Aktualizacja strony została wstrzymana

Faszyzm i obscena w Centrum Sztuki Współczesnej

W każdy czwartek inteligent spragniony ekstremalnych doznań może za darmo zwiedzić wystawy w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej. W piwnicach centrum z okazji 100-lecia futuryzmu eksponowane są włoskie futurystyczne grafik, a na parterze i pierwszym piętrze ekstremalne przeżycia zapewnia wystawa „Schizma”.

W piwnicach centrum z okazji 100-lecia futuryzmu eksponowane są włoskie futurystyczne grafiki i plakaty z lat dwudziestych XX wieku.

Oczywiście dyskretnie przemilczano, że były to lata rządów faszystów we Włoszech, zapewne politycznie niepoprawne byłoby przyznanie, że sztuka nowoczesna była doskonałym wyrazem faszyzmu jako ruchu modernistycznego. Niemniej wśród wielu grafik dostrzec można kilka plakatów politycznych partii faszystowskiej. Ostatni numer narodowo-radykalnego „Szczerbca” reklamował się hasłem „faszyzm wraca na salony” – widać, że proroctwa redakcji ziściły się w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej. 

Na parterze Centrum Sztuki Współczesnej i pierwszym piętrze ekstremalne przeżycia zapewnia wystawa „Schizma” prezentująca dorobek sztuki współczesnej lat 90. w III RP. 

Pierwszym eksponatem, który zgwałcił moje zmysły, była instalacja Alicji Żebrowskiej pt. „Grzech pierworodny” z 1993 roku. W przejściu do sali wisiała mała karteczka głosząca, że „rodziców i opiekunów dzieci prosimy o zapoznanie się z charakterem pracy, zanim zachcą przedstawić ją swoim podopiecznym”. W wejściu do salki ekspozycyjnej minąłem wychodzące licealistki, na których obliczach malowało się obrzydzenie. Nie można było im się dziwić. 

Jednym z elementów instalacji był ekran, na którym wyświetlano film. Cały ekran zajmowała owłosiona wagina. W waginę najpierw wpychano wibrator, potem wpychano czarną substancje (błoto lub fusy), którą wypłukiwano wodą. Drugi akt filmu przedstawiał panią, wypychającą ze swojej pochwy laleczkę Barbie. Trzeci przedstawiał jakiś przedmiot wyłaniający się z pochwy.

Innym równie pełnym humanizmu dziełem sztuki była praca Katarzyny Kozyry. Na ogromnych fotografiach naga brzydka kobieta (szczodrze owłosiona pod pachami) wylegiwała się na czerwonym krzyżu lub czerwonym półksiężycu (na dwu fotografiach miała nogę, na dwóch nie). 

Prace Artura Źmijewskiego wpisywały się w podobną konwencję. W dziele „Oko za oko” miałem okazje zobaczyć trzy zdjęcia, na każdym dwu nagich panów – w tym jeden bez nogi. W zaciemnionej sali wyświetlano film tego samego artysty pt. „Berek”. Film przedstawiał biegających gołych facetów w obdrapanej piwnicy. 

Na wystawie można było też zobaczyć też inne dzieła (z klasycznymi motywami gołego faceta ze sznurkiem na szyi, gołej emerytki ze sznurkiem na szyi, gołej brzydkiej kobiety), bardzo interesującą instalację przedstawiającą bałagan (z artystycznie rozsypanym kurzem i papierami), zapis wydarzeń w Centrum Sztuki Współczesnej (faceta, który wycinał sobie na ciele krzyż i swastykę, bardzo długie filmy z ględzącymi artystami i znudzoną ich ględzeniem widzami w wieku emerytalnym). 

Dowodem, że sztuka ta (sfinansowana przez podatników) do mnie przemówiła, było to, że gdy korzystałem z ubikacji zastanawiałem się, czy przypadkiem staje się elementem artystycznej instalacji, która będzie gdzieś eksponowana – albo czy przypadkiem nie niszczę jakiegoś strasznie drogiego dzieła sztuki.

Jan Bodakowski

Za: niezalezna.pl | http://niezalezna.pl/article/show/id/26888

Skip to content