Aktualizacja strony została wstrzymana

Kiedy dosadne słownictwo jest uprawnione

W oczekiwaniu na decyzję prezydenta Lecha Kaczyńskiego w sprawie podpisania traktatu z Lizbony  skreśliłem kilka zdań na temat jednego z aspektów tzw. języka nienawiści, który obecnie jest głównym celem ataków warszawskiego i krakowskiego salonu.

Konkretnie mam myśli język, jakim media oraz osoby prywatne mają prawo opisywać zachowania polityków – a ogólnie: jak daleko w ocenach osób publicznych mogą się posunąć inne osoby publiczne oraz prywatne. Od dwóch lat jesteśmy świadkami brutalnej nagonki na PiS i Prezydenta RP. Zarówno niektórzy politycy Platformy Obywatelskiej (którą nazywam po prostu postudecją), jak i sekundujące tej partii media, wielokrotnie używali mocnego języka wobec polityków opozycji. Prym wśród postudeków (zetchaenoidalnych)  dzierży obecnie Stefan Niesiołowski, który z Pawła przeobraził się w Szawła (dzisiaj już to stwierdzenie jest dostateczną podstawą do wytoczenia mi przez Niesiołowskiego procesu cywilnego lub karnego – przez szybką w takich razach prokuraturę – z artykułów 212 lub 216 kk). Nie lepszy jest Palikot, a podczas posiedzeń sejmowych i prac komisji sejmowych również padają mocne określenia. Ostatnio środowiska homoseksualne na łamach „Gazety Wyborczej”, a także kręgi feministyczne – pod wodzą swojej atamanki Wandy Nowickiej – oraz sama „GW” postanowiły każdą krytyczną wypowiedź zawierającą nie tylko domniemaną nieprawdę, ale i sądy negatywnie wartościujące osoby bliskie michnikoidalnemu środowisku, zwalczać metodami sądowymi. A w sądzie polskim z lewicowcami sprawę bardzo ciężko jest wygrać. Sądownictwo mamy do bólu niezdekomunizowane. Do tego aroganckie pannice po studiach i aplikacjach dostały tytuły sędziowskie i sądzą (dwie trzecie sędziów sądów rejonowych w Polsce to kobiety). Często tak, żeby we własnych i otoczenia oczach wypaść na osoby światowe, elokwentne, wrażliwe. Więc stają na baczność przed ideologiczną poprawnością i skazują tych, co trzeba.

„Durnia mamy za prezydenta” – powiedział w 2007 roku w TVN24 Lech Wałęsa. Komentując wypowiedź Lecha Kaczyńskiego, jakiej obecny prezydent udzielił francuskiej telewizji France24 (Lech Kaczyński stwierdził tam, że prezydentura Aleksandra Kwaśniewskiego stanowiła mniejsze zagrożenie dla demokracji niż obecna działalność Lecha Wałęsy), Lech Wałęsa skomentował to na swojej stronie internetowej: „Jedno tu tylko słowo pasuje – s…syn”. Niedawno prokuratura umorzyła postępowanie w tej sprawie. Katarzyna Szeska, rzecznik Prokuratury Okręgowej, oświadczyła: „Nie doszło do znamion czynu zabronionego” (za: Rzeczpospolita z 7 marca 2008). Ciekawe, czy gdyby ktoś z nas powiedział to samo o Lechu Wałęsie, wyjaśnienia prokuratury byłyby równie beztroskie. Sprawa ta przypomina sławetny casus bezdomnego z Dworca Centralnego w Warszawie, Huberta H., którego policja miesiącami tropiła w całej Polsce, po tym gdy podczas legitymowania zelżył głowę państwa. Ostatecznie został skazany na trzy lata więzienia w zawieszeniu.

Ostatnio sędzia Sądu Okręgowego w Katowicach, Ewa Solecka, ustanowiła nowe prawo (w uzasadnieniu orzeczenia w sprawie A. Tysiąc vs ks. Gancarczyk): Lex Solecka (określenie Roberta Mazurka). Można wygłaszać negatywne sądy wartościujące, ale tylko ogólnie, nie odnosząc ich do konkretnych osób. Idiotyzm tego stwierdzenia został już w sposób zadowalający ujawniony i wyśmiany w prasie.

Ze swej strony dodam garść uwag o logicznym statusie zdań ocennych. Od czasów Davida Hume’a (1711-1776) utrzymuje się uporczywy przesąd, że zdania wartościujące nie mają wartości logicznej, będąc jedynie ekspresją emocjonalnego stanu ich autorów. Można zatem określić wartość logiczną zdania „To jest dobry młotek” – bo daje się sformułować empiryczne kryteria dobrego młotka: skutecznie i wygodnie daje się nim wbijać gwoździe. Nie ma zaś sensu mówić: „To jest dobry człowiek”, dlatego że zdanie to nie jest ani prawdziwe, ani fałszywe. Nie ma bowiem – zdaniem Hume’a – sprawdzalnych i godnych zaufania kryteriów określających dobro i zło. Są to kwalifikacje historycznie zmienne i zależne od ludzkiego widzimisię.

Tak dzisiaj mówi 95 proc. ludzi podających się w Polsce za humanistów akademickich. Ich oburzenie jest więc spotęgowane, gdy słyszą, że ktoś ich ideologicznych ulubieńców ocenia negatywnie, nie stroniąc od słów w rodzaju „głupota”, „ignorant”, „dureń” itp.

Koncept Hume’a poddał zręcznej krytyce Alasdair MacIntyre (w razie pilnej potrzeby odszukam jego esej na ten temat i podam namiary). Ja powiem prościej: po tej planecie krążą także kretyni, idioci, łobuzy, świntuchy, grafomani, bandyci, łotry itp., itd. Czy ktoś z tamtej strony zakwestionuje ocenę nazistów jako podleców, bandziorów, ludzi zdehumanizowanych itp.? A przecież to sądy wartościujące par excellence! Rzecz nie w tym, aby w ogóle nie oceniać, ale w tym, aby łotrów nazywać łotrami wtedy, gdy nimi rzeczywiście są. Kretynów, gdy są kretynami.

W Polsce sądy skazują bez ceregieli za mocne określenia pod adresem osób znanych i ważnych. Jeśli zaś to te osoby kogoś nazywają w podobny sposób, uchodzi im to na sucho.

I na koniec – w „Gazecie Wyborczej” Seweryn Blumsztajn napisał: „wszyscy są równi wobec prawa, ale niektórym Pan Bóg dał niezwykły talent i wolę. Tacy są równiejsi”. Jak na to odpowiedzieć? Historia i sformułowania z Orwella. A p. Blumstein jest (…) .

Paweł Paliwoda

Za: Paweł Paliwoda | http://www.pawelpal.da6.prothost.com/wordpress/?p=1564

Skip to content