Aktualizacja strony została wstrzymana

Ksiądz Boniecki a grzechy cudze. Dlaczego Kościół musi czasem karać?

Ponowne ukaranie księdza Bonieckiego przez przełożonych nie powinno dla nikogo być powodem do triumfu, radości czy satysfakcji. Postawa księdza Adama stanowi bowiem smutne odzwierciedlenie olbrzymiego kryzysu Kościoła naszych czasów. A z niego cieszyć mogą się jedynie wrogowie Kościoła.

Owszem, decyzja przełożonych księdza Bonieckiego o ponowieniu zakazu wypowiedzi medialnych była potrzebna i jest ze wszech miar słuszna. Ale triumfalizm pewnej części publiczności, przejawiający się w zjadliwych komentarzach, już tak słuszny nie jest.

Ksiądz Boniecki został bowiem ukarany przymusowym milczeniem nie dlatego, że krytykował obecny rząd i nie dlatego, że nie podoba mu się na przykład Marsz Niepodległości. W tych sprawach możemy mieć przecież, jako katolicy (w tym i duchowni), zupełnie różne poglądy. Krakowski kapłan stał się obiektem wzmożonej uwagi swoich władz ponieważ istniało ogromne prawdopodobieństwo, że jego słowa wywołują zgorszenie i przyczyniają się do wyboru drogi grzechu przez innych! A to już w żaden sposób nie jest do pogodzenia z powołaniem kapłańskim.

Przypadek redaktora „Tygodnika Powszechnego” nie jest w naszych czasach odosobniony. W Kościele są bowiem przecież i inni kapłani wypowiadający się w podobny sposób co ksiądz Boniecki. Są jezuici, których życiowym celem wydaje się wywołanie skandalu każdym facebookowym wpisem, jest biskup pozwalający wykorzystywać autorytet kościelnej hierarchii do walki politycznej i szerzenia antychrześcijańskich poglądów, są księża na siłę starający się poprzeć każdy postulat środowisk jawnie wrogich wobec Kościoła. Ksiądz Boniecki, dzięki swojemu wiekowi, wieloletniej obecności medialnej i sznytowi intelektualisty jest kimś w rodzaju duchowego ojca tej frakcji w Kościele.

Grupa ta rozrasta się. Od jej prominentnych członków możemy usłyszeć, że „kompromis aborcyjny jest godny i sprawiedliwy”. Źe Kościół „nie powinien wtrącać się do polityki” (chyba, że w sprawie Trybunału Konstytucyjnego). Źe krytykowanie in-vitro to „gnębienie ludzi”. Źe mówienie prawdy o homoseksualizmie to „wyrzeczenie się Chrystusa”. I wiele innych poglądów, które bardzo podobają się wrogom Kościoła.

Jest to przyczynianie się do cudzych grzechów. Taka formuła – w dobie postprawdy nieco już zapomniana – istnieje w nauce Kościoła, jest wyszczególniona w Katechizmie, który podaje:

Ponosimy odpowiedzialność za grzechy popełniane przez innych, gdy w nich współdziałamy:

– uczestnicząc w nich bezpośrednio i dobrowolnie;

– nakazując je, zalecając, pochwalając lub aprobując;

– nie wyjawiając ich lub nie przeszkadzając im, mimo że jesteśmy do tego zobowiązani;

– chroniąc tych, którzy popełniają zło.

Przecież to oczywiste, że wszystkiego tego dokonują przedstawiciele frakcji księdza Bonieckiego, w tym on sam. Czyż bowiem nie tym było chronienie bluźniercy Nergala? Czyż nie tym były ciepłe słowa o samobójstwie, jako o czynie odważnym i niemal bohaterskim? Czyż nie tym była pochwała pomysłu usuwania krzyży z Sejmu? A takich wypowiedzi było przecież o wiele, wiele więcej.

Jakie mogą być tego konsekwencje? Nie dość, że przyczynia się to do wzrostu akceptacji dla bluźnierstw, nie dość, że autorytet duchownego podważa sens obecności symboli chrześcijaństwa w sferze publicznej, to może spowodować jeszcze konkretne ludzkie tragedie. Czy doprawdy tak trudno wyobrazić sobie dobrego, ale nie dość odpowiednio uformowanego chrześcijanina, który w ramach jakiegoś kolejnego protestu dokona samobójstwa? Bo przecież nawet księża to pochwalają, to znaczy, że nie jest to grzech! Takie pomysły są bezpośrednią pochodną skrajnie nieroztropnych postaw kapłanów!

Dlatego od wieków w Kościele obowiązuje zasada posłuszeństwa wobec przełożonych, którzy to mają obowiązek strzec zasad przez Kościół głoszonych. Czynią to, rzecz jasna, z różnym skutkiem. Ale posiadają pewne narzędzia, które powinny służyć do polepszania komunikacji z wiernymi i prób stałego ich nawracania. Jednym z nich jest zakaz wypowiedzi w mediach – wypowiedzi, które mogą dotrzeć do milionów, u tysięcy wywołać zgorszenie, u setek przyczynić się do grzechu, u jednostek – nawet do grzechu najcięższego.

Po to istnieje w Kościele możliwość chwilowego pozbawienia kogoś głosu. By nie szerzył głupstw, w które łatwo jest uwierzyć. By nie przyczynił się do cudzych grzechów. I aby sam mógł swoje błędy, w większym skupieniu, przemyśleć.

Dlatego decyzja przełożonego prowincji Marianów była potrzebna. Ksiądz Boniecki – z sobie tylko znanych powodów – nie chciał zmienić postawy mimo szansy, którą mu podarowano. A kolejny zakaz jest dla niego kolejną szansą.

Przy okazji ponownego ukarania krakowskiego kapłana znów potwierdziło się, że żaden z przedstawicieli Kościoła nie powinien ufać środowiskom walczącym z nauczaniem Kościoła. Ksiądz Boniecki i jego przyjaciele z „Tygodnika Powszechnego” twierdzą bowiem, że kapłan padł ofiarą manipulacji – środowiska LGBT chwaliły się od kilku dni, że kapłan poparł wszystkie ich starania. Na stronach „TP”, czytamy, że to nie prawda i manipulacja. To kolejna nauczka – podobną przeżyli kapłani, którzy zaufali na przykład „Gazecie Wyborczej”. Powyzłośliwiali się na jej łamach na temat przełożonych i nauki Kościoła, a redaktorzy już po paru tygodniach zapomnieli o tymczasowych znajomościach z kapłanami. Ci zaś zostali sami – skłóceni z wiernymi, przełożonymi i opuszczeni przez zwodzących ich fałszywych przyjaciół.

Ale droga do powrotu na słuszną ścieżkę pozostaje otwarta dla każdego z nich. Daj Boże, by zechcieli z niej skorzystać.

Krystian Kratiuk

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2017-11-18)

 


 

„Tygodnik Powszechny” żałuje ks. Bonieckiego? Tu trzeba się żarliwie modlić!

Ksiądz Adam Boniecki kolejny raz został ukarany przez prowincjała zakazem swobodnych wypowiedzi do mediów. Poprzednia kara trwała sześć lat i zakończyła się ledwie kilka tygodni temu. Jednak w parę godzin po tej decyzji „Tygodnik Powszechny” wydał oświadczenie, w którym wyraża swój żal z jej powodu. Szanowni Państwo – tu nie ma miejsca na smutki. Trzeba się żarliwie modlić za księdza Bonieckiego, by starał się zrozumieć, dlaczego kolejny raz musi zamilknąć.  

Być może za mało modliliśmy się w ostatnich miesiącach za księdza Bonieckiego. Wydaje się bowiem, że sześcioletni zakaz wypowiedzi dla mediów niewiele zmienił w jego życiu. Nadal sieje on zamęt, wyrażając w ostatnim czasie poparcie dla homolobby, zrozumienie dla aktu samobójczego czy rozwadniając wyraźny przekaz nauczania Kościoła, doskonale opisany przez Chrystusa, jako „tak-tak, nie-nie”. Ksiądz Boniecki za każdym razem wolał mówić „tak, ale” lub „nie, ale”. To powodowało zgorszenie i być może przekreśliło szansę na zbawienie dla niejednej duszy.

„Tygodnik Powszechny” w specjalnie wydanym oświadczeniu, wyraził żal z powodu kary nałożonej na księdza Bonieckiego. „(…) Uważamy, że jest to decyzja krzywdząca Kościół, jako całość (…)” – ocenili dziennikarze pisma, którego marianin jest redaktorem-seniorem. A wcześniej, w kilku zdaniach, tłumaczyli pokrętnie wypowiedzi kapłana, uzasadniając je cytatami z Katechizmu Kościoła. Jakże trudno jednak uzasadnić właśnie Katechizmem kompromitujące przecież zdjęcie ks. Bonieckiego ze znaczkiem LGBT czy wypowiedzi suflujące usprawiedliwienie dla czynu samobójczego („kim ja jestem, by oceniać czyn mego bliźniego”). Jaki sens mają sofistyczne próby uzasadnienia tych, w oczywisty sposób bulwersujących, wypowiedzi i zachowań?

To smutne, bo choć dziennikarze krakowskiego tygodnika są specjalistami od wykoślawiania sensu i znaczenia Ewangelii oraz tego, co głosi Magisterium Kościoła, to jednak warto – niezależnie już od sympatii czy antypatii wobec księdza Bonieckiego – zamilknąć i podjąć postanowienie odmawiania w jego intencji przynajmniej jednego „Zdrowaś Maryjo…” każdego wieczoru. Będzie z tego znacznie większy pożytek niźli z bezmyślnie uzasadnionej obrony księdza przed tym, co od jakiegoś czasu wydawało się nieuniknione – kolejnej kary.

Dotychczas ksiądz Boniecki był posłuszny wobec swoich przełożonych i należy głęboko wierzyć, że – inaczej niż stało się to w przypadku księży Jacka Międlara czy Wojciecha Lemańskiego – podporządkuje się kolejnemu zakazowi publicznych wypowiedzi. Taka kara nie stanowi przecież wcale jakiegoś sadystycznie wymierzonego policzka czy zwykłej zemsty, lecz jest wielką szansą dla kapłana. Ksiądz Boniecki otrzymał upomnienie, podobne do tego, jakie Nasz Pan Jezus skierował w stronę płaczących niewiast. „Nie płaczcie nade mną” – wezwał cierpiący Chrystus grupę opłakujących jego mękę kobiet, przypominając, że lepiej zapłakać nad sobą i swoimi dziećmi. Te krzepiące, choć niełatwe słowa, dla każdego z nas stanowią bezcenną radę: bacz na zbawienie swoje i bliskich, nawracaj się i wierz w Ewangelię.

Ksiądz Boniecki otrzymał podobne upomnienie. Módlmy się zatem, by czas milczenia był dla niego okresem pocieszenia – szansą na refleksję i dokonania głębokich przewartościowań. Oby modlitwa zbliżyła go do Boga i pozwoliła zrozumieć, że wiele z jego ostatnich wypowiedzi wywołuje zamęt w naszych katolickich sercach. Być może nie zdążyły one oburzyć dziennikarzy „Tygodnika Powszechnego”, lecz jeśli zgorszyły choć jedną osobę – warto to przemodlić i zmienić swoje postępowanie. Kapłan bowiem jest tym, który występuje w osobie Chrystusa. To ogromny zaszczyt i zobowiązanie. Raz jeszcze więc wezwijmy: módlcie się za księdza Bonieckiego, by jego kapłaństwo owocowało jeszcze w przyszłości tutaj na ziemi. Oby jak najdłużej.

ged

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2017-11-18)

 


 

Prowincjał księży marianów potwierdza: ks. Boniecki głosił antykościelne poglądy. Jest kara

Ks. Adam Boniecki został pozbawiony możliwości swobodnego wypowiadania się w mediach, może jedynie współpracować z redakcją Tygodnika Powszechnego – poinformował KAI rzecznik prowincji zgromadzenia księży marianów.

Powodem decyzji prowincjała są sprzeczne z nauczaniem Kościoła wypowiedzi ks. Bonieckiego, m.in. w sprawie samobójstwa oraz mniejszości seksualnych.

Ksiądz Adam Boniecki wrócił do aktywności medialnej po 6 latach milczenia. Zakaz wypowiadania się w mediach kapłan otrzymał od ówczesnego prowincjała Księży Marianów. Jego powodem również były wypowiedzi niezgodne z nauczaniem Kościoła.

Redaktor-senior „Tygodnika Powszechnego” od kilku tygodni wypowiadał się na wiele tematów społecznych czy politycznych. Komentował między innymi samospalenie w centrum Warszawy, chwaląc postawę Piotra Sz.

Publikujemy treść komunikatu przekazanego KAI:

Warszawa, 18 listopada 2017 roku

N497/17

Komunikat

Ze względu na dobro duchowe wiernych i w poczuciu odpowiedzialności za wypowiadane słowa, które w określonych kontekstach tworzonych faktów medialnych wywoływały wśród licznych wiernych dezorientację, m.in. co do nauczania Kościoła odnośnie moralnej oceny samobójstwa (KKK 2280-2282) oraz wprowadziły poważne zamieszanie a nawet zgorszenie, nade wszystko spowodowane opublikowanym 15 listopada 2017 roku wpisem na profilu facebookowym Forum LGBT, jednoznacznie wskazującym na poparcie przez ks. Adama Bonieckiego MIC organizacji tzw. mniejszości seksualnych, których działalność stoi w całkowitej sprzeczności z nauczaniem moralnym Kościoła (por. KKK 2357-2359), w porozumieniu z ks. A. Bonieckim przełożony prowincji wycofał zainteresowanemu przywilej swobodnego wypowiadania się w mediach, pozostawiając jedynie możliwość współpracy z redakcją Tygodnika Powszechnego.

Odpowiednie kroki odnośnie karności i dyscypliny mające na celu naprawę tej sytuacji zostały podjęte zgodnie z obowiązującym prawem, przedstawione zainteresowanemu i przez niego przyjęte.

Ks. Piotr Kieniewicz MIC

sekretarz prowincji

Źródło: KAI

ged

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2017-11-18)

 


 

Skip to content