Aktualizacja strony została wstrzymana

Opłatek i Chanuka – Stanisław Michalkiewicz

Chociaż to bardzo przykre, ale trudno nie zgodzić się z byłem ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Donalda Tuska, Wielce Czcigodnym Bartłomiejem Sienkiewiczem, który w podsłuchanej rozmowie stwierdził, że „państwo polskie istnieje tylko teoretycznie”. Jedną z poszlak, jakie by na to wskazywały było podpalenie budki strażniczej przy rosyjskiej ambasadzie. Początkowo przypisywano sprawstwo tej zbrodni organizatorom i uczestnikom Marszu Niepodległości, ale potem mówiono na mieście, że ten pożar wziął początek z serca gorejącego pana ministra Sienkiewicza, który nie mógł już ścierpieć tego całego Marszu Niepodległości i wydawało mu się, że jak jego organizatorów skompromituje, jako winowajców pogorszenia stosunków polsko-rosyjskich, to przy pomocy niezawisłych sądów powsadza ich do kozy i w ten sposób problem niepodległości zostanie raz na zawsze zlikwidowany. Podobnie kombinowali bezpieczniaccy poprzednicy pana ministra Sienkiewicza w marcu 1968 roku, kiedy to „aktywiści” pałami zapędzili studentów na schody kościoła Świętego Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu, a potem kilkakrotnie próbowali szturmu. Wraz z wycofującymi się do wnętrza kościoła studentami wdarł się osobnik, który udając silne wzburzenie próbował sięgnąć lichtarzy przy jednym z ołtarzy w zamiarze użycia ich przeciwko „aktywistom” i ZOMO-wcom. Został jednak ściągnięty i wyrzucony na zewnątrz, gdzie nie tylko nie został spałowany, ale natychmiast się z „aktywistami” pobratał. I tylko „Trybuna Ludu” – ówczesny odpowiednik „Gazety Wyborczej” napisała, że studenci sprofanowali kościół – bo taki rozwój wydarzeń pewnie został zatwierdzony. Tedy i w przypadku nieszczęsnej budki mogło być podobnie, z tą tylko różnicą, że jakaś Schwein się wygadała. Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było – mawiał dobry wojak Szwejk – ale rzeczywiście z tą niepodległością mamy same zgryzoty. To znaczy – nie tyle może my, co nasi Umiłowani Przywódcy, uprawiający slalom między volkslistami, który – ak tak dalej pójdzie – stanie się ulubionym sportem naszej szlachty.

Teraz u steru naszego teoretycznie istniejącego państwa jest formacja, którą podejrzewam, iż jest polityczną ekspozyturą Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego, ale nikt przecież nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, bo sam prezydent Donald Trump podczas konferencji prasowej z panem prezydentem Andrzejem Dudą powiedział, że „jest pewien”, że wkrótce Polska będzie miała dobre stosunki z Rosją, podobnie jak Stany Zjednoczone. Rzeczywiście – gdyby władze Stanów Zjednoczonych nam kazały, to nie byłoby wyjścia i musielibyśmy poprawić stosunki z Rosją podobnie, jak to miało miejsce za czasów Katarzyny, albo Józefa Stalina. Na razie jednak taki rozkaz nie padł, więc mamy stosunki takie, jakie nam mieć przystoi, w związku z czym prawdziwi patrioci co i rusz demaskują ruskich agentów, również podwójnych, a nawet potrójnych – jak niżej podpisany. Ja bowiem w tygodnie parzyste jestem agentem ruskim, a nieparzyste – niemiecko-francuskim, a w niedziele i święta – agentem watykańskim – co nieubłaganym palcem wytykają mi odkrywcy Wielkiej Lechii. Bardzo możliwe, że temu właśnie zawdzięczam przysolenie mi przez niezawisły Sąd Okręgowy w Poznaniu tak wysokiego zadośćuczynienia pani Hermenegildzie Kociubińskiej [—]. Najwyraźniej niezawisły sąd musi uważać, że ruscy agenci śpią na pieniądzach, a tymczasem im tylko śmierdzą onuce, co specjalnym nosem wyczuwają publicyści niezależni.

Bo w sytuacji slalomu między volkslistami również do patriotyzmu trzeba pochodzić dialektycznie. Parafrazując spostrzeżenie towarzysza więziennej niedoli Antoniego Zambrowskiego można powiedzieć, że nie ten patriota, co patriota, tylko ten, kogo partia wskaże. Toteż podczas Targów Książki Historycznej, kiedy to aktywistki i aktywiści należący do wszystkich siedmiu płci protestowali przeciwko mojej tam obecności, Wielce Czcigodny Antoni Macierewicz wygłosił pogląd, że przypominanie o amerykańskiej ustawie nr 447 JUST jest działalnością antypolską. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ta teza demaskuje wszystkich wrogów polskości, ale przy zastosowaniu dialektyki sprawa zaczyna wyglądać trochę inaczej. Bo jeśli nawet ktoś tam o tej ustawie przypomina, to przecież może to robić tylko dlatego, że w 2018 roku Kongres Stanów Zjednoczonych ustawę tę uchwalił, a prezydent Donald Trump ją podpisał. Gdyby tak się nie stało, wrogowie Polski nie mieliby czego przypominać. Wynika z tego, że – zgodnie z wykładnią a minori ad maius – jeśli samo przypominanie o tej ustawie jest działalnością antypolską, to uchwalanie takich ustaw jest jeszcze gorszym rodzajem antypolskiej działalności. Oczywiście Wielce Czcigodny Antoni Macierewicz tego nie powiedział, ale nie da się ukryć, że taki wniosek dialektycznie wprost wynika z tego, co – chyba trochę lekkomyślnie – powiedział. Jak oczywiście zdaję sobie sprawę, że Wielce Czcigodny Antoni Macierewicz chciał jak najlepiej, ale słowo wylatuje wróblem, a powraca wołem i żyje własnym życiem. Co tedy będzie, jeśli Nasz Najważniejszy Sojusznik dowie się, że w tak podstępny sposób Wielce Czcigodny zdemaskował go, jako wroga Polski jeszcze większego od tych, to tylko „przypominają”? Zimny czekista Putin przypomniałby mu „ruski miesiąc” – a co w takiej sytuacji może zrobić Nasz Najważniejszy Sojusznik? Pewnej wskazówki dostarcza rozmowa, jaką miałem okazję przeprowadzić w Denver Colorado. Starszy pan opowiadał mi o funkcjonowaniu branży górniczej w USA i en passant wtrącił w pewnym momencie: wie pan, niektóre rządy próbują nam podskakiwać. Jak za bardzo podskakują, to my je zmieniamy. Skoro takie rzeczy wiemy nawet my, biedni felietoniści, to cóż dopiero nasi Umiłowani Przywódcy, co to uprawiają slalom między volkslistami? Oni jeszcze bardziej to wiedzą, toteż prześcigają się w usłużności, jak nie w stosunku do Jednego, to w stosunku do Drugiego, albo Trzeciego Sojusznika, a nawet Sojusznika Naszego Sojusznika. Znakomitym testem może być zachowanie naszych Umiłowanych Przywódców 23 grudnia br. Tego dnia przypada tegoroczne święto Chanuki, którego obchody w Pałacu Prezydenckim zainaugurował w roku 2006 prezydent Lech Kaczyński i które kontynuowali jego następcy – zarówno reprezentujący obóz zdrady i zaprzaństwa Bronisław Komorowski, jak i przedstawiciel obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm Andrzej Duda. W tym roku Chanuka przypada 23 grudnia, no i zobaczymy, co zrobi prezydent Warszawy, pan Rafał Trzaskowski. Akurat radni warszawscy stanowczo sprzeciwili się urządzeniu w ratuszu opłatka, żeby się nie strefić religijnie. Ciekawe, czy z taką samą stanowczością odmówiliby zapalenia chanukowych świeczek, gdyby na przykład Nasz Najnowszy Przyjaciel, pan Jonatan Daniels, wpadł na pomysł urządzenia w ratuszu takiej imprezy? Myślę, że nawet pryncypialna pani Agata Diduszko-Zyglewska nie ośmieliłaby się zaprotestować w obawie, że starsi i mądrzejsi przypomną jej, skąd wyrastają jej nogi. Skoro tak, to świętowanie Chanuki stanie się nową, świecką, to znaczy – gdzieżby tam „świecką”, kiedy właśnie nie świecką, tylko religijną tradycją naszego mniej wartościowego narodu tubylczego, zwłaszcza gdy zostaną nam objawione skutki amerykańskiej ustawy nr 447 JUST, o której chciałby zapomnieć nie tylko Wielce Czcigodny Antoni Macierewicz, ale chciałby, żeby zapomnieli o niej również wszyscy inni – pod rygorem pozbawienia patriotyzmu.

Stanisław Michalkiewicz

Artykuł    tygodnik „Najwyższy Czas!”    17 grudnia 2019

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Za: michalkiewicz.pl | http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4601

Skip to content