Aktualizacja strony została wstrzymana

Dekalog jako program polityczny – Stanisław Michalkiewicz

Dziesięć przykazań Bożych mogłoby być programem partii politycznej, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy celowo prowadzany jest chaos semantyczny, żeby ludziom już do reszty „zabełtać błękit w głowie” – jak to przed laty śpiewał pewien szansonista. Oczywiście pojawiłyby się trudności na odcinku rozdziału Kościoła od Państwa, proklamowanego podczas rewolucji francuskiej i w dzisiejszych czasach przyjętego za dogmat nie tylko u ateistów, ale i u chrześcijan. Na przykład pierwsze przykazanie, by nie brać cudzych bogów przez Bogiem. Co to właściwie są, te „cudze bogi”? Źaden ze mnie teolog, ale nigdzie nie jest napisane, że tylko teologom wolno wypowiadać się na tematy religijne, więc podzielę się przypuszczeniem, że w dzisiejszych czasach chodzi o nie poddawanie się doktrynerstwu. Namnożyło się bowiem mnóstwo doktryn, a jedna głupsza od drugiej. Na przykład – że ludzie są równi. Przecież każdy widzi, że to nieprawda; jedni ludzie są mądrzy, podczas gdy inni mają być może jakieś inne zalety. Jedne kobiety są piękne, a do podziwiania innych trzeba jednak trochę wina. Jedni są grubi, inni szczupli – i tak dalej. W tej sytuacji forsowanie tego doktrynerstwa może przybrać postać działań absurdalnych; małych trzeba by naciągać, dużych – obcinać, grubych uciskać, a chudych nadymać. Jedynym rozsądnym zastosowaniem tej doktryny jest zasada równości wobec prawa, ale nawet i ona jest deformowana przez doktrynerów – że mianowicie nikogo nie powinno się „wykluczać”, ani „stygmatyzować”. W podobnym tonie zabrzmiała przestroga, jakiej udzieliła mi Bardzo Miła Pani z australijskiej Straży Granicznej – żebym ostrożnie wypowiadał się na temat mniejszości. Odpowiedziałem, że to może być trudne, bo wydaje mi się, że idioci, złodzieje i bandyci są jednak w mniejszości, ale nie widzę powodu, by akurat o nich wypowiadać się z rewerencją. Drugie z kolei przykazanie zaleca, by Imienia Boskiego nie wzywać „nadaremnie”. W dzisiejszych czasach trudno zorientować się, o co tu chodzi, chyba, żeby przyjąć, że chodzi o intencję uczynienia z Pana Boga swego parobka. To jest bardzo rozpowszechnione nie tylko u protestantów, którzy w Królestwo Niebieskie przerobili na Republikę Niebieską, obecnie nawet socjalistyczną i wybierają sobie takiego Pana Boga, jaki na aktualnym etapie najbardziej im pasuje – tylko przede wszystkim o to, że ludzie zapominają, iż Pan Bóg tylko POMAGA, a nie wykonuje sam całej roboty za kogoś innego. Tymczasem coraz więcej ludzi, w tym również katolików, przybiera wobec Pana Boga postawę roszczeniową, podobnie jak w stosunku do państwa, które też uważa za wszechmogące – co ja z kolei uważam za rażące naruszenie drugiego przykazania. Trzecie przykazanie nakazuje święcenie dnia świętego, co wywołuje rozmaite spory między partyjnymi i bezpartyjnymi, wierzącymi i niewierzącymi, żywymi i u…no, mniejsza z tym – czy na przykład można w niedzielę handlować, czy nie. Ten spór jest znakomitą ilustracją spostrzeżenia Stefana Kisielewskiego, że socjalizm bohatersko walczy z problemami nie znanymi w żadnym innym ustroju. Skoro już został przyjęty do wierzenia dogmat, że to „państwo”, czyli grupa ludzi wynajętych do zarządzania sektorem publicznym, może i nawet powinno dyktować ludziom, którzy funkcjonują w sektorze prywatnym, w jaki sposób mają zarządzać swoją własnością, to nieporozumienia muszą się pojawić – no i się pojawiają.

Ale inne przykazania już by się bardziej nadawały na program polityczny. Na przykład – żeby „czcić” swoich rodziców, to znaczy – żeby ich szanować. A niby jakże inaczej, skoro to właśnie im każdy zawdzięcza swoje istnienie? Szacunek należy się zwłaszcza matce, która każdemu swemu dziecku usługuje własnym ciałem, a w tej sytuacji tylko ostatni cham nie odczuwałby wdzięczności. Inna rzecz, że w dzisiejszych czasach coraz więcej tak zwanych „dziewuch” coraz natarczywiej domaga się bezkarności zbrodni dzieciobójstwa, więc nic dziwnego, że i szacunek dla rodziców ulega erozji. Najwięcej nieporozumień związanych z przykazaniem piątym narosło ostatnio na tle kary śmierci. Uznana została za sprzeczną z zasadami religii, co wydaje się o tyle dziwne, że przez ostatnie dwa tysiące lat takiej sprzeczności nikt nie zauważył, aż dopiero prawdę musiało spenetrować kilka osobistości. Skoro jednak przez ostatnie dwa tysiące lat mylono się w tak ważnej sprawie, to skąd możemy mieć pewność, że dzisiejsza opinia na ten temat jest absolutnie bezbłędna?

Ale to jeszcze nic, bo prawdziwe problemy zaczynają się nawet nie przy przykazaniu szóstym, które po prostu jest życzliwą radą, by panować nad swoimi odruchami, co powinno być oczywiste dla każdego człowieka kulturalnego, a przynajmniej – rozumnego – tylko przy przykazaniu siódmym – żeby powstrzymać się od kradzieży. Rzecz w tym, że w ostatnich czasach formy kradzieży przybrały bardzo finezyjną postać do tego stopnia, że okradani odczuwają kradzież, jako działanie na swoją korzyść. Mam tu zwłaszcza na myśli tak zwaną „wrażliwość społeczną”, którą coraz więcej rządów praktykuje na zgubę swoich obywateli. Wrażliwość społeczna przybiera – ogólnie biorąc – dwie formy. Pierwsza, że rządzący, za walutę głosów wyborczych, dają się wynajmować w charakterze rabusiów, oferując jednym grupom obywateli, że gwoli dogodzenia im, obrabują innych obywateli, na przykład zmuszając ich, by się składali na tak zwane „godne życie” dla nich. Ale tym innym obiecują to samo, więc w rezultacie życie publiczne polega na tym, że wszyscy okradają się nawzajem, co oczywiście jest grą o sumie zerowej, z której korzystają tylko ci, którzy do wspomnianego okradania się wynajmują. Warto zwrócić uwagę, że społeczności, które na ten haczyk dają się złapać, zaczynają biednieć, czego ilustracją jest tak zwane „bezwzględne zubożenie”. Polega ono na tym, że o ile 50 lat temu praca jednego człowieka wystarczyła na zaopatrzenie jego rodziny w określony koszyk dóbr, to dzisiaj muszą na to pracować już prawie dwie osoby. W ten sposób kara za naruszenie siódmego przykazania jest wymierzana natychmiast i to na własne życzenie ukaranego, który w tej sytuacji nie może mieć do nikogo, a już zwłaszcza do Pana Boga, żadnych pretensji. Drugą formą kradzieży, jeszcze bardziej finezyjną od tej pierwszej, jest przekupywanie ludzi ich własnymi pieniędzmi, a niekiedy nawet nie „ich własnymi” tylko w ich imieniu pożyczonymi od lichwiarskiej międzynarodówki. Rząd, który rozwija programy rozdawnicze w sytuacji, gdy ma deficyt budżetowy i musi zaciągać pożyczki u lichwiarzy, tak naprawdę sprzedaje własnych obywateli w niewolę lichwiarskiej międzynarodówce. Źeby bowiem zaciągnąć u lichwiarzy pożyczkę, musi dać im zabezpieczenie w postaci zastawienia dochodów z przyszłych podatków. Oczywiście zdecydowana większość obywateli nie zdaje sobie sprawy, że ich praca, a nawet praca ich dzieci, została już sprzedana lichwiarskiej międzynarodówce i obdarza swoich sprzedawców uczuciem wdzięczności. W tym przypadku kara za złamanie siódmego przykazania jest na pewien czas odroczona, ale prędzej, czy później też się pojawi. W tej sytuacji byłoby dobrze, gdyby ktoś ludzi przed tymi konsekwencjami łamania przykazań przestrzegał.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    Europa Christi    12 września 2019

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4545

Skip to content