Aktualizacja strony została wstrzymana

Jak brak łaciny zaszkodził muzyce liturgicznej

Wraz z odejściem od łaciny utraciliśmy dostęp do dziedzictwa tradycyjnej muzyki i tekstów. A to bardzo negatywnie wpływa na uświęcanie się wiernych podczas Mszy Świętej. Dlaczego?

Diakon Jim Russell na stronie portalu Crisis Magazine prezentuje pisze o jakości współczesnej muzyki liturgicznej. Duchowny, który od 35 lat zajmuje się właśnie muzyką liturgiczną, na co dzień pełni swoją posługę w archidiecezji St. Louis w stanie Missouri w USA.  

W opinii autora Sobór Watykański II, który zrewolucjonizował widomy kształt Kościół Katolickiego, dokonał również istotnych zmian w obszarze muzyki liturgicznej, które to zmiany można rozpatrywać nawet w kategorii upadku. Russell ma na myśli ogromną zmianę w muzyce liturgicznej wynikającą z połączenia jej z językiem ojczystym każdego z katolickich narodów.

Ponad 100 lat temu papież Pius X podjął się przeprowadzenia poważnych reform w muzyce sakralnej. Pod koniec XIX wieku chorał gregoriański został bowiem praktycznie zepchnięty na margines. Jak zauważa Russell, temu najbardziej wyróżniającemu się dziedzictwu Rytu Rzymskiego, zaczęło zagrażać zapomnienie. Motu proprio Piusa X z 1903 roku „Tra Le Sollecitudini” starało się przywrócić  i odrestaurować śpiew chóralny, a także zminimalizować szkody wyrządzone przez muzykę „teatralną” oraz „koncertową”, która to wtargnęła do liturgii poprzez kompozytorów świeckiej muzyki klasycznej. Autorzy ci, jaki zauważa Russell, tworzyli piękne dzieła nasycone treściami religijnymi, jak msze czy oratoria, ale nigdy nie były one odpowiednie do warunków liturgii, którą to niestety przenikały.

Zaplanowane długoterminowe działania miały na celu ponownie odkryć i przywrócić autentyczny śpiew chóralny, który to został „pokryty warstwą kurzu” w wyniku wieków zmian i zaniedbań. Na szczęście wysiłek podjęty przez kilka wyznaczonych do tego grup roboczych, zaowocował ponownym oparciem Liturgii Rytu Rzymskiego XX wieku na tej wspaniałej formie muzycznej, pisze Russell.

Co ciekawe, jak zauważa autor, Ryt Rzymski miał niewiele wspólnego ze śpiewem liturgicznym, wykonywanym przez kogokolwiek innego niż kler lub wyznaczony chór. Dopiero dwudziestowieczne magisterium umożliwiło wiernym formację poprzez naukę i minimalne uczestnictwo w odkrytym na nowo śpiewie chóralnym. Warto jednak zaznaczyć, że pomimo praktykowania wspólnotowego śpiewania hymnów w języku ojczystym, była to zupełnie inna forma niż muzyka ceremonialno-liturgiczna, która istniała wyłącznie w łacinie, a nie w języku ojczystym.

W praktyce dość częstym zjawiskiem było dopuszczanie w trakcie Mszy czytanej (Missa lecta) do śpiewania hymnów w języku ojczystym, pod warunkiem, że nieśpiewane, recytowane teksty liturgiczne w języku łacińskim były wypowiadane przez posługującego, chór lub nawet wiernych. Z kolei w czasie Mszy śpiewanej (Missa cantata) koniecznie intonowanej [śpiewanej] przez księdza lub innego wyświęconego do tego celu ministranta (np. diakona), wykorzystywanie śpiewów gregoriańskich wymagało stosowania również śpiewanych odpowiedzi i zabraniało jakiegokolwiek śpiewania w języku ojczystym.

Kler posługujący do mszy oraz chór posiadali odpowiednie przeszkolenie dotyczące śpiewu oraz innych odpowiedzi mówionych w języku łacińskim, ale wierni zgromadzeni w czasie Mszy Świętej nie byli wystarczająco wyedukowani w zakresie śpiewu liturgicznego w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku. Autor zastanawia się również ilu z funkcjonujących w owych czasach księży posiadało wystarczająco dobre przygotowanie, by odprawić nie tylko Mszę czytaną, kładącą nacisk na śpiewanie hymnów w językach narodowych, ale także Mszę śpiewaną wymagającą posiadania szerokiej wiedzy na temat śpiewu gregoriańskiego.

Jak opisuje Russell, Sobór Watykański II został bezpośrednio poprzedzony przez „Ruch Liturgiczny” mający przenieść wiernych z rzeczywistości „wysłuchiwania” Mszy Świętej i wznoszenia prywatnych intencji w trakcie jej trwania do rzeczywistości „modlenia się” w trakcie Mszy Świętej. Miało to nastąpić chociażby poprzez śledzenie jej w posiadanym mszale napisanym w języku ojczystym, tak by pomóc katolikom zrozumieć mówioną Łacinę.

Tym, co wykoleiło trwający blisko wiek projekt odrestaurowania śpiewów typowych dla Rytu Rzymskiego i udostepnienia ich wiernym, było niczym nieograniczone zanurzanie się w językach ojczystych. Jeśli, jak zauważa Russel, ksiądz oraz zgromadzeni wierni nie muszą się uczyć i wykorzystywać łaciny w Liturgii, a także jeśli wyzwolenie od łaciny przyjmuje w Kościele Katolickim rozmiary tsunami, to zarazem dostęp do dziedzictwa łacińskiej muzyki i tekstów (śpiewy i polifonia) zostaje utracony.

W trakcie trwania tego procesu na pewno ostały się parafie stanowiące wyjątki, parafie i parafianie, którzy rozumieli liturgię i muzykę łacińską. Jednakże nie ulega wątpliwości, że monumentalny ruch postępujący od łaciny do języków narodowych, ukazał zapotrzebowanie na muzykę liturgiczną również wykonywaną z językach narodowych. Niestety istniejące hymny katolickie, wyrażone w językach narodowych, nigdy nie były dostosowane do połączenia z łacińską muzyką liturgiczną, a ponadto, tematycznie bardziej odpowiadały nabożeństwom niż Mszy Świętej.

Zdaniem Russella odejście od łaciny w Mszy Świętej w latach 60tych wiązało się z równoczesnym zaczerpnięciem inspiracji z banalnych tekstów i melodii muzyki pop, czy folk. Teraz, ponad 50 lat później, ta dyskontynuacja wydaje się jeszcze bardziej oszałamiająca. Muzyka liturgiczna jest uwięziona w swego rodzaju otchłani. Rozwiązaniem może być połączenie przedsoborowego wysiłku by odrestaurować muzykę liturgiczną z posoborową otwartością na tworzenie nowej muzyki liturgicznej wywodzącej się z tego właśnie źródła, pisze autor. Po czym dodaje, jak wspaniałą byłaby możliwość kontynuacji rozwoju muzyki sakralnej, wywodzącej się z tych samych korzeni. Jak bardzo znajomość łacińskich pieśni oraz polifonii rozwijałaby tych, którzy tworzą współczesne pieśni liturgiczne.  

Kończąc swoje rozważania Russell zamieszcza jedno krótkie stwierdzenie, które wydaje się ucinać wszelkie aktualne dyskusje w obrębie muzyki sakralnej: „Msza nie powinna dostarczać mi przyjemności pod względem muzycznym, msza powinna uczynić mnie bardziej świętym”.

Czy takie wrażenie odnoszą Państwo jako uczestnicy współczesnych Mszy Świętych i wykonawcy współczesnych pieśni liturgicznych?        

malk

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (9 czerwca 2017)

 


 

KOMENTARZ BIBUŁY: „Odejście od łaciny w Mszy Świętej w latach 60tych wiązało się z równoczesnym zaczerpnięciem inspiracji z banalnych tekstów i melodii muzyki pop, czy folk. Teraz, ponad 50 lat później, ta dyskontynuacja wydaje się jeszcze bardziej oszałamiająca.” – pisze Russell. Hmm. Ciekawe, czy pisząc to miał również na myśli tfurczość muzyczną środowiska Radia Maryja, które nieustannie, od kilkudziesięciu lat jest najważniejszą platformą destrukcji muzycznej Kościoła w Polsce, patronując najgorszym formom rozwoju (?) muzycznego oraz propagując właśnie te, krytykowane w tekście przez Autora, nurty.

 


 

Skip to content