Aktualizacja strony została wstrzymana

Obama go home!

Narasta fala rozczarowania rządami prezydenta Baracka Obamy. Skończył się miesiąc miodowy nowego prezydenta ze społeczeństwem i mediami. Sondaże popularności Obamy wykazują wyraźną tendencję spadkową. Biały Dom jest bombardowany złymi wiadomościami o stanie gospodarki kraju i narastającej frustracji dużej części obywateli USA.

1 lipca 2009 rok „U.S. News” opublikowały artykuł autorstwa Kennetha Walsha pt. „Stratedzy martwią się spadkiem popularności Obamy”. Autor boleje w nim, że do Białego Domu docierają złe wieści, nie pozwalające prezydentowi rozwinąć skrzydeł. Reforma służby zdrowia idzie w odstawkę, ponieważ Biuro Budżetowe Kongresu wyliczyło jej koszt na szokującą kwotę biliona dolarów. Recesja zwiększa bezrobocie. Wkrótce osiągnie ono zapewne 10 procent, ponieważ w samym tylko lipcu pracę straciło aż 247 tys. ludzi. Od stycznia do kwietnia 2009 roku co miesiąc traciło ją średnio 645 tys. osób, a od maja do lipca – 300 tys. osób miesięcznie.

Czarnoskóry Tusk

Mimo samych porażek propagandyści Białego Domu głoszą wokół sukcesy i zapowiadają wkrótce koniec recesji. Brzmi to jak oświadczenie Donalda Tuska, że Polska pod jego rządami stała się drugą Irlandią, ponieważ od roku Irlandia ma ujemny, a Polska dodatni wzrost gospodarczy. Równie dobrze ja mogę twierdzić, że jestem w lepszej sytuacji finansowej niż Bill Gates, szef Microsoftu, ponieważ jego oszczędności zmalały ostatnio o kilka procent, a moje o kilka procent wzrosły. Co jakiś czas ktoś z Białego Domu oświadcza w mediach, że w czarnym tunelu amerykańskiej gospodarki już widać promyk światła.

Tymczasem w sierpniu upadł kolejny, 27. już bank amerykański – Colonial BancGroup Inc. Bogactwo Ameryki zdaje się coraz bardziej iluzoryczne. Prosperity została zbudowana ze spekulacyjnych baniek rynku nieruchomości, sprzedaży akcji, piramid finansowych etc., etc. Podobnie iluzoryczne są pomysły Obamy na wyjście z kryzysu. Jeszcze w marcu większość Amerykanów była święcie przekonana, że cudotwórca z Białego Domu wyprowadzi kraj na prostą drogę ku rozwojowi gospodarczemu. Tymczasem – jak pisze zdziwiony Kenneth Walsh – każdy pomysł Obamy jest przyjmowany coraz bardziej sceptycznie. Ogólne poparcie dla prezydenta to 48 procent badanych. Pozostałe 52 procent już poznało fałszywego proroka. Świadczy to o pragmatyzmie i zdrowym rozsądku większości Amerykanów. W Polsce poparcie dla kuglarza stale rośnie.

Niechęć w kraju

Pierwszym zimnym prysznicem dla administracji Obamy były kwietniowe demonstracje, które objęły swoim zasięgiem cały kraj. Nawiązywały do historycznej „bostońskiej herbatki”. Nagle świat ujrzał inne niż propagandowe oblicze Ameryki czy poprawne politycznie obrazki z inauguracji prezydenckiej. Tym razem tłumy amerykańskiej klasy średniej dziękowały panu Obamie za jego fiskalne pomysły wtrącenia USA do grupy krajów Trzeciego Świata. Po tej lekcji w prasie światowej zrobiła się wstydliwa cisza. Jakby ktoś w windzie puścił bąka.

W Polsce objawem tej konsternacji była gwałtowna zmiana komentarzy w prasie lewicowej. „Gazeta Wyborcza” czy „Polityka” nabrały wody w usta. Nawet w najbardziej propagandowej stacji michnikowszczyzny – Radiu TOK FM – zaczęto z wolna i pół zdaniami przebąkiwać o niepowodzeniach obecnego gospodarza Białego Domu. Miało się wrażenie, że ktoś włączył „stopklatkę” podczas projekcji północnokoreańskiego filmu pt. „Dlaczego kochamy naszego wielkiego przywódcę”.

Od tej pory w poprawnych politycznie mediach rozpoczął się okres strategicznego milczenia. Jedynie w Kenii nieustannie trwa festyn na cześć Obamy.

Niechęć za granicą

Czy Obamie uda się zrealizować coś z obietnic wyborczych, czy okaże się on beznadziejnym przypadkiem typu Leszka Millera, który – jak przystało na pozera – zaczynał z pompą, a kończył ze wstydem? Po kwietniowych protestach przeciwko polityce Białego Domu przyszły majowe demonstracje Ormian przeciw nowemu prezydentowi. Federacja Młodych Ormian oskarżyła Obamę o niedotrzymanie słowa z kampanii wyborczej, podczas której obiecywał, że uzna zagładę Ormian za ludobójstwo porównywalne z Holokaustem Żydów. Ale naiwni ci Ormianie. Kupili cuchnącą kłamstwem na kilometr kiełbasę wyborczą Obamy, wiedząc, że monopol na cierpienie z powodu zagłady narodu mają Żydzi.

Ale i Żydzi – mimo starannych zabiegów Rahma Emanuela, szefa sztabu Białego Domu – na ogół nie przepadają za Obamą. Nowy prezydent wyjątkowo przezornie nie zamierza dać się wciągnąć w irańską powtórkę wojny w Afganistanie i Iraku. Za to można go chwalić. Przecież o różne rzeczy można Obamę
posądzać, ale nie o szaleństwo.

Izraelska niechęć do Obamy wiąże się też z zamknięciem przez Biały Dom programu produkcji niewykrywalnego dla radarów myśliwca piątej generacji F-22 Raptor. Jest tajemnicą poliszynela, że ten samolot miał trafić do sił powietrznych Izraela i zostać użyty w wojnie prewencyjnej przeciwko Republice Islamskiej. Teraz Izrael bez F-22 Raptor będzie musiał pokornie poczekać do 2016 roku na rozpoczęcie produkcji myśliwca F-35. A to oznacza, że Teheran ma siedem lat na przygotowanie się do obrony.

Oliwy do ognia w stosunkach między Waszyngtonem a Tel Awiwem dolewa wypowiedź amerykańskiego prezydenta w sprawie żydowskiego osadnictwa na Zachodnim Brzegu Jordanu. George Mitchell, wysłannik Białego Domu na Bliski Wschód, obiecał palestyńskiemu prezydentowi, Mahmudowi Abbasowi, że Barack Obama uczyni wszystko w sprawie wstrzymania żydowskiego osadnictwa na zachodnim brzegu. Kolejna obietnica bez pokrycia czy też objaw politycznej naiwności?

Uwaga, buracks!

Poprawne politycznie media europejskie próbują przekonać ludzi mających słabą orientację w sprawach amerykańskich, że przeciwnikami Baracka Obamy są ludzie z najniższym wykształceniem. Rzecz dotyczy oczywiście wyłącznie białych. O tym, że najgorzej wykształceni są Murzyni, pisać nie wypada, a nawet nie wolno! Przecież to rasizm! O białych ćwokach z prowincji pisać należy i można nawet dostać za to pochwałę od naczelnego.

Dziennikarz „Gazety Wyborczej” Wojciech Orliński nazwał ich na swoim blogu „buracks”. Dziwaczne polszczenie czy nieznajomość angielskiego? W Stanach takich nazywa się rednecks, a dla określenia wyjątkowego ciemnogrodu stosuje się też nazwę yahoo. W opinii nudnej jak ulica Czerska prasy eurosocjalistycznej przeciwnicy Obamy są albo rasistami, albo burakami z taniego baru na postoju dla ciężarówek. Bardziej wyrafinowany obraz „wrogów Obamy” – przedstawicieli złowrogiego lobby przemysłowego, którzy z lubością niszczą przyrodę i wpędzają świat w wojnę – ukazuje francuski kanał telewizyjny „Planete”. Typowe spojrzenie Francuzów na Amerykę!

Tymczasem – jak na złość tym nudziarzom – coraz więcej głosów krytyki wobec obecnej administracji Białego Domu płynie z „liberalnego” (w sensie amerykańskim) środowiska akademickiego. Psuje to starannie budowany od miesięcy wizerunek przeciwników Obamy jako członków hate groups – prymitywnych członków milicji rasistowskich, łowców aligatorów z bagien Luizjany czy pastuchów z prerii Teksasu. Przez ostatni tydzień większość dużych amerykańskich stacji telewizyjnych pokazywała na okrągło aresztowanie jakiegoś idioty, który przez kilka godzin czekał w samochodzie na parkingu przed budynkiem federalnym w zachodnim Los Angeles, żeby rzekomo zaatakować prezydenta.

56-letni Joseph Moshe podobno wcześniej dzwonił do centrali policyjnej, zapowiadając napaść na głowę państwa. Człowiek chciał być sławny i osiągnął swoje. Pokazali go w telewizji. Czy może być lepsza zachęta do napaści na prezydenta dla różnej maści szaleńców pragnących sławy niż całodzienna emisja we wszystkich stacjach telewizyjnych nagrania pokazującego, jak jednego obywatela w średnim wieku próbuje wyciągnąć z ładnego czerwonego volkswagena garbusa najpierw robot policyjny, a potem gromada potężnie zbudowanych gliniarzy? Swoją drogą musi to być człowiek niezwykle odporny na ból, skoro wytrzymał prawdziwe bombardowanie gazem łzawiącym.

Jak zwykle amerykańska policja wykazała się hollywoodzkim rozmachem. Brakowało tylko użycia czołgu M1Abrams, który przejechałby po kilku drogich samochodach. I pomyśleć, że u nas w takich sprawach często sobie radzi zwykła babcia klozetowa.

Z kolei na innym spotkaniu z Obamą w Portsmouth, w stanie New Hampshire, policja aresztowała niejakiego Williama Kostrica, który trzymał szturmówkę z napisem krytykującym reformatorskie pomysły Obamy. Tego samego dnia w tym samym mieście zatrzymano 62-letniego Richarda Terry’ego Younga, który miał przy sobie nóż. W zaparkowanym samochodzie był podobno także pistolet maszynowy. Young ukrył się w szkole, do której prezydent miał przyjść później tego samego dnia. Gdyby jeszcze zatrzymano psa i kota planujących zamach na prezydenta, mielibyśmy gotowy scenariusz kolejnego odcinka „Simpsonów”.

Temat zastępczy?

Czy te przypadki wskazują, że istnieje jakaś zorganizowana grupa oporu przeciw obecnej administracji? Najwyraźniej trzech podstarzałych melepetów mieszkających na wschodnim i zachodnim brzegu USA może być częścią jakiegoś wielkiego spisku, skoro portal Gazeta.pl straszy nas tytułem „Barackowi Obamie grożą śmiercią”. Ja bym to raczej zatytułował „Popularność Obamy leci na łeb i szyję”. I dodał w komentarzu: „przepraszamy czytelników, myliliśmy się co do zdolności przywódczych tego polityka”. Czy zatem ludzie niechętni Obamie to niespełna rozumu szaleńcy, którym marzy się zostać drugim Lee H. Oswaldem? Czy też to zwykli obywatele, którzy w imieniu milionów zawiedzionych chcieli powiedzieć swojemu prezydentowi to, co mieli wypisane na transparentach: Obama go home! Środowisko lewicowo-liberalne (w znaczeniu amerykańskim) traci w błyskawicznym tempie grunt pod nogami.

Jak powietrza poszukuje tematu zastępczego, który odwróciłby uwagę opinii publicznej od przeciętności rządów Obamy. Przypomina się scenariusz filmu „Wag the dog”, który polecam wszystkim czytającym moje artykuły. Tylko zamiast fikcyjnej wojny w Albanii proszę wstawić sobie fikcyjny zamach na prezydenta.

Paweł Lepkowski

Za: Najwyższy Czas! | http://nczas.com/wazne/obama-go-home/

Skip to content