Aktualizacja strony została wstrzymana

USA wymuszą restytucję mienia pożydowskiego – To nie koniec problemów z ustawą S447

Przedstawiamy poniżej wypowiedź Wojciecha Jeśmana z USA na konferencji Polonia a Państwo Polskie przeprowadzonej 12 listopada 2018 roku. Wojciech Jeśman był organizatorem walki przeciw ustawie S 447 w USA.

Pytanie dziennikarza: Jaka jest relacja Polonii z krajem? Czy są równi i równiejsi?

Wojciech Jeśman: Jest taka grupa koncesjonowana, która dostaje koncesje bez względu na to kto w Warszawie rządzi. Jest to taka dożywotnia koncesja dla ludzi, co bardziej POPiSowo działają. Są też takie osoby, które nie załapywały się na żadne wsparcie ani wcześniej, ani teraz…

Nie mam kuli kryształowej, nie wiem jak będzie w przyszłości.

Ja nie byłem mile widziany z moimi projektami za PO, jak i teraz.

Konferencja której patronował wice-marszałek z Sejmu pan Tyszka, zaplanowana w Sejmie, na dwa dni przed dostaję informację, że sala sejmowa nie będzie przyznana mimo, że sprawy były konkretnie dograne.

Podobną sytuację miałem miesiąc temu, kiedy mnie po prostu wyproszono z Kongresu Polonii Świata, dwa tygodnie wcześniej dostałem list bym się nie wybierał i są skłonni refundować bilet… na tym oficjalnym liście było logo sekretariatu marszałka Karczewskiego, było logo Wspólnoty Polskiej i było logo Rady Polonii Świata… Oni stworzyli wspólny formularz na potrzeby tego zjazdu. V Kongres zrobiono na bogato, bo to miało pokryć braki merytoryczne skąd nie wyszła żadna strategia. Nie było żadnych dokumentów końcowych, które by Polonię motywowały do czegoś i obligowały. To jest przewaga formy nad treścią.

Prezes Frank Spula robi wszystko by Kongres Polonii Amerykańskiej był słaby. Brak jest jakiejkolwiek wizji… Jest zagrożenie, że będzie tym ostatnim od gaszenia światła!! Organizacja abdykuje z obrony Polonii i Polski, i nie chce zajmować się sprawami politycznymi… To jest straszne… Wg spisu z 10 milionów tylko 680 tysięcy mówi po polsku. Kongres unikał krytykowania polskich władz…

***

Zacznę może od nietypowej strony, mianowicie, ustaliło się takie powiedzenie, że Kongres amerykański uchwalił coś. Prawda o tej ustawie jest zgoła inna, mianowicie prawda jest taka, że normalnie ustawy tego typu proceduje się, za zgodą i wiedzą Komisji Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów. Komisja otrzymała tutaj to zadanie 27 lutego 2017 r. i komisja nie zaopiniowała tej ustawy. Tę ustawę odebrano im w kwietniu 2018 r. z naruszeniem wszystkich reguł demokracji amerykańskiej, tak jak je tutaj znamy. Jest to dosyć istotne, dlatego że normalnie myślimy, iż Stany Zjednoczone są jakby wzorem demokracji, czymś, do czego powinniśmy aspirować. Prawda o tej ustawie jest zupełnie inna. Zrobiono to w Senacie na zasadzie aklamacji, to znaczy ta ustawa została przyjęta bez żadnego normalnego głosowania. Aklamacja to znaczy, że nikt nie liczył liczby osób na sali i nikt nie rejestrował głosów, tak jak one były tam składane.

Wojciech Jeśman. Prezes kalifornijskiego Kongresu Polonii Amerykańskiej

To samo się stało w Izbie Reprezentantów, stało się to na zasadzie procedury, która się nazywa Suspension of the rules, to znaczy, że zastosowano tzw. voice vote, to znaczy, że tak jak przy aklamacji, nikt nie liczył kto jest na sali i nie było żadnej informacji kto, jak głosował.

Normalna procedura wymagałaby tzw. roll call, czyli sprawdzenia listy obecności. Zarówno w Senacie, jak i w Izbie Reprezentantów normalnej procedury nie stosowano, a tym samym, można powiedzieć, że naruszono wszelkie zasady demokracji i przepchnięto tę ustawę na bardzo dziwacznych zasadach.

W pierwszym i w drugim wypadku nie ma żadnej informacji ile osób było obecnych na sali, czyli równie dobrze możemy przypuszczać, że nie było tam kworum. Kworum znaczyłoby, że musiałoby być 218 osób w przypadku Izby Reprezentantów. Myślę, że to jakby ilustruje tutaj z jednej strony siłę lobby, które przepychało tę ustawę, ale z drugiej strony świadczy również o słabości tego lobby, ponieważ musiało się one uciec do procedury, która w pewnym sensie była bezprawna z punktu widzenia procedowania tego typu ustaw, gdyż decyzję tę przedstawiano nam jako decyzję całego Kongresu. Można więc tutaj negować tę decyzję, w ten sposób że musiałby powstać ruch, którego celem byłoby odwołanie tych ustaw i zmuszenie Kongresu do spojrzenia na te kwestie od nowa.

Jest to o tyle ważne dlatego, że to nie jest koniec naszych problemów z tą ustawą. Ta ustawa to nie jest kwestia tylko tych 300 mld dol. Wyegzekwowanie tej kwoty mogłoby być trudne, jeżeli te miliardy byłyby „doczepione” do, powiedzmy, polskich nieruchomości, natomiast nie jest to trudne, jeżeli „doczepimy” te roszczenia do właśnie alternatywnych roszczeń związanych, powiedzmy, z zasobami naturalnymi.

Muszę przyznać, że lobby, które tutaj w dużej mierze kontroluje te procesy w Kongresie ma strategię, która od lat jest konsekwentnie realizowana, więc nie można tutaj naiwnie oczekiwać, że te kwestie jakoś się cudownie zakończą, bo tak po prostu nie będzie.

Następną kwestią jest to, co nas czeka w najbliższym czasie dlatego, że jasne jest, iż zgodnie z ustawą S447, która tymczasem stała się prawem w Stanach Zjednoczonych (To prawo ma numer 115; 171), ta ustawa wróci do nas w formie eskalacji roszczeń, dlatego że w ciągu najbliższych 18 miesięcy od podpisania tej ustawy Departament Stanu będzie zobowiązany wystawić raport na temat naszego wypełniania wszystkich rzeczy wpisanych w Deklarację Terezińską. Ta deklaracja zasadniczo mówi, że wszystkie kraje, które partycypowały w tej konferencji muszą być ocenione przez Departament Stanu. Można oczekiwać, że te oceny będą, szczególnie w przypadku Polski, negatywne. Jeżeli te oceny będą negatywne, to znaczy, że następnym krokiem będzie próba stworzenia rozmaitego typu sankcji.

Nikt poważny nie oczekuje, że kwestie związane z tą ustawą będą rozgrywane na płaszczyźnie prawnej. Tutaj, w Polsce, pojawiły się takie teorie, że ta ustawa nie ma żadnego przełożenia na polskie prawodawstwo. Prawda jest taka, że nikt nie będzie próbował rozgrywać tego na płaszczyźnie litygacji sądowej; będzie to rozgrywane na płaszczyźnie politycznego dyktatu. I to jest z pewnością zadanie dla Senatu i Izby Reprezentantów, które do tej pory, nie miały specjalnego udziału i dosyć niechętnie uczestniczyły w tym procesie. Chciałbym Państwu jeszcze tylko uzmysłowić, że zaczęło się zasadniczo nie od ustawy 447, tylko od ustawy HR 1226, która to ustawa była minimalnie inna niż ostateczna wersja. HR 1226 to była wersja zaprezentowana w Izbie Reprezentantów i różnica między tymi dwiema propozycjami była taka, że w Izbie Wyższej, w Senacie mówiło się o „rekompensacie”, a w izbie niższej mówiło się o „restytucji”. Różnica jest zasadnicza, ponieważ restytucja zakłada oddawanie w naturze. Chciałbym żebyśmy tutaj zachowali dużą dozę realizmu, dlatego że jasne jest, iż to jest dopiero początek naszych problemów z tą ustawą, dlatego że oczywiście ten raport to jest coś, co jest wpisane w tekst samej ustawy i ten raport musi powstać. Od tego nie ma ucieczki. A jeżeli ten raport powstanie, to cała masa rozmaitych rzeczy się uruchomi.

Powstaje pytanie co naprawdę ta druga strona może nam zrobić, jasne jest, że może dużo i to jest cała masa rozmaitych wątków, od sankcji gospodarczych, powiedzmy, zawieszenia kontraktów zbrojeniowych, po kwestie groźne dla naszej gospodarki, jak wprowadzenie sankcji w sensie użytkowania systemu Swift – to jest systemu rozliczeń międzynarodowych. To nie są puste groźby, dlatego że Stany Zjednoczone raz po raz stosują sankcje. Ostatnio mówi się, właśnie o systemie swift w odniesieniu do Iranu. Polska może tutaj bardzo szybko awansować do tej samej kategorii. Powiem Państwu taką śmieszną anegdotę. Po tej akcji dostałem list z ambasady Pakistanu. Ambasada Pakistanu dziękowała mi w imieniu Islamskiej Republiki Iranu za moją akcję, mimo że ja nigdy nie miałem żadnego kontaktu z jakimikolwiek przedstawicielstwami czy to Iranu czy Pakistanu. Natomiast oni mi dziękowali za to że dowiedzieli się o tym. To świadczy o tym, że łatwo jest naprawdę te kwestie przeinaczyć w taki sposób, że można z tego ulepić praktycznie wszystko. Sprawni ludzie z drugiej strony od PR z pewnością nad tego typu taktykami myślą.

A jak doszło do tego, że pojawiłem się tutaj w tym projekcie? Do tego momentu, zasadniczo nie byłem jakoś bardzo tutaj aktywny, owszem pełniłem funkcję prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej w południowej Kalifornii, ale przyznam się, że to dosyć przypadkowo na mnie spadło. A spadło dlatego, że pewnego dnia odwiedziłem stronę Kongresu i zapisałem się na ich e-maile, które miały mnie informować o nowych czynnościach związanych z ustawami. Dziwnym trafem 12 grudnia otrzymałem e-mail, który mnie poinformował, że Senat zatwierdził ustawę S447 i okazało się, że byłem chyba jedyną osobą na świecie – co wydawałoby się zupełnie absurdalne – która się zapisała na tego typu e-maile. Więc mając tę informację natychmiast rozesłałem ją do mojej bazy danych, a jedną z osób na tej liście był pan Stanisław Michalkiewicz. Ta lista liczy 1800 osób. I jedyną reakcję, jaką otrzymałem, to była właśnie reakcja pana Michalkiewicza. Pan Michalkiewicz był jedyną osobą, która zrozumiała naprawdę zagrożenie, i zareagowała na nie.

No, jakie mamy z tego tutaj wnioski? Wniosek jest taki, że w Kongresie Stanów Zjednoczonych nie mamy za dużo przyjaciół. I to jest jasne, że jest to kwestia wieloletnich zaniedbań, jeśli chodzi o naszą politykę historyczną. Oni po prostu tych rzeczy nie rozumieją. Łatwo jest naszymi kongresmenami manipulować i druga strona robi to na wiele różnych sposobów. Oczywiście, kwestie finansowe są tutaj również istotnym elementem, nie jesteśmy w żadnym stopniu tego kontrolować, z tej drugiej strony wydaje się na to miliardy. Jeżeli chodzi o polski lobbing to praktycznie rzecz biorąc, on nie istnieje. Podobnie nakazywałbym dużą dozą realizmu, jeżeli chodzi o postawę Białego Domu. To nie jest tak, że Donald Trump tę ustawę zawetował, tylko on ją podpisał, co znaczy, że zasadniczo nie był w stanie przeciwstawić się interesom lobby. Istotne jest również to, że ta ustawa w pewnym sensie była kupiona przez to lobby, dlatego że pan Sheldon Adelson mniej więcej tydzień po uchwaleniu tej ustawy przyniósł czek na 30 mln dol., który wręczył spikerowi Paulowi Ryanowi. Oczywiście, nie było na nim napisane, że to jest płatność za te ustawy, ale korelacja czasowa jest zdumiewająca. Jeżeli chodzi o zalecenia na przyszłość, to możemy naprawdę dużo zrobić, to jest tak, że z jednej strony – jak widać – istnieją kanały, które nie są całkiem transparentne, ale z drugiej strony, naszym zadaniem byłoby „podniesienie poprzeczki”; to znaczy nie jesteśmy w stanie odrobić kilkudziesięciu lat zaniedbań, jeżeli chodzi o politykę historyczną, natomiast jesteśmy w stanie skoncentrować się na 435 kongresmenach w Izbie Reprezentantów i 100 senatorach. I to nie jest coś, co jest niemożliwe do osiągnięcia; to jest dosyć proste zadanie, o ile jest wola, i o ile jesteśmy w stanie stworzyć grupy, które by w stały sposób naciskały na Kongres – ta poprzeczkę w naturalny sposób, by się wtedy podniosła i procedowanie pewnych rzeczy byłyby znacznie bardziej trudne.

W wypadku tych ustaw niewiele potrzebowaliśmy, żeby je zastopować, wystarczyła reakcja jednego kongresmena, który by zażądał tzw. roll call czyli sprawdzania listy obecności. Jeżeli coś takiego by się stało, wtedy musieliby wrócić do normalnego sposobu procedowania. A ponieważ to się nie stało, możliwe było robienie tego właśnie za pomocą procedury która się nazywa suspension of rules, która daje możliwość Izbie Reprezentantów przegłosowania czegoś nawet, jeżeli są tylko trzy osoby na sali. To znaczy, jeżeli są w stanie pokazać, że jest większość 2/3 głosów, to wtedy nie konieczne jest liczenie ile osób jest na sali.

Tak prosty manewr proceduralny byłby w stanie zatrzymać tę ustawę i zmusić drugą stronę do procedowania jej w sposób otwarty. To, że tak się nie stało nie jest wyłącznie winą kongresmenów, dlatego że duża ich część po prostu nie była świadoma manipulacji, które tam nastąpiły, na przykład takich, że głosowanie rzekomo odbyło się też dwie godziny przed zaplanowanym terminem.

Czyli jasne jest, że musimy zwiększyć podaż informacji; jasne jest, że musimy bywać w Kongresie. Optymalnie powinniśmy mieć jedną akcję w miesiącu, tak żeby mieć tam stałą obecność.

Nasza akcja, to nie jest moja zasługa, to jest kwestia udziału dużej grupy osób; w samym Waszyngtonie było ze mną ponad 30 osób, ale mieliśmy znacznie więcej osób, które partycypowały w tym projekcie i bez których ten projekt po prostu nie byłby w stanie zaistnieć. Jedną z tych osób jest pan Darek Błażejak, bez którego ta akcja nie byłaby w stanie funkcjonować. Ja chciałem Państwu podziękować za wsparcie część z Państwa popierała ten projekt również finansowo, jasne jest, że następnym naszym krokiem powinno być zorganizowanie dużej konferencji naukowo historycznej w Waszyngtonie na Capitol Hill i ta konferencja powinna być jak gdyby takim pierwszym krokiem jeżeli chodzi o próbę opanowania tych niekorzystnych dla nas sposobów procedowania. Bez tej obecności nie jesteśmy w stanie wywierać wielkiego wpływu na to co tam się dzieje. Więc chciałabym Państwa zachęcić do włączenia się w ten projekt. Polegałby on na tym, że musimy znaleźć powiedzmy 15 osób, które zajmują się tematyką prawną i historyczną, w jakiś sposób skorelowaną z tymi sprawami. To muszą być osoby anglojęzyczne i to się wiąże z pewnymi kosztami.

Jasne jest, że dobrze byłoby powołać zespół ludzi, którzy by tę sprawę popychali i nie jest to zdecydowanie projekt dla jednej osoby; bez partycypacji większej grupy ludzi jest raczej trudno takie projekty zrobić, ale jest to tylko jeden z projektów, a tych projektów musi być cała masa.

Jasne jest, że powinniśmy stworzyć publikację książkową, która zawierałaby różne referaty z tej konferencji. Z tymi książkami można by przez najbliższe 10 – 20 lat edukować kongresmenów.

Ja nie mówię, że jesteśmy w stanie obecnie nadrobić wszystkie te lata zaniedbań, jeśli chodzi o politykę historyczną, bo to jest tak naprawdę zadanie dla całego pokolenia i dla całego państwa polskiego, więc naszym zadaniem jest stymulowanie do różnych rzeczy, natomiast jest to ogromny projekt. Ale ten projekt musi się gdzieś zacząć i taka konferencja byłaby takim istotnym zaczynem.

Jeżeli chodzi o Polskę, to w Polsce też jasne jest, że może Marsz Niepodległości nie jest jedynym marszem, który powinien się zdarzyć; może powinniśmy stworzyć marsz w obronie zasobów naturalnych, bo to jest coś, co jest absolutnie kluczowe dla dalszego istnienia nas, jako narodu i naszej państwowości.

Myślę, że nie trzeba czekać z tym marszem do następnego listopada być może ten marsz powinien się zdarzyć znacznie wcześniej.

To są takie moje uwagi odnośnie tych konkretnych kwestii natomiast podsumowując całą konferencję pozwolę sobie powiedzieć, że warto byłoby pewne rzeczy sformalizować w sensie naszych kontaktów. Zdecydowanie istnieje potrzeba pracy czy to w jakichś komisjach, które zajmowałyby się konkretnymi sprawami, czy też nawet próby stworzenia ruchu politycznego sensu stricte, w sensie powołania nowej partii politycznej w Polsce czy też o rozwinięcia któregoś z istniejących projektów. To są myśli, które są naturalną konsekwencją tego, co tutaj się zdarzyło. Nie wystarczy przyjść i pogadać sobie, tylko trzeba zrobić następny krok i zacząć myśleć w sensie jakiejś projekcji pozytywnych działań które mogą tę sytuację stymulować. Realizm jest tutaj głównym, kluczowym słowem.

Nikt nie oczekuje, że jesteśmy w stanie zmienić ten kraj, nasz kraj, w ciągu roku czy dwóch czy może nawet pięciu lat, ale jasne jest, że potrzebny jest zaczyn, nowy zaczyn, który stymulował będzie ludzi do działania. Bez tego, inne scenariusze są dosyć ponure. Jeżeli coś takiego nie powstanie tutaj, nie sądzę że z istniejących struktur istnieje naprawdę możliwość powstania zaczynu, który zmieniłby sytuację na lepszą. Dziękuję bardzo.

(spisane z taśmy YouTube wRealu24)

Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji [Goniec.net]. Kup tutaj!

Za: Goniec.net (23, listopad 2018) 

 


 

Skip to content