Aktualizacja strony została wstrzymana

Listek ukryty w lesie – Stanisław Michalkiewicz

Wielkimi krokami zbliża się setna rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji, która połowę świata wtrąciła w straszliwe paroksyzmy i przyprawiła o nagłą śmierć co najmniej 100 milionów ludzi. Przy tych 100 milionach liczba ofiar tak zwanego holokaustu, czyli masakry europejskich Żydów podczas II wojny światowej, wydaje się niewielka, co oczywiście podważa opinię, jakoby holokaust był wydarzeniem bez precedensu w historii świata. Bolszewicka strategia zdobycia i utrzymania władzy teoretycznie była podbudowana przez Karola Marksa, twierdzącego, jakoby byt określał świadomość. Toteż strategia bolszewicka składała się z trzech elementów: gwałtownej zmiany stosunków własnościowych, to znaczy – likwidacji własności prywatnej, masowego terroru i masowego duraczenia. Masowy terror miał na celu likwidację warstwy właścicieli i obezwładnienie tych, którzy gdzieś się uchowają przy życiu, zaś duraczenie miało na celu narzucenie ludziom przekonania, że tak właśnie będzie dla nich najlepiej. Rewolucja bolszewicka stanowiła gigantyczny krok wstecz w stosunku do dorobku cywilizacji łacińskiej. Warto bowiem podkreślić, że istotnym elementem cywilizacji łacińskiej był dokonany jeszcze w głębokiej starożytności wynalazek rozdziału między prawem publicznym i prywatnym, co umożliwiło autonomię jednostek wobec władzy publicznej. Znosząc własność prywatną, bolszewicy dokonali olbrzymiego kroku wstecz, bo jednocześnie znieśli wszelką autonomię jednostki wobec władzy publicznej, przywracając despotię wschodnią, znaną z czasów asyryjskich.

Gwoli sprawiedliwości trzeba powiedzieć, że naród rosyjski chyba najdłużej opierał się bolszewizmowi z bronią w ręku, ale kiedy uległ, stał się krzewicielem tej zbrodniczej ideologii w skali światowej. Polska – o ile oczywiście nie liczyć Polaków pozostawionych po traktacie ryskim po wschodniej stronie kordonu – uchroniła się na pewien czas przed skutkami rewolucji bolszewickiej, ale nie na długo – bo na skutek II wojny światowej oraz oddania Polski Stalinowi przez aliantów zachodnich w Teheranie i Jałcie – rewolucja bolszewicka dotarła również do naszego nieszczęśliwego kraju. Utworzony przez Stalina z agentów NKWD Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, a więc organ z punktu widzenia prawno-międzynarodowego całkowicie marionetkowy, wydał dekrety „nacjonalizacyjne”, które mimo sławnej transformacji ustrojowej nadal stanowią fundament systemu prawnego Rzeczypospolitej Polskiej. Okazuje się, że mimo śmierci Stalina, potępienia „kultu jednostki”, transformacji ustrojowej, odwrócenia sojuszy, nikt nie ośmielił się podnieść ręki na bolszewickie dekrety.

Nie znaczy to, że nie było takich prób. W 1991 roku powstał w Sejmie zespół, który przygotował projekt ustawy reprywatyzacyjnej. Miałem zaszczyt współpracować z tym zespołem. Projekt przewidywał zwrot własności w naturze, jako zasadę restytucji i dopiero gdy to z jakichś względów byłoby niemożliwe, przewidywał rekompensatę w mieniu zamiennym, a w ostateczności – w obligacjach, udziałach w przedsiębiorstwach państwowych lub wreszcie – w gotówce. Ponieważ wspomniany zespół nie miał w Sejmie większej siły przebicia, zaproponowałem przedstawienie tego projektu prezydentowi Lechowi Wałęsie, by ten wniósł go jako własną inicjatywę ustawodawczą prezydenta. Wiosną 1992 roku Lech Wałęsa przyjął nas na rozmowę i referując mu projekt, przedstawiłem mu trzy powody, dla których powinien go promować. Po pierwsze – projekt miał charakter ustrojowy, odwracając fakty dokonane przez bolszewików, więc nawet wypadałoby, by taki prezydent, jak Lech Wałęsa, wniósł go do Sejmu jako pierwszą własną inicjatywę ustawodawczą. Po drugie – że jeśli ta ustawa wejdzie w życie, doprowadzi do odbudowania w Polsce grubej warstwy właścicieli, która będzie stanowiła naturalną bazę społeczną dla politycznych formacji antykomunistycznych – bo ci ludzie nie zapomną przecież, kto ich ograbił, a kto im zagrabiona własność oddał. Po trzecie wreszcie – ta ustawa będzie bardzo poważnym argumentem dla reelekcji Lecha Wałęsy, historyczną zasługą, której nikt nie będzie mógł mu odebrać. Mimo to prezydent Wałęsa odmówił poparcia dla tego projektu, a światło na przyczyny tej decyzji rzuca 4 czerwca 1992 roku, kiedy to prezydent Wałęsa doprowadził do obalenia rządu premiera Jana Olszewskiego z powodu ujawnienia przez ministra Antoniego Macierewicza jego agenturalnej przeszłości.

Nie ma przypadków, są tylko znaki – mawiał niezapomniany ksiądz Bronisław Bozowski. Właśnie teraz, w przeddzień setnej rocznicy rewolucji bolszewickiej w Rosji, pan minister Patryk Jaki przedstawił zdumiewający projekt ustawy „reprywatyzacyjnej”, który można uznać za groteskowy jej epilog w dwudziestym siódmym roku sławnej „transformacji ustrojowej”. Charakterystyczne dla tego projektu jest bowiem nie tylko zablokowanie zwrotu dawnym właścicielom ich mienia w naturze jako zasada, ale również ograniczenie „rekompensaty” z tytułu zagrabionego mienia do 20 procent jego wartości w dniu przeprowadzenia „nacjonalizacji”. Mówiąc wprost, rząd „dobrej zmiany”, nawet z pewną ostentacją potwierdził zasadność bolszewickich dekretów nacjonalizacyjnych, oferując dawnym właścicielom coś w rodzaju pourboire na otarcie łez. Wygląda zatem na to, że „dobra zmiana” nie jest taka znowu duża w stosunku do tego, co gotowi byli zaoferować bolszewicy, zwłaszcza w fazie, gdy sami zdążyli już obrosnąć w piórka, co nieco złagodziło im pierwotna surowość obyczajów. Ale nie zapominajmy, iż „dobra zmiana” jest historyczną rekonstrukcją przedwojennej sanacji, która w kwestiach własnościowych wprawdzie nie szła tak daleko jak bolszewicy, ale zasadniczo wyznawała wyższość własności państwowej nad prywatną i chociaż łagodniej, to jednak dość konsekwentnie w tym kierunku zmierzała. Przy wszystkich zatem odmiennościach, kontynuacja jest większa, niż mogłoby się wydawać, co pokazuje, że wbrew opinii Józefa Stalina, który twierdził, iż komunizm pasuje do Polaków jak siodło do krowy, przez te kilkadziesiąt lat zdążył się jednak dopasować. Czy dlatego, że siodło zmieniło kształt, czy też polski grzbiet odpowiednio się powyginał – o to już mniejsza.

Jest atoli jeszcze jedna kwestia, którą warto byłoby wyjaśnić, póki jeszcze klamka nie zapadła. Otóż projekt pana ministra Jakiego zdecydowanie blokuje możliwość zwrotu dawnym właścicielom ich mienia w naturze, a nawet – w postaci mienia zamiennego. Uzasadnienie jest takie, że Polski na to „nie stać”. Oczywiście można je spokojnie włożyć między bajki, a skoro tak, to wyjaśnienia wymagałoby podejrzenie, czy przypadkiem rząd nie rezerwuje mienia w naturze, czyli – w nieruchomościach – dla kogoś innego? Konkretnie – dla Żydów, którzy nieustannie molestują Polskę swoimi „roszczeniami” i z którymi pan prezydent Andrzej Duda rozmawiał na ten temat podczas pobytu w Nowym Jorku, podobnie jak członkowie rządu, który prawie in corpore przebywał w swoim czasie w Izraelu. „Gdzie mądry człowiek ukryje liść? – pytał retorycznie ksiądz Brown w opowiadaniu Chestertona «Złamana szabla» – i odpowiadał: w lesie. – A jeśli nie ma lasu? – To mądry człowiek zasadzi las, żeby ukryć w nim liść.” Czyżby rząd pani Beaty Szydło zamierzał w ten sposób zrobić użytek z mądrości?

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Artykuł    tygodnik „Najwyższy Czas!”    27 października 2017

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4059

Skip to content