Aktualizacja strony została wstrzymana

Czarna propaganda Berlina

Tradycyjne sposoby prowadzenia wojny zostaną w przyszłości zastąpione środkami o czysto psychologicznym charakterze, dążącymi do zepsucia ludzkiego umysłu, upośledzenia intelektu oraz rozkładu życia moralnego i duchowego danego narodu nie przy pomocy oręża zbrojnego, lecz pod wpływem woli innego narodu – pisał J.F.C. Fuller, znawca historii wojskowości.

Według Fullera szczególną rolę w realizacji działań politycznych o dużej wadze dla państw i narodów pełnić będzie czarna propaganda. Czym jednak jest czarna propaganda? Najłatwiej to pokazać na przykładzie. Wyborcza niby reprezentuje środowiska solidarnościowe, a w rzeczywistości dba o interesy PZPR i SB, co widać choćby po jej stosunku do lustracji. Specyficzną cechą czarnej propagandy jest utajnienie jej nadawcy, przez co nie możemy dziś z całą pewnością stwierdzić, że to, czy inne działanie jest propagandą nadawaną np. przez Berlin, Paryż czy Moskwę.

Z ustaleń Stanleya Newcourt-Nowodworskiego wiemy, że czarna propaganda III Rzeszy swój największy sukces osiągnęła w działaniach wymierzonych przeciwko Francji zmierzających do wywołania negatywnego stosunku społeczeństwa tego państwa do wojny. Wiele osób z francuskiego środowiska dziennikarskiego przyjmowało honoraria w zamian za wstrzymanie się od krytyki Niemiec. Amerykański ambasador informował, że w ciągu sześciu miesięcy poprzedzających kryzys monachijski, Niemcy wypłacili francuskim gazetom trzysta pięćdziesiąt milionów franków. Mówiąc wprost: płacili redakcjom francuskich gazet, francuskim dziennikarzom, aby pisali tak, jak życzyli sobie tego Niemcy.

Podobno historia kołem się toczy. Gdy pomyślę o zgodnym chórze wysokonakładowej prasy w Polsce, która gotowa jest zaszczekać na śmierć każdego przeciwnika przynależności Polski do Unii Europejskiej, to nie byłbym zdziwiony, gdy kiedyś czarno na białym, na podstawie dokumentów niemieckich służb specjalnych będzie można udowodnić, iż owa wysokonakładowa prasa istniejąca nad Wisłą i przedstawiająca się jako prasa polska, prowadzi działania propagandowe pod dyktando Berlina. Podobnie jak politycy zasiadający w Sejmie, którzy podczas dyskusji pokazywanych w telewizji za pół słówka w sprawie o trzeciorzędnym znaczeniu gotowi są skakać sobie do oczu, zgodnie, jak jeden mąż popierają „integrację europejską”.

Co więcej, partie prześcigają się, która będzie bardziej europejska, a politycy jak ognia boją się posądzenia o nieeuropejskość, pewnie bardziej niż o złodziejstwo.  Ale tak to już jest, kto płaci, ten wymaga. A skoro Berlin płaci to i Berlin wymaga. A rola kukieł zawsze jest taka sama, skakać jak małpy ku uciesze gawiedzi i starać się, żeby sznurków przymocowanych do łebka, łapek i giczołków nie było widać.

Michał Pluta

Skip to content