,,I nic tu nie pomoże wspinanie się na drzewka w Jad Waszem, powtarzanie mantry „Źegota”, na nic prostowanie kłamstw, na nic wzywanie do dialogu i pojednania…”
W 1996 r. Tomasz Gabiś w piśmie ,,Stańczyk” pisał o temacie, którego praktycznie nikt wtedy nie podejmował. Podobne sformułowania mogły skutkować publiczną infamią. Dziś kiedy wieloletnie ostrzeżenia, również ze strony Stanisława Michalkiewicza, spełniają się, warto przypomnieć pamiętne słowa.
Rola przydzielona Polakom w holocaustycznym pandemonium określona została raz na zawsze: są obojętnymi świadkami, pomocnikami oprawców lub samymi oprawcami. Tylko Niemcy byli zdolni dokonać takiej zbrodni, tylko Polacy mogli być obojętnymi świadkami lub współsprawcami takiej zbrodni. Niemcy, a po nich Polacy obdarzeni zostali kainowym piętnem, otrzymali w ramach religii Holocaustu status „metafizycznych wrogów”, a wrogość taka nie może zostać przezwyciężona poprzez środki racjonalnego, politycznego dyskursu.
Religia Holocaustu osiągnęła dziś swoją pełną i dojrzałą formę, wszyscy jej „aktorzy” muszą grać swoją rolę po wsze czasy. Tradycyjnej wierze Żydów w wybraństwo towarzyszy dziś przekonanie o potępieniu Niemców i Polaków. W religii Holocaustu zawarty jest spreparowany dla Niemców i Polaków dogmat o wiecznej winie przechodzącej z ojca na syna i każdy, kto tę religię akceptuje, musi równocześnie uznawać i ten dogmat i tę „metafizyczną winę. Stan „teologicznego poniżenia” Polaków (i Niemców), ich „metafizyczna” wina będą trwać tak długo, jak długo trwać i panować będzie religia Holocaustu.
Nie będzie oczyszczenia, nie będzie przebaczenia, nie będzie pojednania. Można po raz tysięczny przepraszać, prosić o wybaczenie, błagać o pojednanie – niczego to nie może zmienić: „metafizyczny wróg” jest wrogiem na wieczność – także wówczas, gdy bezustannie kaja się za grzechy, wdziewa pokutną koszulę lub dokonuje permanentnego samobiczowania. Wybaczyć oznaczałoby zakończyć stan „teologicznego poniżenia” Niemców i Polaków. A zakończyć stan „teologicznego poniżenia” Niemców i Polaków oznaczałoby zlikwidować ważny składnik religii Holocaustu.
Dlatego Polska ziemia na zawsze pozostanie przeklęta i na zawsze policzeni będziemy do „nie obrzezanych pomocników śmierci” (z wiersza Czesława Miłosza, cyt. za Jan Błoński „Polak-katolik, katolik-Polak”, Tygodnik Powszechny 1994 nr 34). Tak chce religia Holocaustu i tak pozostanie dopóki będzie ona panować. I nic tu nie pomoże rozpaczliwe wspinanie się na drzewka w Jad Waszem (które przypominać mają o tym, jak niewielu było sprawiedliwych i jak powszechna była obojętność i na nic powtarzanie mantry „Źegota, Źegota, Źegota”, na nic prostowanie kłamstw, na nic wzywanie do dialogu, racjonalnej dyskusji i pojednania.
Przeglądnijmy się w lustrze a zobaczymy „tępy pysk granatowego policjanta ” lub „lisią mordę szmalcownika” (określenia Andrzeja Szczypiorskiego). My – „pomocnicy Amaleka”, „kieleccy pogromiści” strąceni zostaliśmy w otchłań potępienia i przysypani tonami cukru („Niewielu pamięta, że hitlerowcy dawali kilogram cukru za jednego Żyda. W Polsce wydano tego cukru najwięcej” (Ignatz Bubis, prezes Centralnej Rady Żydów w Niemczech i wiceprezes Europejskiego Kongresu Żydów w wywiadzie dla Przeglądu Tygodniowego, 1993 nr 19).).
I nie wydostaniemy się z niej dopóty, dopóki nie runie w gruzy trzymająca nas tam religia Holocaustu.