Znając historię spekulacji finansowych, łatwo można uchwycić naturę obecnego kryzysu ekonomicznego, jak też wszelkich innych – będących następstwem pękania baniek spekulacyjnych na jakimś polu aktywności gospodarczej, do którego odnoszą się instrumenty finansowe.
KILKA UWAG OGÓLNYCH
Zagadnienie wzajemnej relacji sfery finansowej i gospodarki realnej należy do najbardziej fundamentalnych kwestii ekonomicznych. Łamały sobie głowę nad nim najtęższe umysły, odkąd problematyka gospodarcza została wyodrębniona jako autonomiczna dyscyplina naukowa. Historia spekulacji finansowych nowożytnego świata w tym samym mniej więcej okresie zaznacza swoje początki. Zasadnicza problematyka, z którą na tym polu boryka się ludzka myśl, polega na tym, w jaki sposób dochodzi do tego, że sfera finansowa w którymś momencie nadmiernie odrywa się od sfery gospodarki realnej i jak temu zapobiec, a jeśli nie uda się temu zapobiec – jak nie dopuścić do tego, by kryzys finansowy nie przerodził się w głęboką recesję, czyli kryzys gospodarki realnej, skutkujący dużym spadkiem wytwarzanego społecznie produktu i większą niż naturalna stopą bezrobocia.
Ekonomia jest nauką społeczną, która bazuje na kilku prostych założeniach z zakresu ludzkiego działania oraz przyjmuje określoną na gruncie filozoficznym koncepcję człowieka, formułując związane z wytwarzaniem i wymianą dóbr gospodarczych prawidłowości. Istnieje kilka głównych szkół ekonomicznych, których przedstawiciele w odmienny sposób patrzą na zmienną rzeczywistość gospodarczą i z pozycji przyjmowanych przez siebie założeń dokonują interpretacji zjawisk i formułują odpowiednie zalecenia odnośnie polityki gospodarczej. Główna linia podziału (wiąże się z nią ściśle zagadnienie regulacji sektora finansowego) przebiega w odniesieniu do zakresu i charakteru dopuszczalnych interwencji państwa (rządu i instytucji publicznych) w gospodarkę. Nie budzą natomiast kontrowersji wśród przedstawicieli poszczególnych szkół ugruntowane w nauce ekonomii fundamentalne pojęcia oraz prawa będące pochodną ludzkiego działania w wymiarze zbiorowym (np. popyt, podaż i związane z nimi kształtowanie się na rynkach cen równowagi).
Nie budzi zastrzeżeń pojęcie wartości użytkowej dobra gospodarczego oraz pojęcie wartości wymiennej, która – choć powiązana z wartością użytkową – nie musi się dokładnie dla poszczególnych podmiotów pokrywać z wartością użytkową. Właśnie w grze między wartością użytkową a wartością wymienną pewnego rodzaju dóbr (w odniesieniu do instrumentów finansowych u zarania ich rynku mówiono o wartości wymiennej obligacji czy akcji oraz ich „wartości wewnętrznej”, powiązanej z możliwymi odsetkami lub dywidendą) – w grze między tymi wartościami należy poszukiwać powtarzających się sukcesywnie zjawisk odrywania się sfery finansowej od sfery gospodarki realnej.
ROLA POŚREDNICTWA FINANSOWEGO
Swego rodzaju naturą pośrednictwa finansowego (bankowości, instytucji pożyczkowych, ubezpieczycieli) jest poszukiwanie wysokiej renty, pozwalającej kapitałom finansowym (funduszom, środkom pieniężnym) zyskać więcej niż trzeba będzie zapłacić tym, którzy ze względu na swoją preferencję czasową powierzyli pośrednikom środki pieniężne i fundusze (w formie oszczędności). Jeśli dołożymy do tego indywidualnych inwestorów i ich naturalną lub podszytą chciwością, mówiąc pejoratywnie (w odniesieniu do niektórych nie będzie to przesada) – jeżeli dołożymy ich pogoń za wysoką rentą – otrzymamy zakorzenioną głęboko w człowieku i jego działaniach podstawę zjawisk, określanych niekiedy mianem „bańki spekulacyjnej”, która – będąc czymś, co jest nadmiernie napompowane i puste w środku – pęka w najmniej oczekiwanym momencie, doprowadzając do ruiny wielu, którzy pośrednio lub bezpośrednio stali się ofiarami nadmuchiwania tego „czegoś”, co w wartości wymiennej zbytnio oderwało się od swojej realnej wartości użytkowej…
W wymianie wszelkich dóbr uczestniczy pieniądz, więc w pierwszej kolejności sfera gospodarki finansami (zwłaszcza pieniądz pożyczkowy z natury poszukujący wysokiej renty) pada ofiarą pęknięcia bańki spekulacyjnej. – Oto „coś”, co miało dużą cenę wyrażoną w mierniku pieniężnym (udostępnianym niejednokrotnie w wyniku licznych i łatwo dostępnych pożyczek) dzięki nakręcającym wartość wymienną transakcjom kupna, które przeważają nad transakcjami sprzedaży – z dnia na dzień traci swą wartość, gdy transakcje sprzedaży zaczynają przeważać nad transakcjami kupna. Giną w tym pieniądze realnie wydane, a pozostają niespłacone należności, których wątpliwa wartość nie pozostawia złudzeń.
W czasach, gdy pieniądz był kruszcowy lub banknoty miały oficjalnie pokrycie w odpowiednich ilościach szlachetnych metali – odwrót od instrumentów finansowych odnoszących się pierwotnie do czegoś z obszaru gospodarki realnej, wywierał gwałtowną presję na pośredników finansowych (banki), których rezerwy złota lub srebra okazywały się zbyt małe (instytucje pośrednictwa finansowego na równi z innymi – pośrednio lub bezpośrednio – inwestowały w instrumenty, których wartość wymienna zwyżkowała) i nie mogły zaspokoić nagłego wzrostu zapotrzebowania na kruszec (pieniądz kruszcowy). Powodowało to kryzys finansów, który dodatkowo potęgował narastającą atmosferę braku zaufania do wszystkiego, w czym upatrywano dotychczas jakąkolwiek wartość transakcyjną.
Odejście od pieniądza kruszcowego niewiele zmieniło (praktycznie nic) w istocie kryzysów finansowych, będących następstwem pękania „baniek spekulacyjnych”. Zamiast rezerw złota współczesne instytucje pożyczkowe utrzymują rezerwy walut, które są daleko niewystarczające w sytuacji, gdy z dnia na dzień wszyscy depozytariusze (w wyniku nagłej utraty zaufania) ruszyliby do kas bankowych, by zamienić swoje depozyty na gotówkę. Próba ściągnięcia przez pośredników finansowych wszystkich swoich należności ze sfery gospodarki realnej, zwłaszcza z tego obszaru, który podlegał spekulacji i na którym doszło do pęknięcia bańki – skazana jest na niepowodzenie, podobnie jak liczenie na pożyczkę od innych banków (kto dofinansuje bankruta?). Krajowy bank centralny zobowiązany jest jedynie do pokrywanie zaledwie pewnej część depozytów ludności… Zatem płynność finansowa sektora bankowego jawiła się i nadal jawi wielu ekonomistom jako zadanie pierwszorzędne w zaradzeniu następstwom rozbuchanej nadmiernie spekulacji…
DYSKUSJE
Między szkołami ekonomicznymi w okresach kryzysu narasta zażarta wymiana argumentów. Liberałowie, tuż po pęknięciu banki spekulacyjnej, znajdują się niejako w odwrocie. Bronią się po czasie, wskazując na błędy rządu i instytucji publicznych, mających tworzyć bezpieczne ramy (automatyczne bezpieczniki koniunktury, jak powiedzielibyśmy za Miltonem Friedmanem) dla wolnej i nieskrępowanej gry sił rynkowych, zaś zwolennicy interwencjonizmu państwowego (keynesiści po wielkim kryzysie końca lat 20. XX w., obecnie zaś zwolennicy tzw. ekonomi instytucjonalnej) podnoszą od nowa argument o nieskuteczności rynków, domagając się większych regulacji i bardziej skutecznych obwarowań, zwłaszcza w sektorze finansowym. Oskarżają liberałów o sprowokowanie zaistniałej sytuacji poprzez przymykanie oczu na istniejące regulacje lub jawne i bez żadnych hamulców obchodzenie wszelkich aktualnie funkcjonujących obwarowań, będących następstwem większości minionych kryzysów finansowych, które przeradzały się w dotkliwe recesje gospodarcze.
ODROBINA HISTORII
W swojej dobrze udokumentowanej książce „Historia spekulacji finansowych”, Edward Chancellor obejmuje okres od XVII wieku po rok 2001 (w wydaniu polskim). Nie ma w niej wprawdzie mowy o dzisiejszym kryzysie, ale po prześledzeniu historii wszystkich wcześniejszych, łatwo możemy uchwycić naturę obecnego jak też wszelkich innych, będących następstwem pękania baniek spekulacyjnych na jakimś polu aktywności gospodarczej, do którego odnoszą się (podobne jak do wszystkich innych obszarów gospodarki realnej) instrumenty finansowe. Współcześnie w Ameryce doszło do pęknięcia bańki na ogromną skalę. Obszarem nadmiernego pompowania wartości transakcyjnej, za którą stał łatwy kredyt hipoteczny, były nieruchomości (domy mieszkalne ogromnej liczby Amerykanów), więc problem jest szerszej natury (jego materia nie dotyczy tylko zagadnień sektora finansowego) – jest to problem także społeczny.
Nowożytną historię spekulacji finansowych (tak to generalnie ujmuje wspomniany E. Chancellor) rozpoczyna tulipanomania. W siedemnastowiecznej Holandii wyścig spekulacyjny za dobrem rzadkim, jakim miała być cebulka czarnego tulipana, doprowadził w pewnym momencie do sytuacji, gdzie cena cebulki równała się wartości kamienicy w Amsterdamie… Pod zastaw tak wartościowej cebulki można było mocno się zapożyczyć, następnie, gdy cena spekulacyjna nadal zwyżkowała – można było sprzedać cebulkę, spłacić długi i jeszcze nieźle na tym zarobić…
Mechanizm powyższy obecny jest we wszystkich procesach spekulacyjnych. Zmieniają się tylko rodzaje „cebulek”. Były nimi akcje spółek nurkowych w Anglii w latach 90. XVII wieku, były akcje Kompanii Mórz Południowych w latach 1719-1720, były akcje firm budujących kanały pomiędzy rzekami w drugiej połowie XVIII w., były akcje i obligacje związane z pożyczkami dla wyzwolonych krajów Ameryki Południowej w związku z kopalniami, które – znajdując się w tych krajach – miały przynosić fortunę (wczesne lata 20. XIX w.), były akcje spółek kolejowych w latach 40. XIX w. w Anglii i w latach 60. w Ameryce Północnej, były wreszcie akcje licznych fabryk upowszechniających wynalazek auta czy radia w latach 20. XX wieku, były obligacje śmieciowe w USA pod rządami Reagana w latach 80. XX w., były akcje firm japońskich na przełomie lat 80. i 90. XX w. oraz akcje licznych firm internetowych pod koniec lat 90. XX w., ostatnio zaś nieruchomości i akcje banków udzielających kredytów na zakup domu…
Na ogół najgorzej na pęknięciu bańki wychodzą wszyscy ci, których amok spekulacyjny chwycił jako ostatnich. Nie oznacza to jednak, że pierwsi nie bywają w tej grze ostatnimi. Niektórzy, zarobiwszy początkowo na zwyżkowaniu ceny, wracają ponownie do gry w przeświadczeniu, że powiedzie się im koleiny raz, wcześniej zaś zbytnio się pośpieszyli, a mogli przecież zarobić jeszcze więcej. Tragiczną ironią dziejów (trudno przewidzieć jak zgubną dla fundamentów cywilizacji zachodniej, opartej na ideale ekonomicznym związanym z posiadaniem nieruchomości) okazało się to, że w dzisiejszej Ameryce Północnej „cebulkami” stały się domy mieszkalne ogromnej liczby ludzi. Natomiast dzięki badaniom z zakresu biologii, odkryto w końcu, że cebulka tzw. czarnego tulipana nie jest niczym niezwykłym – to po prostu sprawa zawirusowania, czyli tak naprawdę sprawa schorzenia rośliny, które to schorzenie daje rezultat w postaci płatków kwiatu o ciemniejszej barwie…
Antoni Karol Chrzonstowski
Źródło: Artykuł ukazał się w kwartalniku Myśl.pl, numer 12, zima 2008