was mądrze i roztropnie…„(Jr. 3, 15) aż po dzisiejsze czasy.

3. Z idei uświęcenia człowieka –  jako korzenia naszej kultury- wynikało wszystko to, co tworzyło polskość, która żyjąc przez wieki stanowi zobrazowane oblicze Europy.

Tymi wnioskami, będącymi w zawiązku zaczęła rosnąć Polska i Polacy.


Przypatrzmy się teraz, jak wprowadzaliśmy te wnioski w życie publiczne.

Gdzieś od chwili kanonizacji św. Stanisława w połowie XIII wieku, to co do tej pory było w zawiązku zaczęło rozwijać się w dojrzały owoc. Siłą swego ducha wykształciliśmy umiejętność współżycia, poddania się kierownictwu władzy, wyrabiania wspólnych dążności, dostosowywania charakterów ludzkich do życia w państwie i społeczeństwie. Na trwałe w naszej państwowości zadomowiło się pojęcie obywatelstwa, będące wytworem polskiego ducha i głoszące zasadę, że nie społeczeństwo ma służyć panującemu, lecz odwrotnie i to do tego stopnia, że już król Bolesław Śmiały, nie przestrzegający tej zasady musiał opuścić kraj[1]. Rys ten stał w zupełnym przeciwieństwie do zachodniego absolutyzmu i wschodniego satrapizmu, gdzie człowieka traktowało się jako czyjąś własność, rzecz, a nie osobę. Nic dziwnego, że wszelką władzę absolutną ocenialiśmy jako patologię ówczesnego życia społeczno –  politycznego. W przeciwieństwie do tego, wytwarzamy typ wolnego obywatela, który stosunek swój do państwa określał dumną zasadą: nic o nas bez nas( nil de nobis sine nobis). Naród swobody obywatelskie i polityczne rozwijał drogą ewolucji; począwszy od Statutów wiślickich z XIV wieku stopniowo zyskiwała szlachta prawa: do nietykalności mienia, nietykalności osobistej wyrażonej w wiekopomnej ustawie poręczającej, iż szlachcic nie będzie uwięziony inaczej, jak na podstawie prawomocnego wyroku sądowego („Neminem captivabimus nisi iure victum[2]), zyskiwała prawo wolnego tworzenia związków, swobodę wyrażania przekonań słowem i pismem i to także o sprawach publicznych, (proszę to porównać z dzisiejszą poprawnością polityczną) zyskiwała prawo nietykalności ogniska domowego, wreszcie zyskiwała swobody ściśle polityczne, których kamieniem węgielnym stanie się zasada, że wszystko co ma obowiązywać ogół, musi podlegać jego uprzedniemu zezwoleniu. (Ta ostatnia zasada został zgwałcona podczas zatwierdzenia traktatu Unii europejskiej przez nasz parlament bez zapytania o zgodę narodu)

Z tak ukształtowanych swobód obywatelskich zrodził się polski system parlamentarny. Wyrażał on przekonanie, że w powszechnym zgromadzeniu obywateli tkwi jakaś siła Boża, słuszność, jakiś rodzaj nieledwie nieomylności, pod warunkiem, że obywatele nie działają pod przymusem. Wyraża się to jasno słowami poezji:

Ten ci był głos Neronów i inszych tyranów,

Którzy głośno łamali wolność wszystkich stanów(…)

Tu żaden szlachcicowi król nie łamie prawa,

Jedno co uchwalona wynosi ustawa.

Każdy ma swój grunt wolny, tak wielki, jak mały,

Wolny każdemu statut i skutek praw cały…

Podsumowując ów wywód możemy powiedzieć, że najpierw z dynastią Piastów  zaczęliśmy tworzyć organizację państwową, przy czym nie obeszło się tu bez walki  społeczeństwa z jej przedstawicielami o wpływ na państwo, aż doszliśmy wraz z Jagiellonami do państwa opartego na świadomym swej podmiotowości społeczeństwie.


Jakże odmiennie przedstawiała się sytuacja we wschodniej Słowiańszczyźnie. Osiedleni tu w IX wieku Waregowie ze Skandynawii, z plemienia Rus, państwa nie tworzyli, bo im szło o  życie i o bogacenie się cudzym kosztem. Nic więc dziwnego, że w dalszej konsekwencji odsłoni się rozbieżność panujących i poddanych. W tak kształtującym się żywiole społecznym na Rusi, gdzieś od XII wieku zaczną dawać znać o sobie wyraźne pierwiastki jakiejś kultury mongolsko-słowiańskiej: kult siły fizycznej, wyrodzony w brutalność, i zamiłowanie do niszczenia, jako dowodu przewagi czysto fizycznej.

W czasie, gdy książę Konrad Mazowiecki osadzał Krzyżaków w Polsce, zjawiła się we wschodniej Słowiańszczyźnie nawała Tatarów, od których dziczała Ruś dobrowolnie zacieśniając więzy swej niewoli. Władcy z dynastii Rurykowiczów nie mający wystarczającego poczucia odpowiedzialności za swój kraj zabiegali tylko o to, by mieć jak najbardziej przodujące stanowisko na dworze chana, dostarczając mu jak najwięcej dochodów płynących z łupienia własnego kraju. Nic więc dziwnego, że państwowość na Rusi utrzymywała się pod zwierzchnictwem tatarskim, która stanie się dla niej przekleństwem dziejowym[3]. Widać to doskonale w czasie najazdu tatarskiego na Polskę w 1241 roku. Jak  tylko Mongołowie ruszyli na Polskę pokazał się ich zwierzchni stosunek na Rusi. Wszędzie kniaziowie, uprzednio już do wspólnej wyprawy zawezwani, wychodzą co prędzej z hołdem naprzeciw zbliżającej się Ordzie i służą jej za przewodników. Tak opowiada o tym kronika ruska: „I przyszedł Telebuga nad rzekę Horyń i spotkał go tam Mścisław z żywnością i darami: a gdy minął Krzemieniec spotkał go kniaź Włodzimierz z żywnością i darami nad Lipą, a potem dognał go kniaź Lew z żywnością i darami[4].

I tu do głosu dochodzi wolność i duma narodowa nie pozwalająca naszym przodkom wyrzec się ich, by uniknąć grasowania plagi mongolskiej. A można było to uczynić. Wystarczyło tylko, by jak książęta pobliskiego Halicza i Przemyśla udać się z czołobitnością do namiotu wielkiego chana, napić się mleka kobylego, pokłonić się bożyszczom pogańskim i zamiast osłaniać Europę od hord tatarskich, wypadało jak ruscy kniazie plądrować z nimi ziemie zachodu i niszczyć swoją własną kulturę.

W przeciwieństwie do władcy ruskiego Daniela, który jedynie myślał o sobie, gdy za pośrednictwem papieża chciał mieć pomoc od Zachodu, nasi władcy tak głęboko byli już zbratani z Europą, że kosztem własnego pokoju nieśli pomoc i obronę cywilizacji zachodniej, czyniąc kraj nasz przedmurzem chrześcijaństwa[5].

Przy okazji daje znać o sobie wyższość umysłu i humanitaryzmu Polski wyrosłej z kultury prymatu człowieka, co poświadcza sama kronika ruska, która wzmiankując o wspólnym z Tatarami mordowaniu przez kniaziów ruskich ludności wroga, oddaje wyższość Polakom mówiąc: „Był zaś u Lachów zakon taki: nie zajmować ludu w niewolę, ani zabijać, tylko łup zbierać[6].


Z tak zniewolonej Rusi kijowskiej punkt ciężkości znaczenia we wschodnim żywiole słowiańskim powoli zaczął przesuwać się ku Księstwu moskiewskiemu. Nie będę omawiał tego kilkuwiekowego procesu, bo ramy audycji na to nie pozwalają, chcę tylko powiedzieć, że w raz ze wzrostem swego znaczenia, Moskwa stawała się główną ostoją mongolskiego sposobu pojmowania państwa i władzy.

Podczas gdy u nas w Polsce na początku XVI wieku rozwijać się poczyna w pełni, wyrosłe ze słusznej dumy z posiadanej wolności, poczucie obywatelstwa w państwie i skłonność do dzielenia się swoim ius civitatis –  jak niegdyś obywatele rzymscy, z każdym równym, który zapragnie być poddanym polskiego króla, o tyle w Moskwie zaczyna się okres carskiego terroru. Car może sobie pozwolić na wszystko, bo religia państwowa uświęca wszystko cokolwiek on zechce[7].

Władca Wasyl Iwanowicz (1505-1533) ścina głowy bojarom, traktuje ich jak niewolników, czyli zaczyna się orientalna despocja, naśladowanie tatarskiego „carstwa”, gdzie terror rozstrzygał o wszystkim, a granica państwowa stanowiła o kulturze[8].

Do tego dochodzi bizantynizm, którego kanon ruski układał mnich z Tweru, niejaki Filoteusz, uchodzący za twórcę państwowości i kultury moskiewskiej. Kanon ten głosił, że prawdziwa wiara obecna w Bizancjum, po jego upadku została przeniesiona do Moskwy jako do trzeciego Rzymu, a czwartego nie będzie. I na tej podstawie ukuto przekonanie o wyższości kultury moskiewskiej nad całą resztą świata. Głową tego trzeciego Rzymu jest car, którego osoba jest święta. W imię Bożego ładu na ziemi należy samemu uznać się niewolnikiem cara. Przy czym ta niewola nie tylko nie poniża, ale uszlachetnia, bo jest obwarowana sankcją religijną. Ludziom nic do tego, czy władca jest dobry, czy zły, to już jest sprawa między nim a Bogiem.

Nic więc dziwnego, że nie tylko wyrosłe z osoby św. Stanisława polskie pojęcie o władcy, jako pierwszym obywatelu państwa, który ma służyć narodowi, było w Moskwie obrazą Boga, ale nawet łacińskie pojęcie obywatelstwa niosące ze  sobą obok obowiązków również prawa jednostki stanowiące o jego godności osobistej, nie mieściło się w kanonie kultury moskiewskiej. Źywym tego ucieleśnieniem było panowanie cara Iwana Groźnego. W pewnym okresie chcąc tym pewniej dzierżyć władzę posuwał się do konfiskaty majątków karania śmiercią bez sądu swoich poddanych i aby tym skuteczniej wprowadzać to w życie utworzył oddziały tzw. opriczników, którzy zobowiązywali się przysięgą, że dla cara gotowi są zamordować własnych rodziców. Ci ludzie barbarzyńskim terrorem, nie do wyobrażenia,  siali taki przestrach wśród ludności, że gdy metropolita Filip który ośmielił się zwrócić uwagę carowi na rozbestwienie jego barbarzyńskiej gwardii przybocznej, która tysiącami mordowała ludzi, a car go zamordował, to nie wywołało to najmniejszego sprzeciwu ze strony ludności.

Rzecz nie do pomyślenia w kulturze polskiej. Przypomnijmy sobie upomnienie króla Bolesława Śmiałego przez św. Stanisława i co spotkało władcę ze strony obywateli za mord na biskupie krakowskim: pozbawienie tronu i wygnanie z kraju. A w kulturze moskiewskiej dotknięty obłędem religijnym, tronowym, z manią prześladowczą i sadyzmem zwyrodnialec był wybrańcem Bożym sprawującym w imieniu Boga władzę[9].

Zaiste sprawdza się prawda słów poety, który mówi:

Straszna to władza, gdy sumieniem włada,

I choć nie niszczy człowieczego ducha,

Takim go ślepym postrachem obsiada,

Źe na jej rozkaz wzdryga się a słucha” (K. Ujejski, Ustęp z powieści sybirskiej)

Jest to jakaś ponura tajemnica wschodniej duszy, która mając do wyboru wolność lub  zniewolenie satrapiej władzy, tak zauroczona jest jej siłą, że wybiera właśnie ją. Dlaczego? Bo nie umie żyć w wolności.

Posłużmy się tu przykładem. Przy zdobywaniu Połocka przez Stefana Batorego, król Polski ofiarował mieszkańcom miasta wolność. Natomiast car Iwan z nich uczynił żywy most powiązany sznurami, po których przeszła cała armia moskiewska, tocząc po żywych ludziach armaty.  I oto, gdy obywatele miasta mają do wyboru: przyjęcie życia w  wolności, bądź powrót do degradacji człowieczeństwa, wybierają to ostatnie. Zaiste ponury flirt z mrocznością władzy tak umiejącą zniewolić człowieka, że zaprzecza on jednemu z filarów swego człowieczeństwa.

Ta pogarda człowieka odnosi się również do jego wytworów materialnych, a szczególnie do sztuki. „Moskiewskie widzenie rzeczy pod tym względem objawiło się w przewożeniu książek z biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego[10] do Petersburga w 1795 roku: tomy wielkie, jeżeli w paki się nie mieściły, przepiłowywano na połowę.

Przed nami jest kapłańska stuła z wizerunkami Orła i Pogoni. Ich wzór zaczerpnięty został z arrasów wawelskich, świadczących z dumą o wielkości Rzeczypospolitej Obydwu Narodów. Zagrabione przez zaborcę służyły za obicie fotela u jakiegoś wschodniego barbarzyńcy, który chciał w ten sposób poszargać wielkość Polski i Litwy[11]. Dlatego w duchu ekspiacji za to barbarzyństwo umieszczone zostały na kapłańskiej stule, by przypominały, że wyrosły z kultury, która za korzeń ma Chrystusowe umiłowanie człowieka uobecniane nieustannie podczas bezkrwawej Jego Ofiary na ołtarzach całego świata.

Ten długi wywód chyba wystarczająco jasno wykazuje różnicę między kulturą uznającą prymat człowieka i kulturą mającą człowieka w pogardzie. Dlatego o duchu rosyjskim śmiało możemy powiedzieć, że:

Choć krwią mi blizki, nie mój Tyś jest duchem

Bo świętą wolę pętasz złym łańcuchem„. (Wincenty Pol, Hetmańskie pacholę)

Drogą specyficznie polską, nie mającą nigdzie wzorca w tej postaci, czyli drogą unijności, rozpoczęliśmy promieniowanie „swoich wolności” na sąsiadów, zapewniając pokój na przestrzeni równej niemal całej zachodniej Europie. Mamy tu jedno z najbardziej zastanawiających zjawisk dziejowych. Dumając nad nim, arcybiskup ormiański Józef Teodorowicz, w katedrze wileńskiej w 1919 roku tak rzecz ujął: „…Boś nie ujarzmiała o Polsko przemocą narodów, boś ich podstępnie nie przywabiała do siebie. Tyś je  miłością i sercem zwyciężała …” Przykładem jest zmaganie się o Inflanty, gdzie ich mieszkańcy ciążyli zdecydowanie ku Polsce, bo liczyli na zachowanie i rozszerzenie swobód, samorządu i zapewnienia tolerancji religijnej a z czasem kryła się za tym ciążeniem ku Polsce nadzieja ochrony przed moskiewskim podbojem. Szczodrobliwa dłoń Rzeczypospolitej wypieściła te prawa dla ludów zamieszkujących Europę środkowo-wschodnią i dawała je z hojnością matczyną nie mającą porównania w rodzinie narodów chrześcijańskich. Słusznie o tym mówi Zygmunt Krasiński:

Ze wszystkich tych wymagalności, którym ten naród dziejami swemi zadość uczynić powinien, łatwo się domyśleć treści jego usposobień i zdolności wewnętrznych. Jeśli ma być oświecicielem i wtajemniczycielem podrzędnych ludów, musi do najwyższego stopnia posiadać wykształconą i tkliwą władzę odbierania wrażeń i odebranych przerabiania i udzielania innym. Lecz wyższe wpływy tylko tak łacno doń przenikać będą, nigdy zaś niższe, barbarzyńskie, bo wtedy zamiast podwyższania  niższych, sam-by się poniżył, ulegając ich działaniu. Nic zatem w jego charakterze wyłącznego nazbyt, z resztą świata chrześcijańskiego na zabój sprzecznego nic dzikiego być nie może –  on żadnymi przesądy, jakby murem chińskim, się nie oddzieli od Europy –  żadne wysokie i trudne góry, żadne morza go od cywilizowanej części świata odgraniczać powinny. Ziemia jego sama w kształtach swoich musi wyrażać na wszystkich swoich granicach nie przedział  i odstrychnięcie się, ale zbliżenie się i zlew. Na takiej ziemi równej zamieszkując, wspaniałością, uprzejmością, gościnnością, wyobraźnią nader żywą i obrazową, sercem szczerem, otwartem, gorącem, z resztą Europy obcować będzie„. (Z. Krasiński, O stanowisku Polski, s. 95)


Od unii lubelskiej z 1569 roku zaczyna się na dobre także nasze kulturowe sąsiedztwo z Moskwą i to według ducha ewangelicznego, mianowicie Polacy obmyślają, jakby położyć kres wojnom i ułożyć przyjazne stosunki z państwem moskiewskim. Myślano, że jeśli przeprowadzono unię z Litwą, z którą przed ślubem św. Jadwigi z Władysławem Jagiełłą też bywały wojny i to nieraz zaciekłe, to może należy dążyć do tego samego z Moskwą.

Tymczasem w Wielkim Księstwie Moskiewskim nastał czas gdy:

Car moskiewski ufając chciał światu wszystkiemu

Groźnym być, wszystki lekce króle krześcijańskie

Uważając przy sobie” (…)


Wtedy Bóg władca dziejów:

podał nam króla z Węgier, dzielnego Stefana:

Patrzajże, jako wielka w krótki czas odmiana!

Moskiewski, komu grożąc, sam się teraz boi” (…)

Już, bo z Łuków nie strzela, sajdak mu i strzały

Ogniem króla polskiego wszystkie wygorzały.

Z Wieliża i z Uświata, z Newla wyrzucony,

Jezierzyszczu, Zawłociu nie mógł dać obrony.

I w kampanii wojennej, w której raz po raz dawały znać o sobie przewagi Polski i Litwy nad Moskwą, stanął Batory u wrót Pskowa: (slajd Batory pod Pskowem)

Już się był król ku Pskowu ruszył z ludźmi swemi,

A po nieprzyjacielskie strach się szerzył ziemi„.


Zaczęły się chwalebne dzieje oręża polsko-litewskiego:

Widzę orła białego, konia tejże sierści,

Ten mieczem, ów piorunem groźny, prędkich śmierci

Oba hojni szafarze„.


Przed takimi przewagami Orła i Pogoni car miał prawo zadrżeć, bo Psków to była brama do zawojowania nawet całego jego władztwa. Tak o tym strachu Iwana mówi wiersz:

Teraz się o Psków bojał: Psków mu w głowie cwałał,

Widząc, że wszystko stracił, gdyby Pskowa stradał„.


Minęło ponad ćwierć wieku od omówionych wydarzeń. Zaznacza się ten okres z polskiej strony propozycjami ścisłego związku prawno-państwowego dla przygotowania gruntu pod ewentualną unię z Moskwą opartej na wolności[12]. Natomiast Księstwo Moskiewskie nie jest w stanie odpowiedzieć dojrzale na owe propozycje bo do głosu dochodzi okres tzw. wielkiej smuty, jako owocu despotycznej władzy cara opartej na pogardzie człowieka. I oto pod Kłuszynem dochodzi do starcia się tych dwóch tak różnych koncepcji ustrojowych państwa.

A teraz opiszmy barwnym językiem poezji przeplatanej słowami głównego bohatera naszej dzisiejszej audycji Stanisława Źółkiewskiego bitwę, jaka rozegrała się 4 lipca 1610 roku pod Kłuszynem.

Naprzeciwko siebie stanęli dwaj wodzowie o jak różnie ukształtowanych charakterach: moskiewski –  Dymitr Szujski, który był jednym z głównych aktorów ponurego spektaklu znieprawionych elit sprawujących władzę w państwie, gdzie każdy był zbrukany. Dobrze oddaje to poeta, gdy pisze:

Ach! Lecz cóż może i zacność sumienia,

I myśl rozumna, i siłą ramienia,

Gdy w całym państwie gorączkowe dreszcze,

A zło ze zła się lęgnie, gorsze jeszcze?

Kto na kraj spojrzy stąd, z wysoka, z góry,

Mógłby pomyśleć, że to sen ponury,

Gdzie szkaradzieństwem rządzi się szkarada,

Gdzie błąd na błędzie i na zdradzie zdrada,

I gdzie bezprawie prawomocnie włada„. (Goethe)

I naprzeciw tego kniazia moskiewskiego, staje człowiek wyrosły na starożytnych wzorcach mężów szlachetnych, miłujących ojczyznę i krzątających się zbrojnie około pomnożenia jej wielkości:

Panie w niebie!

Tęm zbroję nosił, chodząc w Twoim znoju,

A kiedym  widział łaskę Twojej rosy,

Unię narodów, to wołam w niebiosy:

Odpuszczaj sługę Twojego w pokoju

Znając pobożność hetmana polskiego nie mamy wątpliwości, że modlitwą poprzedził zbrojny czyn. A o co Boga prosił ten żywy bastion idei przedmurza chrześcijaństwa (antemurale christianitatis) wyrosły na etosie rycerza średniowiecznego, niech podpowiedzą nam te słowa:

O co to rycerz Pana Boga prosił,

Gdy Zbawiciela łzami grób urosił?

Przez Twoje Panie! Tylko walczyć pragnę:

I wszystek żywot pod Twój zakon nagnę,

Ale co w służbie Twojej niech nie śliźnie,

I daj przezemnie zwycięstwo ojczyźnie” (s. 165)


Podobnie jak pod Grunwaldem Krzyżaków, tak pod Kłuszynem posiłkowali Moskali ochotnicy z niemal połowy liczących się wówczas krajów Europy. W sumie było ich 50000 tysięcy. Oddajmy głos głównemu bohaterowi bitwy pod Kłuszynem:

Zaczym kniaź Dymitr Szujski, zabrawszy się z wojskiem tak swym jako i cudzoziemskim (…) ruszył (…) pełen nadzieje, że wielkości i potędze jego wojska, której bardzo dufał, nasze, o którego małości wiedział, wytrzymać nie mogło[13].

Tymczasem hetman Źółkiewski istotnie na czele tylko 5000-tysięcznej armii tuż przed zapadnięciem zmroku ruszył pod Kłuszyn. Pisze o tym tak:

Szliśmy na całą noc o cztery one mile lasem, (…) gdy przyszliśmy nad wojsko nieprzyjacielskie, jeszcze nie poczynało świtać. Nieprzyjaciel z małości wojska naszego lekce nas ważył i nic mniej się nie spodziewał jako tego, iżbyśmy tyle mieli śmiałości o tak wielką potęgę się kusić, i owszem byli pełni nadziei, żeśmy mieli uciekać[14].

Natomiast hetman uszykował swoje nieliczne hufce do bitwy i wzorem starożytnych wodzów miał przemowę do swego wojska, by w ten sposób dodać mu odwagi do walki. Sam o tym pisze tak:

Gdy już tak wojsko stanęło w sprawie, objeżdżając pan hetman od hufu do hufu, animował (zagrzewał) swoich, ukazując, jako necessitas in loco, spes in virtute, salus in victoria (konieczność walki nakazaną przez położenie, nadzieja w męstwie, ratunek w zwycięstwie), i kazał uderzyć w bębny, w trąby do spotkania[15].

My treść tej przemowy hetmańskiej objaśnijmy szerzej wierszem włożonym w usta samego Źółkiewskiego. Zawarta jest w nim ufność pokładana w Bogu, gdyż to On rozstrzyga o losach bitwy:

Za murem ci Moskwicin jakokolwiek mężny,

Ale kiedy przyjdzie wręcz, już tam niedołężny. (…)

Z tymi się potkać macie albo nie z temi,

Bo ci mieczem pobici dawno leżą w ziemi. (…)

Z dobrą tedy otuchą puśćcie koniom wodze;

Zwycięstwo w ręku waszych, mam nadzieję

W Bodze


A potem wzorem starożytnego dziejopisa Tytusa Liwiusza każmy hetmanowi zwrócić się do żołnierzy, by wspomnieli, że są wolnymi obywatelami i nie lękali się wielkiej armii wroga, bo ona złożona jest z niewolników ducha:

Wy się trwożycie tą liczbą ogromną?

I tą przemocą, co się zda niezłomną?

Cóż jednak znaczy taka ćma motłochu,

Wylęgła z prochu, czołgająca w prochu,

Którą do boju popędzają biczem,

Aby nie pierzchła przed wolnych obliczem?

I przypomina o co w istocie idzie walka, o zwycięstwo kultury ludzi wolnych, którzy nie mogą dopuścić, by nad nią zapanowała antykultura gardząca człowiekiem:

Jakąż nad nami może mieć przewagę

Zgięty niewolnik, którego odwagę

Nikt nie ocenia, co bez łez umiera,

A gdy zwycięży, całą sławę zbiera

Źelazna ręka, co go w bój wypycha,

A którą prawo nie włada, lecz pycha„. (Kornel Ujejski, Maraton)


Słowo hetmana padało na podatny grunt. Nie zapominajmy, że żołnierze jego ukształtowani byli na kulturze, która głosiła wolność, a z niej wyrastały już dalej: godność, honor, szczerość, fantazja, dobre imię, gościnność, rycerskość i miłość Ojczyzny. O każdym z nich moglibyśmy więc zaśpiewać arię Miecznika z Moniuszkowskiego „Strasznego dworu„:

„… Piękną duszę i postawę

niechaj wszyscy dojrzą w nim,

śmiałe oko, serce prawe musi (…)

splatać w jeden rym.

Musi cnót posiadać wiele

Kochać Boga (…) bratni lud

Tęgo krzesać w karabelę

Grzmieć z gwintówki niby z nut!

Mieć w miłości kraj ojczysty

Być odważnym jako lew,

Dla swej ziemi macierzystej

Na skinienie oddać krew„.


W tej przemowie wodza do żołnierza, możemy dopatrzeć się także i dialogu hetmana z narodem, gdzie zdajemy się słyszeć niejako wezwanie skierowane do nas, którzy mamy być prawymi następcami Źółkiewskiego, byśmy w każdym czasie walczyli po stronie kultury polskiej, ojczystej, miłującej człowieka:

Mnie jakkolwiek widzisz w tym szedziwym lecie

Przedsię dokąd mię będzie chował Bóg na świecie,

Ojczyźnie swej chcę służyć, a ty więc w me sprawy

Masz nastąpić na potym, jako dziedzic prawy„.


Po co taki dialog wysnuty z pamiętnika Źółkiewskiego przytaczamy? Odpowiem też wierszem:

Narodzie: „Abyś więc tak nie tylko w bogactwiech, we złocie

Albo w szerokich włościach, ale też i w cnocie,

I w sprawach sławnych swoich przodków też dziedziczył

Przedstawmy teraz sam opis starcia pod Kłuszynem:

Wbrew nadziejom Moskali zaczęła się bitwa. Ruszyła niezwyciężona jazda polska, której nikt w boju ręcznym nie mógł wówczas sprostać.

Niech teraz w ślad za nią podąży, jak lekka chorągiew poezja:

Patrzaj, gdzie się obróci, a broń swoją skłoni,

Jako na obie strony Moskwa leci z koni” (…)

I już było moskiewskie wojsko rozgromione,

I pola pobitymi trupy napełnione,(…)


A teraz prozą starajmy się dotrzymać kroku biegowi wydarzeń. Czytamy u Źółkiewskiego tak:

Trwała długo bitwa, bo i nasi i oni, zwłaszcza cudzoziemcy, poprawowali. Naszym, którzy na moskiewskie hufy przyszli, łacniejsza była sprawa, bo Moskwa nie strzymała razu, jęli uciekać, nasi gonić. (…) Niemcy, widząc, że (nasi) ochotnie do nich idą jęli od płotu uciekać do lasu, który tam był niedaleko. Francuzowie i Anglikowi jezdni przecie z naszemi rotami w polu, co raz jedni drugich posiłając, czynili. Aż kiedy już nie stało onych Niemców pieszych (…) skupiwszy się kilka rot naszych, uderzyli w onę jazdę cudzoziemską kopijmi, kto jeszcze miał, pałaszami, koncerzami. Oni też (…) nie mogli się oprzeć, jęli w swój obóz uciekać. Ale i tam nasi na nich wjechali, bijąc, siekąc, pędzili ich przez obóz własny. W wtenczas Pontus i Horn (Szwedzi) pouciekali[16].


I struna poezji niech ostatnim swym chwalebnym akordem dopowie, co stało się dalej:
Więc przed hetmański namiot więźnie przywodzono

I korzyść z nieprzyjaciół pobitych kładziono„.


Nie należy się dziwić, że takie starcie z polskimi wojskami oddziaływało na ochotników z Zachodu Europy, którzy w kontraktach zaciężnych zawarowywali sobie, że nie będą musieli walczyć przeciw jeździe polskiej, a jeśli już do tego dojdzie, to żołd ma być o wiele większy niż normalny. Tak nasi ojcowie uczyli respektu cudzoziemców wobec siebie: przed Polakami z rewerencją mocium Panie!

A co się stało z wodzem Moskali? Posłuchajmy relacji hetmana:

Kniaź Dymitr, choć niewiele ich za nim goniło, uciekał potężnie. Na błocie konia, na którym siedział, i obuwia zbył. Boso ma lichej chłopskiej szkapinie pod Możajsk do monasteru przyjechał. Tamże konia i obuwia dostawszy (…) do Moskwy jechał[17].

Tu go czekała niespodzianka, bo hetman, który ruszył w ślad za nim, pomny na rycerskie zasady, którym hołdował ani myślał o zajęciu miasta jako zwycięski najeźdźca. Aż prosi się, by przytoczyć kolejny fragment wiersza pokazujący wielkoduszność Źółkiewskiego:

Pokaż mi dziś człowieka, coby w imię Boga

Miecz zatrzymał nad głową, gdy ma w ręku wroga!” (W. Pol, Pamiętniki B. Winnickiego)

Natomiast wezwał hetman do pokojowych układów wybitnych jego przedstawicieli, a ci w zetknięciu po raz pierwszy w życiu z takim traktowaniem po kilku tygodniach obrad sami przyprowadzili Źółkiewskiemu naczelnego wodza wojsk moskiewskich spod Kłuszyna, a ponadto cara Wasyla Szujskiego. Co więcej zapraszali do objęcia tronu królewicza litewskiego i polskiego Władysława.

Dopiero teraz, ku radości bojarów przychylnych Polsce, wkroczył Źółkiewski do Moskwy, jako reprezentant nowego cara i zaprzyjaźnionego państwa. Zajął ją i stanął na zamku carów, na Kremlu. Ludzkość hetmana i jego hojność zdobywała mu coraz więcej zwolenników do tego stopnia, iż hetman musiał nieraz prostować historie opowiadane o jego wielkoduszności. Nie bez znaczenia było i to, że mieszkańcy państwa moskiewskiego znali tylko władców traktujących swoich poddanych podług reguł wspomnianej przez nas cywilizacji pustynno-stepowej, gdzie wszystko było i jest oparte na zniewoleniu. Dla Europejczyka, jakim był Źółkiewski, wolność, która głęboko zakorzeniona była w polskim ustroju, oznaczała swobodę do rozwoju dodatnich cech indywidualnych każdego człowieka, przy czym ta swoboda hamowana ma być przez wewnętrzne nakazy sumienia i etyki. Natomiast dla Azjaty –  nawet jeśli słyszał on o wolności, to było to tylko słowo bez wewnętrznej treści, W koncepcji ustrojowej była ona tylko mechanizmem pozwalającym na wyładowanie, bez jakiegokolwiek hamulca, wrodzonej człowiekowi brutalności i egoizmu. Nic więc dziwnego, że w spotkaniu z przedstawicielem innej kultury, gdzie humanitas, nawet wobec wroga, była czymś oczywistym, niejeden z bojarów poczuł prawdę, że w osobie Źółkiewskiego wszedł w znajomość z nią jak bydlę, a wyszedł jak człowiek[18].


Lecz wróćmy do głównego wątku wydarzeń.

Mentalność wschodnia wszystko chce zrobić gwałtem, a więc jakiekolwiek zmiany ustrojowe mają się dokonywać na zasadzie samodzierżawia, natomiast polska myśl ustrojowa działać każe z umiarem, w pełnym poszanowaniu praw ludzkich. Dał temu wyraz hetman Źółkiewski w liście do Lwa Sapiehy, w którym zachęca, by w sprawie ewentualnej unii z Rosją działać nie gwałtem, lecz łagodnie i stopniowo. I jako przykład podaje unię Polski z Litwą. Pisze tak:

Z Waszmościami, bracią naszą, narodem Wielkiego Księstwa Litewskiego wyszło lat sto sześćdziesiąt, nim do skutecznego zjednoczenia przyszło, a z tak wielkiem, szerokiem carstwem moskiewskiem za niedziel kilkanaście chcą, żeby wszystko sprawić jako potrzeba[19].

Wydawało się, że myśl utworzenia wielkiej potęgi złożonej z Polski, Litwy i Moskwy na zasadzie unijnej dojdzie do skutku i że spełni się marzenie króla Batorego, by tak połączone państwa stanęły przeciw Turkom i ich obecności w Europie. Ale od czego zła polityka, która potrafi zmarnować największe nawet zwycięstwa? Król Zygmunt III Waza sam chciał zasiąść na carskim tronie, a hetmanowi kazał opuścić Moskwę zostawiając małą załogę polską na Kremlu. Zmarnowano trzy lata, Moskale zostali bez cara, czyli bez władzy co w przypadku kultury polskiej było możliwym, ale nie dla azjatyckich pojęć o władzy państwowej. Toteż nic dziwnego, że prosty lud na którego czele stanął książę Pożarski zmusił do kapitulacji nieliczną załogę polską na Kremlu i wybrano na cara Michała Romanowa. I tak zaczęła się w Moskwie nowa dynastia, która panowała w Rosji aż do 1917 roku.

Skończyła się możliwość unii z Rosją, bo była nie do zrealizowania przy zupełnie innych koncepcjach kultury i podejściu do człowieka, ale wpływ kultury polskiej na Moskwę nie ustał. Nieocenioną rolę w tym względzie miał Uniwersytet Wileński. Wileńskie Studium humanistyczne, w którym tak pielęgnowano polski język sięgało swym wpływem daleko poza granice Korony i Litwy na Wschód i na Zachód. Poprzez Symeona Połockiego studiującego w wileńskiej Akademii, który ułożył projekt wyższej uczelni w Moskwie, polski język, miał się stać drugim, którego uczyły się dzieci carów (Fiodor, syn Aleksego), bo niósł on ze sobą wolność, z której wyrósł.

A co z głównym bohaterem potrzeby kłuszyńskiej Stanisławem Źółkiewskim?

Ten człowiek polski, żywa synteza antycznych, średniowiecznych i rodzimych, polskich najszlachetniejszych wzorców, jak wiemy z historii oddał życie w obronie Rzeczypospolitej Obojga Narodów, jej wielkiej kultury i jej chrześcijańskiego charakteru:

Pewno nie byłaby dziś Litwa naszą,

Gdybyś jej nie był twych puklerzem bronił,

A i Ruś pewno nie byłaby laszą,

Gdybyś Tatary nie był co rok gonił.”

Toć wielką duszę przejmuje otucha,

Bo przejdzie ziemię to, co wyszło z ducha:

Dziejów dziedzice, to ziemi dziedzicy,

Na chwałę krzyża i Boga rodzicy

I chociaż Stanisław Źółkiewski nie jest przez Kościół ogłoszony wyznawcą wiary chrześcijańskiej, ginącego śmiercią za nią, to jako Polak mam prawo z dumą powiedzieć:

I wierzę w sercu mocno do ostatka,

Źe Polska nasza Świętych Pańskich Matka!

Pokazaliśmy w tej audycji dwie kultury polską i moskiewską. Pierwsza zdaje się mówić do nas słowami Jej realizatora w świecie Jana Pawła II: „Wyrosłam z Chrystusa i dlatego każdy kto ze mnie wyrasta winien wiedzieć, że „Otrzymując w mocy Ducha Świętego godność synów Bożych, w mocy tegoż Ducha przez wieki mówimy do Boga: „Ojcze”. Jako synowie Boga nie możemy być niewolnikami. Nasze synostwo Boże niesie w sobie dziedzictwo wolności[20]. Moskiewska kultura jest tego wszystkiego zaprzeczeniem. Pozostawmy telewidzów i radiosłuchaczy z pytaniem: czy chcą jako Polacy żyć podług wolności czy podług rabstwa i jak długo pozwolą by to ostatnie zatruwało ich życie w wolności dzieci Bożych. Do tej wolności przyczyniła się również potrzeba kłuszyńska, której 400 setną rocznicę przypomnieliśmy miłym telewidzom i radiosłuchaczom.

Przyczyniła się do tego również potrzeba kłuszyńska, której 400 setną rocznicę przypomnieliśmy miłym telewidzom i radiosłuchaczom.

ks. dr hab. Stanisław Koczwara

  • Wysłuchaj część I audycji [plik MP3]
  • Czytaj II część audycji [link]
  • Wysłuchaj II część audycji [plik MP3]



[1] Idea ta, wyrosła z prapolskiej rodzinności wewnątrzplemiennej i z ducha Ewangelii głosiła, że każdy człowiek jest kimś najważniejszym i dopełnia się w życiu zbiorowym jako „osoba rozumna i wolna”, por. ks. Cz. Bartnik, Idea polskości, Lublin 1990, s. 79. Zob. także S. Koczwara, Polskość jako trwały budulec jedności Europy, Lublin 2003, s. ?.

[2] Rozciągnięte na wszystkie stany w 1791 roku. (uwaga S.K).

[3] Zob. F. Koneczny, Dzieje Rosji. Od najdawniejszych do najnowszych czasów, Wydawnictwo Antyk, Komorów 1997, ss. 29nn.

[4] Cytata za K. Szajnocha, Bolesław Chrobry i odrodzenie się Polski za Włądysława Łokietka, Lwów 1859, s. 319.

[5] Zob. K. Szajnocha, dz. cyt., s. 321n.

[6] Cytata, za K. Szajnocha, dz. cyt., s. 317.

[7] Działo się tak dlatego, że cerkiew sama zacieśniała więzy niewoli składając hołd poddańczy chanowi, który w zamian dawał metropolitom wolność od danin i podatków, co nie przeszkadzało chanom łupić także cerkwi, gdy uznali to za słuszne.

[8].Do tego stopnia Moskwa była przesiąknięta tatarszczyzną, że jeszcze w II połowie XVI wieku powszechnym było, że każdy kto wykazał, że miał wśród swych przodków murzę, stawał się kniaziem na równi ze starymi rodami ruskimi.

[9] Nie ma najmniejszej przesady w nazwaniu cara Iwana Groźnego zwyrodnialcem. Przytaczałem już kiedyś w audycji o św. Stanisławie uwagi Adama Mickiewicza, który w jednym z wykładów o literaturze słowiańskiej wspomina o wydarzeniu, jakie spotkało niejakiego Szybanowa, sługę i wysłannika zbiegłego do Polski kniazia Andrzeja Kurbskiego (około 1528-1583). Otóż Iwan Groźny miał laskę. „Laska ta miała na końcu ostre okucie żelazne. Iwan miał zwyczaj opierać ostrze na stopach panów, z którymi rozmawiał; niekiedy przygważdżał im w ten sposób stopę do podłogi i opierając się na lasce rozmawiał z nimi i śledził poruszenia twarzy. Biada temu, kto pokazał najmniejszy choćby objaw bólu!„.(Literatura słowiańska, wykład XXXI).

[10] W istocie była to biblioteka Załuskich, (u.w.) Jakże inaczej postępowano w stosunku do sztuki na Zachodzie, gdzie np. do obrazu Tycjana Wniebowzięcie NMP wybudowano gmach stosowny tej wielkości. Norwid wspomina, że gdy od kolosalnego Dawida we Florencji w czasie rewolucji odtrącono ręce pociskami, Vasari i drugi Michała Anioła uczeń za szpadami w tłum wpadli, aby fragmenta uratować. I dodaje znamienne słowa: „Co kraj to obyczaj. (Z pamiętnika, t. 4, Proza, Warszawa 1968)

[11]Zob. Arrasy wawelskie, praca zbiorowa, Warszawa 1994, s. 20 i 60.

[12] W tym celu przybył do Moskwy w 1600 roku Lew Sapieha, ale Borys Godunow propozycje strony polskiej odrzucił.

[13] Stanisław Źółkiewski, Początek i progres wojny moskiewskiej, Ossolineum, Wrocław 2003, s. 80.

[14] Tamże, s. 86.

[15] Tamże, s. 89.

[16] Tamże, s. 90n.

[17] Tamże, s. 94.

[18] Zob. K. Ujejski, Ustęp z powieści syberyjskiej.

[19] S. Źółkiewski, Początek i progres wojny moskiewskiej, Wrocław 2003, Ossolineum, wstęp, s. XLIIIn.

[20] Z homilii papieża Jana Pawła II w 600-lecie sanktuarium na Jasnej Górze.

Za: Radio Maryja - (2010-08-29)| http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=22733

Skip to content