Aktualizacja strony została wstrzymana

Groteskowe spektakle – Stanisław Michalkiewicz

Szanowni Państwo!

Czy zwrócili Państwo uwagę, że życie publiczne w Polsce ulega coraz większej teatralizacji? W teatrze, jak wiadomo, występują aktorzy. Nie mówią oni od siebie, tylko powtarzają wyuczoną rolę i odgrywają sceny zaprojektowane przez reżysera. Starają się oczywiście, by przedstawienie wypadło jak najbardziej naturalnie, to znaczy – tak, jakby to wszystko działo się naprawdę – ale wszyscy przecież wiedzą, że to tylko fikcja i że aktor, dajmy na to, zabity w ostatnim akcie, pod zakończeniu spektaklu wstanie jak gdyby nigdy nic i wraz ze swym zabójcą będzie kłaniał się oklaskującej go publiczności.

Takiej właśnie teatralizacji ulega nasze życie publiczne i to tym bardziej, im bardziej jego kształtowanie wymyka nam się z rąk. Weźmy takich polityków; jeden do drugiego coraz bardziej podobny, jak dwie krople wody – ale bo też nie tylko słuchają tych samych stylistów, którzy dobierają im podobne krawaty i tresują do identycznych gestów i sportowych uśmiechów, ale przede wszystkim – recytują role napisane dla nich przez starszych i mądrzejszych. Jest to zresztą zgodne z naszą państwową tradycją.

18 kwietnia 1694 roku biskup wileński Konstanty Kazimierz Brzostowski w tamtejszej katedrze wyklinał hetmana Kazimierza Jana Sapiehę. Nie chodziło oczywiście o żadne przewinienia natury religijnej, tylko o hiberny, czyli kwaterunki wojskowe, jakie hetman Sapieha wyznaczył w posiadłościach biskupich. Inna rzecz, że zrobił to złośliwie, bo biskup Brzostowski był stronnikiem króla Jana III Sobieskiego, z którym hetman Sapieha był już podówczas skonfliktowany. Ale nie o to w tej chwili chodzi, tylko o samą klątwę. Biskup Brzostowski stojąc w pontyfikalnych szatach na ambonie wymawiał słowa klątwy, wykluczającej przeklętego z ludzkiej wspólnoty: od ognia, od wody, od stołu i dachu. Kiedy zaś na koniec po trzykroć zakrzyknął: „anatema, anatema, anatema!” – wówczas zgromadzona w katedrze szlachta rzuciła na posadzkę trzymane uprzednio w rękach zapalone świece na znak, że przyłącza się do przekleństwa. Na tym ceremonia się zakończyła, po czym wszyscy, prosto z katedry poszli do wyklętego przed chwilą Sapiehy, ponieważ tego dnia wydawał on huczne przyjęcie. Krótko mówiąc – wyklinanie swoją drogą, a wypicie i zakąszenie – swoją.

Z tego właśnie punktu widzenia warto spojrzeć na demonstrację, jaką w ostatni wtorek urządziła przed Kancelarią Premiera Solidarność. Niby wszystko było jak trzeba; i groźne hasła na transparentach i wyjące syreny i płonące opony, a nawet petardy – ale wszyscy doskonale wiedzieli, że to tylko takie przedstawienie, że to nie naprawdę, bo właśnie pan przewodniczący Śniadek łamie się opłatkiem z panem ministrem Michałem Bonim i obydwaj życzą sobie wszystkiego najlepszego. Zdawali sobie z tego sprawę nie tylko odgrywający sceny protestu związkowcy, ale również i policjanci, którzy teoretycznie mieli powstrzymywać ich przed ekscesami. Byli to pewnie ci sami policjanci, którzy w tym samym miejscu demonstrowali dwa tygodnie wcześniej i nawet krzyczeli: „zło-dzie-je, zło-dzie-je!” – ale żaden się nie ruszył, by tych złodziei złapać i oddać w ręce sprawiedliwości. Dlatego też rząd nic sobie z tych wszystkich demonstracji nie robi, to znaczy oczywiście udaje, że bardzo się nimi przejmuje, odbiera od demonstrantów różne petycje, a nawet wdaje się z nimi w rozmowy, ale tylko dlatego, że te widowiska mają taką dramaturgię, podczas gdy tak naprawdę, to rząd nic nie może, ponieważ zarówno on, jak i prostestujący, odgrywają tylko role rozpisane wcześniej przez starszych i mądrzejszych, którzy te wszystkie widowiska reżyserują.

Z tego własnie punktu widzenia warto spojrzeć również na zapowiadane już zgłoszenie własnej kandydatury w przyszłorocznych wyborach prezydenckich przez doktora Andrzeja Olechowskiego. Pan doktor Olechowski, wśród zalet „fizjologicznych i innych”, ma również i tę, że w przeszłości był tajnym współpracownikiem sławnego „wywiadu gospodarczego”. Francuzi mówią, że „kto raz był królem, ten zawsze zachowa majestat”, więc i o współpracy doktora Olechowskiego ze sławnym „wywiadem gospodarczym” niekoniecznie musimy mówić w czasie przeszłym. W tej sytuacji zapowiedź wystawienia kandydatury doktora Olechowskiego może oznaczać, że starsi i mądrzejsi pragną przejąć ręczne sterowanie tubylczą polityczną sceną, bez uciekania się do pośrednictwa statystów w rodzaju premiera Donalda Tuska. Nawiasem mówiąc, dopiero w tym kontekście lepiej rozumiemy inicjatywę pana premiera, żeby zmienić konstytucję w taki sposób, by wszystkie uprawnienia władcze prezydenta przejął premier. Najwyraźniej premier Tusk musiał skądś się dowiedzieć, że już nie jest przewidziany na prezydenta i w desperacji wpadł na taki pomysł uratowania przynajmniej pozorów.

Ale mniejsza z tym, bo znacznie ciekawsza jest finansowa strona kandydatury pana doktora Olechowskiego. Jak wiadomo, związał się on był ostatnio ze Stronnictwem Demokratycznym, którego ówczesny przewodniczący Paweł Piskorski zamierzał sfinansować mu kampanię prezydencką ze środków uzyskanych ze sprzedaży licznych nieruchomości SD. Ale działacze tej partii, którzy z administrowania tymi nieruchomościami spokojnie sobie żyją, zdecydowanie się temu pomysłowi sprzeciwili i nawet pozbawili pana Piskorskiego zaszczytu przewodzenia tej sławnej partii. W tym momencie rodzi się pytanie, kto panu doktorowi Olechowskiemu sfinansuje kampanię wyborczą?

Odpowiedź na to pytanie dostarczy niezwykle cennej wskazówki zarówno co do pozycji samego pana doktora Olechowskiego i co do zobowiązań politycznych, jakie mógłby z tego tytułu zaciągnąć, ale również – wskazówki co do prawdopodobniej przyszłości naszego państwa, zwłaszcza gdyby pan doktor Olechowski prezydentem został, czego przecież wykluczyć nie można. Wspominam o tym również dlatego, że na mieście uporczywie krążą fałszywe pogłoski, jakoby sponsorem kampanii wyborczej pana doktora Andrzeja Olechowskiego miał być sam słynny „filantrop”, czyli międzynarodowy finansista Jerzy Soros. Gdyby te fałszywe pogłoski okazały się z jakiegoś powodu prawdziwe, byłby to nieomylny znak, że starsi i mądrzejsi w sprawie przyszłości naszego kraju już podjęli decyzje, których treść zostanie nam z pewnością objawiona, ale nie wcześniej, niż po zakończeniu przedstawienia pod tytułem „Tubylcze wybory prezydenckie”.

Mówił Stanisław Michalkiewicz

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   Radio Maryja   17 grudnia 2009

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Myśląc Ojczyzna” jest emitowany w Radiu Maryja w każdą środę o godz. 20.50 i powtarzany w czwartek. Komentarze nie są emitowane podczas przerwy wakacyjnej w lipcu i sierpniu.

Tu znajdziesz komentarze w plikach mp3 – do wysłuchania lub ściągnięcia.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1059

Skip to content