Zapewne wszyscy pamiętacie entuzjazm polskich katolickich środowisk konserwatywnych, jaki nastał po objęciu Tronu Świętego Piotra przez Ojca Świętego Benedykta XVI. Było to dla nas trochę jak „nowa wiosna Kościoła”, o jakiej przez lata trąbiła posoborowa propaganda. Rzeczywiście: coś się zmieniało nie tyle w mentalności i dyscyplinie, co w oczekiwaniach.
Do seminariów trafili młodzi chłopcy, którzy pragnęli być jak Benedykt: chcieli pięknej, czy choćby piękniejszej liturgii, chcieli uporządkowania w Kościele, chcieli chrześcijańskiego braterstwa lub przynajmniej życzliwości i serdeczności, jakie są fundamentami stosunków międzyludzkich w cywilizowanych społecznościach.
Ci dobrzy chłopcy ukończyli seminaria i zostali wyświęceni na kapłanów. I trafili do kościelnej polskiej rzeczywistości.
28 lutego 2013 r. Ojciec Święty Benedykt XVI „dobrowolnie” zakończył pełnienie posługi papieskiej. Z entuzjazmu lat 2005 – 2006 wiele już się wówczas nie ostało, ale ta decyzja była szokiem dla całego Kościoła. Być może najbardziej wstrząsnęła ona owymi młodymi kapłanami i alumnami ostatnich lat seminariów. Być może proste postrzeganie abdykacji Papieża jako dezercji ułatwia im, by w odniesieniu do siebie podjąć decyzję o zawieszeniu sutanny na kołku i przejściu do cywila.
Coraz częściej dowiadujemy się o odejściach z kapłaństwa bardzo młodych stażem prezbiterów. Gdyby pozbierać informacje z całej Polski, ujmując zarówno członków instytutów tradycjonalistycznych jak i kapłanów diecezjalnych (birytualnych oraz konserwatywnych doktrynalnie, choć celebrujących tylko Novus Ordo), okazałoby się, że w dwu – trzech ostatnich latach straciliśmy przynajmniej kilkunastu takich młodych kapłanów.
To jest przerażające.
Zawodzimy na całej linii.
Decyzja o porzuceniu kapłaństwa jest być może trudniejsza od strony ludzkiej niż duchowej. Bo dla nich to także zakwestionowanie prawie całego dotychczasowego dorosłego życia. Przekreślają je i wolą zaczynać od zera.
Te fakty oznaczają, że młodym kapłanom bardzo brakuje zarówno wsparcia modlitewnego jak i zwykłego dobrego słowa. Nie chcę teraz nikogo osądzać, nie chcę ubolewać o braku rozumienia cudu i daru kapłaństwa. Chciałbym po prostu przyczynić się choć w najmniejszym stopniu, aby uratować i zachować posługę choć jednego księdza.
Módlmy się za naszych kapłanów i seminarzystów!!
Krusejder
Za: Młot na posoborowie (23 września 2017)
[Wybrane wypowiedzi internautów pod w/w tekstem na stronie źródłowej:]
Aleksander Paruzel
Niestety, Novus Ordo jest łatwe. Nie chodzi mi o jakieś rubryki, ale o całość. To proste, wygodne, każdy może być kim chce i wyznawać aktualnie co chce. Poza tym od dziecka już większość była wychowywana w nowym rycie i nowych dogmatach. Dlatego droga tradycji wydaje się bardzo ciężka, choć piękna. Szybko można się wypalić i sam tego doświadczam. Od dawna nie byłem na Mszy, a na Novus Ordo nie zamierzam iść, bo to jak pójść na koncert disco polo, gdy się słucha wirtuozów metalu.Wilk Krzyżanowski
Osobiście uważam że posługa kapłańska wymaga wielkiej odpowiedzialności i dojrzałości a niestety niektórzy bardzo młodzi ludzie idąc do seminarium nie zdają sobie do końca sprawy jak ciężką drogę życiową wybierają oraz co gorsze nie są świadomi sytuacji wewnętrznej w jakiej znalazł się Kościół po SVII. W dzisiejszych czasach bycie księdzem z prawdziwego zdarzenia jest chyba najbardziej trudnym wyzwaniem życiowym jakie można sobie wyobrazić. Kapłan wierny prawdzie i autentycznemu katolickiemu nauczaniu stał się kimś w rodzaju persona non grata dla ludzi mieniącymi się pasterzami Kościoła a w rzeczywistości będącymi najemnikami lub co gorsza wilkami.