Aktualizacja strony została wstrzymana

Probanderowska paranoja – Józef Bieńko

To co się dzieje w stosunkach polsko-ukraińskich to totalna paranoja. Polskie władze, a zwłaszcza Urząd Prezydenta, prezentują posunięty aż do granic absurdu filoukrainizm, do tego akceptujący najbardziej skrajny probanderowski nacjonalizm w wydaniu prezydenta Wiktora Juszczenki..

Polskim władzom nie przeszkadza powszechna gloryfikacja faszystowskiej Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) na Zachodniej Ukrainie, którą to gloryfikację teraz prezydent Juszczenko chce przenieść na szczebel ogólnoukraiński. Wiadomo, że głównym kierunkiem działalności UPA była eksterminacja ludności polskiej na Wołyniu i Podolu, a także wspieranie niemieckiego ludobójstwa na Żydach oraz mordowanie niepokornych Ukraińców, chociażby tych udzielających pomocy Polakom..
Kiedyś był wielki rwetes o rosyjskie embargo na artykuły mięsne i inne produkty rolne. A przecież Ukraina niezwłocznie po rosyjskim wprowadziła swoje embargo na polskie mięso uzasadniając to złą jego jakością. Polskie władze podeszły do tego z wyrozumiałością, bez nagłaśniania sprawy. Zresztą i wcześniej były przez Ukrainę wprowadzane utrudnienia na wwóz polskich produktów rolnych pod pretekstem przepisów fitosanitarnych. Ongiś Rosja zaproponowała nam korzystną budowę nowego gazociągu przez Białoruś i Polskę. Wiązało się to z wysokimi profitami dla nas i dodatkowo dla przyjaznego nam narodu białoruskiego. Nie byłoby wówczas też kwestii budowy Gazociągu Północnego, teraz kontestowanego przez Polskę. Ale u nas interesy ukraińskie stoją na pierwszym miejscu przed polskimi i Polska nie przyjęła tej propozycji, żądając by ten rurociąg biegł przez Ukrainę (wyspecjalizowaną zresztą w podkradaniu rosyjskiego gazu).

Komu służy TVP

Oddzielną kwestią jest postawa TVP i Polskiego Radia. Telewizja Polska co jakiś czas emituje programy przedstawiające Operację (Akcję) Wisła z punktu widzenia nacjonalistów ukraińskich. Budzi to konsternację i sprzeciw polskich patriotycznych środowisk kresowych, ale jest to ignorowane. Po pewnym czasie sprawa przycicha, a TVP postępuje dalej tak samo. Telewizja przedstawia często te zagadnienia z zakresu stosunków polsko-ukraińskich, gdzie dopatruje się winy Polaków i Państwa Polskiego.
Sprawa ukraińskiego ludobójstwa na polskiej ludności kresowej jest przez TVP ignorowana. Zmieniają się w Polsce rządy, zarządy TV i prezesi Telewizji, a ekspozytura banderowska w TVP i innych polskojęzycznych mediach pozostaje nienaruszona. W telegazecie TVP w dniu 11 lipca 2007 r. ukazała się notka o rocznicy masakry w Srebrenicy. Ale ani słowa o rocznicy jeszcze bardziej okrutnej rzezi Polaków na Wołyniu, gdzie w dniu 11 lipca 1943 r. Ukraińcy w sadystyczny sposób zamordowali ponad 10 tysięcy Polaków, w tym kobiety i dzieci. Morderstwa te stanowiły początek wielkiej fali eksterminacji ludności polskiej na Kresach. Wcześniej TVP całkowicie zignorowała 50. rocznicę tych wydarzeń, natomiast co 5 lat mamy nasilenie tematyki polskich win w związku z Operacją Wisła. Podobnie jest w Polskim Radiu i w prasie wielonakładowej z „Gazetą Wyborczą” na czele. Wystąpiła ona z kuriozalną propozycją, by polscy kombatanci wsparli bandytów z UPA i prezydenta Juszczenkę w staraniach o nadanie im ustawowych uprawnień kombatanckich.
TVP emituje okresowo tzw. Telenowyny – magazyn dla mniejszości ukraińskiej w Polsce. Program ten przepojony jest ideami banderowskimi, jątrzący, ciągle powraca do Operacji (Akcji) Wisła, a ostatnio doszła Pawłokoma. Wyczuwa się nieskrywaną nienawiść do narodu polskiego i państwa polskiego. W podobnym duchu działa też współfinansowane przez polskie władze pismo mniejszości ukraińskiej „Nasze Słowo”.

Sytuacja Polaków na Ukrainie

Jakże inaczej jest na Ukrainie. Tam telewizja i prasa nie przedstawiają gehenny Polaków z lat wojny spowodowanej działaniami UPA. Banderowcy to bohaterowie. Wychodzące tam pisma polskie (np. „Wołanie z Wołynia”, „Wołyń Bliżej”, „Gazeta Lwowska”) ani słowem nie wspomną o ukraińskim ludobójstwie na polskiej kresowej ludności. Nawet jeśli te pisma przeznaczone są dla Polaków i drukowane w Polsce, to wydawcy boją się, że Ukraińcy będą się mścić i jeszcze bardziej szykanować Polaków, niż to się dzieje dotychczas. Znane są liczne utrudnienia ukraińskie związane z odbudową Cmentarza Orląt Lwowskich, nekropolii okaleczonej i niekompletnej. Polakom nie oddaje się kościołów (nie zwrócono ani jednego we Lwowie czy Tarnopolu, zwracane są z oporami kościoły w mniejszych miejscowościach).
Ukraińcy lubią upokarzać Polaków i pokazywać im kto tu rządzi. Przykłady można tu mnożyć. Wspomniano już o pomniku SS Galizien (Hałyczyna) obok Cmentarza Orląt. Na lwowskiej szkole dla Polaków im. M. Konopnickiej umieszczona została tablica upamiętniająca Szuchewycza – banderowskiego zbrodniarza kierującego akcją eksterminacji ludności polskiej w latach wojny (tenże Szuchewycz był również członkiem hitlerowskich sił zbrojnych w stopniu hauptmanna). W miejscowości Mościska na Ukrainie władze polskie wybudowały szkołę dla mieszkających tam Polaków. Władze ukraińskie nie znalazły funduszy dla zbudowania szkoły dla swoich obywateli, ale za to koło szkoły umieściły okazały krzyż upamiętniające tzw. ofiary „polskich zbrodni” w czasie Akcji Wisła. Gdyby tak na szkole ukraińskiej w Białym Borze na Pomorzu umieścić tablicę dla uczczenia dowódców Operacji Wisła lub obok jakiejś ukraińskiej szkoły lub instytucji w Przemyślu umieścić krzyż upamiętniający polskie dzieci wymordowane na Kresach przez nacjonalistów ukraińskich, to byłoby to bardziej uzasadnione. Polacy w Polsce nie są jednak aż tacy mściwi i jest to sytuacja czysto hipotetyczna. Podobne projekty spowodowałyby wściekłą reakcję czynników ukraińskich i polskiego proukraińskiego i probanderowskiego lobby.
Polacy na Białorusi i Litwie dzielnie walczą o swoje prawa, ale oni nie przeżyli czystek etnicznych będących udziałem Polaków na Zachodniej Ukrainie. Polacy i osoby polskiego pochodzenia na Ukrainie po doznanych przejściach historycznych są całkowicie spacyfikowani i często bierni. Gdyby oni byli tak zdeterminowani jak Ukraińcy w Polsce, nie można byłoby nimi pomiatać, a i władze polskie nie mogłyby tak ich ignorować, jak to się dzieje dotychczas.

Ukraińcy w Polsce

Aktywiści Związku Ukraińców w Polsce są butni, aroganccy, bez żenady gloryfikują banderowców i stawiają tym mordercom pomniki nawet w Polsce – np. na Podkarpaciu W zasadzie to teraz chcieliby żyć w zgodzie z Polakami, ale na swoich warunkach. Jednocześnie uważają za usprawiedliwione niszczenie polskiej ludności w czasie wojny, tak jakby wcześniejsze szykany wobec Ukraińców ze strony polskich władz przedwojennych usprawiedliwiały wszelki odwet na Polakach.
Nacjonaliści ukraińscy w Polsce mają ogromne wpływy oraz licznych i możnych protektorów we władzach państwowych i samorządowych, w mediach (ze wspomnianą TVP i „Gazetą Wyborczą” na czele), w wydawnictwach encyklopedycznych, w Kościele i w innych instytucjach oraz wśród tzw. autorytetów. Zresztą nie zasypiają nigdy gruszek w popiele. Udało im się sprytnie przeniknąć do struktur Solidarności w okresie, gdy ten ruch był potężną siłą na polskiej arenie politycznej. Wszędzie gdzie trzeba mają swoje wtyczki i delegatów (Bogumiła Berdychowska w Kancelarii Prezydenta RP, Jadwiga Nowakowska w TVP, Grzegorz Motyka do niedawna w IPN, Paweł Smoleński w „Gazecie Wyborczej” itd. itp.). Ambasador Ukrainy w Polsce to osoba niemal tak wpływowa, jak ongiś Repnin, ambasador carycy Katarzyny II.
Czynniki ukraińskie w Polsce skutecznie dbają, by Operacja Wisła nie schodziła z porządku, zarówno w mediach, jak i jako przedmiot postulatów w stosunkach z władzami i instytucjami polskimi. Jednocześnie czynniki te zabiegają, by nie była poruszana kwestia banderowskiego ludobójstwa i by nie dochodziło do uczczenia i upamiętnienia polskich ofiar. I sporo się im udaje. Ostatnio podjęta została akcja przeciwko idei budowy w Warszawie pomnika ofiar ludobójstwa na Kresach..


Kto jest głównym poszkodowanym?

Jest rzeczą bezsprzeczną, że to strona polska jest zdecydowanie bardziej poszkodowana w konflikcie polsko-ukraińskim z końca I połowy XX wieku. Polska utraciła wielkie obszary, które znalazły się w granicach dzisiejszej Ukrainy (poniekąd może i słusznie). Jeśli chodzi o przesiedlenia, to w czasie wojny i w latach późniejszych w wyniku wywózek, samodzielnych ucieczek i wyjazdów oraz tzw. repatriacji tereny dzisiejszej Ukrainy opuściło ponad milion Polaków. Polacy nawet skwapliwie opuszczali swoje rodzinne ziemie, by uniknąć śmierci z rąk banderowców. Z kilkuset polskich wsi i koloni na Wołyniu nie ostała się ani jedna. Liczba przesiedlonych Ukraińców i Łemków była dwukrotnie mniejsza. Ofiary śmiertelne ze strony polskiej w miarę dobrze udokumentowane to około 120 tysięcy, straty ukraińskie w miarę wiarygodne to około kilku-kilkunastu tysięcy, czyli wielokrotnie niższe. Polacy ginęli zazwyczaj mordowani w sposób niezwykle okrutny i sadystyczny, Ukraińcy ginęli na ogół z broni palnej w czasie polskich akcji obronnych i odwetowych. Jeśli chodzi o utratę mienia (nieruchomości), to straty polskie były wielokrotnie wyższe, z racji większej liczby przesiedlonych, a także z tego względu, że na Kresach zamieszkiwało wiele majętnych Polaków, właścicieli kamienic i majątków ziemskich.
Mimo tej sytuacji główne nasze media i nasze władze z urzędem prezydenta na czele zachowują się tak w przedstawianym konflikcie polsko-ukraińskim jakby to strona polska była głównym, albo nawet jedynym winowajcą, a Ukraińcy byli jedynymi lub co najmniej głównymi ofiarami. Stąd wielokrotne potępienia usprawiedliwionej przecież Operacji Wisła (bo z jakiej racji po ustaleniu nowych granic miała działać na terytorium Polski zbrojna i zbrodnicza formacja w postaci UPA) i nadanie wielkiego znaczenia uroczystościom w Pawłokomie. Na uroczystości otwarcia cmentarza w Hucie Pieniackiej na Podolu, gdzie w sposób znacznie bardziej drastyczny zamordowanych zostało kilkakrotnie więcej Polaków, ze strony polskiej udał się raczej drugi garnitur polityków (bez obrażania kogokolwiek, kto tam pojechał), a stronę ukraińską reprezentował tylko przedstawiciel miejscowego powiatu.
Gwoli sprawiedliwości trzeba stwierdzić, że w społeczeństwie ukraińskim nie wszyscy to sympatycy skrajnie nacjonalistycznej i faszystowskiej UPA. W ostatnich wyborach do parlamentu Ukrainy probanderowska „Nasza Ukraina” prezydenta Juszczenki zdobyła tylko kilkanaście procent głosów. Przeciwko gloryfikacji UPA i nadaniu jej członkom uprawnień kombatanckim ostro występują weterani II wojny światowej i inne środowiska na Ukrainie. Znany jest list – apel 95 parlamentarzystów ukraińskich z 1996 r. „Do narodów, parlamentarzystów i rządów Ukrainy, Białorusi, Izraela, Polski, Rosji, Słowacji i Jugosławii!” ujawniający złowrogie niebezpieczeństwo faszyzacji Ukrainy. Mimo to nasze władze wprost hołubią prezydenta Juszczenkę, nie zważając na polski interes narodowy i zwykłą przyzwoitość. Nasze władze co i już podejmują spektakle tzw. pojednania Polaków z Ukraińcami i pojednać się nie mogą. Będzie im trudno bo za partnera po stronie ukraińskiej wzięły sobie nie główne odłamy bliskiego nam narodu ukraińskiego, lecz aktywne tam środowiska postbanderowskie, które stale wysuwają aroganckie i daleko idące żądania, skrajnie upokarzające stronę polską..

I jeszcze parę słów

Mój dziadek grekokatolik zmarł przedwcześnie i nie doczekał wojny. Gdyby dożył i gdyby mieszkał bardziej na wschód, to bardzo by się zdziwił, że powstała taka ideologia i organizacja jak OUN-UPA, która nakazywałaby mu zamordować swoją żonę dlatego tylko, że była Polką. Odnotuję też, że w czasie wojny zaginęła bez śladu dalsza rodzina mojego ojca zamieszkała w Czestnej Dębinie na Wołyniu
A co do Operacji Wisła – gdyby została przeprowadzona wcześniej, to uniknąłby (wraz z rodziną) okrutnej śmierci z rąk nacjonalistów ukraińskich krewny mojej matki, zamieszkały w Duszatynie koło Komańczy.
Sprawiedliwym warunkiem przebaczenia i pojednania jest skrucha i żal po stronie winowajcy. Polacy biją się w piersi bezustannie, a szczególnie gorliwie czynią to władze, media i tzw. autorytety. Po stronie ukraińskiej nie ma poczucia winy – zbrodniarzom stawia się pomniki, inspiratorzy i sprawcy ludobójstwa mają ulice i place swojego mienia. O tempora o mores!
We wrześniu 1939 r. na dzisiejszej Zachodniej Ukrainie radzieccy „wyzwoliciele” byli witani chlebem i solą. Niecałe dwa lata później nacjonaliści ukraińscy witali chlebem i solą „wyzwolicieli” hitlerowskich. Wielu nacjonalistów ukraińskich służyło nowym „oswobodzicielom” (dłużej lub krócej) czy to w siłach zbrojnych, czy to jako służba pomocnicza w hitlerowskich obozach. Czasy się zmieniają. Teraz nacjonaliści ukraińscy chcą wykorzystać polskich frajerów, by uzyskać członkostwo Unii Europejskiej i szersze wsparcie z funduszy unijnych. Jednocześnie nacjonaliści ci (postbanderowcy) z prezydentem Juszczenko na czele ani na jotę nie ustępują ze swoich poglądów i zamierzeń w realizacji uwspółcześnionych ideałów OUN-UPA. Kiedy skończy się zaślepienie czołowych polskich polityków i wielu tzw. autorytetów? Niestety wydaje się, że nieprędko.

Józef Bieńko
Myśl Polska, Nr 29-30 (20-27.07.2008)

Skip to content