Aktualizacja strony została wstrzymana

Gruziński test – Stanisław Michalkiewicz

Dziś moja moc się przesili; dziś poznam, czym najwyższy, czylim tylko dumny” – powiada Konrad w III części „Dziadów”. Wojna w Gruzji jest testem wiarygodności prezydenta Busha i sekretarza stanu w jego administracji, pani Rice. Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem podjętej przez gruzińskiego prezydenta operacji siłowego „przywracania porządku” w Południowej Osetii mogą być tylko jakieś amerykańskie obietnice. W przeciwnym bowiem razie należałoby przyjąć, iż prezydent Michał Saakaszwili oszalał i w tym stanie ducha postanowił popełnić efektowne samobójstwo polityczne, narażając przy okazji swoje państwo na rozbiór. Bo akcja podjęta przez gruzińskiego prezydenta umożliwia Rosji stworzenie faktów dokonanych w postaci lansowania niepodległej Abchazji i niepodległej Osetii. Dodatkowym atutem, który Rosja niewątpliwie wykorzysta, jest skwapliwe uznanie przez Zachód niepodległości Kosowa, czyli rozbioru Serbii.Warto przypomnieć, że Polska również wzięła udział w tym głupim i niemoralnym akcie, co sprawia, iż nasze protesty przeciwko rosyjskim faktom dokonanym w Gruzji nie brzmią wiarygodnie. Dlaczegóż to bowiem rozbiór Serbii ma być dobry, a rozbiór Gruzji – zły?

Dlatego wojna w Gruzji jest również testem wiarygodności dla próby nawiązania w polskiej polityce wschodniej do nurtu prometejskiego. W okresie międzywojennym, z inspiracji polskiego wywiadu wojskowego, podjęto próbę ekscytowania tendencji niepodległościowych na Ukrainie i Kaukazie. Niestety polskie możliwości w tym zakresie ograniczały się głównie do groźnego kiwania palcem w bucie, toteż podczas II wojny światowej forsowaniem prometeizmu zajęła się Rzesza Niemiecka, co zaowocowało m.in. masakrą ludności polskiej na Kresach Wschodnich, przeprowadzoną przez ukraińskich nacjonalistów. Po gruzińskim doświadczeniu chyba nieprędko o ile w ogóle kiedykolwiek dojdzie do „okrągłego stołu” na Białorusi, gdzie do odegrania roli „drogiego Bronisława” szykował się ponoć, albo był szykowany „drogi Bolesław”. Zapowiedź wyjazdu do Gruzji prezydenta Lecha Kaczyńskiego stwarza możliwość, że ta tragedia może nawet zakończyć się jakąś komedią, zwłaszcza gdyby w charakterze żywej tarczy wystąpił również poseł Mariusz Kamiński. Jego apel o udzielenie Gruzji pomocy przypomina popularne w sferach kupieckich telegramy, kiedy Poczta Polska zwolniła z opłat depesze związane z akcją ratowania ekipy generała Nobile, która nieoczekiwanie wylądowała na zamarzniętym Oceanie Lodowatym: „Panie Piperman, pan jedź na ratunek generałowi Nobile, a jak pan nie możesz, to przyślij mnie pan te zamówione dziesięć tuzinów koszul”.

Wreszcie wojna w Gruzji jest również testem dla strategicznego partnerstwa rosyjsko-niemieckiego, bedącego dzisiaj fundamentem europejskiej polityki. Na ostatnim szczycie NATO w Bukareszcie Niemcy zdecydowanie sprzeciwiły się planom włączenia Gruzji i Ukrainy do NATO. Oznacza to, iż respektują podział stref wpływów w Europie między rodzącym się Cesarstwem Europejskim i Cesarstwem Rosyjskim, wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow z niewielkimi odchyleniami na rzecz linii Curzona – i nie życzą sobie ani pośrednictwa, ani – tym bardziej – arbitrażu Cesarstwa Amerykańskiego. Warto przypomnieć, iż podczas pobytu w Berlinie kandydat na prezydenta USA pan Obama, niedwuznacznie dał do zrozumienia, iż w zamian za współdziałanie Cesarstwa Europejskiego z USA w tak zwanej „wojnie z terroryzmem”, Ameryka gotowa jest dać Niemcom wolną rękę w urządzaniu Europy po swojemu, to znaczy – według potrzeb strategicznego partnerstwa – bo jakże by inaczej? Wygląda zatem na to, iż pani kanclerz Merkel jakoś tam w sprawie Gruzji się z Rosjanami dogada, bo to przecież „ich” część Europy.

Stanisław Michalkiewicz
Felieton  ·  „Nasz Dziennik”  ·  2008-08-15  |  www.michalkiewicz.pl

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Ścieżka obok drogi” ukazuje się w „Naszym Dzienniku” w każdy piątek.

Skip to content