Aktualizacja strony została wstrzymana

Fatima a sprawa polska

CZYTAJĄC ŚWIĘTEGO MAKSYMILIANA

W 1938 roku, w trzeciomajowe święto Matki Bożej Królowej Polski, święty Maksymilian tak mówił do swoich współbraci w Niepokalanowie:

„Każdy naród ma swoją misję. Ta samo i Polska ma swoją misję – potrzebuje czerstwego zdrowia moralnego i dlatego Matka Boża staje tu w Niepokalanowie i działa na dusze, wzbudza sympatię do Niepokalanowa, dlatego, że Ją ludzie kochają. Jest coraz więcej czystości obyczajów. Niepokalana prowadzi w przyszłość”.

I dalej wyjaśniał: „Jak Opatrzność Boża pokieruje – nie wiemy. Wiemy tylko, że Niepokalana chce, aby Polska wzmocniła się duchowo i aby promieniowała na cały świat. Niepokalana ma w tym swój plan. Widać, że chce mieć Polskę bardzo silną i wpływową na cały świat. Pamiętajmy o tym, że Niepokalana jest Królową nie tylko Polski, ale i całego świata. I spodziewamy się, że przez Polskę chce Ona być Królową. Kto wie, ile będzie takich placówek po całej Polsce jak obecnie Niepokalanów. Tak samo i poza Polską. To Jej plany. Starajmy się o wierność – to Niepokalana będzie cuda nawet czynić” (Konferencje świętego Maksymiliana Marii Kolbego, Niepokalanów 2009, s. 237-238, konferencja nr 168).

Misja narodu – to hasło budzi w Polsce duże emocje. XIX-wieczni romantycy wprowadzili do naszego języka słowo „mesjanizm”, które wywołało i nadal wywołuje tyle emocji, że już mało kto się zastanawia, co ono tak naprawdę oznacza. To prawda, że w naszym romantyzmie pojawił się nurt mesjanizmu wyraźnie niekatolickiego, któremu niestety ulegli nawet najwybitniejsi twórcy, lecz był to na szczęście tylko epizod, który nic istotnego nie wniósł ani do polskiej kultury, ani do życia narodowego.

Byłoby więc nieroztropne z góry odrzucać pojęcie misji narodu tylko dlatego, że kojarzy się on z marginalnym nurtem w polskim romantyzmie. Jeśli bowiem odrzucamy pogląd deistów, że Pan Bóg jedynie stworzył ten świat i już więcej nim się nie interesuje, to musimy przyjąć, że istnieje Boży plan wobec ludzkości i każdy naród stanowi jakąś część tego planu. A zatem każdy naród ma do spełnienia jakąś misję i zadaniem przywódców narodu jest tę misję odczytać, by ją wypełnić.

Nie ma to i nie powinno mieć nic wspólnego z jakąkolwiek megalomanią narodową ani szowinizmem, czyli wadami ludzkiej natury, które w życiu zbiorowym przynoszą tylko szkody albo i poważne nieszczęścia. Misji narodu nie należy traktować na sposób judaistyczny – jako wybraństwa ponad inne narody (w domyśle: z podwójną etyką – inną dla swoich, inną dla obcych).

Misja rozumiana po katolicku to obowiązek, a nie zaszczyt, a już na pewno nie prawo do wywyższania się nad innych. Obowiązek – czyli konieczność, trud, wyrzeczenia. Nie jest to łatwe w życiu indywidualnym, a w życiu zbiorowym jest niesłychanie trudne, bo przywódcy narodu nieczęsto mają odwagę narzucać mu trudne decyzje i wybory. Pójście „na łatwiznę” stało się zmorą naszych czasów, a tego przecież nie da się pogodzić z prawdziwym obowiązkiem i misją.

Odczytanie Bożych planów wobec narodu nie jest, rzecz jasna, sprawą łatwą. Stąd zapewne tak wiele błędnych teorii mesjanistycznych, które przeradzają się w megalomanię albo szowinizm. Nie brakowało niestety takich teorii w dziejach Europy, gdzie duch cywilizacji chrześcijańskiej nieraz bywał skażony wpływami cywilizacji żydowskiej (co dobitnie wykazał Feliks Koneczny). A jednak właściwe zrozumienie misji narodu jest sprawą kluczową. Bez tego istnienie narodów nie ma sensu – bo przecież nie mogą być tym sensem różnice biologiczne, językowe czy nawet polityczne między poszczególnymi społecznościami.

Św. Maksymilian nie miał wątpliwości, że misją Polski jest rozkrzewianie wiary katolickiej po świecie. Nie każdy naród ma to szczęście, że od 1050 lat opiera się na tym samym kręgosłupie religijnym i moralnym, jakim jest wierność Chrystusowi i Jego Kościołowi. Ale to szczęście jest przede wszystkim zobowiązaniem, misją właśnie.

A słowo „misja” nieprzypadkowo stanowi podstawę dla słowa „misjonarz”. Bo dzieje Polski składają się jakby z dwóch etapów: najpierw misjonarze z zachodu i południa Europy nawracali Polaków, a potem misjonarze polscy szli nawracać inne narody, przede wszystkim leżące na wschód od etnicznych ziem Polski. Unia z Litwą, zapoczątkowana małżeństwem świętej królowej Jadwigi z Jagiełłą (w końcu XIV wieku), oraz unia brzeska, mająca na celu powrót wschodnich schizmatyków do Kościoła rzymskiego (w końcu XVI wieku), to dwa kamienie milowe w realizowaniu misji narodu polskiego.

Nie znaczy to bynajmniej, że owa misja została wypełniona. Ofiara życia św. Andrzeja Boboli, św. Jozafata Kuncewicza i wielu, wielu innych polskich misjonarzy na Wschodzie nie przyniosła trwałych efektów z powodu upadku Rzeczypospolitej i zajęcia całej Europy Wschodniej przez schizmatycką Rosję. Odtąd praktyczną misją narodu polskiego stało się zachowanie własnej tożsamości pomiędzy wrogimi katolicyzmowi mocarstwami – rosyjskim i pruskim. Zamiast nawracać innych, musieliśmy walczyć o to, byśmy sami wiary i moralności nie stracili.

Rozpoczęta latem 1914 roku wielka wojna między tymi mocarstwami dała Polakom szansę na powrót do rodziny państw europejskich, lecz równocześnie przyniosła tyle ofiar i strat, że mało kto na starym kontynencie – a tym bardziej w Polsce – zwrócił uwagę na objawienia Matki Bożej w dalekiej Portugalii.

Tymczasem w lipcu 1917 roku dzieci z Fatimy usłyszały od Niepokalanej zdumiewające słowa:

„Wojna zbliża się ku końcowi, ale jeżeli ludzie nie przestaną obrażać Boga, to w czasie pontyfikatu Piusa XI rozpocznie się kolejna wojna, gorsza. Kiedy pewnej nocy ujrzycie nieznane światło, wiedzcie, że jest to wielki znak od Boga, że zbliża się kara na świat za jego liczne zbrodnie. Będzie wojna, głód, prześladowanie Kościoła i Ojca Świętego.

Aby temu zapobiec, przybędę, aby prosić o poświęcenie Rosji Memu Niepokalanemu Sercu i o Komunię św. wynagradzającą w pierwsze soboty. Jeżeli Moje życzenia zostaną spełnione, Rosja nawróci się i zapanuje pokój. Jeżeli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowanie Kościoła. Dobrzy będą męczeni, Ojciec Święty będzie miał wiele do cierpienia, a różne narody zginą.

Na koniec Moje Niepokalane Serce zatriumfuje. Ojciec Święty poświęci mi Rosję, która się nawróci, i przez pewien czas zapanuje pokój na świecie”.

Czytając te słowa dzisiaj, po stu latach, trudno nie mieć przed oczami tragicznej historii Europy i świata w XX wieku. Ale też trudno nie odczytać jasnej wskazówki: trzeba robić wszystko, by Rosja się nawróciła. Dlaczego właśnie Rosja? Można oczywiście szukać wyjaśnień geograficznych, geopolitycznych, demograficznych, wreszcie historycznych, ale nie ma to wielkiego sensu, bo wskazówka ze strony Nieba jest jednoznaczna: nawrócenie Rosji.

A z czego Rosja miałaby się nawrócić? Powszechnie uważa się, że z komunizmu, na co mogą wskazywać słowa o „bezbożnej propagandzie”. Ale przecież w lipcu 1917 roku Rosja nie była jeszcze komunistyczna. A dzisiaj już nie jest. Ale nie jest też katolicka, a tylko nawrócenie na wiarę katolicką mogła mieć na myśli Matka Boża w Fatimie. Trzeba więc robić wszystko, by Moskwa porzuciła swój mit „trzeciego Rzymu” i przylgnęła do Rzymu prawdziwego, do katolickiej wiary i moralności.

Kto miałby to robić? Oczywiście sami Rosjanie, wśród których zawsze znajdowali się gorliwi katolicy, tyle że było ich – i nadal jest – bardzo niewielu. Dlatego Rosji i Rosjanom trzeba pomóc w powrocie do prawdziwego Kościoła. A największym narodem katolickim, który znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie Rosji, są Polacy. Niepokalana z Fatimy zwraca się zatem szczególnie w naszą stronę, na nowo wskazując misję narodu polskiego – dążenie do nawrócenia Rosji.

W wymiarze czysto ludzkim wydaje się to szaleństwem: największe państwo świata, w dodatku rządzone przez ludzi zdolnych do wszystkiego, miałoby porzucić swoje błędy i niegodziwości, by poddać się władzy znienawidzonego tam od wieków biskupa Rzymu? Gdyby brać pod uwagę tylko ten czysto ludzki wymiar, rzeczywiście nie miałoby to sensu. Ale z pomocą Niepokalanej i Jej Syna nie ma nic niemożliwego. Przecież imperium rzymskie też było największe i też rządzili nim ludzie zdolni do wszystkiego – a jednak w końcu przyjęło wiarę Chrystusową, rozsiewając ją potem na wszystkie strony świata.

W kontekście słów Matki Bożej z Fatimy jasno widać, jak wielką zbrodnią duchową jest współczesny ekumenizm, który zastąpił nawracanie dusz do Kościoła świętego. Prowadzony od półwiecza „dialog ekumeniczny” Watykanu z moskiewskimi schizmatykami nie przyniósł dotąd żadnych pozytywnych efektów, bo oczywiście nie może ich przynieść, skoro życzeniem i poleceniem Niepokalanej jest nawrócenie Rosji. Nic dziwnego, że w tym zamieszaniu i Polacy nie potrafią poprawnie odczytać swojej misji. Bo – jak zwykle zresztą – dużo się u nas mówi o Rosji, jedni straszą rosyjskim zagrożeniem, inni radzą ocieplać relacje z tym krajem, lecz słów z objawienia fatimskiego nikt nie pamięta albo nie chce pamiętać.

Przykro to pisać, ale pierwsze stulecie po Fatimie zostało w dużej mierze zmarnowane: przez ludzi kierujących Kościołem, przez świat, także przez Polskę i Polaków. Zróbmy wszystko, aby nie zmarnować drugiego stulecia, które się właśnie rozpoczyna!

Paweł Siergiejczyk

Źródło: Zawsze wierni, nr. 1 [188] styczeń 2017

Za: Strona prof. Mirosława Dakowskiego (29.01.2017) | http://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=19607&Itemid=100

Skip to content