Aktualizacja strony została wstrzymana

Dwa socjalizmy

Fałszowanie pojęć przez współczesnych socjalistów zaciemnia nasze rozumienie historii i polityki

Z punktu widzenia historycznego mocno zastanawiający jest chaos pojęciowy, jaki dotyczy systemów politycznych i ideologicznych z czasów II wojny światowej. Jako ogólnie przyjęte uznano stwierdzenie, że system hitlerowski w Niemczech zaliczyć można do ustrojów „skrajnie prawicowych”, zaś ustrój stalinowski miałby być „skrajnie lewicowy”. Powszechne jest używanie terminu „faszyzm” na określenie niemieckiego narodowego socjalizmu, tak jakby nie różnił się on niczym od ustroju włoskiego (Mussolini). Równie wielkie zamieszanie budzi porównywanie nacjonalizmu niemieckiego z nacjonalizmami krajów katolickich, takich jak Hiszpania czy Polska. Taka uproszczona wizja świata powoduje ogromne nieporozumienia i zafałszowania w tzw. polityce historycznej i wywołuje nieprawdopodobny wręcz zamęt.

Tymczasem tak ustrój sowiecki, jak i niemiecki można zakwalifikować do kategorii tzw. socjalizmów; przy czym w Moskwie dominował socjalizm kolektywistyczny, w Niemczech – socjalizm narodowy. Obie te wizje starały się zrealizować pewne utopijne założenia, zaczerpnięte z idealistycznych, postoświeceniowych systemów filozoficznych (marksizm, heglizm, nietzscheanizm, darwinizm itp.). Jak pisze prof. Henryk Kiereś, w socjalizmie „państwo jest logicznie i faktycznie przed człowiekiem, zatem człowiek to wyłącznie surowiec, który jest przetwarzany przez państwo-maszynę pod kątem założonej przez państwo idei człowieka” (H. Kiereś, Trzy socjalizmy, Lublin 2002).

Nie pasujesz do socjalizmu, więc giń
Pierwotnym projektem utopijnego państwa w epoce nowożytnej było państwo francuskie z czasów XVIII-wiecznej rewolucji, zaprojektowane w dużej mierze jako idealistyczna wizja życia społecznego mająca prowadzić do wyzwolenia obywateli z dotychczasowego ucisku. Przy czym owo wyzwolenie miało mieć niemalże religijny, mesjanistyczny charakter. Socjalizmy funkcjonują w życiu publicznym jako coś w rodzaju quasi-religii, ze specyficzną teorią zbawienia. Organizacja państwa przypomina czasem starożytne teokracje starające się w sposób niewolniczy podporządkować całość życia człowieka. Jak pisze Kiereś: „Idea socjalizmu, w imię lansowanej utopii, rządzi i tumani trudną do rozpoznania, perfidną kombinacją nadziei i terroru; rozbudzanie nadziei należy do propagandy, a terror do cenzury i ludobójstwa. Ta nierozerwalna kombinacja, w której zgoda na terror jest warunkiem nadziei na osiągnięcie celu zaprojektowanego przez… utopię, powoduje, że ludobójstwo i cenzura znajdują moralne usprawiedliwienie oraz prawną sankcję (ochronę!), a jest to niezależne od tego, czy miejscem eksterminacji jest obóz koncentracyjny, szpital psychiatryczny czy też szpital, w którym na podstawie społecznego (demokratycznego) consensusu (konwencji) dokonuje się aborcji, eutanazji lub sterylizacji. Dla socjalisty zabicie człowieka nie pasującego do Idei Człowieka jest nie tylko obowiązkiem, ale również aktem najwyższego humanizmu”. Terror zatem jest niejako z góry wpisany w projekt państwa utopijnego, gdyż można ze stuprocentową pewnością założyć, że ludzie nie będą pasować do socjalistycznych założeń. Konieczne staje się zatem „dopasowanie” ludzi do teorii (a nie odwrotnie). Socjaliści starali się poprzez totalitarne państwo ingerować we wszystkie sfery życia człowieka, od moralności począwszy (moralność socjalistyczna), a na sztuce kończąc (socrealizm). Tak było zarówno w państwie niemieckim, jak i sowieckim. Owo religijne wręcz podejście do ideologii kończyło się zwykle tworzeniem w całym systemie państwowym spersonalizowanego quasi-bóstwa. W Niemczech był nim Hitler, w Sowietach – Stalin, w Chinach – Mao itp. Oczywiście tak pojęta utopijna quasi-religia w sposób niezwykle ostry zwalczała tradycyjne religie, w szczególności chrześcijaństwo. Jak pisał przedwojenny jezuita polski ks. Jan Urban: „Głęboki sens walki między chrześcijaństwem, lub ściślej wyrażając się – katolicyzmem, a sztandarem czerwonym, w tym się zawiera, że socjalizm usiłuje być religią, że ma nawet pretensję do tego, by się stać jedyną religią przyszłości. (…) To nie paradoks: socjalizm jest religią mimo tylokrotnie powtarzanych zapewnień, że zagadnienia religijne są mu obce, on jest – powiedzmy – religią na wspak, religią odwróconą niby surdut do góry podszewką, religią bez Boga, materialistyczną, bądź co bądź jest jakąś religią”.

Brunatny i czerwony terror
Podobieństwa między systemem hitlerowskim i stalinowskim stają się bardziej widoczne, im głębiej postępują badania nad oboma systemami. Co ciekawe, na systemie sowieckim wzorowało się wielu narodowych socjalistów. Dotyczy to nade wszystko metod działania. Sam Hitler mówił 18 września 1922 r.: „Marksiści uczą: jeżeli nie będziesz mi bratem, rozbiję ci łeb. Naszym hasłem musi być: jeżeli nie będziesz Niemcem, rozbiję ci łeb; jesteśmy bowiem przekonani, że nie zwyciężymy bez walki. Musimy walczyć za pomocą naszych idei, ale jeżeli zajdzie potrzeba, także pięściami” (Alan Bullock, Hitler – studium tyranii, przeł. T. Evert, Warszawa 1997). W innym miejscu Hitler, w dyskusji z radykalniejszym od siebie narodowym socjalistą Ottonem Strasserem, mówił: „Jestem socjalistą (…). Nie ma innych rewolucji prócz rewolucji rasowych; nie może być rewolucji politycznej, ekonomicznej lub socjalnej, zawsze jest to tylko walka niższej warstwy, gorszej rasy przeciwko panującej wyższej rasie i jeżeli ta wyższa rasa zapomni o swoim prawie do życia, to poniesie klęskę”. W jego rozumieniu po zwycięstwie narodowego socjalizmu zapanować miało „porozumienie między różnojęzycznymi elementami jednej wspaniałej rządzącej rasy”. Widać tu uderzające wręcz podobieństwo do pragnień bolszewików zmierzających do zintensyfikowania walki klas i ostatecznego zaprowadzenia w świecie społeczeństwa bezklasowego. Gdybyśmy zatem w usta Hitlera włożyli zamiast słowa „rasa” termin „klasa”, jego tezy mógłby wygłosić nawet najbardziej zagorzały komunista.
Owa współpraca dwóch socjalizmów, niemieckiego i sowieckiego, jest nam dobrze znana z czasów traktatu Ribbentrop – Mołotow. Z jednej strony mordy w Katyniu i Miednoje oraz wywózki na Sybir, z drugiej Akcja AB i obozy koncentracyjne. Wszystko to zadziwia niebywałym okrucieństwem, a zarazem zaskakującym podobieństwem. Skala owych zbrodni znowu rodzi pytanie o przyczyny takiego zacietrzewienia. Doskonale uchwycił ten problem Richard Pipes, opisując terror w Rosji sowieckiej: „Mimo jego rozpaczliwych wysiłków w celu wyparcia się ojcostwa 'czerwony terror’ był duchowym dzieckiem Lenina. Strażnikiem tego nie uznawanego potomstwa był Dzierżyński, założyciel i szef Czeki. W roku wybuchu rewolucji miał prawie 40 lat. Urodził się w pobliżu Wilna w patriotycznej polskiej rodzinie szlacheckiej, ale zerwał z religijną i narodową spuścizną rodziny i wstąpił do Socjaldemokratycznej Partii Litwy, poświęcając się agitatorskiej i organizatorskiej działalności zawodowego rewolucjonisty. Jedenaście lat spędził w carskich więzieniach i na katordze. Były to trudne lata, toteż pozostawiły w jego psychice nie zabliźnione rany; jednocześnie rozwinął w sobie niezłomną wolę połączoną z nienasyconą żądzą zemsty. Był zdolny do popełniania najstraszliwszych okrucieństw bez przyjemności, z poczucia idealistycznego obowiązku. Chudy i ascetyczny, z religijnym oddaniem wykonywał instrukcje Lenina; 'burżujów’ i 'kontrrewolucjonistów’ posyłał pod salwy plutonów egzekucyjnych (…)” (R. Pipes, Rewolucja rosyjska, Warszawa 1994). W hitlerowskich Niemczech również możemy znaleźć cały szereg „chudych i ascetycznych” fanatyków mordujących miliony niewinnych istot ludzkich. Owo „religijne oddanie” socjalistycznej utopii w sposób niezwykły motywowało tych zbrodniarzy.

Z nienawiści do chrześcijaństwa
Mało kto dziś zastanawia się nad symboliką używaną przez Niemców i bolszewików. Czerwona sowiecka flaga w swej barwie niczym nie różniła się od flagi narodowosocjalistycznych Niemiec. W obu krajach świętowano 1 maja. W obu kreowano tzw. model gospodarki planowej, sterowanej przez państwo (oczywiście w ZSRS na sposób o wiele bardziej radykalny). Moglibyśmy znaleźć dużo więcej takich podobieństw. Jednakże oponenci najczęściej posługują się argumentem, że hitlerowcy nie byli tak skrajnie antychrześcijańscy i odwoływali się do narodu, co miałoby ich sytuować po prawej stronie sceny politycznej. Pamiętajmy jednak, że ich koncepcja narodu była rasistowska, a więc stojąca w skrajnej sprzeczności do wizji chrześcijańskiej (naród jako wspólnota zbudowana na bazie kultury chrześcijańskiej). Nietzscheańska etyka, na którą się powoływali, również odrzucała zasady Dekalogu. Prześladowanie Kościoła miało mniejszy zasięg tylko z powodów taktycznych oraz ze względu na fakt, że hitlerowcy rządzili krócej niż bolszewicy. Jeszcze w czasie II wojny światowej Hitler mówił: „Zło, które przeżera nasze siły, to księża obu wyznań. W tej chwili nie mogę ich tak potraktować, jak na to zasługują, ale… to wszystko jest zapisane w mojej księdze. Przyjdzie czas, kiedy się z nimi porachuję… Jeszcze o mnie usłyszą. Nie będę brał przykładu z żadnych sądów”. I w innym miejscu również w czasie wojny: „Dogmat chrześcijaństwa ustępuje przed rozwojem nauki… Mity powoli się wykruszają. Pozostaje tylko stwierdzić, że natura nie zna granicy między organicznym i nieorganicznym. Kiedy znajomość wszechświata się rozpowszechniła, kiedy większość ludzkości już wie, że gwiazdy nie są źródłem świata, lecz światami, może zamieszkanymi tak jak nasz, wtedy doktryna chrześcijaństwa staje się absurdem… Człowiek, który żyje w łączności z naturą, musi się znaleźć w opozycji do Kościoła i dlatego Kościół zmierza ku upadkowi – bo nauka musi zwyciężyć”. Owo postpozytywistyczne głoszenie triumfu „nauki” nad wiarą wiele mówi o stosunku narodowych socjalistów do chrześcijaństwa.
Podsumowując, należy jednoznacznie stwierdzić, że w XX wieku przeżyliśmy dominację dwóch nieludzkich, zbrodniczych socjalizmów, które starały się wprowadzić w życie utopijne założenia życia społecznego. Triumf owych utopii oznaczał olbrzymie prześladowanie chrześcijaństwa i zbrodnie określane mianem ludobójstwa. Powraca tylko pytanie, dlaczego tak skutecznie udaje się dziś współczesnym europejskim socjalistom wprowadzić zamęt pojęciowy, który tak mocno zaciemnia nasze rozumienie współczesnej historii i współczesnej polityki.

Prof. Mieczysław Ryba

Za: Nasz Dziennik, Piątek, 8 stycznia 2010, Nr 6 (3632) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100108&typ=my&id=my21.txt

Skip to content