Aktualizacja strony została wstrzymana

„Wolnoć Tomku…”? To już nieaktualne!

Sąd Florydy zmusił dwoje mieszkańców do zaprzestania hodowli warzyw w ich własnym przydomowym ogródku. Przyznał tym samym władzom administracyjnym prawo do decydowania – na przykład poprzez ustanawianie planów zagospodarowania przestrzennego – o tym, co może znaleźć się na prywatnym terenie.

Instytut Sprawiedliwości protestuje przeciwko wyrokowi. Nic dziwnego, skoro małżeństwo Tom Carroll i Hermine Rickets otrzymali decyzję władz lokalnych o konieczności likwidacji ogródka a sąd podtrzymał tę restrykcję. Uznał bowiem, że swoboda uprawy warzyw nie należy do konstytucyjnie gwarantowanych praw obywatelskich.

Podstawą zakazu wystosowanego przez miejskich urzędników była zmiana przepisów dotyczących zagospodarowania przestrzennego. Małżeństwo postraszono perspektywą płacenia 50-dolarowej grzywny za każdy dzień zwłoki. Carroll i Rickets nie zrezygnowali jednak. Zaskarżyli decyzję do sądu, ten jednak nie uwzględnił argumentu o konstytucyjnie zagwarantowanej swobodzie korzystania z prywatnej własności.

Źródło: swiato-podglad.pl, naturalnews.com

RoM

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2017-11-22)

 


 

United Satanists of America – Zakaz uprawy warzyw we własnych ogródkach

Zakaz uprawy warzyw we własnych ogródkach! Taką decyzję wydał sąd na Florydzie.

Sąd na Florydzie uznał, że właściciele domu z ogrodem nie mają prawa hodować warzyw! Owszem mogą posiadać ogrody kwiatowe i drzewka owocowe, ale uprawiać marchew czy kapustę, już nie. Jest to po prostu nielegalne. Niby ziemia, którą zakupiłeś jest twoja, ale nie masz prawa robić z nią co zechcesz.

Z takim zakazem spotkali się mieszkańcy Florydy, małżeństwo Tom Carroll i Hermine Rickets, którzy od siedemnastu lat uprawiali ziemię i hodowali w swoim ogrodzie warzywa. Jakiś czas temu zostali urzędowo wezwani do likwidacji warzywnika. Okazało się, że urzędnicy zmienili przepisy dotyczące zagospodarowania przestrzennego, w efekcie uprawa w ziemi czegoś, co można później spożyć, stała się surowo zabroniona. Urzędnicy poinformowali mieszkańców, że dopóki nie zlikwidują upraw, będą musieli płacić grzywnę w wysokości 50 dolarów dziennie!

Tom i Hermine zdecydowali się jednak, że nie zlikwidują uprawianych przez siebie warzyw. Zamiast tego złożyli pozew sądowy, twierdząc, że miasto narusza ich konstytucyjne prawo korzystania z ich własności.

Wbrew przewidywaniom sąd przychylił się do decyzji urzędników i stwierdził, że właściciele „z całą pewnością nie mają podstawowego prawa do uprawy warzyw w ogrodzie”. Sąd uznał za słuszny zakaz „upraw roślin służących do spożycia, w przeciwieństwie do uprawy roślin ozdobnych”.

Instytut Sprawiedliwości twierdzi, że wyrok godzi nie tylko w prawa własności w Ameryce, ale i ingeruje w wolność spożywania tego na co ma się ochotę. Adwokat Ari Bargill, broniący praw małżeństwa w sądzie powiedział, że „Gdyby Hermine i Tom chcieli uprawiać owoce, kwiaty lub pokazywać różowe flamingi, władze miasta nie miałyby z tym problemu. To samo powinno się tyczyć uprawy żywności na własny użytek, tak jak to robili przez 17 lat, zanim władze zmusiły ich do zlikwidowana źródła utrzymania. Dzisiejsza decyzja daje władzom lokalnym prawo do stanowczego zakazu właścicielom domów hodowania roślin na przydomowych podwórkach tylko dlatego, że zamierzają je spożywać”.

Okazuje się, że ta sytuacja nie stanowi wyjątku, z podobnym problemem spotkała się inna rodzina zamieszkująca Florydę. W tym wypadku jednak, małżeństwo zdołało zebrać 10 000 podpisów pod petycją dzięki czemu rząd wycofał się ze swoich żądań.

Zaistniała sytuacja budzi niepokój. Przedstawiciele państw coraz bardziej chcą ingerować w naszą wolność, narzucając co mamy myśleć, co mówić, jak się leczyć, jak wychowywać dzieci i co jeść!

Źródło: naturalnews, kf

Za: https://swiato-podglad.pl/za-oceanem/zakaz-uprawy-warzyw-we-wlasnych-ogrodkach-taka-decyzje-wydal-sad-na-florydzie

Za: Wolna-Polska (21.11.2017)

 


 

KOMENTARZ BIBUŁY: Oczywiście decyzja sądu na Florydzie jest skandaliczna, ale… po części zrozumiała i z pewnością wspierana przez wielu Amerykanów. Nie mamy dostępu do pełnej argumentacji sądu i nie wiemy czy podane przez pro-ekologiczną organizację cytaty są w pełni wiarygodne. Organizacja ta twierdzi, że „Dzisiejsza decyzja daje władzom lokalnym prawo do stanowczego zakazu właścicielom domów hodowania roślin na przydomowych podwórkach tylko dlatego, że zamierzają je spożywać”. Nie wiemy czy tylko dlatego, czy też sąd kierował się również innymi względami, np. względami estetycznymi, bo tutaj wkraczamy w inny etap dyskusji.

Otóż w Stanach Zjednoczonych względy estetyczne okolicy determinują ceny domów i między innymi dlatego mieszkańcy przeróżnych rejonów wielokrotnie odmawiali np. przeprowadzenia przez ich okolicę trasy autobusowej czy też otworzenia lokalnego sklepu Deli. Tego typu inicjatywy automatycznie psują okolicę sprowadzając biedotę do ich rejonów (poprzez miejskie czy podmiejskie środki transportu) oraz generując dodatkowy ruch kołowy i pieszy. Amerykanie mieszkający poza miastami są przyzwyczajeni do oddzielenia ich obszarów zamieszkania od obszarów działalności handlowej i bronią tego (w sumie irracjonalnego dla Europejczyka, ale zrozumiałego dla Amerykanina) status quo. Nie tutaj pora na dyskusję czy to dobrze (oczywiście, że ta norma amerykańska to w rezultacie urbanistyczno-społeczna patologia), ale przypadek ocenienia domu państwa Rickets mieści się w tym rozumowaniu.

Wyżej zacytowane informacje medialne pomijają również kluczowy aspekt decyzji sądu: zakaz uprawiania warzyw (i tylko warzyw) przed domem (front yard), co świadczy o tym, że sąd kierował się przesłankami natury komercyjno-estetycznej, a nie przypisywanym sądowi daleko idącym ocenom „jak wychowywać dzieci i co jeść”. Sąd nie odniósł się w żadnym stopniu do możliwości uprawiania czegokolwiek – w tym i spornych warzyw – po innej stronie domu.

Ponadto, informacje źródłowe nie mówią o tym czy posesja państwa Rickets należy do kooperatyw mieszkańców (tzw. Homeowners Associations – HOA) – bo tutaj wkraczamy w zupełnie inny temat: temat zamordyzmu tych powszechnie stosowanych w USA organizacji. Warto przypomnieć, że aż 80% wszystkich nowych domów w USA (tak, aż 80% !!) należy do HOA, które to organizajce mogą – i narzucają z całą stanowczością – dowolne prawa wszystkim mieszkańcom zrzeszonym (przymusowo!), jeśli kupili dom w rejonie, na którym zorganizowana jest ta quasi-kooperatywa. A regulacje HOA mogą dotyczyć tak szczegółowych elementów, jak rodzaj i kolor żaluzji w oknie, rodzaj kwiatków przed domem (i czy w ogóle wolno mieć cokolwiek innego poza idealnie przystrzyżoną trawą), rodzaj i liczba hodowanego w domu zwierzęcia, a nawet kolor pomalowanego pokoju, jeśli widoczne jest to z zewnątrz. To jest dopiero wolność po amerykańsku!

 


 

Skip to content