Aktualizacja strony została wstrzymana

Dekrucyfikacja w PRL – Filip Musiał

Propaganda komunistyczna przedstawiała wiernych broniących Kościoła i krzyża jako wiedziony przez fanatyczne staruszki tłum chuliganów i kryminalistów. Funkcjonariusze aparatu represji stawali się zaś statecznymi stróżami prawa w komunistycznym „raju” nad Wisłą

Walka z komunizmem była walką o krzyż; batalią z materializmem niosącym duchową pustkę, którego wyznawcy zmierzali do zniszczenia wiary i jej symboli. W propagandzie reżimu ci, którzy usuwali krzyże, reprezentowali zawsze „światłe siły” – byli rozważnymi obywatelami zmierzającymi do harmonijnego współżycia społecznego na zasadzie równouprawnienia poglądów. Obrońców krzyża przedstawiano jako sfanatyzowaną dzicz, burzącą społeczną zgodę, jątrzącą, prowokującą konflikt ze statecznymi i rozsądnymi władzami państwowymi.

„Ludowa” Polska, okaleczona terytorialnie, pozbawiona elity, która została wymordowana przez obu okupantów, a po wojnie była dobijana przez Sowietów i narzuconą przez nich komunistyczną władzę, miała łatwo poddawać się czerwonej rewolucji. Zmiana granic, wysiedlenia, powszechny terror miały dopełnić wojennych strat i zniszczeń – zerwać więzi społeczne, unicestwić środowiska lokalne, rozbić rodziny. Miejsce wspólnoty powinny – w myśl tej taktyki – zająć samotne jednostki – podatne na manipulację i indoktrynację. Po zniszczeniu Polskiego Państwa Podziemnego, rozbiciu zbrojnej i politycznej konspiracji, pacyfikacji jawnie działających opozycjonistów jedyną wspólnotą przeciwstawiającą się reżimowi pozostał Kościół i symbolizujący go znak: krzyż.
Komuniści przystąpili więc do walki z Kościołem i krzyżem – nazywanym przez nich „emblematem religijnym”. Już pod koniec lat czterdziestych zaczęto usuwać krzyże z przestrzeni publicznej. Wcześniej zdarzało się, że komuniści wykorzystywali je instrumentalnie. Jeszcze w 1947 r. stawiano je na stołach, za którymi siedzieli sędziowie skazujący działaczy niepodległościowych.
Krzyże powróciły do niektórych budynków użyteczności publicznej po „odwilży” – w 1957 r. – gdy Władysław Gomułka, chcąc zyskać społeczne poparcie, udawał, że nie będzie prowadził walki z Kościołem. Jednak już rok później rozpoczęto „akcję dekrucyfikacyjną”. Przeciwko wiernym broniącym krzyży kierowano jednostki Milicji Obywatelskiej. Ponownie wróciły one – zwłaszcza do szkół – po Sierpniu ’80. Podwładni „człowieka honoru” – ministra spraw wewnętrznych Czesława Kiszczaka – przeprowadzili akcję usuwania krzyży po zakończeniu stanu wojennego na przełomie 1983 i 1984 roku.

Jak to było w Nowej Hucie
Najgłośniejsza w PRL była walka o krzyż w Nowej Hucie. Huta – sztandarowa budowa „Planu 6-letniego” miała być „miastem bez Boga”. Sprowadzano tam młodych ludzi z całej Polski, którzy wyrwani ze swego naturalnego środowiska, najczęściej wiejskiego, gdzie silna była wiara katolicka, poddawani byli gwałtownej indoktrynacji. Części z nich nie udało się przepoczwarzyć w ateistycznego „człowieka socjalistycznego”. Niektórzy z tych, którzy w latach 50. się zagubili, w latach 60. i 70. przeszli proces rekatolizacji. Między innymi dzięki temu w latach 80. Nowa Huta stanowiła jedną z ważniejszych wysp antyreżimowego oporu. W procesie powrotu do wiary tych, którzy pod naciskiem komunistycznej nagonki zagubili drogę do Boga, istotną rolę odegrał spór o budowę kościoła w Nowej Hucie.
Starania o jego powstanie podjęto w czasie, gdy Nowa Huta była jeszcze wielkim placem budowy z robotniczymi barakami. Wówczas nie było możliwe postawienie krzyża, a wszystkie kolejne petycje były odrzucane przez władze reżimu. Wykorzystywano klasyczną argumentację: w nowohuckim reżimowym tygodniku „Budujemy Socjalizm” pisano: „Dziś budownictwo mieszkaniowe stało się najbardziej palącym, a zarazem trudnym problemem, gdyż z jednej strony odczuwamy dotkliwy brak mieszkań, a z drugiej nie mniej dotkliwy brak materiałów budowlanych. Jasną jest rzeczą, że w takiej sytuacji nie wolno nam zmarnować bądź nieekonomicznie czy pochopnie wykorzystać ani jednej cegły, ani jednej złotówki. I pytam teraz, czy w świetle tych okoliczności budowa kosztownego kościoła w Nowej Hucie jest w tej chwili przedsięwzięciem słusznym?”.
Dopiero w czasie „odwilży” sytuacja się zmieniła. Powracający do władzy Gomułka, w poszukiwaniu społecznej popularności zdecydował się na zmianę taktyki w polityce wyznaniowej. Sens „odwilży” w sferze religijnej tak charakteryzował w 1958 r. Urząd ds. Wyznań: „Kompromisy, jakie zostały dokonane, były – rzecz prosta – przemianami taktycznymi, a nie ustępstwami ideologicznymi. Są pomyślane jako metody skuteczniej niż dotychczas zbliżające nasze społeczeństwo do laicyzacji”.
W listopadzie 1956 r. Gomułka przyjął delegację wiernych z Nowej Huty i zaakceptował pomysł budowy kościoła. Decyzję „zrzucono w dół” i już miesiąc później Wydział ds. Wyznań Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Krakowie wydał zgodę na budowę kościoła w Nowej Hucie. W lutym następnego roku władze miasta wyznaczyły miejsce, w którym miała powstać świątynia: „Między ulicami Majakowskiego – Marksa – budynkiem teatru kameralnego – zabudową wschodniej granicy osiedla C-1”. 17 marca 1957 r. administrator apostolski metropolii krakowskiej ks. abp Eugeniusz Baziak poświęcił krzyż, który postawiono w miejscu, gdzie miał stanąć dom Boży.

Usunąć krzyż!
W 1958 r. Gomułka podjął decyzję o gwałtownym „dokręceniu śruby” polityki wyznaniowej. Nakazy partyjnej wierchuszki szybko przekazano „w dół”. Początkowo regionalne władze opóźniały zgodę na rozpoczęcie budowy nowohuckiego kościoła, a w październiku 1959 r. uchyliły wcześniejszą decyzję o lokalizacji. Oznaczało to, że formalnie władze nadal zgadzają się na budowę kościoła, jednak faktycznie nie ma miejsca, w którym mógłby on powstać. W styczniu 1960 r. do kurii metropolitalnej w Krakowie wpłynęło pismo, w którym informowano, że działka, na której stoi krzyż, przeznaczona jest pod budowę szkoły. Jednocześnie komuniści rozwiązali Komitet Budowy Kościoła, a zgromadzone przez niego pieniądze zawłaszczyli, przeznaczając je na budowę szkoły „tysiąclatki”. W połowie kwietnia 1960 r. zażądano usunięcia krzyża z działki, a 27 kwietnia pojawili się robotnicy zamierzający tego dokonać. Wierni stanęli w jego obronie, przegonili pracowników. Na działce gromadziło się coraz więcej mieszkańców Nowej Huty. Skierowanie do walki z nimi jednostek MO i ZOMO, wspieranych przez SB, rozpoczęło rzeczywistą batalię, która ogarnęła także okoliczne ulice. W nocy sprowadzono dodatkowe „siły porządkowe”, rozpędzając wiernych przy użyciu ostrej amunicji, co najmniej pięć osób postrzelono, do dziś nie udało się ustalić, czy były ofiary śmiertelne. Niezweryfikowane przekazy ustne mówią o dwóch osobach zabitych. Opór trwał do 30 kwietnia, codziennie rano milicjanci za pomocą pałek przeganiali wiernych spod krzyża. Aresztowano niemal 500 osób, część z nich skazano na kary do 5 lat więzienia, na innych nałożono grzywny.

„Spokojni robotnicy” i „sfanatyzowany tłum”
Metodą komunistycznych mediów było często przemilczenie. Gdy uznano, że sprawa nie „rozlała” się jeszcze po kraju, po prostu o niej nie wspominano. Gazety ogólnopolskie nie uznały wydarzeń w Nowej Hucie za warte odnotowania. Największe krakowskie dzienniki „Dziennik Polski” i „Gazeta Krakowska” (organ Komitetu Wojewódzkiego PZPR) w pierwszych dniach po pacyfikacji Nowej Huty nie znalazły miejsca na poinformowanie o walkach na ulicach „miasta bez Boga”. Dzień po milicyjnej akcji redaktorzy woleli pisać o trzecim dniu obrad zjazdu Związku Młodzieży Socjalistycznej, wizycie parlamentarzystów meksykańskich w Krakowie i nawrocie zimy w Europie Zachodniej. Z kolei 29 kwietnia informowano o 90. rocznicy urodzin Lenina i spodziewanej wizycie „grupy naukowców i techników radzieckich”.
Dopiero w sobotę, 30 kwietnia, opublikowano artykuły odwołujące się do nowohuckich wydarzeń. „Dziennik Polski” relację z przebiegu utrzymał w klasycznej formule: „władze miejskie, przy zachowaniu wszelkich przepisów prawnych, zarządziły podjęcie wstępnych prac budowlanych” – łączących się z koniecznością usunięcia krzyża. Natomiast „zajścia na placu Teatralnym wywołała grupa fanatycznych i zdezorientowanych kobiet”. Argumentowano następnie konieczność wybudowania szkoły, bo przecież każde „opóźnienie budowy nowych obiektów szkolnych grozi dalszym pogorszeniem warunków nauczania”. Tymczasem przeciwko „rozważnym” decyzjom władz miejskich wystąpiła „grupa nieodpowiedzialnych jednostek, które podsycając emocje religijne przypadkowych przechodniów, porwały za sobą przede wszystkim żądnych sensacji wyrostków”. W konsekwencji tego „w ekscesy zostali zamieszani ludzie, którym zabrakło samodzielnego sądu; ulegając psychozie tłumu, pozwolili oni zarazem kierować sobą nieodpowiedzialnym elementom”. By nie było wątpliwości, po czyjej stronie była racja, dodawano: „jakże inna, spokojna była postawa załóg robotniczych zakładów Nowej Huty” – które nie zastrajkowały. Nade wszystko jednak dziennikarze doceniali „organa porządkowe”, które przy pomocy „oddziałów robotniczych” – „przywróciły bezpieczeństwo publiczne, unikając użycia ostrych środków, a swoją rozważną postawą spowodowały, że obyło się bez nieszczęśliwych ofiar”. Podsumowano zatem: „organa porządkowe zrobiły więc to, do czego zostały powołane”.
W „Gazecie Krakowskiej” opisywano z kolei trudne kształtowanie się nowohuckiej „klasy robotniczej”. Przestrzegano jednocześnie: „Reakcyjne elementy klerykalne dążyły i dążą do zakłócenia tego procesu, usiłują wnieść w tradycję i oblicze miasta średniowieczne elementy fanatyzmu i obskurantyzmu”. Nawiązywano następnie bezpośrednio do wydarzeń z placu Teatralnego: „Ostatnio pretekstem do tego uczyniono sprawę budownictwa sakralnego, usiłując jątrzyć społeczeństwo. Cóż bowiem innego chciał osiągnąć proboszcz z Bieńczyc, odczytując niedawno z ambony list Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, powiadamiający, że w związku z rozpoczęciem budowy szkoły Tysiąclecia w centrum Nowej Huty zachodzi potrzeba przeniesienia w inne miejsce znajdującego się tam krzyża”. Tłumaczono więc: „Skutki tego rodzaju jątrzeń nie dały na siebie długo czekać. Grupa kobiet rozpoczęła awantury, usiłując uniemożliwić prace budowlane. Brak należytego i energicznego przeciwdziałania władz wykorzystały chuligańskie i kryminalne elementy dla burd i awantur”.
Kolejne komentarze były zbędne. Sprawa krzyża utonęła w propagandzie „święta 1 Maja”. Podkreślano więc, że w pochodzie wzięło udział 4 tysiące osób, a „mieszkańcy najmłodszej dzielnicy Krakowa” powitali 1 maja w „świątecznej atmosferze”.
Kropkę nad „i” postawił Władysław Gomułka, który przyjechał do Krakowa w połowie maja, by uczestniczyć w obchodach Dnia Hutnika. W przedrukowywanym w gazetach i transmitowanym w radiu i telewizji przemówieniu grzmiał: „W tym mieście dominuje coraz silniej świadomość wielkoprzemysłowych, zdyscyplinowanych, oddanych sprawie socjalizmu robotników. I to jest decydujące dla oblicza Nowej Huty, a nie pozostałe jeszcze resztki antyspołecznych szumowin, które niedawno dały o sobie znać w gorszących chuligańskich ekscesach. Załoga Huty im. Lenina słusznie potępiła haniebne wyczyny chuliganów podszczutych przez klerykałów (…)”. Pierwszy sekretarz wyznaczył też cel, twierdząc, że pora: „usunąć poza obręb miasta awanturników i darmozjadów”.

Siły miłości i nienawistnicy
Zgodnie z zasadami propagandy przypominanymi przez Mieczysława Jastruna „Pozór, powtarzany bezustannie nabiera w końcu znamion oczywistości. Aby to się stało, powtarzany musi być ciągle tak, aby sens jego zagubił się w ostatecznym wyniku”. Takim pozorem był obraz obrońców krzyża. Wskutek manipulacji komunistów grupa wiernych działających w słusznej sprawie „przeobrażała się” w wiedziony przez „fanatyczne staruszki tłum chuliganów i kryminalistów”. Funkcjonariusze aparatu represji stawali się zaś statecznymi stróżami prawa dążącymi do zapewnienia ładu zburzonego przez działających z politycznych pobudek nienawistników, zmierzających do zburzenia spokoju panującego w komunistycznym „raju” nad Wisłą.
Choć w Nowej Hucie, w miejscu, gdzie miała stanąć świątynia, wybudowano szkołę, staraniem ks. kard. Karola Wojtyły powstał też, choć gdzie indziej, oczekiwany kościół – Arka Pana. Nieopodal placu, w którym w 1957 r. wkopano krzyż, stoją dziś kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa, a obok niego odsłonięty w listopadzie 2007 r. pomnik Krzyża Nowohuckiego.

Filip Musiał

Autor jest pracownikiem Instytutu Pamięci Narodowej, kieruje Referatem Badań Naukowych w oddziałowym biurze Edukacji Publicznej w Krakowie

Skip to content