Aktualizacja strony została wstrzymana

O jedności przeciwieństw – Stanisław Michalkiewicz


Francuzi wymowni powiadają, że les extremes se touchent – co się wykłada, że przeciwieństwa się stykają. I rzeczywiście – trudno o większe przeciwieństwo, przynajmniej na pozór, między, dajmy na to, „Gazetą Wyborczą”, a Sztafetami Ochronnymi wybitnego przywódcy socjalistycznego Adolfa Hitlera, czyli SS. „Gazeta Wyborcza” poluje na faszystów, jak SS-mani na Żydów i w porywach gorliwości potrafi dostrzec ich pod każdym krzakiem, więc wydawałoby się, że z hitlerowcami nie może mieć nic wspólnego. Ale przeciwieństwa nieubłaganie się stykają, toteż w charakterystycznym dla redaktorów „GW” sposobie myślenia odkrywamy z zaskoczeniem ogromne podobieństwa do sposobu myślenia hitlerowców. W SS na przykład uważano, że czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty. A contrario, czyli z drugiej strony oznaczałoby to, że osobnik należący dajmy na to do rasy semickiej, będzie brudny, żeby tam nie wiem co, żeby na przykład kąpał się nawet pięć razy dziennie. Jest to oczywiście nieprawda, podobnie jak to, że Murzyni śmierdzą, ale wielu ludzi chętnie w takie rzeczy wierzy, bo dzięki temu odkrywają spójny obraz świata, w którym również siebie mogą umieścić we właściwym miejscu.

Akurat trwa kampania wyborcza, której główny nurt tworzą przekomarzania między dwoma faworytami w osobach pana marszałka Bronisława Komorowskiego, czyli „drogiego Bronisława” oraz pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego. W te przekomarzania angażują się również rozmaici giermkowie, odrabiając w ten sposób koszta swojego utrzymania, ewentualnie wysługując sobie przyszłe synekury. Charakterystyczne przy tym jest, że giermkowie „drogiego Bronisława” najwyraźniej musieli zostać zaskoczeni powściągliwością Jarosława Kaczyńskiego. Najwyraźniej przygotowali się na zażarte polemiki, odpieranie i miotanie coraz potworniejszych oskarżeń – jak to mają w zwyczaju chodzący i atakujący stadami „ludzie przyzwoici”. Jak wiadomo, pepinierą „człowieków przyzwoitych” jest środowisko „Gazety Wyborczej”, tak samo, jak środowisko razwiedki, z generałem Czesławem Kiszczakiem na czele, jest pepinierą „człowieków honoru”. Niejasne jest tylko, jak jeden przyzwoity rozpoznaje drugiego przyzwoitego, bo z człowiekami honoru wszystko jest jasne; rozpoznają się po legitymacjach, podczas gdy człowieki przyzwoite – czyżby po zapachu? Wszystko zatem było przygotowane i dopięte, jak powiadają, na ostatni guziczek. Tymczasem Jarosław Kaczyński albo w ogóle nic nie mówi, albo jeśli nawet mówi, to właściwie to samo, co „drogi Bronisław”, czyli pan marszałek. Na przykład kiedy pan marszałek towarzyszy generałowi Jaruzelskiemu w jego pielgrzymce do Moskwy – to pan prezes Kaczyński składa Rosjanom ofertę pojednania. Kiedy pan marszałek nawołuje do zgody, że to niby „zgoda buduje”, no i w ogóle – jak powiadał stary Fredro – „Bóg wtedy rękę poda” – to pan Jarosław Kaczyński, najpierw ustami szefa swego sztabu, pana Poncyliusza, a później nawet własnymi stwierdza, że program IV Rzeczypospolitej już się zdezaktualizował – z czego nieuchronnie wypływa wniosek, że – jak mawiali antyfaszyści – „leben und leben lassen”, co się wykłada, ze trzeba żyć i pozwolić żyć innym. Inaczej mówiąc – „mociumpanie, z nami zgoda” – jak powiedział Cześnik Raptusiewicz do Rejenta Milczka.

W tej sytuacji cały, pracowicie przygotowany przez obóz „drogiego Bronisława” arsenał jadowitości nie tylko do niczego się nie przydaje, ale może okazać się nawet niebezpieczny w użyciu, porażając rykoszetem „drogiego Bronisława”. Jakże tu skrytykować ofertę pojednania z Rosją, kiedy stworzone na poczekaniu Stronnictwo Ruskie, właśnie na wyścigi się pojednywa? Kto wie, czy zimny rosyjski czekista Putin, który woli mieć nie jednego, ale kilka tubylczych asów w rękawie, nie przypomniałby „drogiemu Bronisławowi” skąd wyrastają mu nogi? Toteż w obozie giermków pana marszałka narasta frustracja, której symptomem jest nie tylko bredzenie pod siebie strasznego dziadunia, ale przede wszystkim – publicystyka pana red. Jacka Źakowskiego, który wśród postępaków cieszy się reputacją proroka mniejszego. Pan Źakowski z tej desperacji przypomniał sobie prosty patent, że czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty, podczas gdy typ innej rasy, żeby nie wiem jak się mył, to nic mu nie pomoże. A ponieważ Jarosław Kaczyński może wydzielać inny zapach, niż człowieki przyzwoite, to jasne jest, że jeśli nawet robi to samo, co „drogi Bronisław”, a nawet tak samo – to robi to źle. Okazuje się, że na tym etapie dziejowym hitlerowskie wynalazki nadają się jak znalazł dla człowieków przyzwoitych, bo jeśli nawet les extremes se touchent, to cóż dopiero – stare totalniaki?

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   specjalnie dla www.michalkiewicz.pl   20 maja 2010

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1630

Skip to content