Aktualizacja strony została wstrzymana

Ta sama bajka, ta sama kasa – rozmowa z Januszem Rewińskim

„Przeżywam głęboki szok i myślę sobie, jaki mechanizm mógł wkręcić tych sympatycznych, młodych facetów w prostą, mafijną niemal zależność od specjalistów od służb”. Z Januszem Rewińskim, aktorem, rozmawia Rafał Kotomski („Gazeta Polska”).

Czy pan się w ogóle interesuje polityką?

Proszę pana, byłem politykiem dla jaj. I zostałem posłem stworzonej przez siebie Polskiej Partii Przyjaciół Piwa. To chodzenie po sejmowych korytarzach znam do bólu, z autopsji.

I nadal wierzy pan, że politykę można uprawiać tylko dla żartu?

Niee… Wtedy byłem młody, a okres był przełomowy, początek lat dziewięćdziesiątych. I urządziłem sobie taki polityczny żart.

Tak, ale mamy 20 lat później i co? Dalej panu do śmiechu? Polityka jest bardziej śmieszna czy bardziej straszna?

Jednak sądzę, że jest strasznie i pojawiają się wciąż nowe elementy wiejące grozą. Układ wydaje się dość bandycki, a wygląda tak, jakby jakaś grupa zaszantażowała młodych, żądnych władzy chłopców i obiecała im to, czego się wcale nie spodziewali. Obserwuję, co się wyprawia z tymi młodymi ludźmi, którzy kiedyś byli opozycjonistami, pracowali w spółdzielni „Świetlik” i przyjaźnili się z Maciejem Płażyńskim. To wygląda gorzej niż w Granicy Nałkowskiej! Czuję z ich strony taką właśnie motywację: jeździć dobrymi samochodami, palić cygara i pić wino na koszt podatników.

Polityczne początki Tuska, Schetyny, Drzewieckiego, Bieleckiego pan zdaje się obserwował z bliska?

Byli całkiem sympatyczni! Nosili ładne koszule i dobrze skrojone garnitury. Ich koledzy zakładali zresztą fabryki, które te stroje szyły. Sam chodziłem w garniturze kupionym gdzieś w upadającej „Modzie Polskiej”, jak jakiś waszeć przebrany ze swetra w rodzaj konfekcji wiszącej w sklepie. I te dziwaczne buty! A oni imponowali mi, bo wyglądali estetycznie. Naiwnemu aktorowi z kabaretu wydawało się, że to powiew szlachetności. Nie odróżniałem wtedy wszystkich odcieni „Solidarności”. Grupa, o której mówię, w porównaniu z Geremkiem czy Mazowieckim to był taki powiew świeżości.

Jako polityk był pan naiwny, a może ci w ładnych garniturach już wtedy mieli swoje za uszami?

Nie sądzę, bo przecież to były początki i trudno w przedszkolu mieć już sporo na sumieniu. Chociaż dzisiaj możemy tylko domniemywać, może jakieś dokumenty pozostały w IPN-ie…

…który lewica wchodząca coraz wyraźniej w koalicję z PO zamierza zlikwidować.

To nic nowego! Już wtedy chodzili pod ramię Jaskiernia z Piskorskim i Tusk z Siwcem. My wam poprzemy Siwca do KRRiTV, wy nam poprzecie Zarębskiego. Ta koncepcja rodziła się na moich oczach.

Wiecznie żywa koncepcja trwałych rządów oświeconej części postsolidarności i postkomuny.

Oczywiście! Pomysł na przeżycie 20-30 lat. My będziemy propozycją – wy opozycją i na odwrót. Wiecie, rozumiecie, jesteśmy w tym samym wieku, po co mamy się rżnąć, ciąć i bić… Zanim przyszła era Kwaśniewskiego, pierwsze ruchy były w tej solidarnościowej młodzieżówce, kiedy oni się wysyłali do rady radiofonii.

Jest szansa na powtórkę z rozrywki i powrót do epokowej koncepcji. Jan Pietrzak mówi o froncie jedności narodu. Pan nie zapisał się do dworu Komorowskiego, a tak przecież wypadało…

Nie wiem, na czym to polega. Na pewno dominują postawy, że tak wypada, a obracając się w środowisku artystycznym, nie można inaczej… Ludzie zbliżają się do tej, a nie innej gazety, stylu myślenia, picia, ubierania. I to bezwiednie. To towarzystwo poddaje się rządowi dusz pewnej stacji telewizyjnej, pewnej gazety. I wystarczy, że to jest cacy, a tamto fe. Cacy zresztą jest wygodne i przyjemne, to po co głębsza refleksja?

Artysta-nonkonformista to w kraju nad Wisłą wymierający gatunek.

Zastąpił go artysta, który co prawda popiera całym sercem, ale nie zna nawet imienia nowego prezydenta. Zresztą im najbardziej potrzebna jest fura, komóra i dyskoteka między planem filmowym albo sceną.

I przy szklance czegoś mocniejszego zaśmiewają się z dowcipów Palikota. Ma pan jakiś pomysł na niego?

Nie wiem, kto to jest. Uciekł, gdy zobaczył mnie przed debatą telewizyjną Kaczyński-Komorowski. A szkoda, bo go szukaliśmy. Swoje zdanie mam, ale byłem ciekaw, kto to jest z bliska. Pewnie człowiek szkolony. Kiedyś pan Superczyński rozpoznał się na zdjęciu zamiast Wachowskiego. Teraz jest „Janusz, to ty?”. Ale to wciąż ta sama bajka, ci sami przebierańcy, to samo powiedziane i wyseplenione. No i ta sama kasa… Nie oszukujmy się polskie rozdanie nie jest żadnym fuksem. Od początku było wiadomo, kto ma mieć hurtownię piwa czy wina, kto hurtownię papierosów, a kto pałac. I z tego rozdania ten pan się wziął. W Lublinie już go znają i się wstydzą.

Na szczęście są jeszcze Rymkiewicz, Kilar, Zelnik, Łaniewska…

Musiał być jakiś zapalnik. Coś się zdarzyło, że część środowiska intelektualnego powiedziała sobie, że tak dalej być nie może. Non possumus! Próba zatamowania tego jest rozpaczliwą próbą łatania wałów przeciwpowodziowych. A to już ruszyło z filmem Pospieszalskiego i Stankiewicz, z dziesiątkami tysięcy podpisów zebranych przez Radę Katyńską prof. Trznadla. Nie da się zatkać jednym workiem z piaskiem. Ludzie zrozumieli, gdzie jest bariera obciachu. Chcą mieć własne zdanie i je artykułować. Koniec chowania się po kątach , bo jesteśmy może brzydcy, źle ubrani, nosimy moherowe berety… Co z tego? Oni byli przecież tacy ładni…

No i „gdzie się podziały tamte prywatki”?

Ci politycy potwornie się zmienili! Coś niebywałego! Przeżywam głęboki szok i myślę, jaki mechanizm mógł wkręcić tych sympatycznych, młodych facetów w prostą, mafijną niemal zależność od specjalistów od służb. A ci właśnie jegomościowie nawet w wywiadach prasowych wręcz chełpią się, że tworzyli PO. Wypisz, wymaluj z jednej strony gwardia, a z drugiej legia! Nie mogę się z tym pogodzić. I dzisiaj najważniejsze są pytania, czego tak strasznie się boją? Smoleńska? Afery hazardowej?

O jakiej aferze pan mówi? Przecież żadnej afery nie było. Przewodniczący Sekuła już to stwierdził.

To dopiero podła konstrukcja! Ludzie przestali się wstydzić być nikczemnymi. Ten nieszczęsny kandydat na prezydenta Zabrza nie wstydzi się pisać takich raportów. Choć jako aktor po szkole teatralnej rozumiem, że obsadę trzeba właściwie dobrać.

Sekuła rolę w Rewizorze Gogola miałby pewną. I nie myślę o roli głównej.

Właśnie, przecież ten facet ma wszystko na twarzy wypisane! Zastanawiam się, czy ludzie tego nie widzą , czy nie chcą widzieć. Później, jak już zrozumieją, to zaczną się wstydzić, że dali się tak strasznie nabrać. Cóż, może ludziom wystarczy jednak życia, by odróżnić dobro od zła. To taka bardzo podstawowa rzecz.

Przejął się pan, a może lepiej to wszystko brać żartem?

A co ja robię?

I daje się?

Próbuję, ale spodziewałby się pan, że się dogada Tusk z Farfałem i Giertychem?

Bo był w TVP pański popularny program „Szkoda gadać”, a potem było „cyk i nie ma” – to pan miał na myśli?

Chcę powiedzieć, że dostałem w TVP propozycję do odrzucenia. Przyszedł ojciec chrzestny i za tę samą pracę co dotychczas zaproponował jedną czwartą honorarium. Dlaczego miałem się na to godzić? Przecież pracowałem tak samo, a poprzednia stawka była dla firmy do udźwignięcia. Tak nie można!

Słyszałem, że ma pan jednak wrócić z innym swoim programem do telewizji?

Z czym mam się rozpędzać? Przecież pani urlopowana z Agory Śledzińska-Katarasińska dalej jest rozgrywającą. Kilka razy się nie udało, a teraz pewnie się uda, bo jest Bronek i można czyścić telewizję, zrobić prawdziwy przeciąg.

Czyli pomysłu pan nie ma?

Ja to jestem aktor od przyjmowania lub odrzucania propozycji.

Jak tak sobie siedzimy wśród pól i lasów, to wygląda mi na to, że pan ma prawdziwą przerwę.

Bywają tak zwane odejścia wymuszone, kiedy okazuje się, że człowiek, który coś osiągnął, ma coś tam ponagrywane, jakieś role na koncie – jest niepotrzebny. Nikt do niego nie dzwoni.

I z czego taki człowiek żyje?

Z oszczędności.

A konie? Nie da się wyżyć z ich hodowli?

Proszę pana, to jest tylko hobby. Z honorarium za poprowadzenie Opola kupiłem sobie konia. Ten koń je, kosztuje i musi pięknie wyglądać. A ja codziennie mam przy nim co robić.

Może w Wigilię coś powie o nowym triumwiracie polskiej polityki?

Po ostatnich wyborach już mówił, ale bardzo krótko, tylko jedno słowo.

Domyślam się, że nie do powtórzenia?

Było niecenzuralne i nieparlamentarne.

Za: niezalezna.pl | http://www.niezalezna.pl/article/show/id/36847

Skip to content