Aktualizacja strony została wstrzymana

Księża niezłomni. Ofiary barbarzyńskiego napadu sowieckich żołnierzy

Ksiądz Jan Dolata (1911-1945) i brat Ludwik Cienciała (1911-1945), salezjanie


Dlaczego doszło do tragicznej śmierci ks. Jana Dolaty i br. Ludwika Cienciały? Wciąż brakuje odpowiedzi na to pytanie, a wiele wątków tego zdarzenia spowija mroczna tajemnica. Obaj salezjanie – rówieśnicy, zginęli w wigilię Bożego Ciała, 30 maja 1945 r., w Przemyślu od postrzałów żołnierzy sowieckich, którzy wdarli się nocą do budynków klasztornych pod pretekstem szukania ukrywających się Niemców lub dywersantów. Prawdopodobnie sprawcy mordu nigdy nie zostali ukarani.

Obecność salezjanów w Przemyślu związana jest od 1907 r. z działalnością parafii św. Józefa. Z inicjatywy biskupa przemyskiego Józefa Sebastiana Pelczara salezjanie założyli w Przemyślu szkołę organistowską, która była jedyną taką placówką w Polsce, zlikwidowaną przez władze PRL w 1963 roku. W czasie II wojny światowej funkcjonujący przy szkole internat został zamieniony na sierociniec, w którym znalazło schronienie kilkudziesięciu chłopców. Działał on jeszcze w momencie, w którym rozegrały się wspomniane tragiczne wydarzenia, a salezjanie cieszyli się wśród mieszkańców Przemyśla szacunkiem i uznaniem, właśnie jako opiekunowie sierot.
Dla miejscowej ludności maj 1945 r. był okresem powszechnej żałoby. Blisko 100 parafii w diecezji przemyskiej opłakiwało swoich bliskich zamordowanych w Katyniu, nie licząc innych miejsc, gdzie dopuszczono się bezkarnie ludobójstwa. Specjalną żałobą została okryta rodzina Wagnerów z Jarosławia, która w Katyniu i Starobielsku straciła aż trzech synów. Na tym tle tym tragiczniej prezentuje się bezsensowny mord dokonany na dwóch salezjańskich zakonnikach przez żołnierzy sowieckich ze stacjonujących w tym czasie w Przemyślu oddziałów Armii Czerwonej w koszarach po wojsku polskim z 1939 roku.

„Okrywać młodzież na duszy i ciele”

To słynne zawołanie ks. Markiewicza, opiekuna sierot i dzieci opuszczonych w Miejscu k. Krosna w diecezji przemyskiej, stało się szczególną inspiracją dla ks. Jana Dolaty, który po ukończeniu szkoły średniej zapragnął połączyć powołanie do kapłaństwa z pracą wychowawczą według charyzmatu ks. Jana Bosco. Dusze chłopców traktował jak rolę, którą trzeba starannie uprawiać.

Pierwszym seminarium duchownym stał się dla ks. Jana Dolaty dom rodzinny w Strzyżewie (pow. Kępno), w którym urodził się 19 stycznia 1911 roku jako syn Stanisława i Marianny z d. Krawczyk. Uczył się tam miłości Boga i bojaźni Bożej.
Będąc klerykiem w zakonie salezjanów, pierwsze śluby zakonne złożył 26 sierpnia 1934 r. w Czerwińsku nad Wisłą, a po ukończeniu studiów teologicznych został wyświęcony na kapłana 30 maja 1943 r. przez ordynariusza przemyskiego ks. bp. Franciszka Bardę. Po święceniach został mianowany wychowawcą blisko 50 chłopców z sierocińca w Przemyślu. Pełnił tam również funkcję ekonoma, co w latach Polski Ludowej było niezwykle trudnym zadaniem z uwagi na przydział artykułów spożywczych „na kartki”.
Słynął z gorliwości kapłańskiej i zakonnej. W jego karcie personalnej czytamy: „Ks. Jan Dolata ogromnie się cieszy darem kapłaństwa, dlatego nie zachowuje żadnej rezerwy, lecz wraz z innymi obecnymi wtedy kapłanami – współbraćmi w domu salezjańskim w Przemyślu – oddaje się intensywnej pracy duszpasterskiej, a przede wszystkim pomocy w zaopatrywaniu domu i chłopców – sierot w trudną do zdobycia żywność”.
Trwał na swoim posterunku, „gdzie go Pan postawił”, aż do ostatniej chwili, odwołany z trasy pielgrzymowania i służby przez kulę żołnierza – napastnika, wymierzoną w jego skroń. Do Domu Ojca pomaszerował wraz z bratem zakonnym Ludwikiem Cienciałą.

Być bratem i przyjacielem dla innych

Brat Ludwik pełnił w zakonie posługę stolarza. Jak przekazuje naoczny świadek życia i męczeńskiej śmierci brata Ludwika ks. Józef Hołyński, zapewne pod wpływem Bożej intuicji na cztery dni przed dramatyczną śmiercią wyczyścił trumnę przechowywaną tradycyjnie w magazynie na wszelki wypadek. Zapytany przez niego: „Dlaczego brat Ludwik odświeża tę trumnę?”, odpowiedział tajemniczo: „Może się przyda”.
Brat Ludwik Cienciała był tylko o kilka miesięcy młodszy od swojego towarzysza męczeństwa. Urodził się 6 października 1911 r. w Górkach Wielkich k. Cieszyna. Podobnie jak ks. Jan Dolata, idąc za głosem Bożym, wybrał charyzmat ks. Jana Bosco. Jako brat zakonny (koadiutor) w zakonie salezjanów złożył śluby zakonne 3 sierpnia 1935 roku.
W swoich wspomnieniach ks. Józef Hołyński podkreślał bogatą duchowość zakonną br. Ludwika: „(…) rozmodlony, skupiony, punktualny, życzliwy, we wszystkim pomocny, bardzo zaradny, pogodny, przewidujący, rozmiłowany w posłudze asystenckiej przy chłopcach – sierotach w trudnych warunkach okupacyjnych, dla których na co dzień był starszym bratem; chłopcy bardzo sobie cenili tak okazywaną przyjaźń, odwzajemniając własną. Był również dobrym przykładem dla obecnych w domu salezjańskim młodzieńców, którzy wybierali się na teologię” (na podstawie zeznań ks. Józefa Hołyńskiego, spisanych przez ks. Tadeusza Patera). Męczeńska śmierć przyszła nagle, choć jak już to było wspomniane, brat Ludwik być może ją przeczuwał. Odczyszczona trumna rzeczywiście przydała się, gdyż brat Ludwik został w niej pochowany.

Podstępne strzały pod osłoną nocy

W klasztorze salezjańskim przygotowywano się do zasłużonego odpoczynku, z modlitwą na ustach: „A gdy będziem zasypiali, niech Cię nawet sen nasz chwali”. Niestety, mieszkańcy klasztoru i sierocińca nie zaznali tej nocy spokoju. Blisko godz. 23.30 wtargnęli sowieccy żołnierze, niektórzy pijani, pod pretekstem poszukiwania ukrywających się Niemców bądź dywersantów, a nawet składu broni. Twierdzili, że ktoś do nich strzelał od strony zabudowań kościelnych. Ku przerażeniu wychowanków i ich opiekunów zaczęli przeprowadzać rewizję. Wśród chłopców z sierocińca powstało zamieszanie. Część z nich się modliła, część płakała. Nikt nie rozumiał, co się dzieje. Zaskoczeni zakonnicy początkowo myśleli nawet, że napadu dokonali banderowcy.

Świadkiem tych wydarzeń był ks. Józef Hołyński. Gdy usłyszał strzały, poczuł zapach prochu i zobaczył napastników w mundurach sowieckich, ubrał się czym prędzej w sutannę, „uzbroił się w różaniec” i w ten sposób rozmawiał z napastnikami. Najbardziej interesowało ich drugie puste łóżko w jego celi. Wyjaśnienia ks. Józefa jednak im nie wystarczyły. Zrewidowali więc szafę i zaglądali pod łóżko. Jeden z trzech kleryków salezjańskich przebywających wówczas w przemyskim klasztorze błagał żołnierzy, by ks. Józefowi darować życie. Odetchnął z ulgą, gdy usłyszał: „Idź spać”!
W tym czasie ks. Jan Dolata przebywał razem z chłopcami, którzy układali się do snu. Ponieważ napastnicy chcieli przeprowadzić rewizję również na strychu, ks. Jan jako ekonom musiał pójść po klucze do swojego mieszkania, które mieściło się na dole budynku. Niestety, nie doszedł do celu, bo na schodach spotkał się z napastnikiem, który strzałem w skroń pozbawił go życia. Nie wiadomo, czy ze strony żołnierza padło wcześniej ostrzeżenie, którego ksiądz nie usłyszał, czy też żadnego ostrzeżenia nie było. W każdym razie ks. Jan całkowicie się wykrwawił, leżąc na schodach aż do chwili pojawienia się prokuratora.
Niewyjaśnione są również okoliczności śmierci brata Ludwika Cienciały. Po wkroczeniu sowieckich żołnierzy, nie wiedząc, co się dzieje, pobiegł ze starej plebanii do budynku, w którym mieścił się sierociniec. Jego ciało zostało znalezione na placu kościelnym. Okazało się, że został śmiertelnie postrzelony w brzuch.
Cały dom zakonny napełnił się bólem i smutkiem po stracie tak bardzo bliskich i umiłowanych zakonników. Rano dyrektor domu ks. Sylwester Król polecił modlitwie dusze zamordowanych. – Wiadomość o śmierci duchownych rozeszła się po całym mieście lotem błyskawicy. Odwołano procesję z okazji święta Bożego Ciała, a jej dopełnieniem stał się kondukt żałobny, który połączył świątynię parafialną z cmentarzem na Zasaniu, w pogrzebie bowiem wzięli udział niemal wszyscy mieszkańcy Przemyśla, wstrząśnięci barbarzyństwem sowieckich żołnierzy i przejęci żalem. Domagano się nawet, aby sprawców publicznie ukarać.
Zaraz po tragedii władze wojskowe przyszły przeprosić księży salezjanów za to, co się stało. Podobno zapowiadały karę dla sprawców tej tragedii. Czy tak się stało, nie wiadomo. Ojciec Święty Jan Paweł II, otrzymawszy książkę poświęconą męczennikom diecezji przemyskiej, wśród których znaleźli się również ks. Dolata i brat Cienciała, skierował do ówczesnego arcybiskupa przemyskiego Józefa Michalika takie podziękowanie: „Pragnę serdecznie podziękować za ofiarowaną mi w maju br. książkę 'Świadkowie Wiary Diecezji Przemyskiej z lat 1939 – 1964′, która jest odpowiedzią na wezwanie do utrwalenia świadectw męczeństwa za wiarę w ostatnich dziesięcioleciach XX wieku. Głębokie refleksje budzi lektura tych wstrząsających faktów świadectwa silnej wiary i miłości świadków Chrystusa, której nie potrafiła złamać złość i nienawiść wrogów Kościoła i Ojczyzny. Niech ten posiew krwi męczeńskiej zaowocuje świętością współczesnych Córek i Synów Ziemi Przemyskiej”.

ks. infułat Stanisław Zygarowicz

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 12-13 września 2009, Nr 2014 (3535) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20090912&typ=my&id=my71.txt

Skip to content