Aktualizacja strony została wstrzymana

Powierzchnia i głębia – Stanisław Michalkiewicz

Kiedy car Aleksander II w liście do cesarza Napoleona III użył intytulacji: Mój Przyjacielu!” – francuski minister spraw zagranicznych zwrócił ambasadorowi Kisielewowi uwagę, że dwór w Petersburgu jest zbyt młody, żeby zmieniać ustalone zasady. Chodziło o to, że w myśl dotychczasowych zasad monarchowie w korespondencji między sobą używali intytulacji „Mon Frere”, czyli mój bracie. Ale cesarz Napoleon zachował się zręczniej i odpowiedział rosyjskiemu ambasadorowi, że „jest specjalnie pochlebiony intytulacją, jaką zwrócił się do niego Najjaśniejszy Pan”. Musimy bowiem cierpieć naszych braci, ale przyjaciół możemy sobie dobierać.

Niestety nasi Umiłowani Przywódcy albo nie potrafią dobierać sobie przyjaciół, albo już mają to surowo zakazane. W przeciwnym razie nie rajcowaliby się tak i nie afiszowali z przyjaźnią dla Izraela i jego przywódców, którzy zaczynają się zachowywać podobnie, jak izraelska młodzież przyjeżdżająca do Polski na wycieczki. Ja wiadomo, srają na łóżka w pokojach hotelowych, wobec obsługi zachowują się wyzywająco, a na straży tego chamstwa stoją izraelscy komandosi, którzy jakimś prawem kaduka, z bronią w ręku towarzyszą izraelskiej młodzieży podczas wycieczek do Polski. Źaden z naszych Zasrancen, którzy są butni tylko wobec własnych obywateli, nigdy nie odważył się na najmniejsze słowo krytyki, nie mówiąc już o tym, by położyć kres panoszeniu się izraelskiej soldateski w Polsce.

Toteż izraelski premier Beniamin Netanjahu podczas swojej wizyty w Warszawie, przy okazji konferencji mającej stworzyć pozór moralnego uzasadnienia dla planowanej napaści na złowrogi Iran, który – w odróżnieniu od państw eunuchoidalnych – nie chce bezcennego Izraela słuchać – nieubłaganym palcem wytknął Polakom, że kolaborowali ze złymi nazistami. Słowem – nasrał na łóżko, które z wielką rewerencją Polska, na rozkaz Naszego Najważniejszego Sojusznika, co to przed bezcennym Izraelem skacze z gałęzi na gałąź, mu pościeliła. O tym, że nie był to przypadek, świadczą pogróżki izraelskiego ministra spraw zagranicznych, niejakiego Izraela Kaca, że Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki i że nikt nie będzie im, to znaczy Żydom, mówił, jak mają się wyrażać i w jaki sposób pamiętać naszych poległych. Ale tak to już jest, że kto z chamem pije, ten z nim pod płotem leży, więc nasi Umiłowani Przywódcy mają za swoje. To już nie mogli sobie w korcu maku wyszukać innych przyjaciół, tylko właśnie Izraela Kaca? Może rzeczywiście nie mogli, może pani Źorżeta Mosbacher zadzwoniła i do Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego i do pana premiera Morawieckiego i do pana prezydenta Dudy, a kto wie, czy nie zleciła wykonania telefonów również do dygnitarzy drobniejszego płazu, że mają się przyjaźnić z bezcennym Izraelem, jeśli nawet przy każdej okazji jego reprezentanci będą srali nam do łóżek i jeszcze nam wymyślali, że ośmielamy się zwracać im uwagę. Na taką możliwość naprowadza nas apel Departamentu Stanu USA, żeby się Polska z bezcennym Izraelem już nie spierała, bo trzeba wszystko załatwić w drodze dialogu. Czemu nie; dialogi są albo na cztery nogi, albo – gęsi z prosięciem. Zatem Polska ma „nasłuchiwać”, co jakiś Izrael Kac na kacu wykombinuje i chlapnie, a potem pracowicie udowadniać, że nie jest wielbłądem. Wcześniej Departament Stanu, pięknie wymalowanymi ustami swojej rzeczniczki ostrzegał Polskę, że jak się nie opamięta, to może zagrozić swoim interesom strategicznym. Chodziło o nowelizację ustawy o IPN, w której w 1998 roku, na życzenie, czy też raczej – żądanie strony żydowskiej, z którą Polska już wtedy uzgadniała swoje ustawodawstwo – umieszczony został art. 55, przewidujący karalność tzw. kłamstwa oświęcimskiego, czyli podyktowanej do wierzenia przez stronę żydowską wersji historii II wojny światowej. Nowelizacja polegała zaś na dopisaniu do tej ustawy art. 55 a, przewidującego karalność tzw. kłamstwa obozowego, to znaczy – bredzenia o polskich obozach zagłady. Polska oczywiście się „opamiętała” i z podwiniętym ogonem nowelizację anulowała, żeby nie zagrozić swoim interesom strategicznym. A jakie interesy strategiczne ma Polska w stosunkach z USA? Ano jeden taki, w postaci przekonania, ze USA będą broniły Polski aż do ostatniej kropli krwi. Okazało się jednak, że to wcale nie jest takie pewne, jeśli się nie „opamiętamy” i nie będziemy słuchać we wszystkim bezcennego Izraela. No to cóż myśleć o sytuacji, gdy nad Polską zawisłoby prawdziwe niebezpieczeństwo?

Ale to tylko tak zwana powierzchnia zjawisk, bo sprawa wydaje się bardziej skomplikowana. Rzecz w tym, ze podczas warszawskiej konferencji, jakby tu załatwić złowrogi Iran w tak zwanym majestacie prawa, sekretarz stanu Naszego Najważniejszego Sojusznika wezwał naszych Umiłowanych Przywódców, by nie zwlekali już z przeforsowaniem „kompleksowego ustawodawstwa”, które stworzyłoby jakiś pozór legalności dla żydowskich roszczeń majątkowych wobec Polski. Kongres USA uchwalił bowiem w roku ubiegłym ustawę nr 447 JUST, na podstawie której USA zobowiązały się do dopilnowania, by Polska te roszczenia zrealizowała. Chodzi o ponad 300 miliardów dolarów – bo na tyle te roszczenia oszacowała w liście do Ministerstwa Sprawiedliwości w Warszawie Światowa Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego w Nowym Jorku, będąca wiodącym kombinatem przemysłu holokaustu. Kiedy jednak premier Netanjahu, który też ma w tym roku wybory i podobnie jak Umiłowani Przywódcy Stanów Zjednoczonych, nie mówiąc już o naszych, musi trochę popodlizywać się izraelskim Żydom, którym te 300 miliardów dolarów z pewnością by się przydało, zaczął nieubłaganym palcem wytykać Polakom kolaborację ze złymi nazistami, a niejaki Izrael Kac, dla podgrzania atmosfery dorzucił swoje mądrości, sprawa „kompleksowego ustawodawstwa” natychmiast ucichła, a pan premier Mateusz Morawiecki zademonstrował szaleńczą brawurę, odmawiając uczestnictwa w posiedzeniu Grupy Wyszehradzkiej, która dlaczegoś wyznaczyła sobie rendez-vous akurat w Izraelu. Wyznawców pana premiera Morawieckiego, w którym Naczelnik Państwa z zagadkowych powodów sobie upodobał, wprawiło to w zachwyt, że teraz to już na pewno nie oddamy ani guzika. Tymczasem wygląda na to, że pod osłoną tromtadrackiej i pełnej frazesów o narodowej godności retoryki, rząd posłusznie przygotuje „kompleksowe ustawodawstwo” – no bo sekretarz stanu USA pan Pompeo, musi w tym roku, najpóźniej w jesieni, złożyć Kongresowi sprawozdanie. Nietrudno się domyślić, że chciałby w tym sprawozdaniu poinformować o „kompleksowym ustawodawstwie”, które Polska właśnie uchwaliła. Wtedy nie tylko premier Netanjahu, który dzięki pomyślnemu załatwieniu haraczu od Polski w kwocie ponad 300 miliardów dolarów, może wygrać kwietniowe wybory, ale i przywódcy organizacji przemysłu holokaustu z pewnością pana Pompeo pochwalą i powiedzą: „wot maładiec!” Czyż można wyobrazić sobie większe szczęście?

Stanisław Michalkiewicz

Komentarz    tygodnik „Goniec” (Toronto)    24 lutego 2019

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4417

Skip to content