Aktualizacja strony została wstrzymana

Rozpoczyna się rejestracja „obiektów” – Stanisław Michalkiewicz

Za sprawą tromtandrackiego oświadczenia Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego, że Polska, a już z całą pewnością on sam, nie odda Żydom ani guzika, zapanowała złowróżbna cisza – a w tej ciszy – jak to w ciszy – harcują sobie różne myszy, przede wszystkim z Najwyższej Izby Kontroli, która nakazała lubelskim, a pewnie i wszystkim innym muzealnikom, z podskokach odpowiedziała na pytanie, które z „obiektów” należy do „mniejszości”. Na udzielenie odpowiedzi zostawiono mniej więcej 24 godziny, co pokazuje, że ktoś na pana Kwiatkowskiego nacisnął tak mocno, że aż zaczął nosem puszczać bańki. Korespondencję w tej sprawie ujawniła pani dr Ewa Kurek, do której lubelscy muzealnicy się zwrócili w słusznym mniemaniu, że konieczność rejestracji „obiektów” może być wstępem do przekazania ich żydowskim organizacjom przemysłu holokaustu w ramach zadośćuczynienia roszczeniom dotyczącym „własności bezdziedzicznej

Zawraca bowiem uwagę dziwaczna konstrukcja, które ma stworzyć nie tylko pozory normalności, ale i legalności. Prawo cywilne nie zna bowiem żadnej „mniejszości”, jako podmiotu jakichkolwiek praw rzeczowych – bo takimi podmiotami są osoby fizyczne albo prawne, podczas gdy „mniejszości” nie należą ani do jednej ani do drugiej kategorii. Zatem takie sformułowanie w całej rozciągłości potwierdza podejrzenia, że pod tymi eufemistycznymi terminami kryje się „własność bezdziedziczna”, o której mówi amerykańska ustawa nr 447 JUST i której przekazania domagają się od Polski żydowskie organizacje przemysłu holokaustu. Okazuje się zatem, że wszystko jest realizowane zgodnie ze scenariuszem, który 25 października ub. roku w rozmowie z panem ambasadorem Jackiem Chodorowiczem, nakreślił pełnomocnik Departamentu Stanu USA Tomasz Yazdgerdi. Jak pamiętamy, oświadczył on, iż strona amerykańska „rozumie”, że w horyzoncie roku wyborczego w Polsce nie można podejmować przedsięwzięć „publicznych i formalnych”, pod którymi należy rozumieć „kompleksowe ustawodawstwo”, którego 14 lutego br. domagał się od dygnitarzy naszego bantustanu sekretarz stanu USA pan Mike Pompeo. Pan Yazdgerdi, niezależnie od „rozumienia” sytuacji w „horyzoncie roku wyborczego” podkreślił konieczność dokonania „znaczącego postępu” w sprawie zadośćuczynienia żydowskim roszczeniom i nawet wyjaśnił, co przez to rozumie. Otóż rozumiał on przez to przejście do negocjacji na temat „konkretnych kwot finansowych”. Pismo skierowane do muzealników pokazuje, że ten „znaczący postęp” cały czas postępuje.

Zwraca uwagę okoliczność, że wspomniane pismo zostało skierowane już po buńczucznej deklaracji Naczelnika Państwa, że nie odda ani guzika. Wprawdzie szef NIK, pan Kwiatkowski, który już raz był od stryczka odcinany, formalnie Naczelnikowi Państwa nie podlega, ale trudno sobie wyobrazić, by wykraczając poza swoje ustawowe kompetencje nie uzyskał błogosławieństwa od pana posła Jarosława Kaczyńskiego, który – jako prosty poseł – formalnie za nic nie odpowiada. Dzięki temu łatwiej mu duraczyć swoich wyznawców, którzy lekkomyślnie ufają jego zapewnieniom, a propagandzistom zasilanym z gadzinowego funduszu „dobrej zmiany” – szczuć na każdego, który usiłuje przekazać opinii publicznej przerażającą prawdę.

Warto przypomnieć, że kiedy we Francji na przełomie wieku XIX i XX rozgorzała walka z Kościołem katolickim, jednym z pierwszych posunięć premiera Emila Combesa, nawiasem mówiąc – byłego księdza, a tacy, wiadomo; są najgorsi – było nakazanie rejestracji przedmiotów kultu, z których większość reprezentowała sporą wartość materialną. Opinia katolicka nie bez racji uznała to za wstęp do konfiskaty i w wielu miastach wybuchły rozruchy, które rząd nakazał tłumić wojsku. Wojsko jednak raczej sprzyjało protestującym, zwłaszcza gdy wybucha afera generała Ludwika Andre, który w swoim Ministerstwie Wojny miał dwa pudła na fiszki z nazwiskami oficerów; jedno z napisem „Korynt”, a drugie z napisem „Kartagina”. Oficerowie, których fiszki powsadzał do „Koryntu” byli promowani przy awansach, a ci z „Kartaginy” – pomijani jako „klerokanalie”, czy nawet „klerokaraluchy”. Tak się składa, że i w naszym nieszczęśliwym kraju sodomici i – jak mówił marszałek Piłsudski – „kobiety z rozdziwaczoną płcią”, z walki z Kościołem uczynili sobie program polityczny. Kościół, który też cierpi na potężny kryzys przywództwa, próbuje zejść im z linii strzału umizgując się do michnikowszczyny, ale nie jest to łatwe, bo stare kiejkuty, których, jak wiadomo, „nie ma”, w przeczuciu rychłego nadejścia żydowskiej okupacji próbują pokazać Żydom, że oni najlepiej utrzymają w ryzach mniej wartościowy naród tubylczy, byle tylko obiecano im możliwość dalszego na nim pasożytowania. Foedus Żydów i starych kiejkutów jest zatem kwestią najbliższej przyszłości, tym bardziej, że Nasz Najważniejszy Sojusznik jeszcze w roku 2015, zaraz po Międzynarodwej Konferencji Naukowej „Most”, wciągnął bezpieczniaków na listę „naszych sukinsynów”.

Nie płoszmy ptaszka, niech mu się zdaje, że naszej partii siły nie staje – aż o poranku za oknem dojrzy kontury tanku, potem na schodach usłyszy kroki” – pisał Janusz Spotański, którego wspierały proroctwa – toteż i „dobra zmiana” zaczyna od „obiektów”, które można by przypisać jakiejś „mniejszości” – a jak już się do tego przyzwyczaimy, to przyjdzie pora na resztę – bo wprawdzie Nasz Najważniejszy Sojusznik uchwala ustawy „bez znaczenia”, ale co z tego, kiedy nawet takie potrafi wyegzekwować na rządzie „dobrej zmiany”, który wisi na cienkiej nitce amerykańskiego poparcia? Toteż tylko patrzeć, jak w mrokach podziemia rozpoczną się „negocjacje”, których domagał się pan Yazdgerdi, a do muzealników i innych dzierżycieli „obiektów” zakwalifikowanych do „własności bezdziedzicznej” popłyną monity, nakazujące ich inwentaryzację, a jak już ta inwentaryzacja zostanie przeprowadzona, to przedsiębiorstwa przemysłu holokaustu podgarną wszystko na kupę i to będzie finis Poloniae. Ciekawe, co wtedy nam powie Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński – bo chyba będzie musiał swoim wyznawcom powiedzieć coś, w co oni skwapliwie uwierzą, bo wiadomo – w coś wierzyć przecież trzeba.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Felieton    tygodnik „Najwyższy Czas!”    11 lipca 2019

Za: michalkiewicz.pl | http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4507

Skip to content