Aktualizacja strony została wstrzymana

66 lat od mordu w Koniuchach – Nie widać końca śledztwa IPN

Gdy w lutym 2001 r. Kongres Polonii Kanadyjskiej zwrócił się do Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu przy Instytucie Pamięci Narodowej o podjęcie śledztwa w sprawie okrutnego mordu w Koniuchach, chyba nikt nie mógł przewidzieć, że potrwa ono dłużej niż 9 lat. Wbrew kilkukrotnym zapewnieniom ze strony IPN, iż śledztwo „wkrótce” zostanie zakończone, i mimo że od początku nie brakowało dowodów w tej sprawie, nic nie wskazuje na to, by faktycznie miało się ono ku końcowi.

W kuriozalnej wypowiedzi dla „Gazety Wyborczej” historycy związani z Centrum Badań nad Zagładą Żydów (przy Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk) sugerowali, że IPN dotąd nie zamknął śledztwa ze strachu przed niezadowoleniem zleceniodawców. Ciekawe, czy gdyby nawet Kongresowi Polonii Kanadyjskiej nie spodobał się wynik śledztwa, ktoś w ogóle opublikowałby nasz protest. „New York Times”, „Gazeta Wyborcza” czy może rocznik „Zagłada Żydów”? Wszystkie te pisma milczą na temat tego mordu. Naturalnie IPN może się obawiać reakcji pewnych środowisk, co zresztą opisujemy dalej, lecz na pewno nie chodzi tu o środowiska polonijne.
Rozgłos mordowi w Koniuchach dokonanemu 29 stycznia 1944 r. nadali w rozlicznych publikacjach byli żydowscy partyzanci z Puszczy Rudnickiej. W pamiętnikach i relacjach chełpili się wręcz, że zniszczyli wieś położoną w pobliżu tej puszczy. Według Chaima Lazara, „Sztab Brygady zdecydował zrównać Koniuchy z ziemią, aby dać przykład innym. (…) W ciągu kilku minut okrążono wieś z trzech stron. Z czwartej strony była rzeka, a jedyny most był w rękach partyzantów. Przygotowanymi zawczasu pochodniami partyzanci palili domy, stajnie, magazyny, gęsto ostrzeliwując siedliska ludzkie. Słychać było huk eksplozji z wielu domów, gdy składy broni [?] wyleciały w powietrze. Półnadzy chłopi wyskakiwali przez okna i usiłowali uciekać. Ale zewsząd czekały ich śmiertelne pociski. Wielu z nich wskoczyło do rzeki, aby przepłynąć na drugą stronę, ale tam też spotkał ich taki sam los. Zadanie wykonano w krótkim czasie. Sześćdziesiąt gospodarstw chłopskich, w których mieszkało około 300 osób, zniszczono. Nie uratował się nikt”.

Dzisiejszy stan śledztwa
Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Łodzi w grudniu 2009 r. ujawniła doroczne sprawozdanie o stanie śledztwa, które niewiele różni się od poprzedniego.
„Jak wynika z dotychczasowych ustaleń wieś Koniuchy była dużą, polską wsią, liczyła ok. 60 zabudowań i ponad 300-tu mieszkańców. Koniuchy usytuowane były na skraju Puszczy Rudnickiej, w której znajdowały się bazy partyzantów sowieckich. Partyzanci w czasie powtarzających się napadów na tę wieś rabowali jej mieszkańcom żywność, odzież, bydło. Wyłącznie z tego powodu w Koniuchach utworzono oddział samoobrony, który skutecznie uniemożliwiał partyzantom dalszy rabunek. W nocy z 28 na 29.01.1944 r. grupa partyzantów sowieckich otoczyła wieś i ok. 5-tej rano przystąpiła do ataku, który trwał 1,5-2 godziny. Pochodniami podpalano słomiane dachy domów, do wybudzonych, uciekających mieszkańców strzelano na oślep. W wyniku ataku zginęło co najmniej 38 osób, kilkanaście zostało rannych. W dokumentach archiwalnych podaje się różną liczbę ofiar: 'zostało zabitych 36 osób ze wsi oraz 14 osób ciężko rannych’, 'zabito 35 osób, rannych 13 w tym 10 ciężko rannych’, 'zabitych i rannych więcej niż 50 osób’, ’34 zabitych, 14 rannych, ilość osób żywcem spalonych nie ustalona’. Część ofiar spłonęła w swych domach, część zginęła od strzału z broni palnej. Wśród ofiar byli mężczyźni, kobiety i małe dzieci. Najstarsza z ujawnionych ofiar miała 57 lat, najmłodsze dziecko 2 lata. Spalono większość zabudowań, ocalało tylko kilka domów. Atak na Koniuchy przeprowadziła 120, 150-osobowa grupa partyzantów sowieckich pochodzących z różnych oddziałów stacjonujących w Puszczy Rudnickiej, takich jak: 'Śmierć okupantowi’, 'Śmierć faszyzmowi’, 'Piorun’, 'Margirio’, oddział im. Adama Mickiewicza. Pierwszy z wymienionych oddziałów należał do Brygady Kowieńskiej Litewskiego Sztabu Ruchu Partyzanckiego, pozostałe zaś do Brygady Wileńskiej. Oddziały te były wielonarodowościowe [informacja nieścisła – oddział „Śmierć faszyzmowi” był złożony z samych Żydów – przypis H.S.], należeli do nich m.in. partyzanci żydowscy, uciekinierzy z gett w Kownie i Wilnie. Z kopii szyfrogramu z dnia 31.01.1944 r. autorstwa Genrikasa Zimanasa (Henocha Zimana), I Sekretarza Południowego Obwodowego Komitetu KP Litwy, a jednocześnie dowódcy Południowej Brygady Partyzanckiej do Naczelnika Litewskiego Sztabu Ruchu Partyzanckiego w Moskwie Antanasa ˘Snieckusa wynika, że: ’29 stycznia połączona grupa oddziałów wileńskich, oddziału 'Śmierć Okupantom’, 'Margirio’ i grupy specjalnej Sztabu Generalnego całkowicie spaliły najbardziej zagorzałą w samoobronie wieś powiatu Ejszyskiego Koniuchy (…)’.
Śledztwo toczy się w sprawie. Nie przedstawiono dotychczas nikomu zarzutu popełnienia tej zbrodni. Genrikas Zimanas zmarł 15 lipca 1985 r. w Wilnie. Znane są nazwiska dowódców oddziałów 'Śmierć okupantowi’, 'Śmierć faszyzmowi’, 'Piorun’, 'Margirio’, im. A. Mickiewicza, lecz zgromadzony materiał dowodowy nie pozwala na stwierdzenie w sposób jednoznaczny, że faktycznie oni dowodzili grupami partyzantów ze swych oddziałów, którzy uczestniczyli w ataku.
W toku śledztwa przesłuchano kilkudziesięciu świadków – byłych żołnierzy z 5 batalionu 77 pp Armii Krajowej, którzy stacjonowali w pobliżu wsi, naocznych świadków zbrodni, krewnych ofiar, byłych partyzantów sowieckich. Zgromadzono obszerny materiał archiwalny w postaci meldunków policji litewskiej, szyfrogramów partyzantów sowieckich, kopii akt osobowych partyzantów sowieckich, w których to aktach są adnotacje, że uczestniczyli oni w ataku, kopii dzienników bojowych sowieckich oddziałów partyzanckich, kopii wspomnień partyzantów z Puszczy Rudnickiej. Trudność w prowadzonym śledztwie, poza odległością czasową od daty popełnienia zbrodni, sprawia fakt, iż Koniuchy położone są na terytorium Republiki Litewskiej, zaś siedziba ówczesnej gminy Bieniakonie na terenie Republiki Białoruś, stąd potrzeba korzystania w toku postępowania z zagranicznej pomocy prawnej. Wnioski o zagraniczną pomoc prawną skierowano do Federacji Rosyjskiej, Republiki Białorusi, Kanady, Izraela i trzykrotnie do Republiki Litewskiej”.

Kto brał udział w tej akcji?
Gdy przed kilkoma laty prokuratura litewska zainteresowała się mordem w Koniuchach w toku śledztwa dotyczącego byłych sowieckiech partyzantów Yitzhaka Arada (Rudnickiego) oraz Fani Jocheles Brancowskiej, powstał międzynarodowy szum. Oskarżenia pod adresem Litwy posypały się lawinowo, mimo że udział Brancowskiej w napadzie na Koniuchy opisała jej przyjaciółka Rachel Margolis w wydanym w 2006 r. w Wilnie po rosyjsku pamiętniku pt. „Niemnogo swieta wo mrakie”. Margolis wówczas wchodziła w skład żydowskiego oddziału partyzanckiego „Ku Zwycięstwu” pod dowództwem Szmuela Kaplinsky’ego, który był częścią tzw. Brygady Wileńskiej. Tak w swym pamiętniku Margolis wspominała akcję rzekomo skierowaną przeciwko nieistniejącemu garnizonowi w Koniuchach:
„We wsi Kaniuki [sic!] był garnizon faszystów, który obejmował drogę partyzantów do regionu i był dla nas bardzo niebezpieczny. Komenda brygady zadecydowała wszcząć bitwę z garnizonem i wysłać tam wszystkie swoje oddziały. Fania [Jocheles] poszła na akcję z grupą [żydowskiego] oddziału „Mściciel”. Poszli też i nasi [tzn. z oddziału „Ku Zwycięstwu”].
Wrócili po kilku dniach z rannymi. [Według sprawozdania sowieckiego nie było rannych po stronie sowieckiej – przypis H.S.]. Bitwa bardzo się przedłużała. Partyzanci okrążyli garnizon, lecz faszyści byli wyjątkowo dobrze uzbrojeni i odrzucili wszystkie ataki. Skrzydła żydowskich oddziałów zostały złamane, i partyzanci cofnęli się stromo. Wówczas [Elhanan] Magid skoczył na kamień i krzyknął: 'Jesteśmy Żydami. Pokażemy im, co potrafimy zrobić. Naprzód, towarzysze’.
Nasi chłopcy wytrzeźwieli, wrócili i zwyciężyli. […] Wszyscy byli uniesieni radością: wrócili zwycięzcy, pomimo że wróg miał znaczną przewagę. Garnizon w Koniuchach już nie istniał.
Fania opowiadała o Magidzie, który mówił słabo po rosyjsku, w sposób bardzo śmieszny. Wyszło mu: 'Jesteśmy Żydami. Pokażemy im, co posiadamy’. Wszyscy ryczeliśmy ze śmiechu, i to powiedzenie zostało w naszych rozmowach”.
Pomimo tego dość szczegółowego opisu, kiedy sprawa litewskiego śledztwa stała się głośna, Fania Jocheles Brancowska zaprzeczyła, jakoby brała udział w tej akcji. Natychmiast zmobilizowano międzynarodową kontrakcję. W sukurs przyszły ambasady amerykańska, brytyjska, austriacka i irlandzka w Wilnie, które zaczęły Brancowską fetować. Prezydent Niemiec przyznał jej nagrodę.
Zdobycie rzekomego garnizonu to pierwszy zaproponowany wariant na usprawiedliwienie akcji w Koniuchach. Ma on swoje źródło w wojennych meldunkach sowieckiej partyzantki. Jednak dzisiaj, kiedy fałszywa informacja o rzekomym garnizonie została zdemaskowana, nie za bardzo nadaje się on do akcji propagandowej czy obronnej. Źadnego garnizonu tam po prostu nie było.

„Winne” są ofiary
Na zapas wykreowano zatem jeszcze jeden wariant, by usprawiedliwić masakrę w Koniuchach. Według nowej wersji partyzanci mścili się na chłopach, którzy jakoby zostali dobrze uzbrojeni przez Niemców i zaczęli napadać na partyzantów. Powtórzyła ją ostatnio żydowska historyk Dina Porat w świeżo wydanej książce o Abbie Kovnerze, przetłumaczonej na angielski, pt. „The Fall of a Sparrow”. Sam Kovner miał zwołać partyzantów po „udanej” akcji i pochwalić zwłaszcza tych, którzy odznaczyli się w walce. Jeden z uczestników – Senka Nisanelewicz, wspominał, że partyzanci byli niezadowoleni z przemowy Kovnera, który im jednak tłumaczył, iż żydowscy partyzanci nie powinni zachowywać się tak jak Niemcy. Po latach Nisanelewicz przyznał mu rację: „Byliśmy młodzi i zapalczywi, wszystko straciliśmy i paliliśmy się do zemsty. (…) Jednak miał rację: za daleko się posunęliśmy”.
Występując w imieniu Stowarzyszenia Litewskich Żydów w Izraelu, Abe Lawre połączył oba warianty:
„Koniuchy to żadna niewinna wieś, lecz ufortyfikowana pozycja niemieckich oddziałów antypartyzanckich i ich miejscowych kolaborantów. Włóczyli się po okolicznych terenach, polując na partyzantów i Żydów, i zabili każdego napotykanego. Gdyby garnizon w Koniuchach wygrał bitwę, żaden partyzant lub Żyd nie uniknąłby tortur i okrutnej śmierci z rąk miejscowej ludności”.
Niestety, żaden z wariantów podanych przez stronę żydowską nie nadaje się do afirmacji według metodologii Jana T. Grossa, słusznie odrzuconej przez historyków tej miary, co Samuel Gringauz, Raul Hilberg czy Christopher Browning.
Przypomnijmy dla porównania przebieg niezwykle intensywnego śledztwa w sprawie mordu w Jedwabnem. Przeprowadzono go w ciągu półtora roku, a już w 2002 r. wydana została ogromna dwutomowa „biała księga”, licząca ponad 1500 stron i zawierająca podstawowe dokumenty oraz analizy historyczne, socjologiczne i prawne.

Hanna Sokolska

Autorka jest rzecznikiem prasowym Kongresu Polonii Kanadyjskiej – Okręg Toronto.

Za: Nasz Dziennik, Piątek, 29 stycznia 2010, Nr 24 (3650) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100129&typ=my&id=my11.txt

Skip to content